"Design" to termin, który już na dobre wszedł do słownika języka polskiego. Coraz więcej imprez w Polsce poświęconych jest sztuce użytkowej. Nam o designie opowiada dyrektor Gdynia Design Days - Pani Elżbieta Opiła oraz Anna Górska z Zamku w Cieszynie, który organizuje Letnią Szkołę Dizajnu.

Projekt Gdynia Design Days, jak wskazuje sama nazwa, odbył się w Gdyni, ale jego organizatorem jest Instytut Wzornictwa Przemysłowego z Warszawy. Skąd pomysł na realizację projektu nad morzem?

Elżbieta Opiła: Pomysł nie dotyczył morza, tylko miasta. Konkretnie Gdyni — miasta od początku dobrze, nowocześnie zaprojektowanego, z funkcją otwarcia się na świat poprzez port. Dzisiaj Gdynia jest miastem równie nowoczesnym, które te mądre tradycje chce kontynuować i taką strategię rozwoju przyjmuje — miasta dynamicznego, otwartego, m.in. w obszarze kreatywnego biznesu, nowych technologii i wzornictwa. Instytut Wzornictwa Przemysłowego takie miejsca wspiera, doradza i organizuje dla nich przedsięwzięcia, które tę nowoczesność promują i w efekcie pomaga zrealizować ją w przestrzeni publicznej, lokalnym biznesie, w szeroko rozumianej kulturze i jakości życia mieszkańców.

W ramach projektu Gdynia Design Days zrealizowaliście Państwo moduł Design Jutra. Czy to znaczy, że design w Polsce ma przyszłość?

Design Jutra to prezentacja wizji młodych projektantów dotyczących naszego życia w przyszłości. W Gdyni można było zobaczyć instalacje ilustrujące ich wyobrażenia na temat spędzania przez nas czasu wolnego za kilkanaście, kilkadziesiąt lat. Zaprojektowali oni produkty i sposoby zaspokajania przez nas potrzeb wypoczynku. O dziwo, Ci sami młodzi, którzy nie potrafią dzisiaj żyć bez komunikatorów, multimediów, uznali że w przyszłości będziemy się od nich odcinać, będziemy używali sprzętu, chipów, zegarów, które pozwolą wrócić nam do więzi z ludźmi, do przyrody. Czy to w Polsce ma przyszłość? Cóż, jesteśmy na nią skazani i Polska sama w sobie nie ma tu nic do gadania. Może tylko za tym światem iść wolniej lub dorównać mu kroku. Bo to, co kiedyś wydawało się jedynie mrzonką lub niespełnioną wizją — tak jak otwarte przestrzenie biurowe, praca on-line itd. — jest po latach w naszym życiu codziennym obecne. To właśnie projektanci wzornictwa projektują ten przyszły świat i przepowiadają, jakie będziemy mieli potrzeby i jakich produktów i rozwiązań będziemy oczekiwali. Aby sprawdzić, czy w Polsce ten design ma przyszłość, poczekajmy 20 lat. Może się okazać, że i Polacy, po to by móc spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi, noszą chipy odcinające ich od komórek i innych komunikatorów wymuszających pośpiech.

Czy projektant to dobry zawód? Jak wygląda sytuacja projektantów na polskim rynku wzornictwa?

Co to znaczy dobry zawód? Projektant z pewnością jest zawodem. W Polsce problem polega na tym, że projektantom wydaje się, że są artystami. Kształci się ich zresztą na wydziałach wzorniczych na akademiach sztuk pięknych. Tymczasem projektowanie to rzemiosło — to umiejętność projektowania takich produktów i rozwiązań, które zaspokajają potrzeby współczesnych ludzi. Zatem projektowanie dla biznesu. A to oznacza, że projektant musi wiedzieć, co to jest rynek, czyli co i dlaczego się sprzedaje, jakie są potrzeby konsumenta, dla którego pracuje. Powinien wiedzieć co musi  być w jego projekcie aby projektowany produkt sprzedał się na poziomie firmy, która zajmie się jego wdrożeniem i w związku z tym zaryzykuje swoje pieniądze, a następnie na poziomie konsumenta. Tej perspektywy polskim młodym projektantom brakuje. Choć z innej strony jest grupa osób, które doskonale rozumieją, że nie projektują przedmiotów dla siebie, tylko dla człowieka, do którego adresuje go firma, a inni organizują ich sprzedaż. I jestem optymistką, bo na rynku zostaną projektanci, którzy tej perspektywy rynkowej się nauczą. Pozostali będą artystami, którzy może stworzą prototyp cudownego siedziska, ale my jako konsumenci nigdy go nie zobaczymy ani na nim nie usiądziemy.

