Aktualne wydanie naszego magazynu poświęcamy w całości projektowi Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie. W styczniu Zamek obchodzi pierwsze urodziny. Odpowiadając na zaproszenie, odwiedziliśmy to miejsce z naszym przenośnym biurem redakcyjnym. Przeprowadziliśmy szereg wywiadów, zapoznaliśmy się ze specyfika tego miejsca, po to by przedstawić i zarekomendować je Wam. Poniżej przedstawiamy wywiad z Panią Ewą Gołębiowską, pomysłodawczynią oraz Dyrektor Zamku.

Pani dyrektor, wiemy, że jest Pani sprawczynią tego przedsięwzięcia jakim jest Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie.

Nie w pojedynkę, broniłabym się przed uzurpacją, ale jestem jedną z dwóch, trzech osób, które tą ideę w 2000 roku tworzyły i które pomagały tworzyć studium wykonalności, które musiało przekonać ekspertów unijnych, że z tak nietypowego funduszu, jakim był program PHARE ESC (Spójność społeczno – gospodarcza), można angażować się w przedsięwzięcia związane z kulturą i że tą kulturę można pokazać jako narzędzie prowadzące do rozwoju gospodarczego. To było bardzo trudne, ponieważ wtedy w Polsce nikt nie wiedział jak patrzeć na coś takiego i jak bronić w Brukseli takiego projektu (projekt ten był osobiście przedstawiany przez Pana Marszałka Olbrychta)

A nie było łatwiej przekonać przedstawicieli w Brukseli niż naszych w Polsce?

My mamy szczęście, bo jesteśmy jednostką lokalną. Problemy stwarzają zazwyczaj duże projekty i szanse na większe pieniądze. Miasto miało ogromny problem w znalezieniu inwestora dla Zamku Habsburgów, inwestora, który by musiał wyremontować obiekt zgodnie z konserwatorskimi zaleceniami i miał w tym własny interes. To ponad dziesięcioletnie poszukiwanie inwestora pokazało Miastu, że jest sens szukania innych rozwiązań. Muszę powiedzieć, że kiedy przyszłam z informacją, że jest możliwość taki wniosek złożyć w województwie i że właśnie z PHARE mogłoby być to sfinansowane, że jest pomysł, żeby w Zamku stworzyć takie miejsce, gdzie sztuka, stare rzemiosło, ginące zawody, wzornictwo stanowiłoby wartość także gospodarczą, nie potrzebowałam więcej niż godzinę do przekonania burmistrzów, że idziemy w tym kierunku.

Skąd Pani przyszła?

Przyszłam jako naczelnik edukacji i kultury, pracowałam wtedy na urzędzie już osiem lat, wobec czego nie byłam osobą, która przyszła z cudzego podwórka. I może dlatego było łatwiej.

Pytam dlatego, ponieważ wiadomo, że sektor przemysłów kultury w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej jest zdecydowanie lepiej rozwinięty i zidentyfikowany niż u nas. U nas się dopiero kształtuje. Narodowe strategie rozwoju w kulturze dopiero teraz uwzględniają pojęcie przemysłów kultury.

Poza tym nie ma badań, nie mamy na czym się oprzeć. Myślę tutaj np. o wzornictwie, które jest unikalnym elementem w całej gospodarce. Nie sposób przekonać urzędników w Ministerstwie Gospodarki, że to ma sens.

Kilka lat temu zapoznałem się z opracowaniem pokazującym zagadnienie przemysłów kultury w USA i Europie Zachodniej, temat ten tak bardzo mnie zainteresował, że zaczęliśmy wydawać pierwszy magazyn przedsiębiorczości w kulturze Purpose.

My tutaj wiele działań podejmujemy intuicyjnie, nie jesteśmy jednostką badawczą. W niektóre projekty (działania) wchodzimy bardzo szybko, co nie znaczy, że w ciemno. Staramy się korzystać z doświadczenia innych, jeździć, spotykać się z ludźmi, zadawać pytania. Mamy kilku partnerów zagranicznych w obszarze designu. W Europie jest również silny ruch związany z tradycją i ginącymi zawodami, przygotowujemy się właśnie do dużego projektu, który zaczynamy z Czechami w ramach programu Interreg. Niestety, musiałam odmówić trzem projektom z Kultury 2000. Cały czas również jesteśmy uzależnieni od budżetu miasta i nie mogę podejmować ryzykownych finansowych decyzji. Nie porywamy się też na projekty zbyt duże, liczymy na mniejsze programy regionalne, gdzie te pieniądze są stosunkowo łatwiejsze do pozyskania. Decyzje też zapadają znacznie bliżej, tutaj na miejscu. Ja nie wiem jak to jest w Warszawie. Bywało jednak też tak, że pisałam bardzo dobre projekty, np. do Equala i projekt nie przeszedł. Znam dużo osób, które napisały bardzo dobre projekty i przegrały.

