Dlaczego zajęli się Państwo webdesignem?

Webdesign to chyba jedyna dziedzina projektowania, w której tak wiele można osiągnąć tak małymi środkami. Równie dobrze ciekawy projekt może zrobić pojedyncza osoba co cały sztab ludzi, dysponujący gigantycznym budżetem. Nie mówię o technicznych możliwościach, ale kreacyjnych — w webdesignie dobry pomysł na stronę może zrekompensować skromne środki, jakimi dysponuje projektant.
To, co najbardziej nas pociąga, to ciągłe stawianie czoła problemom, szukanie nowych dróg, którymi moglibyśmy pójść. Internet rozwija się z dnia na dzień, otwierając przed nami nowe możliwości interakcji z internautami i naprawdę ciężko nam sobie wyobrazić, na czym będzie polegać nasza praca za rok czy dwa.

Jakie były początki firmy? Proszę opowiedzieć o swoich pierwszych krokach.

Cookie założyliśmy z Łukaszem Twardowskim latem 2004 r., po 2 czy 3 latach współpracy przy różnych projektach. Obaj nie byliśmy zbytnio zainteresowani samym marketingiem w sieci, ale raczej kreacją i dobrym projektowaniem. Nie bardzo widzieliśmy dla siebie miejsce w istniejących już na rynku firmach, więc praca na wspólny rachunek wydawała się naturalnym, choć niekoniecznie najwygodniejszym rozwiązaniem.

Początki Cookie to dużo działań autopromocyjnych, bardzo istotnych z punktu widzenia pozyskiwania nowych klientów. Sukces naszej strony internetowej (www.cookie.pl) pozwolił nam zaistnieć na polskiej i międzynarodowej scenie, przynosząc sporo ciekawych kontaktów. Przez cały czas dbaliśmy też o klientów wniesionych do Cookie w „posagu" — to głównie dzięki nim początki nie były zbyt trudne.
Dzisiaj, po 2 latach ciężkiej pracy, czujemy się zdecydowanie mocniejsi. Udało nam się zdobyć sporo nowych umiejętności i doświadczeń i, co równie ważne, skupić wokół siebie świetnych projektantów, programistów, ilustratorów. Część z nich pracuje z nami na stałe, część sporadycznie, ale zawsze możemy liczyć na czyjąś pomoc. Krąg współpracujących z nami osób wciąż się rozwija — kilka razy w miesiącu kontaktują się z nami w sprawie współpracy osoby z najróżniejszych stron świata, np. w zeszłym tygodniu swoje aplikacje przesłali austriacka projektantka i japoński muzyk.

Kto pracuje w firmie, jakie są w niej stanowiska, kto jest za co odpowiedzialny? I czy jest to praca zespołowa, czy indywidualna (każdy odpowiada za swojego klienta)?

Nie jesteśmy fabryką o precyzyjnie ustalonych obowiązkach, z taśmociągiem, przy którym pracownicy dodawaliby swoje 3 grosze. Jakkolwiek klienci i projekty realizowane dla nich są przypisane do poszczególnych osób, staramy się, by każdy projekt powstawał zespołowo.
Każdy z nas stara się rozwijać możliwie wszechstronnie, unikając zbytniej specjalizacji. Jest to bardzo ważne podczas pracy koncepcyjnej, gdyż znając możliwości i ograniczeia różnych dziedzin projektowania, potrafimy szerzej spojrzeć na problemy, które przed nami stają.

Trzon działu kreacji stanowią Łukasz Twardowski i Mariusz Kucharczyk. Ja sprawuję pieczę nad produkcją powstających w Cookie projektów i dbam o to, by cała firma działała sprawnie. Ważną rolę, jak już wspomniałem, odgrywają nasi zdalni współpracownicy. Przy największych projektach nasz zespół powiększał się do kilkunastu osób, jednak na co dzień staramy się pracować w bardziej kameralnym gronie, w którym wymiana myśli jest dużo sprawniejsza.

Od wielu agencji prawdopodobnie odróżnia nas to, że nie mamy wykształconego działu handlowego i nie zamierzamy go wcale tworzyć.

Jak radzicie sobie z konkurencją? Firm projektujących strony jest przecież w Polsce bardzo dużo.

Ba! W Polsce teraz każdy robi stronki. Czasem wstyd mi się przyznać, czym się zajmuję, bo od razu słyszę „ooo, wie Pan, mój syn też robi stronki".
Konkurencja to podstawa rozwoju. Jednak nie liczba firm czyni konkurencję, a poziom świadczonych przez nie usług. A stosunek liczby do jakości jest wciąż dość wstydliwy i ciężko powiedzieć, by rynek usług interaktywnych w Polsce był konkurencyjny w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Jest jak jest, więc staramy się być nie tyle coraz bardziej konkurencyjni, ile po prostu co raz lepsi. Powtórzę się — jesteśmy małą agencją i mamy ograniczone moce przerobowe. Staramy się więc starannie dobierać projekty, w które się angażujemy. Rzadko powodem przyjęcia zlecenia są tylko pieniądze — musimy być pewni, że dzięki niemu będziemy mogli się rozwinąć, że z dumą się pod nim podpiszemy i zaprezentujemy go w portfolio. Zazwyczaj to się nam udaje — praktycznie po każdym zrealizowanym serwisie zgłaszają się do nas nowi klienci, chętni z nami współpracować. Dzięki temu, pomimo braku działu sprzedaży, nie tylko z Polski, ale i z całego świata wpada nam coś do roboty.