Kto ma szansę zostać dobrym projektantem wzornictwa? Jakie trzeba spełniać warunki i jakie mieć predyspozycje?

To pytanie dotyczy dokładnie tego, co powiedziałam wcześniej. Trzeba być wykształconym nie tylko jako rzemieślnik tworzący w tworzywie, ale rozumieć, że trzeba umieć pracować dla konsumenta. Należy się więc uczyć prezentacji, przygotowania ofert biznesowych, rozumienia biznesu i ludzi w nim zatrudnionych, uczestniczyć w procesie produkcji, współpracować z inżynierami, marketingowcami w firmach, w których realizowane są projekty.

Czy lepiej działać solo, czy w zespole? Która z opcji może przynieść lepsze efekty?

W pojedynkę na rynku polskim jest trudno, chyba że posiadło się te wszystkie umiejętności, o których mówiłam. Ale przecież nawzajem uzupełniamy swoje kompetencje. Tak jest wszędzie. Na przykład zrzeszenie Viva Led, które skupia projektantów oświetlenia. Ich projekty można było oglądać na wystawie w Instytucie w sierpniu. Nawet na warsztatach projektowania maski samochodu, które zorganizowaliśmy w Gdyni , zaproszony projektant Janusz Kaniewski — Polak pracujący dla największych globalnych marek motoryzacyjnych — przyjechał z kolegą z uczelni wyższej w Turynie, aby móc dać więcej studentom. To chyba odpowiedź.

Czy projektanci powinni brać udział w takich projektach, jak Gdynia Design Days? Czy jest to warunkiem zaistnienia na rynku?

Projektanci powinni wyjść do konsumenta. Tego jestem pewna, Żeby zrozumieć jego potrzeby, jego emocje, jego ograniczenia. Oczywiście powinni zrobić także krok w stronę biznesu. To dlatego zorganizowaliśmy dla przedsiębiorstw z obszaru nowych technologii prezentacje młodych projektantów i laureatów konkursu Imagine Cup na projekty oprogramowania czy zwycięzców tegorocznej edycji konkursu organizowanego przez Instytut Fortis Young Design, którzy pokazali projekty produktów do wprowadzenia na rynek. Taki projekt, jak Gdynia Design Days właśnie im to umożliwiła.

Jaki był cel zorganizowania warsztatów design dla dzieci w ramach GDD? Poszukujecie młodych talentów wzornictwa?

Tym się Instytut nie zajmuje. Chcieliśmy zachęcić dzieci do twórczego myślenia, do wykorzystania tego, co mają wokół w inny niż dotychczas sposób. Do innowacji i wyjścia poza swoje rozumienie przedmiotów i świata. Ta kreatywność jest dzisiaj podstawą rozwoju biznesu, we wszystkich dziedzinach. Jedni się z tym rodzą i mają ogromne talenty ujawniające się od dziecka. Innym wydaje się, że nie są kreatywni. A to nieprawda. Kreatywność i twórczość przypisana jest nam z urodzenia. Tylko trzeba ją pielęgnować — w szkole, przedszkolu, w czasie zabawy z rodzicami. Dlaczego dzieci mają malować stojący już wazon zamknięty w swoich ramach, jeśli mogą zrobić go same, z rożnych materiałów, i doświadczyć, kiedy on stoi, kiedy się przewraca i mieć satysfakcję, że same coś stworzyły. Bo ten proces decyduje o tym, czy ten mały człowiek jako dorosły będzie zdolny wykreować rozwiązania samemu, czy też będzie tylko naśladował innych. To chcieliśmy dać dzieciom i pokazać ich rodzicom.

