Wszyscy chcą się uczyć. Mit wyższego wykształcenia, które ma zapewnić dobrze płatną pracę i życiowy sukces, napędza nasze działania. Z mitem się nie dyskutuje, w mit się wierzy i się go realizuje. Sposobów dostarcza coraz bogatsza uczelniana oferta. Obok renomowanych państwowych uczelni powstaje rzesza szkół prywatnych, które wypuszczają w świat specjalistów różnej kategorii. Tak naprawdę uczelnie prywatne spełniają rolę szkół zawodowych, tyle że zamiast ślusarstwa uczą ekonomii, marketingu, dziennikarstwa, sztuki...

Mało ma to wspólnego z czymś, co uznaje się za „rozwój naukowy”, a o co powinny dbać państwowe placówki. Szkoły niepaństwowe, powstałe na bazie społecznego „popytu na wiedzę” (a raczej na wąski wiedzy wycinek, skonfrontowany z wymogami rynku pracy), mają jasne zadanie — za odpowiednio duże wynagrodzenie przygotować młodego człowieka do funkcjonowania w neoliberalnej rzeczywistości rynkowej. Wiedza tak, ale tylko taka, która jest przydatna zawodowo. Marketing, zarządzanie, prawo, języki obce, reklama... – wszystko w jak najbardziej praktycznym wymiarze i skrótowej formie, bez zbędnej autorefleksji.

A co z rozwojem naukowym, z wynalazczością, z twórczym „myśleniem nieposłusznym”? Teoretycznie takie są cele uczelni państwowych, jednak i one coraz częściej spełniają funkcję kadrowych kuźni. W ogłoszonym jakiś czas temu światowym rankingu szkół wyższych znalazły się jedynie dwie polskie uczelnie – Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski (miejsca w czwartej setce). Jest to wynik przerażający, zważywszy że mamy w naszym kraju około 400 szkół wyższych (zarówno państwowych, jak i niepaństwowych). Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Jedną z nich jest niewątpliwie to, że coraz częściej wyższe wykształcenie traktowane jest przez studentów jedynie jako kolejny szczebel na drodze do kariery. Takie podejście wymusza inny model nauczania – studia są często traktowane jako przykra konieczność, którą trzeba zaliczyć, żeby uzyskać odpowiedni wpis do zawodowego CV. Zniknęła gdzieś akademicka wspólnota, która polegała w dużej mierze na twórczej wymianie idei – teraz liczą się głównie wpisy w indeksie i kasa.


Ilustracja: Tomasz Kaczkowski

Z takim stanem rzeczy wydają się po cichu godzić środowiska akademickie. Rzeczywiście, i one są coraz silniej determinowane przez problem pieniędzy. Do niedawna sytuacją całkowicie normalną była wieloetatowość, która pozwalała nauczycielom akademickim jakoś wiązać koniec z końcem. Takie praktyki musiały się dziać kosztem tego, co składa się na rzeczywiste naukowe osiągnięcia uczelni. Podobnie problem pieniędzy musiał też wpłynąć na zasady przyjmowania na studia doktoranckie, na których stypendium wynosi od 600 do 1000 zł, czyli bardzo mało. Stać na nie było tylko nielicznych. Inna sprawa, to akademickie kolesiostwo, które na młodych pracownikach wymusza bezwzględne posłuszeństwo wobec niektórych promotorów i recenzentów. Znane są sytuacje, kiedy na młodych doktorantach wymuszano temat i kształt pracy doktorskiej, tak by odnosiła się ona do dokonań starszego kolegi z uczelni, podnosząc naukowy prestiż cytowanego.

Grzechów polskiego szkolnictwa wyższego jest wiele — łapówki, nepotyzm (by wspomnieć tylko słynną sprawę Wydziału Prawa na Uniwersytecie Gdańskim), plagiaty (nawet wśród profesorów!), brak wymiany z zagranicą (co bez wątpienia poszerzyłoby horyzonty rodzimej myśli badawczej), niedostatki w budżetach (które owocują głodowymi pensjami i wymuszają na pracownikach podejmowanie innych, dorywczych prac).Wszystko to składa się na smutny obraz polskiej nauki, w której nie brakuje przecież ludzi wybitnych.
Nie jestem specjalistą od rozwiązań systemowych, dlatego trudno mi znaleźć jasne rozwiązanie tego stanu rzeczy. Jedno jednak jest pewne – dziesiątki nowo powstałych szkół prywatnych to nie jest recepta na naukowy rozwój. Wyedukują one jedynie zastępy wszystko wiedzących telewizyjnych spin-doctors, a nie o to tutaj chodzi. Jeśli renomowane państwowe placówki będą musiały walczyć o pieniądze, redukując swój poziom do nowoczesnych kuźni kadr, to możemy być pewni, że za kilka lat na dobre wypadniemy z ogólnoświatowych rankingów.

Wyraź swoją opinię na FORUM