Czy łatwiej pracuje się z większymi klientami, czy z małymi firmami?

Webdesign, w naszym rozumieniu praca twórcza, nie dzieli klientów na tych, z którymi pracuje się łatwiej bądź trudniej. Sukces, jaki odniesie nasza realizacja, jest w większej mierze uzależniony od świadomości klienta, a nie jego zasobności. Warto sobie uświadomić, że nie zawsze to, czego potrzebuje klient, pokrywa się z jego wyobrażeniami o tym, jak te potrzeby zaspokoić. Jeśli obie strony podejdą z zaufaniem do swojej wiedzy i umiejętności, nie przekraczając swoich kompetencji, to współpraca może przynieść naprawdę dobre rezultaty.

Kiedy pracuje się z dużymi klientami, jak np. Grupa LOTOS S.A., to wzajemne zaufanie buduje się stopniowo. Często musieliśmy stawać okoniem, żeby przepchnąć jakieś nasze pomysły i myślę, że zaskarbiliśmy sobie tym szacunek naszych klientów. Więksi klienci mają często więcej do stracenia i stąd ich większa rezerwa w stosunku do poczynań agencji. Z kolei w agencji trudno oprzeć się pokusie skwapliwego ulegania zachciankom klientów, kiedy zna się liczbę zer na fakturze.

Jakie było Państwa najtrudniejsze zlecenie?

Mamy mnóstwo pozytywnego nastawienia do każdego zlecania — komercyjnego czy niekomercyjnego. Przy każdym projekcie zawsze bardzo wysoko stawiamy sobie poprzeczkę, więc każde zlecenie jest dla nas w pewnym sensie tym najtrudniejszym. Wierzymy, że każdy nowy klient, z którym rozpoczynamy współpracę, wart jest naszego wysiłku i jesteśmy niezwykle zmotywowani do pracy. Czasem jednak okazuje się, że nasz entuzjazm nijak się ma do oczekiwań klienta i wtedy chciałoby się wszystko rzucić i zająć się kolejnym projektem. Niestety, jak coś się zacznie, to trzeba to skończyć — klniemy więc w duchu (i nie w duchu też) i staramy się jakoś wzajemnie motywować. Najtrudniejsze są więc te projekty, przy których tracimy wiarę, że klienci są warci naszej krwi i potu. Ciężko jest siedzieć po godzinach, przez cały czas pracując na najwyższych obrotach, czując jednocześnie, że się rzuca perły przed wieprze [uśmiech].

Czy aby zająć się projektowaniem, trzeba ukończyć specjalistyczne szkoły, czy też wystarczy „talent wrodzony”? Czy szkoły w Polsce przygotowują do pracy w firmach designerskich?

Tak długo, jak w polskich szkołach nie będzie kadry znającej się na webdesignie, tak długo nauka w takich szkołach nie będzie miała większego znaczenia. Ci, którzy dziś mieliby coś w tej kwestii do przekazania, są wciąż na początku kariery, a przy poziomie płac w szkołach nie ma co liczyć, że wybiorą drogę szerzenia oświaty. Na świecie jest jednak już sporo znakomitych szkół, więc może i w Polsce powstanie jakaś. Jestem naprawdę za.

Proszę powiedzieć jak powinna wyglądać dobra strona internetowa? Czy mogą podać Państwo kilka przykładów najlepszych Państwa zdaniem projektów?

Nie ma pewnie jednego uniwersalnego przepisu na dobrą stronę. Na pewno ważna jest właściwa ocena treści serwisu, a co za tym idzie celów, jakie się stawia przed projektem. Innych środków trzeba użyć, kiedy treść jest unikalna, a innych, gdy tę samą treść internauta może pozyskać z różnych źródeł.
W pierwszym przypadku skupiamy się na tym, by treść była możliwie dobrze wyeksponowana. Layout czy funkcjonalność strony powinny pozostać podrzędne wobec treści, przy zachowaniu oczywiście indywidualnego charakteru całego serwisu. Gdy jednak tę samą treść prezentują różne serwisy, projekt powinien tworzyć wartość unikalną na innym poziomie niż merytoryczny. Liczy się wtedy bardziej sposób podania treści i emocje, jakie uda nam się wzbudzić u odbiorcy.