Kto z projektantów/firm, które pojawiły się na GDD, zwrócił Państwa szczególną uwagę? I dlaczego?

Nie chciałabym teraz klasyfikować naszych studiów projektowych. W Kontenerach w Gdyni pokazało się 20 studiów. Część z nich ma już produkty sprzedające się na rynku. Część sprzedaje w Internecie. Z pewnością jest kilka studiów, których projekty mają szansę na większego odbiorcę. Takie produkty będziemy sprzedawali w sklepiku Instytutu w Warszawie. Tam też zapraszam.

Jaki kierunek rozwoju wzornictwa obserwujecie Państwo w Polsce i Europie? Jaki profil designu najbardziej interesuje projektantów?

W Europie design jest wartością biznesową. Dzisiaj produkt kupowany przez nas musi dać nam coś więcej niż techniczne zaspokojenie potrzeby. Musi mieć tzw. wartość dodana — wzbudzać emocje, być estetyczny, musimy go lubić i chcieć go bardziej niż inne produkty. Design jest jednym z elementów produktu, który to zapewnia. Z pewnością nie jedyny. Edukacja przedsiębiorstw idzie właśnie w tym kierunku — poszukiwania i wprowadzania do produkcji produktów z wartością dodaną, dzięki której firma można zarobić więcej pieniędzy. Ta edukacja w Polsce dopiero się rozpoczyna. Instytut bierze w niej udział i jest także jej inicjatorem — uruchomiliśmy pierwsze w Polsce studia z zakresu designmenagment, uruchamiamy projekt unijny kształcący polskie przedsiębiorstwa i projektantów w kierunku wprowadzania na rynek nowych projektów wzorniczych. Taki jest kierunek rozwoju design — narzędzia konkurencyjnej gospodarki, a nie tylko stylistyki przedmiotu.

Czy projekt GDD będzie cykliczny?

Prezydent Gdyni zapowiedział publicznie, że tak. I mamy nadzieję stworzyć w Gdyni międzynarodowe dni designu, które staną się częścią europejskiego harmonogramu takich imprez. Chcemy mieć w Polsce swój berliński Design May, londyński 100% design. Zrobiliśmy pierwszy krok, najtrudniejszy. Zaistnieliśmy z pierwszą tak publiczną imprezą w Polce poświęconą różnym perspektywom design.

Letnia Szkoła Dizajnu
Śląski Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie

Na cieszyńskim Zamku po raz trzeci odbyła się Letnia Szkoła Dizajnu. Temat tegorocznej edycji brzmiał „Dizajn pomaga”, a efektem działań uczestników miało być stworzenie identyfikacji wizualnej dla przedsiębiorstwa socjalnego Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej — Centrum Edukacji Socjalnej „Być Razem”.

Czterodniowa platforma dla grafiki użytkowej pod okiem ekspertów — Romana Duszka, Justyny Kucharczyk, Ewy Sataleckiej i Jacka Mrowczyka. Jak zrodziła się idea tych spotkań?

Anna Górska: Letnia Szkoła Dizajnu była na początku koncepcją stworzenia warsztatów treningowych w związku ze startującym równocześnie projektem o nazwie Śląska Sieć na Rzecz Wzornictwa. Inicjatorką była Ewa Gołębiowska i Iwona Kubień-Heller oraz cały sztab ekspertów zaangażowanych w rozwój tej idei i wszystkie projekty Sieci — Czesława Frejlich, Michał Stefanowski, Justyna Kucharczyk, Andrzej Sobaś oraz wiele innych osób.

Do udziału w warsztatach zapraszacie uznanych projektantów. Jakie są zamierzenia Letniej Szkoły Dizajnu?

