Powracamy do zagadnień związanych z rewitalizacją łódzkich obiektów pofabrycznych. W bierzącym numerze Purpose poprosiliśmy o przedstawienie swojego zdania Pana Wiesława Kaczmarka, Prezesa Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Oddział w Łodzi.

Temat budzący nadzieje, a zarazem wywołujący wiele kontrowersji i dyskusji. Czy Łódź powinna mieć charakter skansenowy? Czy też wręcz przeciwnie — powinno się jak najszybciej rozbierać zaniedbane pofabryczne dziedzictwo. Czy jest jedna, najlepsza metoda działania?

Miasto szukające od wielu lat swojej tożsamości dotyka problemu świadectw historii, ale tak naprawdę żadnym władzom nie udało się wprowadzić jakiejś jednolitej strategii w tym zakresie. Największym wydarzeniem mającym uratować duży kompleks pofabryczny było ustanowienie Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej na części terenów dawnego kompleksu Scheiblera–Grohmana. Ale w krótkim czasie okazało się niemożliwe pogodzenie szybkiego pozyskiwania inwestorów tworzących nowe miejsca pracy z problemem konserwowania zabytkowych budynków pofabrycznych. Budynków bardzo zaniedbanych, niedających odpowiednich perspektyw dla nowych inwestorów. I dziś mamy tu szczątki ciekawej architektury ceglanej w otoczeniu blaszano-kartonowych hal w różnorodnej kolorystyce. Dopiero teraz pojawił się pierwszy inwestor, który ze zrozumieniem podszedł do problemu zachowania zewnętrznej elewacji zabytkowego budynku. Innym nie przeszkadzały zapisy ustawowe czy Miejscowy Plan Zagospodarowania — po raz kolejny jest on dopasowywany do faktów budowlanych w imię wyższej idei, jaką jest pozyskanie inwestora za wszelką cenę. Ten problem w mniejszym czy większym stopniu przewija się w wielu realizacjach w naszym mieście. Czy pozwolić inwestorowi na swobodę budowlaną, czy też ryzykować jego rezygnację z inwestowania w projekt.

 

Władze miasta i regionu — które muszą pogodzić pozyskiwanie inwestorów z promocją miasta i budowaniem jego produktu turystycznego — jak widać nie mogą przekonać się do koncepcji Łodzi jako miasta z zachowanym dziedzictwem przemysłowym z przełomu XIX i XX w. Mimo różnych opracowań przygotowywanych dla kolejnych rządządzych w Łodzi, miasto nadal nie ma strategii inwestycyjnej dotyczącej zachowania jego dziedzictwa. To destrukcyjne przekonanie, że nikogo nie może zainteresować brudna fabryka, nadal panuje w powszechnej świadomości. I tylko czasami, najczęściej wywołane jakimiś spektakularnymi wyburzeniami, pojawiają się głosy miłośników dawnej pięknej architektury przemysłowej. Mimo że na ulotkach jakże często pojawia się kilkanaście wyremontowanych obiektów, to władze nie mogą wypracować spójnej koncepcji dotyczącej tego, co powinno stanowić o tożsamości Łodzi zarówno wśród mieszkańców, jak i o jej identyfikacji wśród turystów z kraju i za granicy.

W jakim kierunku prowadzić rewitalizację?

Kompleks Izraela Poznańskiego przekształcany w centrum rozrywkowo-handlowe budzi tyle zachwytów, ile kontrowersji, dlatego ten temat zostawmy na odrębną dysputę. Niemniej należy podejmować dyskusję, czy rewitalizowane kompleksy pofabryczne powinny tworzyć nowe struktury mieszkaniowe, czy nadal powinny być terenami usługowo-przemysłowymi. Czy zachowywać pieczołowicie wypracowany detal elewacji fabryk, poddając go kosztownym konserwacjom i zabezpieczeniu? Bo czyż nie stanowi to elementu bardziej ogólnego wizerunku miasta? Czy ożywianie podlegającego ciągłej degradacji pierścienia wokół centrum Łodzi powinno stanowić priorytet rewitalizacyjny rozwoju miasta, czy raczej powinno się pozwalać na wyburzenia, aby tworzyć miejsce pod nową architekturę? Przykłady „zastępstwa architektonicznego” budzą wielki niepokój (np. u zbiegu ulic Dąbrowskiego i Kilińskiego). Należy jednak wierzyć, że łódzcy architekci poprzez własne realizacje oraz dzięki presji środowiskowej potrafią przeciwdziałać dalszemu powstawaniu architektury szkaradnej.

