Rynek czasopism rozrasta się w zawrotnym tempie. Jest to zgodne z logiką ponowoczesnej obsesji przepisania świata, uczynienia zeń czytelnej gazetowej informacji. Jest to również zbieżne z naturalną potrzebą człowieka (istoty mówiącej) „ugruntowania się w tekście”. Pragnienie „wpisania się w świat” nabiera współcześnie wymiaru nadrzędnego. Gazety (tak papierowe, jak i internetowe) są wszędzie. Ustalają zasady budowania tożsamości — własnej oraz świata, w którym żyjemy. Wypełniamy się tekstem po czubki głów.

Gazet jest tak wiele, jak wiele jest stylów życia, światopoglądów. W obrębie rynku prasy krystalizują się rozmaite specjalistyczne nurty: są czasopisma dla kobiet, mężczyzn, dzieci, posiadaczy komputerów, filmowców, właścicieli psów, użytkowników telefonów komórkowych, dekoratorów wnętrz, homoseksualistów, seksoholików, biznesmenów... Można by wymieniać w nieskończoność. Każde środowisko posiada własną gazetową reprezentację. Jeśli chcesz być kimś, to musisz być subskrybentem określonego stylu życia, którego szczegółowy projekt znajdziesz w odpowiednim periodyku. Analfabeci nie istnieją. Nie ma ich, bo nie istnieją jako odbiorcy pisma.

Czym w ponowoczesnym świecie są więc czasopisma kulturalne? Jaka jest ich rola? Czy artyści też chcą się „wpisywać w świat”, czy może pragną się z niego „wypisać”?

Jedno jest pewne — w świat próbują wpisać artystów krytycy. Ta namiętność stwarza ich rację bytu. Ciekawe jest to, że współcześni artyści sami pragną być krytykami, teoretykami, filozofami. Nie sposób nie zauważyć tego, że sztuka w XX wieku zaczęła się robić niesłychanie wygadana. Liczba teoretycznych opracowań, manifestów, programów, analiz, interpretacji stała się niemożliwa do przecenienia. Można zaryzykować stwierdzenie, że to rozfilozofowanie sztuki (połączone z rozestetyzowaniem filozofii) stało się znakiem rozpoznawczym ponowoczesnych działań artystycznych. Dzieło sztuki coraz rzadziej potrafi funkcjonować bez rozbudowanego teoretycznego zaplecza. Sztuka stała się pisaniem, porzucając swoją niegdysiejszą „naiwność” czy „bezpośredniość”.

Opisana powyżej tendencja znajduje potwierdzenie w liczbie pism o sztuce i kulturze. Jest ich naprawdę bardzo dużo. Z pewnością nie są to tytuły powszechnie znane, ich nakłady są niezwykle małe, ale są. Wydaje się jednak, że po dwudziestowiecznym, skądinąd niezwykle ciekawym i inspirującym, „rozpisaniu” sztuki, mamy współcześnie do czynienia z pewnym przesytem teorią. Wygląda to tak, jakby sztuka zagubiła się w tekstualnych wędrówkach i chciała na nowo odkryć konstytuujący ją żywioł. Być może dwudziestowieczni artyści zbyt mocno uwierzyli w zbawczą moc teoretyzowania i pogubili się w tekście.

Sytuacja„zagubienia w tekście” sama w sobie jest niezwykle prawdziwa i inspirująca. Wydaje się, że głównym zadaniem, które powinni postawić przed sobą współcześni artyści, jest problem nadmiernego uwikłania w tekst — uwikłania, które stało się zmorą ponowoczesnej sztuki. Jeśli nawet, jak pisał Jacques Derrida, świat jest tekstem, to nie można zapominać o sile dzieła sztuki jako takiego — czyli czegoś, co przerasta wszelkie teoretyczne rozważania. Musimy powrócić, jak uczy Jean Baudrillard, do „naoczności”, sztuka znów musi zacząć uwodzić. Nudne i pokomplikowane teoretyczne rozważania nie są sztuką. Sztuka ma być uwodzicielskim pytaniem, a nie nudnym akademickim wykładem. Siła dzieła sztuki nie leży w jego teoretycznym zapleczu, lecz w niezrozumiałej, niemożliwej do skonceptualizowania, uwodzicielskiej „naoczności” (Baudrillard). Sztuka ma być czymś, co „zadaje gwałt myśleniu, co wyrywa myśl z naturalnego paraliżu możliwych abstrakcji” (Gilles Deleuze).

Pisanie o sztuce nie ustanie. Mniej lub bardziej interesujących czasopism kulturalnych będzie powstawać coraz więcej. Tak zwani „odbiorcy sztuki” nadal będą je czytać z zaangażowaniem. Ważne jest jednak to, aby sztuka potrafiła wyjść poza schemat teoretycznych przepychanek i znów zapragnęła postawić przed nami Pytanie, pustkę tego, co niczym zapełnić się nie da. Przyszłość sztuki musi polegać na odkrywaniu nowych sposobów uwodzenia. Nowoczesne media są doskonałym polem do prowadzenia tego typu aktywności. Artyści, zamiast „wpisywać się” w świat, muszą zmusić odbiorcę do chwilowego „wypisania się” z jego struktur — chociażby po to, aby uzmysłowić mu ich autorytarny charakter.