Ta inicjatywa jest adresowana do młodych ludzi związanych z projektowaniem, zwłaszcza graficznym. Zależy nam na fachowej pomocy ludziom dopiero startującym na rynku, ale jak pokazuje tegoroczne doświadczenie przyjeżdżają też bardziej doświadczone osoby. Warsztaty mają między innymi pokazywać typografię i podejście do projektowania z praktycznego punktu widzenia. Grafika powstająca na ekranie monitora to jedna rzecz, a przygotowanie jej do druku i wdrożenie do realizacji to druga sprawa. Znajomość wszystkich technicznych niuansów jest więc konieczna, a niestety uczelnia często nie przekazuje takiej wiedzy.

A kto przyjeżdża na warsztaty?

Przyjeżdżają ludzie z całej Polski z różnym bagażem doświadczeń. Mile widziani są wszyscy, którzy chcą doskonalić swój warsztat, chociaż zdarzyło się, że w zajęciach chciały uczestniczyć osoby kierowane czystą ciekawością, bez wcześniejszego kontaktu z projektowaniem. Od początku Śląska Sieć współpracuje z wieloma fachowcami w tej dziedzinie — kontakty tworzą się stopniowo dzięki wiedzy i doświadczeniom autorów koncepcji Letniej Szkoły Dizajnu. W tegorocznej edycji prowadzącym był Roman Duszek — utytułowany projektant wykładający od 20 lat w Missouri University w USA i w warszawskiej ASP, współautor identyfikacji wizualnej Polskich Linii Lotniczych LOT i systemu komunikacji dla metra warszawskiego.

Cztery dni to dość intensywny plan nauki. Jakie są doświadczenia obu stron? Jak wypadło to w tym roku?

Poprzednie edycje miały charakter bardziej warsztatowy, treningowy — tegoroczne zakładało realizację na potrzeby realnego klienta, wdrożenie konkretnego produktu. Dużo zależy od tematu, prowadzących, liczby uczestników, ich umiejętności. Centrum Edukacji Społecznej było rzeczywistym klientem dla projektantów. Wiązało się to z maksymalnym stresem, działaniem pod presją czasu. Normalnie powstanie takiej koncepcji trwa około miesiąca, tu były tylko cztery dni. Jeśli weźmie się to pod uwagę, efekty są zdumiewające. To była ciężka praca całego zespołu, a mimo tej karkołomności atmosfera była inspirująca. Jak wspominają uczestnicy, pomysł był bardzo dobry — zmienił ich podejście do tematu osób wykluczonych społecznie. Podczas pracy nad projektem żywo dyskutowali nad rozwojem tej koncepcji, również z członkami stowarzyszenia, wspólnie wybierając logo i podsumowując efekty warsztatów.

Mottem towarzyszącym tegorocznej edycji „Dizajn pomaga” było projektowanie w kontekście społecznych potrzeb. Jakie przyniosło to efekty?

Już jakiś czas temu chcieliśmy współpracować z Fundacją Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej — inicjatywy Stowarzyszenia Pomocy Wzajemnej „Być Razem”. Jednym z ich wspólnych celów jest rozszerzenie rynku pracy, aby pomagać ludziom z tzw. obszaru wykluczenia społecznego. Pragnęliśmy wesprzeć coś, co ma społeczny wymiar, w oparciu o nasze doświadczenia kooperacji z ekspertami oraz przedsiębiorcami. W ten sposób istnieje również szansa na wdrażanie produktów odpowiadających na społeczne potrzeby. Wiemy, że wejście na rynek z nowym produktem liczy się z budowaniem marki poprzez wizerunek. Gdyby CES poprosiło o taką usługę niezależną firmę, być może też otrzymaliby wsparcie, ale dzięki warsztatom zaoferowaliśmy szerokie spektrum ciekawych pomysłów. Na chwilę obecną mamy 8 najlepszych projektów, wybranych spośród 24 uczestników. W styczniu 2009 zostaną zaprezentowane szerzej na wystawie, a wybrany wtedy najlepszy z nich zostanie wdrożony, na co szczerze liczymy. Mam nadzieję, że charakter tegorocznej edycji podziała pozytywnie na profil Śląskiego Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości — otwarcie na tematy społeczne.

Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że współpraca z Centrum Edukacji Społecznej zaowocuje sukcesem.