Czy ludzie, którzy zajmują się sprzedażą sztuki, robią to z pasji, potrzeby wewnętrznej i często dokładają do tego, aby istnieć? Czy też robią kasę na biednych artystach, wysysając z nich ostatnie soki?

Są galerie, które tętnią życiem, zmieniają ekspozycje, przyciągają artystów, organizują wernisaże i spotkania. Są też galerie sklepy, które obwieszone obrazami czekają na klienta. Dzisiaj bowiem, w czasach gospodarki rynkowej, wszędzie potrzebne są odpowiednie strategie marketingowe.

Każda galeria rządzi się własnymi prawami, zależnymi od tego, na jakiego klienta jest nastawiona, jaki założyła sobie program, jaką ma pozycję na rynku, a nierzadko też od tego, kim są właściciele i czy ich nazwiska przyciągają uwagę. Aby istnieć na rynku sztuki, trzeba się zmieniać, dostosowywać do oczekiwań odbiorcy. “Pojawiają się klienci, którzy poszukują pewnych określonych obrazów, autorów, pewnego typu sztuki” – mówi Janusz Głowacki współwłaściciel Galerii 86 (Łódź). Jednak posiadanie galerii, to nie tak łatwe zajęcie, jakby się mogło wydawać. “Prowadzenie galerii jest teraz zadaniem bardzo trudnym z powodu, który łatwo zdefiniować – brak stabilnego, głębokiego rynku sztuki współczesnej w Polsce. Koszty prowadzenia galerii rosną – czynsz, pracownicy, promocja, wydawnictwa, itd. Rosną także oczekiwania artystów (słusznie zresztą) – promocja, wydawnictwa, intensywny program wystaw, pomoc finansowa w realizacji bardziej kosztownych dzieł, a przede wszystkim zapewnienie ciągłości sprzedaży, która gwarantuje artyście komfort tworzenia (i brak konieczności zabiegania o dodatkowe źródła utrzymania). Oczywiście, pogodzenie takich oczekiwań z brakiem rynku jest zadaniem karkołomnym. Zmiana tej sytuacji uwarunkowana jest wieloma czynnikami – stabilizacją ekonomiczną i wytworzeniem silnej klasy średniej oraz edukacją, popularyzacją, promocją, rozhermetyzowaniem, odmitologizowaniem sztuki. Oczywiście, to są kwestie podstawowe. Inne, nie mniej ważne, to rola mediów, krytyki, polityki państwa, itd.” – mówi Katarzyna Jankowiak-Gumna z ABC Gallery (Poznań).

Młode galerie nastawione są na promocję artystów i ich twórczość. Galerie, które istnieją na rynku już parę lat, zmieniają profil i odbiorców. Czy to znaczy, że po jakimś czasie bardziej chcą zarabiać niż promować? Niekoniecznie, po prostu zmienia się w nich pogląd na sztukę. Galerie bowiem rozwijają się, zmieniają profil bądź udoskonalają go. “Na samym początku mieliśmy założenie, że nasza galeria będzie promowała młodych ludzi środowiska łódzkiego, będzie popularna” – mówi Janusz Głowacki. – “Z czasem jednak nastawiliśmy się na świadomych kolekcjonerów sztuki”.

A co z odbiorcami? Czy jesteśmy teraz bardziej otwarci na sztukę? Czy do galerii chodzimy, aby doświadczyć czegoś nowego, czy też jest to tylko moda naszych czasów? Nie ma odpowiedzi uniwersalnej, bo każdy odbiorca jest inny. Są tacy, którzy żyją sztuką, interesują się nią, zdobywają nową wiedzę, orientują się w nowych trendach i stylach. “Są też tacy, którzy pomimo nieznajomości sztuki intuicyjnie wybierają to, co jest cenione przez krytyków” – mówi Janusz Głowacki. Do galerii trafiają też przypadkowe osoby, które chcą porozmawiać, dowiedzieć się czegoś nowego, czasami tylko popatrzeć. Oczywiście świat pełen jest ludzi zupełnie obojętnych na jakiekolwiek działania artystyczne. Także takich, którzy wolą krytykować niż próbować zrozumieć lub choćby stanąć z boku, przyznając, że to nie dla nich. Taki stan rzeczy przez lata niewiele się zmienił. “Odbiór oczywiście się zmienia, i to w dość zasadniczy sposób. Dotyczy to jednak głównie stałych bywalców. Znakomita większość ludzkości boi się sztuki współczesnej, bo jej nie zna. Edukacja i oswajanie wydaje mi się fundamentalne. Patrz programy szkół podstawowych i średnich. Czy studenci kierunków humanistycznych są jakoś zachęcani do dyskusji o sztuce?” – pyta Katarzyna Jankowiak-Gumna.

