Zapraszamy do lektury wywiadu z dwójką młodych, kreatywnych i utalentowanych ludzi, którzy zdecydowali się na wyjazdy zagraniczne w czasie studiów i zgodzili podzielić się z nami refleksjami na ich temat.

Piotr Niepsuj, student architektury i fotograf z zamiłowania. W czasie studiów wyjechał na stypendium programu Erasmus do Włoch i postanowił tam zostać. Aktualnie mieszka w Mediolanie, tam żyje i pracuje.

Ola Niepsuj, siostra Piotra, jest ilustratorką. Podczas studiów wyjechała "na Erasmusa" do Portugalii. Teraz mieszka w Warszawie, gdzie pracuje i nieustannie się rozwija.

Przeczytaj wywiad, a dowiesz się więcej...


Piotr Niepsuj

Dlaczego zdecydowałeś się na wyjazd w czasie studiów?

Wyjechałem po drugim roku studiów na wydziale architektury w Łodzi, bo jeśli Erasmus funduje rok za granicą, to dlaczego z tego nie skorzystać. Nowe doświadczenia zawsze przynoszą nowe pomysły i pozwalają odświeżyć głowę. W najgorszym wypadku poznałbym ludzi z całego świata (czytaj: darmowe spanie gdziekolwiek chciałbym pojechać) i nauczyłbym się nowego języka. Erasmus to najbardziej „wakacyjne” 12 miesięcy w moim życiu. Teraz trochę pluję sobie w brodę, że straciłem rok na nic nierobienie, ale może to właśnie ten rok był mi potrzebny, żeby zrozumieć, co tak naprawdę chcę robić dalej. Podczas wyjazdu rozpocząłem prowadzenie pierwszego fotobloga. Początkowo tylko dla znajomych w Polsce, potem się to jakoś rozwinęło.

Dlaczego wybrałeś Włochy?

Przed wyjazdem byłem we Włoszech parę razy i za każdym kolejnym razem podobało mi się coraz bardziej. Pozwoliło mi to uwierzyć, że Włochy mają wszystko, czego potrzeba do dobrego życia – luz, ładną pogodę, góry zimą, morze latem, dobre jedzenie, najprawdopodobniej największe bogactwo kulturowe w Europie, język, którego chciałem się nauczyć, no, i zawsze podobały mi się brunetki. Po 5 latach zweryfikowałem trochę tę wizję, ale generalnie wszystko nadal się zgadza.

Co spowodowało, że postanowiłeś zostać we Włoszech na dłużej? Mediolan był świadomym wyborem, czy dziełem przypadku?

Pierwszy rok spędziłem w Pavii, małym mieście uniwersyteckim, 40 km od Mediolanu. Było pięknie, wakacyjnie, rowerowo i po tym trudno mi było wyobrazić sobie powrót do szarej Łodzi, do mieszkania z rodzicami. Problem polegał na tym, że Pavia po roku po prostu mi się znudziła. Wychowałem się w mieście i to właśnie miasto mnie napędza, inspiruje, ładuje, bla, bla, bla. Ponadto, z Mediolanu jest wszędzie blisko, dlatego wydawał się idealny.

Czy w takim razie planujesz powrót do Polski na stałe?

Pożyjemy, zobaczymy. Na razie jest mi tu dobrze. Możliwe, że za jakiś czas mi się znudzi i przeprowadzę się gdzieś indziej, nie wykluczam Warszawy. Wracam do Polski dwa razy w roku, na święta w grudniu i w sierpniu na tydzień wakacji. Zawsze odwiedzam stolicę i dzięki gościnności chłopaków z Club Collab za każdym razem trafiam do nowych miejsc, poznaję nowych ludzi, którzy pracują nad nowymi projektami, i za każdym razem jestem pod dużym wrażeniem oferty kulturalnej. Za parę lat Warszawa będzie na pewno gorącym punktem na mapie Europy.