 

Pewna doza nadzoru i kierowania tymi przemianami możliwa jest w przypadku większych obiektów czy kompleksów willowo-fabrycznych. Jednak w wielu zespołach pofabrycznych sprzedawane części budynków są remontowane i przekształcane przez każdego właściciela według jego pomysłu i posiadanych środków, co prowadzi do niekontrolowanych procesów rewitalizacyjnych. Przykładem może być kompleks „Anilany” przy al. Piłsudskiego, gdzie wśród walącej się cegły można znaleźć piękne elewacje nowoczesnych firm, gdzie żelbetowe konstrukcje przeplatają się z nowoczesną architekturą przemysłowych wnętrz. Ta działalność remontowo-odtworzeniowa pozwala na zachowanie przemysłowego charakteru określonego terenu — ale z pewnością architektoniczna tkanka traci tu swoją spójność. Ważniejsze jednak jest zachowanie takich enklaw, gdzie za kilka lat będzie można pokazać, że tu były zakłady, niż rozparcelowanie takiego terenu na zupełnie rozbieżne strategie inwestycyjne.

Jak więc widać wiele się dzieje, jednak z różnym skutkiem dla miasta. Dyskusja, czy można rozbierać fabrykę u zbiegu al. Mickiewicza i ul. Żeromskiego podąża w wielu kierunkach — ścierają się w niej głosy opowiadające się za unowocześnieniem wyglądu tego regionu z poglądami, że przecież stojąc w tamtym rejonie akurat jest w otoczeniu kilka budynków pofabrycznych, które mogłyby stanowić wzajemne uzupełnienie i przewartościowanie rejonu. Są tam już ciekawe realizacje pokazujące, że nie jest to gołosłowne. Potrzeba świadomości i wizji właścicieli zachęconych przez Architekta Miasta. I bez znaczenia jest, czy ten budynek jest zabytkiem wpisanym do rejestru, bo ważniejsze jest budowanie perspektyw i wizerunków dających zadowolenie mieszkańcom i ich gościom, a zarazem tworzących kolejne elementy łódzkiej układanki pofabrycznych rewitalizacji.

Konieczna jest więc poważna ogólnołódzka debata, jak budować tę wewnętrzną i zewnętrzną tożsamość miasta, dająca prerogatywy władzom. Jakie działania powinny zyskiwać wsparcie, aby wpisywały się w ogólną koncepcję przemian? Gdzie rewitalizacja jest jedyną metodą postępowania, a gdzie można zostawić to do decyzji inwestorów? Jednocześnie nie może to być ograniczone jedynie do wymogów remontu i konserwacji — rewitalizacja to przywrócenie do życia, więc wymaga myślenia o wielu aspektach podtrzymujących to ożywienie wokół obiektu poddawanego tym procesom. Dlatego konieczne jest wpisanie rewitalizacji obiektów pofabrycznych w strategię rozwoju miasta i konsekwentne jej realizowanie tak, aby nie stanowiła pozornych działań według wymogów chwilowych wydarzeń.

Miasto fabryk i kominów powoli zatraca jednoznaczną identyfikację. Można się cieszyć, że ginie ta negatywna sfera powyższego skojarzenia, ale zagubienie jej całkowicie może powodować pustkę skojarzeniową. Rewitalizacja obiektów poprzemysłowych stanowiących dziedzictwo burzliwego rozwoju miasta u schyłku XIX w. w oparciu o rozszerzające się zainteresowanie dziedzictwem techniki, tzw. archeologią przemysłową, powinno stanowić oś budowania wizerunku Łodzi w świecie. A jakimi metodami to robić, czego oczekujemy, w jakim mieście chcielibyśmy mieszkać? Zapraszamy do przemyśleń i dyskusji.

Wiesław Kaczmarek, łodzianin, z zawodu ekonomista, w czasie wolnym - pasjonat zabytków tego miasta.

Wieloletni Prezes Oddziału w Łodzi Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, współanimator wielu wydarzeń związanych z edukacją i uświadamieniem wartości naszego dziedzictwa. Realizator wielu niebanalnych imprez w Łodzi. Społecznik nie liczący swego zaangażowania dla dobra sprawy, odważnie walczący z bezmyślną dewastacją zabytków.. Interesuje się również fotografią, turystyką krajową i rozwojem lokalnej samorządności.