Naszym zadaniem jest również pomagać absolwentom szkół artystycznych w wejściu na rynek pracy. Oni muszą zdawać sobie sprawę z tego, że w 90% pracy tj. etatów dla nich nie ma i niestety nie wystarczy pójść do firmy i powiedzieć: szukam pracy. Znamy wiele bardzo zdolnych ludzi, którzy pracują na umowy o dzieło, radzą sobie tak dobrze, że nie potrzebują mieć firmy do tego. Ci (,co są) bardziej bezradni, słabsi, mają mniejsze szanse na sukces ( na rynku pracy to właśnie z nimi jest problem). My rozmawiamy z absolwentami sztuki Uniwersytetu Śląskiego i okazuje się, że mają oni absurdalnie niewielkie umiejętności z dziedziny komputerów oraz programów graficznych. Dlatego też właśnie dla nich realizujemy  projekt tanich szkoleń z umiejętności przetrwania na rynku. Będą z nimi rozmawiać również Anglicy z organizacji Art. House, która współpracuje z 200 artystami angielskimi. Artysta nie musi mieć własnej firmy, jak się boi ZUSu, księgowości, rozliczeń, ale musi być świadomy prawa autorskiego. Musi umieć tworzyć umowy, negocjować je, podpisywać, rozliczać, musi znać stawki, żeby nie wyceniać się za wysoko. Często jest tak, że młodzi ludzie mają zawyżone poczucie własnej wartości, nie są wcale skromni. Nie potrafią realnie ocenić swoich umiejętności. Dużo młodych ludzi też nie myśli w ogóle o tym, co będzie robić po ukończeniu uczelni. Później szukają etatu, jednak powinni wiedzieć, że nie ma etatów w Cieszynie, tutaj można przyjąć dwóch absolwentów sztuki w ciągu 10 lat. W szkołach są zapełnione etaty, zawód dekoratora wystaw już nie istnieje i jeżeli sami nie podejmą działalności, nie będą znali języków, nie nauczą się odporności, to pracy nie zdobędą.

My wychodzimy jeszcze z takiego założenia, że przedsiębiorczość jako taka to nie jest tylko zakładanie firm, to są również stowarzyszenia, fundacje, grupy artystyczne, wszelka aktywność zmuszająca do działania. Ale jednocześnie trzeba pamiętać, że artyści to indywidualiści.

Tak i tutaj jest później problem pracy w grupie. Ale jak obserwujemy tych, co odnieśli sukces to są właśnie grupy. Trzeba działać wspólnie. Grupa Tworzywo, Moho Design, Medusa Group są takimi przykładami.

Powróćmy do Zamku, składaliście projekt inwestycyjny PHARE na realizację centrum przedsiębiorczości i sztuki, jak to wyglądało?

Zaczęliśmy w 2000 roku od pomysłu. Budowa trwała 13 miesięcy. W 2004 roku zajęłam się już przygotowaniami do działania centrum. Najważniejsze były tutaj kontakty, zwłaszcza, że ciągle wiele osób nie dowierzało, że takie centrum na peryferiach, czyli nie w dużej metropolii, ale w małym mieście dojdzie do skutku. Pamiętam moje spotkanie z projektantem szwajcarskim Peterem Wirtzem, odnoszącym sukcesy dziedzinie wzornictwa przemyslowego na najwyższym światowym poziomie. Pytałam go, jak to jest tworzyć centrum sztuki w małym mieście. Dał mi jedną radę „Nie ważne jest gdzie jesteś, ważne jest żeby robić swoje w najlepszy na świecie sposób. Nie ważne gdzie jesteś, ważne abyś był najlepszy na świecie.” Mnie trochę strach ogarnął, on zauważył moje wątpliwości i zapytał się „Czy ktoś wie, gdzie jest produkowana Coca Cola? – Wszędzie.” Pamiętam również nasze pierwsze kontakty partnerskie w Brnie, Bratysławie, Budapeszcie i polskimi ekspertami - teraz naszymi przyjaciółmi, słuchałam ich porad, zadawałam podobne pytania i te informacje przekazywałam do władz miasta. W pewnym momencie zdano sobie sprawę, że powołanie unikalnej jednostki ma wpływ na wizerunek miasta, z którego mogą być dumni.