A czy mógłbyś podać pięć powodów, przede wszystkim związanych z pracą, dla których zdecydowałeś się na dłuższy pobyt we Włoszech?

Pięć powodów, dla których zdecydowałem się na pobyt we Włoszech, zupełnie nie jest związanych z pracą. Praca przyszła potem, przez przypadek i szczęście, co na pewno przyczyniło się do faktu, że zostałem. Jeśli gość, który przyjechał do Mediolanu, który nawet nie mówi dobrze po włosku, ma szansę pracować w jednym z najlepszych publikowanych tutaj pism, to ciekawe, co może się stać za 10 lat. Pozostałe 4 powody są tymi samymi, dla których zdecydowałem się wyjechać. Gdyby były one związane z pracą, pewnie zostałbym w Polsce. Widzę moją siostrę, która nie ma nawet 25 lat, a pracuje 24/7 [24 godziny przez 7 dni w tygodniu – przyp. red.], współtworzy studio grafiki i za każdym razem, kiedy do mnie dzwoni, mówi o zleceniu dla coraz większego klienta albo o nowej wystawie.
Moi znajomi ze studiów w Polsce mają swoje studia architektury, znajomi z liceum mają umowy bezterminowe, osoby w moim wieku mają pięciocyfrowe pensje i swoje mieszkania, a na wakacje lecą na jakieś tropikalne wyspy itd. A ja jeszcze trzy miesiące temu dzieliłem pokój z drugą osobą, do pracy (na umowę zlecenie) jeżdżę na rozwalającym się rowerze, ale muszę uważać, bo nie jestem zapisany do tutejszego ZUS-u itd. Pewnie za parę lat będę chciał się ustabilizować, ale póki co to nie jest najważniejszy cel w moim życiu. Nie, nie jestem hipisem.

Z wykształcenia jesteś architektem, jednak zajmujesz się fotografią. Co przeważyło na jej korzyść?

Z wykształcenia jestem prawie architektem, brakuje mi jeszcze dyplomu, ale pracuję nad tym (naprawdę, mamo!). Po wszystkich latach na politechnice okazało się, że siedzenie nad AutoCadem nie należy do najbardziej ekscytujących rzeczy na świecie, a kiedy robię zdjęcia, wszystko się może wydarzyć. Przykładowo, w ten weekend byłem w Bolonii, gdzie Benji B i Onra (jestem fanem obu) prowadzili krótki wykład o Red Bull Music Academy, a ja pojechałem zrobić im serię portretów. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za tydzień pojadę do Brukseli na Pa/per View Art Book Fair, a za dwa tygodnie do Hamburga przygotować serię fotografii dokumentującą życie biurowe pracowników pewnej luksusowej i prestiżowej marki. W międzyczasie mam też sesję mody oraz próbuję zorganizować wyjazd do Monachium, gdzie mógłbym sfotografować nowy produkt, który będzie prezentowany podczas Milan Design Week. W AutoCadzie na pewno tylu atrakcji nie ma.

Jak to wszystko ma się do tego, czym chciałeś się zajmować przed wyjazdem do Włoch? Czy coś się zmieniło?

Po wyjeździe zmieniło się wszystko, począwszy od tego, co jem na śniadanie, przez muzykę, do której tańczę w klubie, aż po ludzi, z którymi się spotykam. Oczywiście, przed wyjazdem miałem zostać architektem, ale potem poznałem nowy kawałek świata, który strasznie mi się spodobał. Szczerze mówiąc, im dłużej w nim siedzę, tym mniej interesuje mnie architektura (pewnie dlatego nie udało mi się jeszcze obronić dyplomu magisterskiego).

A jakie są różnice w możliwościach zawodowych w Twojej profesji między Polską a Włochami?

