Sandy Fitzgerald, menadżer, aktywista i artysta

O tym jak funkcjonować w sektorze kultury, jak realizować projekty międzynarodowe oraz czy na kulturze da się zarobić, rozmawiamy z Sandym Fitzgeraldem – menedżerem, artystą i aktywistą z ponad czterdziestoletnim doświadczeniem w pracy twórczej z publicznością oraz społecznościami lokalnymi. Obecnie Sandy Fitzgerald jest partnerem w grupie konsultacyjnej Olivearte i ambasadorem TEH (Trans Europe Halles), a także wykładowcą, szkoleniowcem, autorem wielu publikacji i artykułów w prasie związanych z zarządzaniem, finansowaniem i partycypacją w obszarze kultury.

Czy sądzi Pan, że każdy menedżer kultury powinien posiadać pewne określone cechy charakteru?

Jeżeli chodzi o zarządzanie projektem, tak, ponieważ jego realizacja powinna mieć wyraziście zaznaczony cel, nastawiony na optymalny efekt. W pewnym sensie każdy projekt wymaga tych samych umiejętności, nieważne, czego dotyczy. W zależności od rozmiaru przedsięwzięcia, zmienia się ciężar odpowiedzialności, jednakże umiejętności planowania, zarządzania, organizacji, komunikacji, znajomość marketingu i finansów są niezbędne. Co więcej, znajomość informatyki i technicznych zagadnień może być bardzo przydatna, zwłaszcza przy ograniczonych środkach. Nawet jeśli te zadania mogą zostać przydzielone komuś innemu, wiedza o działaniu wszystkich elementów daje szefowi projektu przewagę. Ostatnim, ale nie mniej ważnym aspektem jest umiejętność dowodzenia, którą najtrudniej nabyć. Przywództwo nie polega na wydawaniu rozkazów, jak się często błędnie sądzi, lecz na ułatwianiu zadania, przydzielaniu obowiązków i budowaniu drużyny.

Jak radzi sobie Pan z pracą z cudzoziemcami w kraju, który odwiedza Pan po raz pierwszy?

Zawsze wyczekuję takich okazji, ponieważ mogę się wiele nauczyć. Różnice kulturowe są fascynujące. Niestety, język może rodzić frustrację, ale w dziewięciu przypadkach na dziesięć, kiedy ludzie naprawdę chcą się porozumieć, zrobią to. Podjęcie pracy nad projektem w obcym kraju jest jak wyruszanie w podróż w nieznane.

Sztuka to w pewnym sensie komunikacja. Co sprawia największe problemy w komunikacji międzyludzkiej tak niezbędnej w realizacji projektów, również tych międzynarodowych?

Nie jestem pewien, co masz na myśli, zadając to pytanie, więc odwrócę kota ogonem i odpowiem, że sztuka komunikacji nie należy do najłatwiejszych. Naszą naturalną intuicję zagłusza łatwość i masowość  komunikacji w dzisiejszych czasach, co powoduje, że w efekcie trudno się porozumieć. To nie jest problem języka czy nieporozumień kulturowych. Problem powstaje, bo ludzie są przygnieceni lawiną maili i wiadomości z mediów społecznościowych! Wypracowanie właściwej metody i umiejętności radzenia sobie z nowymi technologiami to konieczność.

Dla wielu początkujących artystów i działaczy społecznych największy problem stanowi zdobycie pieniędzy na realizację pomysłów. Jaka jest najlepsza metoda zbierania potrzebnych funduszy?