Województwo Śląskie ma swoją strategię rozwoju i innowacji (RIS Silesia) i ta strategia jest nie tylko realizowana z dużą konsekwencją, ale zawiera odnośniki bezpośrednie dotyczące wzornictwa. To nam bardzo pomogło w pisaniu wniosku do środków ZPORRowskich, który nazywał się „Śląska Sieć na Rzecz Wzornictwa” i pozwala nam przez prawie trzy lata od stycznia 2005 do czerwca 2007 realizować zadania związane z promowaniem wzornictwa przemysłowego (wystawy, biuletyn, konferencje, spotkania doradcze, strona internetowa, baza danych). To są pieniądze unijne i to w stu procentach, daje to pewien komfort wobec Miasta, mogę powiedzieć mieszkańcom miasta, radnym, że to co jest ewidentnie usługą dla całego województwa, nie jest finansowane z Urzędu Miasta i to jest bardzo ważne. Drugi projekt związany jest z Transferem Technologii, realizujemy go wspólnie z partnerami konsorcjum w ramach środków zewnętrznych. Projekt ten pomaga nam dotrzeć do przedsiębiorców, którzy uważam boją się artystów oraz rozpowszechniać wiedzę o korzyściach płynących ze współpracy z projektantem.

Czy uważa Pani, że pomoc gminy w zdobywaniu środków unijnych jest potrzebna, czy łatwiej Wam zdobywać środki bo jesteście jednostką samorządową?

Powiem tak, problem zawsze jest w zapleczu finansowym, w stabilności kadrowej. Pieniądze unijne są trudnymi pieniędzmi do otrzymania, ponieważ trzeba udowodnić, że organizacja jest w stanie kadrowo i finansowo podołać, często też trzeba mieć duży wkład własny i każdy z nas wie, że bywają długie miesiące, kiedy trzeba finansować projekt unijny z własnych środków, ponieważ czeka się na pieniądze. Kiedy przychodzi koniec roku, jest to naprawdę stresujące, chociażby dlatego że w naszym budżecie środki unijne stanowią czterdzieści procent. Jeżeli jest niewielka organizacja, to radzę aby zastanowić się, jakie się ma zaplecze finansowe. Znam ludzi, którzy z powodu ambitnych planów musieli zastawiać sprzęt muzyczny w lombardzie, ponieważ musieli zapłacić za wszelkiego rodzaju usługi. Projekt został zrealizowany, a pieniędzy nie było jeszcze widać.

Rozmawialiśmy dzisiaj z młodą projektantka, która chce założyć firmę, mówiła że Państwa atutem jest to, że student może tu przyjść, porozmawiać o swoim pomyśle, który ma i nie zostanie odesłany z kwitkiem. Proszę powiedzieć jak to wygląda.

Każdy student może przyjść, tylko proszę, żeby się wcześniej umówił... Naszym problemem są niewystarczające w stosunku do potrzeb kadry, nie zawsze dysponujemy czasem, tak jak byśmy chcieli, natomiast co nas może charakteryzować – nie ma wśród załogi pozorantów, każdemu z nas zależy na efekcie i my nie funkcjonujemy w ośmiogodzinnym czasie pracy. Wiemy, że ludzi nie wolno odsyłać z przysłowiowym  kwitkiem ponieważ nie wrócą. Chcąc założyć własną firmę, krąży się po kilku instytucjach i po dwóch, trzech tygodniach ludzie tracą zapał i chęci. My staramy się mieć kontakt ze studentami, trochę z wyrachowania, studenci w większości są bardzo zdolnymi młodymi ludźmi, uważamy że warto w nich inwestować czas. Zdarza się, że wykonują dla nas usługi, staramy się finansować ich projekty, liczymy na to że będą naszymi przyjaciółmi. Jeżeli ja już będę na emeryturze to ci, już wtedy uznani artyści i projektanci, będą chcieli tu przyjeżdżać ze swoimi wystawami, będą nam pomagać bez względu, na to gdzie będą mieszkać. Poza tym jesteśmy miejscem, które zostało dla nich stworzone.

Czy studenci, którzy przychodzą do Was korzystają również z pomocy Urzędów Pracy? Magdalena Pluta powiedziała, że ona osobiście wolała przyjść od razu do Was ponieważ tutaj ma wszystko na miejscu, szkolenia, indywidualne konsultacje i możliwość prowadzenia firmy w Zamku.