Nie mam pojęcia, bo odkąd ten temat mnie dotyczy, nie mieszkam w Polsce. Myślę jednak, że jeśli jesteś dobry, pracujesz jak dziki i masz trochę kontaktów i odrobinę szczęścia, szanse są takie same. Warszawa i Mediolan w dobie internetu i Ryanaira nie różnią się aż tak bardzo jak mogłoby się wydawać.

Jak więc w trzech zdaniach zachęciłbyś mnie do wyjazdu na studia za granicę?

To trzeba kogoś jeszcze przekonywać? Komuś to kiedyś zaszkodziło? Jeśli nie wyjechać za granicę w czasie studiów, to kiedy?

Współpracujesz też z włoskim czasopismem PIG Mag. Na czym polega ta współpraca?

Jestem z nim związany od ponad 3 lat. Zaczynałem jako stażysta „zrób-wszystko” z naciskiem na pomoc redaktorowi muzycznemu. Sprowadzało się to do czytania i odpowiadania na duuuużo mejli, tłumaczenia tekstów, dzwonienia wszędzie, organizowania wywiadów, dbania o myspace’a PIG-a (wtedy jeszcze istniał) oraz PIG Radio i wszystkiego innego, czego nie chcieli robić inni. Potem, pewnego dnia, ówczesny fotoedytor zobaczył mojego fotobloga i dał mi mój pierwszy „prawdziwy” aparat. Od tamtego czasu zacząłem coraz bardziej interesować się pracą tego fotoedytora, starałem się pomagać mu jak mogłem we wszystkim, co robił. Jakiś czas temu zdecydował przeprowadzić się do Nowego Yorku – wtedy zająłem jego miejsce.
Od paru numerów jestem fotoedytorem i asystentem dyrektora artystycznego jednocześnie, co oznacza, że decyduję, którzy fotograficy współpracują z pismem, kto fotografuje, kogo/co w danym mieście, kto organizuje sesje, jeśli zlecamy je za granicą (większa część pisma). Ponadto, wybieram zdjęcia, które są potem publikowane i mam jakiś tam głos, jak ostatecznie wygląda artykuł. Jestem także odpowiedzialny za postprodukcję całego pisma i przygotowanie zdjęć do druku.
Regularnie robię zdjęcia, głównie portrety osób, z którymi przeprowadzamy wywiady. Oprócz tego, jestem „doradcą” dla PIG Shopu, który działa na razie w fazie testowej, ale wkrótce ruszy pełną parą. Pracujemy też nad redesignem pisma i paroma innymi projektami wydawniczymi.

Prowadzisz też blog. Do kogo go kierujesz?

Prowadziłem przeróżne blogi przez kilka ostatnich lat, ale tak naprawdę nie wiem, do kogo były i są adresowane. Są raczej rodzajem wizytówki online, którą może odwiedzić każdy, kto tylko ma na to ochotę. Obecnie mam 3–4 takie wizytówki (ups!) Jest Piotrniepsuj.com, gdzie znajdują się moje zdjęcia, prywatne i te, które robię dla PIG-a, i jako, że nie mam „prawdziwej” strony, jest to swojego rodzaju portfolio moich prac. Jest też Troppopiotr.tumblr.com, który narodził się, ponieważ moje archiwum zdjęć pękało w szwach i chciałem to komuś pokazać, nie robiąc bałaganu w portfolio. Ten blog nigdy nie był dobrze przemyślany, dlatego powoli umiera śmiercią naturalną. Pracuję na jego nową, nieblogową wersją, więc mam nadzieję, że wcześniej czy później się odrodzi.
Prowadzę także Respectthearchitect.tumblr.com, będący zbiorem jpg’ów znalezionych w internecie, które są pewnego rodzaju mood-boardem moich aktualnych zajawek oraz kolekcją inspiracji. Last, but not least jest też mój gościnny blog na stronie Tenisufki.eu – pierwszej polskiej stronie o sneakersach/streetwearze. Dzielę się tam tym, co robię, czego słucham, co oglądam... Bardzo mnie cieszy, że dano mi szansę uczestniczenia w tym projekcie, który mocno wspieram. Odwiedzajcie tenisufki!