A galerie? Czy wystawiają tylko takich artystów i takie obrazy, które podobają się właścicielom galerii? Czy artysta, który chce zaistnieć, musi trafić w gust swojego promotora? “Nie zawsze to, co pokazujemy, jest mi szczególnie bliskie, ale mam świadomość, że takie obrazy mogą być istotne w drodze rozwoju artysty” – odpowiada Janusz Głowacki. – “Kolekcjonerzy, którzy z nami współpracują, postępują podobnie. Nie zawsze kupują to, co jest ich, lecz świadomie budują swoją kolekcję. Ich kryteria się zmieniają, mają świadomość sztuki.” To dobra wiadomość dla artysty. Może bowiem zniknie pogląd na galerie i kolekcjonerów sztuki, mówiący, że zaistnieć może tylko ten artysta, który ma “plecy” i że w sztuce, jak wszędzie, najważniejsze są znajomości.

Miło słyszeć, że w Polsce rynek sztuki się zmienia, że Polacy coraz bardziej interesują się sztuką i chcą w nią inwestować. “Światełko w tunelu to: coraz większe zainteresowanie sztuką XX w. (tą “oswojoną”) na aukcjach, zalążek targów sztuki w Poznaniu, wydarzenia typu Biennale w Łodzi (trochę zmarnowane – brak szerokiej dyskusji)” – uważa Katarzyna Jankowiak-Gumna. Galerie z optymizmem patrzą w przyszłość. Polska weszła do Unii, czas rozszerzyć swoją działalność i ruszyć na europejski rynek. “W Polsce jest ciągle za mało galerii” – stwierdza Grzegorz Musiał z Galerii 86. – “Wyselekcjonować kilka ważnych galerii w Polsce jest bardzo ciężko. Ich liczba może zamknąć się w 25. Zważywszy, że Polska jest jednym z większych krajów europejskich, to nie wygląda to dobrze.”

Czy galeria w Polsce może wykreować artystę? “Ciągle nie ma możliwości wykreowania artysty w Polsce poprzez galerię. Wykreowanie artysty to nie tylko wprowadzenie go na rynek polski, ale również do środowiska muzealnego, na rynek międzynarodowy. Wprowadzenie artysty w obiekt muzealny jest bardzo trudne, muzea nie mają pieniędzy, bardziej liczą na darowizny” – mówi Janusz Głowacki. “Pytanie trudne, bo to jednak zależy przede wszystkim od cech osobniczych i, w dużej mierze, od tego, czy artysta kiedyś współpracował z galerią na zachodzie” – dodaje Katarzyna Jankowiak-Gumna.

Jak wygląda współpraca pomiędzy galeriami? Czy konkurują ze sobą? Niektórzy uważają, że galerii w Polsce jest za mało, a im więcej ich będzie, tym sytuacja na rynku będzie lepsza. Jak w każdej branży, istnieją tu pewne tajemnice – galerie chcą mieć artystów na wyłączność. Czasami jednak można więcej zyskać dzięki współpracy z innymi, konkurencyjnymi galeriami – łatwiej jest np. sprowadzić artystę z zagranicy. Galerie mogą wtedy podzielić się kosztami organizacyjnymi, a taka oferta staje się korzystniejsza także dla artysty. “Nie jest to jednak łatwe, nie pozwala na to brak środków finansowych. Po prostu galerie w Polsce nie są tak zamożne, jak te z Londynu, Francji czy Nowego Jorku. W Polsce są zupełnie inne zasady funkcjonowania sztuki, musimy się jeszcze dużo nauczyć, obserwować i czerpać z doświadczeń krajów europejskich, a także Stanów”. – mówi Grzegorz Musiał.

“Jeżeli chce się robić kasę, to może nie jest to odpowiednie zajęcie” – mówi Janusz Głowacki. – “Wszystko zależy od nastawienia.” “Ten zawód nie jest łatwy” – dodaje Grzegorz Musiał. – “Trzeba ponosić dość duże koszty związane z prowadzeniem galerii prywatnej. Jeżeli jednak robi się to z pasją i kocha się to, może być tak, jak w naszym przypadku, że robimy to już 20 lat. Jednak, gdy nie ma kasy, nie ma perspektyw…”