Związki sztuki i religii istnieją od zawsze i we wszystkich kręgach kulturowych. Można wręcz stwierdzić, że początki sztuki bezpośrednio wiążą się z odczuciem sacrum. Służy ona bowiem, od czasów najdawniejszych, wyrażaniu tego, czego nie da się wyrazić w kategoriach czysto racjonalnych. Sztuka ukazuje stosunek człowieka do świata, stworzenia do stwórcy, jest próbą łączności świata materialnego i pozaziemskiego. Trzeba jednak pamiętać, że nie istnieje „religijność w ogóle”. Dlatego też jeśli mówimy o sztuce religijnej, to zawsze w kontekście określonej religii. Jej zadaniem jest odzwierciedlanie treści wiary zgodnie z doktryną, nie może ona więc naruszać podstawowych norm przyjmowanych przez wyznawców. Wynika z tego, że sztuka religijna musi przede wszystkim dbać o prawomyślność, a jej poziom artystyczny, choć nie bez znaczenia, nie jest dla twórców najważniejszy. Być może to jest przyczyną obecnego kryzysu sztuki sakralnej w kościele katolickim, ale o tym później.

Oczywiście, w zależności od kręgu kulturowego sztuka religijna ma większe lub mniejsze znaczenie, a także różnorodne ograniczenia. Jednym z jej ważniejszych dylematów jest spór o możliwość obrazowania przedmiotu kultu religijnego. Na przykład islam i judaizm wyraźnie opowiadają się przeciwko obrazowaniu, podczas gdy większość innych religii uważa je nie tylko za dopuszczalne, ale wręcz konieczne. Spór ten ujawnił się także w początkach chrześcijaństwa. Powstały dwa obozy: ikonoklastów (obrazoburców) i ikonofilów (zwolenników obrazów). Pierwsi twierdzili, pozostając pod wpływem judaizmu, że przedstawianie Boga jest niedopuszczalne i powinno być całkowicie zakazane. Drudzy natomiast przekonywali, że Bóg, który objawił się w widzialnej formie, w postaci Chrystusa, niejako zezwolił na przedstawianie swojego wizerunku w sztuce.

Najsilniej konflikt między tymi obozami objawił się w ramach cesarstwa bizantyjskiego w VIII i IX wieku, kiedy przeciwnicy obrazów odnosili krótkotrwałe zwycięstwa. W roku 726 cesarz Leon III Izauryjczyk nakazał usunąć obraz Chrystusa, który znajdował się nad drzwiami pałacu cesarskiego, zastępując go zwykłym krzyżem. Od tego momentu przez ponad sto lat trwał spór zakończony ostatecznie przez Teodorę, która w 843 roku proklamowała podczas uroczystości w kościele Hagia Sophia powrót do kultu obrazów. Od tego czasu kościół wschodni jest najbardziej gorliwym zwolennikiem obrazów w kręgu chrześcijańskim. Skrajnej prawosławnej ikonofilii nie podzielają protestanci, którzy pozostają zwolennikami ikonoklazmu, choć dopuszczają podstawowe symbole kultu religijnego. Gdzieś między nimi w tym sporze znajduje się kościół katolicki, wyrażający umiarkowaną formę kultu obrazów.

Opisałem powyższy spór, ponieważ ma on zasadnicze znaczenie dla sztuki sakralnej kręgu chrześcijańskiego i być może wiąże się także z kryzysem, który nastąpił w obrębie katolicyzmu. O ile sztuka prawosławna trzymająca się kanonu przedstawieniowego radzi sobie w świecie relatywizmu, o tyle sztuka sakralna kościoła katolickiego narażona na indywidualne interpretacje ma coraz większe problemy. Wiąże się to z problemem, który wskazałem już wcześniej. Mianowicie prawosławny kult obrazów powoduje, że o jakości dzieła nie decyduje jego forma artystyczna, ale pełna zgodność z doktryną. Twórca ikony nie ma wolności artystycznej, ale dysponuje określonymi procedurami, które gwarantują, że stworzony przez niego obraz może być przedmiotem kultu. W kościele katolickim obok prawomyślności religijnej zawsze bardzo ważny był poziom artystyczny reprezentowany przez dzieło. Bywało, że interpretacje malarskie przekraczały granice zgodności z normami religijnej poprawności. Nic dziwnego, że w dzisiejszym świecie bardzo często jest tak, że dzieło, któremu przypisuje się wysoką jakość artystyczną, ma nieprawomyślny charakter, narusza zasady religijne. Dzieła pozostające w zgodzie z doktryną dość często natomiast nie utrzymują wysokiej jakości artystycznej.  

O ile niegdyś dla Kościoła pracowali najznakomitsi artyści, o tyle dziś, z różnych względów, wybitnych twórców tworzących dzieła religijne jest znacznie mniej. Zdają sobie z tego coraz bardziej sprawę władze kościelne. Arcybiskup Gianfranco Ravasi, przewodniczący Papieskiej Rady ds.  Kultury, podkreśla bolesne rozchodzenie się dróg współczesnej sztuki i kościoła. Biblia przestała być ważnym tematem dla artystów, a piękno, które było podstawową wartością, jest dziś kwestionowane. Jak twierdzi Ravasi: „Również w tym leży przyczyna rozłamu pomiędzy czasami obecnymi a naznaczoną chrześcijaństwem sztuką minionych epok. Dzisiaj sztuka nie chce przekazywać, czy proponować żadnego sensu, lecz odnotowywać i wyjaśniać jedynie zjawiska”,

Według arcybiskupa należy próbować przeciwdziałać obojętności świata sztuki współczesnej na wartości religijne czy po prostu humanistyczne. A inicjatywa powinna wychodzić ze strony kościoła, bo ludzie sztuki raczej nie zbliżą się do chrześcijaństwa. „Pragniemy zmniejszyć dystans pomiędzy sztuką a religią. Dlatego zaproponowałem, aby na Biennale w Wenecji powstał pawilon, który będzie sygnalizował gotowość do podjęcia dialogu między obu dziedzinami” – mówi arcybiskup. Czy tan dialog będzie możliwy, trudno dzisiaj przesądzać, jednak w niektórych dziedzinach, np. muzyce klasycznej, widać jakieś zwiastuny powrotu do tradycji wywodzącej się z korzeni chrześcijańskich.

Tekst: Artur Zaguła