Twoje działania są bardzo multidyscyplinarne, zajmujesz się również DJ-ką – skąd ta wszechstronność?

Hahaaha, to nieprawda! Nigdy nie zajmowałem się DJ-ką. Fakt, 2–3 lata temu zorganizowaliśmy z Zedem, który jest jednym z moich najstarszych przyjaciół, krótką serię imprez „I bet you look good on the dancefloor”. Tak naprawdę wybieraliśmy kawałki, które wtedy robiły furorę w Mediolanie, a których w Łodzi jeszcze nikt nie grał. Potem Zed je miksował i sprawiał, że wszystko brzmiało jak należy. Ja doradzałem tylko, co mogłoby polecieć jako następne, a on to grał. To były naprawdę fajne wieczory i dla mnie dobra okazja, żeby zobaczyć starych znajomych. Raz zostałem też zaproszony przez Oskara z GSDQ do grania rozgrzewki na jeden z ich imprez w „Jadłodajni” w Warszawie, ale to była stricte zajawkowa sprawa, a nie DJ-ka. Zawsze chciałem natomiast przygotować serię mixtape’ów i może wkrótce będzie okazja, żeby zrealizować ten pomysł. A może mam za dużo planów?

Z Piotrem Niepsujem, fotografem oraz byłym stypendystą programu Erasmus, rozmawiała Agnieszka Furmańczyk
 
 

Ola Niepsuj

Jesteś ilustratorką. Dlaczego zajęłaś się tą specjalnością? Czy Twój wyjazd w ramach programu Erasmus miał jakiś wpływ na tę decyzję?

Zajmuję się ilustracją dokładnie od czasu wyjazdu do szkoły w Portugalii, więc można powiedzieć, że to właśnie Erasmus pozwolił mi odnaleźć ulubione zajęcie. Nie wiem, na ile w tym przypadku, ale zapisałam się w Escola Superior de Artes e Design na zajęcia z ilustracji. Trochę, aby zaspokoić ciekawość (nie było wówczas takiego przedmiotu na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi), trochę z obawy, że zajęcia z rysunku będą na zbyt słabym poziomie (rysunek w Polsce jest bardzo rzetelnie wykładany), trochę w związku z moją ówczesną specjalizacją – projektowaniem grafiki wydawniczej.

Lista Twoich projektów i osiągnięć robi wrażenie zarówno pod względem liczby i jakości, jak i różnorodności. Jakie projekty wykonujesz najczęściej, a jakie najchętniej?

Działam na polu projektowania graficznego, do którego zaliczam projektowanie plakatów, identyfikacji wizualnej, wydawnictwo oraz ilustrację. Najczęściej pracuje na polu grafiki użytkowej, robiąc logo czy plakaty. Najchętniej realizuję projekty, które są wyzwaniami, lub te, które wymagają poszerzenia wiedzy. Wielką satysfakcję daje obecność projektów w przestrzeni publicznej – widok własnych plakatów na słupach, nadruki na t-shirtach ludzi mijanych na ulicy, ilustracje w magazynie, murale w knajpach.

Jak stało się, że zadecydowałaś o wyjeździe na program wymiany studenckiej? I dlaczego jako kierunek obrałaś Portugalię?

Mój brat pojechał kilka lat wcześniej na wymianę do Włoch i był bardzo zadowolony. O wyjeździe do szkoły w Portugalii zadecydował idealnie dopasowany do moich potrzeb program nauczania oraz przyjazna zagranicznym studentom, zachęcająca strona internetowa uczelni.

Czy z perspektywy czasu widzisz jakieś konkretne korzyści lub „straty” wynikające z Twojego pobytu tam? Jaki wpływ miał ten wyjazd na Twoją pracę?