Prowadzimy szkolenia „ABC Przedsiębiorczości”, pani Ania Kańska, która je wymyśliła, w wieku ponad 40 lat została zwolniona z pracy, sama była osobą bezrobotną. Wiedziała jak to smakuje. Jako osoba bezrobotna była bardzo aktywna. Ona doskonale wie, co w takim szkoleniu powinno się znaleźć, co jest potrzebne osobie bezrobotnej. Wie, jak ważny jest osobisty kontakt z osobą, że trzeba podtrzymywać ją na duchu. Wymyśliła taki cykl, który pozwalał uniknąć konieczności chodzenia po urzędach, w momencie kiedy chcą założyć własną firmę. W ramach jednego takiego cyklu mają wszystko, czego potrzebują. Drugi cykl „ABC Przedsiębiorczości–Komputerowe” jest bardziej specjalistyczny. Ja się bardzo cieszę, kiedy widzę na szkoleniach młodych ludzi, studentów. Ale najbardziej zdeterminowane są osoby starsze, powyżej czterdziestki i mówiąc żargonem nie są „świeżym mięsem” na rynku pracy, pozostaje im więc założenie własnej firmy, bo dwadzieścia lat do emerytury to za długo. Dzięki temu programowi mają konsultacje indywidualne, nie tylko szkolenie.

Ile osób pracuje na Zamku?

25 osób obsługuje wszytkie obiekty: Zamek, Oranżerię, Rotundę z Wieżą. Pełne etaty (dyrektorskie i księgowe) oraz częściowe, a także ochrona, sprzątaczki. Siedem dni w tygodniu obsługiwana jest Wieża Piastowska i Informacja Turystyczna ze sklepem. Sklep jest dla nas bardzo ważny, ponieważ dzięki niemu możemy promować również studentów i ich produkty. Pracujemy również ze stażystami, w tej chwili mamy trzech. Pięć osób zajmuje się projektami unijnymi.

Czyli niektóre etaty są finansowane tylko z projektów unijnych, nie obciążając budżetu Zamku?

To są bardzo dobre projekty, ponieważ uwzględniają nie tylko koszty wynagrodzeń ale i obsługi administracyjnej nie obciążając tymi kosztami Miasta.

Mnie osobiście bardzo podoba się, że pracownicy Zamku o tej instytucji mówią „firma”. To jest bardzo dobrze, że traktują to miejsce jako firmę, które ma zarabiać, działać i jak najlepiej funkcjonować na rynku kultury.

Takich ludzi szukałam. Ta nasza „firma” jest wizytówką miasta. Spotkaliśmy się w Święta z tym, że osoby do których przyjeżdżają rodziny z zagranicy przychodzą z nimi do nas, aby się nami pochwalić. My musimy bardzo dbać o to, aby utrzymać równowagę między lokalnością i regionalnością, żeby nie uspokoiło nas i uśpiło zadowolenie płynące z różnych pochwał z całej Polski. Musimy wiedzieć, że nas tutaj na co dzień oceniają nasi mieszkańcy. Musimy udowadniać, że jesteśmy potrzebni. I to wcale nie jest takie łatwe. Wszystkim się ciężko żyje, tutaj też jest 15 procentowe bezrobocie. Ludzie na pewno są krytyczni wobec wydatków Miasta i często zadają Burmistrzowi pytanie bądź narzekają w gronie znajomych: „A po co ten Zamek został w ogóle tutaj wybudowany? Ile to kosztuje podatnika? Ile musimy na to płacić?”. Dlatego pisząc projekt tego miejsca zakładaliśmy docelowo samofinansowanie Zamku. Dlatego dobrze, że pracownicy myślą o tym miejscu jak o firmie, ponieważ ja tego nie ukrywam, że naszym zadaniem jest również zwiększać dochody, czy to z projektów, czy usług po to, aby co roku zmniejszać dotacje Miasta.

Jak Pani myśli kiedy to nastąpi?

Biznes plan z 2000 roku nie jest aktualny dzisiaj, wtedy mieliśmy inne obliczenia finansowe. Teraz nie jesteśmy bardzo konkurencyjni z ofertą lokalową (wynajem pomieszczeń dla firm rozpoczynających działalność) czynsze poszły mocno w dół. A my szukamy firm, które są aktywne w bardzo specyficznej dziedzinie (turystyce, projektowaniu, doradztwie, nowych technologiach, nowych mediach), to są usługi, które młode firmy wykonują w domu. Dbamy o szkolenia „ABC Przedsiębiorczości” ponieważ część uczestników może się zdecydować na pozostanie z nami, skorzystanie z naszej powierzchni, na wykorzystanie naszego zaplecza i pracy.

Zdjęcia: Redacja Purpose i Zamek w Cieszynie