Jestem przekonana o ogromnych korzyściach wynikających z wyjazdu – pewny jest rozwój zawodowy i osobisty, nauka odpowiedzialności, szybkości podejmowania ważnych decyzji, odświeżenie. W zawodzie artystycznym lub bliskim artystycznemu ważne jest poznawanie niekonwencjonalnych punków widzenia, spotykanie nowych „mistrzów”, poszerzanie twórczych horyzontów – wszystko to ułatwia nowa szkoła, nowe towarzystwo. Jedyną stratą jest nieuniknione poczucie pustki i zastoju po powrocie, po tym natłoku dynamicznych, personalnych przemian.

Jak wyobrażasz sobie swoją aktualną pozycję (np. zawodową), gdybyś nie wyjechała?

Na dużo niższym poziomie! Oprócz wykształcenia i znajomości nowego języka wyjazd dodał mi wiele pewności siebie, ułatwiającej każdą karierę. Przede wszystkim ruszyłam z prowadzeniem bloga http://aleksandraniepsuj.blogspot.com/, który okazał się niesamowitym medium promocyjnym (na jego założenie namówił mnie profesor z Portugalii).

Jakie było Twoje nastawienie do Polski, uczelni i zawodu zaraz po powrocie, a jakie jest ono teraz?

Powrót do kraju był dla mnie wielkim ciosem. Dookoła wszystko tkwiło w punkcie sprzed roku, odnosiło się wrażenie, że tu, w Polsce, minął jeden dzień. Moja mentalność tymczasem uległa gruntownym przewartościowaniom. Oczywiście, brakowało także pogody, uśmiechów na ulicy, otwartości i tolerancji, z jaką spotkałam się w Portugalii. Po dyplomie przeprowadziłam się do Warszawy, aby znowu się odświeżyć, i jestem bardzo z tej decyzji zadowolona.

Jak oceniasz wpływ tego typu wyjazdów na ambitną, młodą osobę?

Wiele zależy od podejścia. Nie każdy czerpie naukę ze zmian, nie każdy podejmuje wyzwania, niektórzy tęsknią za domem, rodziną. Wyjazd jest pewnym odrzuceniem poczucia bezpieczeństwa. Ale dla osoby ambitnej jest bezspornie skokiem w dal.

Studenci przed decyzją o wyjazdach mają wiele pytań. Co odpowiesz aktualnemu studentowi Akademii Sztuk Pięknych na pytania: jechać? dokąd? warto? co zabrać?

Najważniejsza jest zgodność programów, ale też odpowiedni moment na studiach tu, w Polsce – nie należy robić tego zbyt wcześnie, aby znać już swoje potrzeby, ale też nie przed samym dyplomem, aby nie mieć problemu z uzupełnianiem różnic w planach studiów. Oczywiście, nie bez znaczenia są strefa klimatyczna, pozaszkolna oferta kulturalna, relacja kosztów utrzymania do stypendium. Wszystkie te czynniki wpływają na komfort życia w nowym otoczeniu.

Z Twojego albumu „3069 kilometers away” (tytułem nawiązującego do odległości między Portugalią a Polską) wnioskuję, że wyjazd zaliczasz do udanych. Czy spotkały Cię tam również niemiłe niespodzianki lub coś, co Ci się wyjątkowo nie spodobało?

Właściwie nic, oprócz złamanej nogi i związanych z tym problemów językowych – jak opisać ból ortopedzie fachowym językiem, aby postawił dobrą diagnozę, dobrze założył gips.

Podsumowując więc: jak w trzech zdaniach zachęciłabyś mnie do takiego wyjazdu?

Jechać. Jechać szybko. Jechać jak najszybciej się da!

Z Olą Niepsuj, ilustratorką, która odnalazła swoją specjalność podczas stypendium programu Erasmus w Portugalii, rozmawiała Agnieszka Furmańczyk