Pierwsza zasada jest taka, że pieniędzy się nie zbiera, tylko przyciąga. Mam na myśli to, że o sukcesie zdecyduje sposób, w jaki się komunikujesz i prezentujesz swój projekt. Ludzie muszą poczuć, że chcą w niego zainwestować. Drugą zasadą jest pozyskanie na samym początku pieniędzy z najłatwiejszych źródeł. Możesz na przykład zacząć od oszczędzania pieniędzy, które wydajesz na co dzień, potem zwróć się do ludzi już zaangażowanych w twój pomysł (to mogą być rodzina i przyjaciele, fundatorzy, którzy inwestowali wcześniej itd.), a mieszanka środków z różnych źródeł jest najlepszym wyjściem. Postaraj się szerzyć wieści o potrzebach projektu. Na koniec pomyśl o nietypowych źródłach. Kościół katolicki często posiada lokalne środki na działalność obywatelską, władze miejskie mogą rozporządzać budżetem na cele niezwiązane ze sztuką, ale być może twój projekt zostanie potraktowany jako warsztaty lub szkolenie, ułatwiające znalezienie pracy.

Dlaczego wydarzenia kulturalne są tak ważne dla lokalnych społeczności?

Wydarzenie kulturalne nie jest ważne dla społeczności, jeżeli społeczność nie jest związana z tym wydarzeniem. Należy też mieć na uwadze, że każda społeczność ma swoją własną kulturę, która powinna być rozpoznawalna i szanowana. Mam na myśli wszystkie społeczności. Nie ma czegoś takiego jak kulturalna próżnia, ponieważ ludzie kreują kulturę z natury. To wielka tragedia imperializmu, opresji i różnic klasowych. Zostały stworzone kultury dominujące, podczas gdy inne kultury (społeczności) są uznawane za gorsze lub bezwartościowe. Japońska muzyka klasyczna tworzy dysonans w zachodnim uchu, jednak powinniśmy ją respektować. Hip-hop i rap nie są uznawane za ważny element kultury, a jednocześnie są niezwykle istotne dla pewnych społeczności. Nie ma powodu, dla którego graffiti miałoby posiadać mniejszą siłę wyrazu od klasycznego malowidła, zwłaszcza że często jest głosem pokolenia. Brakuje kulturowej równości.

Czy widzi Pan różnicę pomiędzy zarabianiem pieniędzy w korporacji a w firmie z sektora kreatywnego?

To zależy od przedsiębiorstwa i celu, w jakim przedsiębiorstwo powstało. Jeżeli głównym celem jest zarabianie pieniędzy, wtedy nie ma żadnej różnicy. Właściwie odpowiedź na to pytanie jest kluczowym dylematem. Jeżeli żyjemy dla pieniędzy, nasze życie nie ma sensu, ponieważ pieniądze są jedynie narzędziem do osiągnięcia czegoś. I jeśli to coś nie jest powiązane ze społecznym, kulturalnym czy rozwojowym procesem, wtedy rezultat końcowy jest tak samo bezsensowny. Jednakże być może istnieje nieporozumienie, jeśli chodzi o znaczenie pojęcia „kultura”. Kulturą jest sposób, w jaki żyjemy oraz jakość tego życia.

Czy istnieje obszar kultury, którym się szczególnie Pan pasjonuje?

Najbardziej kocham muzykę, szczególnie soul, jazz i chill out. Uwielbiam też filmy i czytanie. Czasami chodzę do teatru i na dziwne przedstawienia taneczne. Nie przepadam za operą.

Jeśli miałby Pan taką możliwość, czy zamieniłby Pan obecne zajęcie na standardowy, ośmiogodzinny dzień pracy?

Nie ma mowy. Ostatni raz wykonywałem taką pracę, gdy miałem 21 lat; teraz mam 62. Wiesz, od czego powstał skrót „JOB” (praca)? „Just Over Broke!” (byle związać koniec z końcem). Nie wierzę w spędzanie większości mojego czasu na robieniu czegoś, co mnie nie obchodzi, tylko po to, żeby mieć pieniądze na przeżycie.

Jaki jest najbardziej wymagający aspekt Pana pracy?

Prowadzenie księgowości.

Co dodaje Panu energii?

Dobry, taneczny kawałek.

Jaka jest różnica pomiędzy wolontariatem a stażem? Co mają do zaoferowania?

Nie widzę wielu różnic. W centrum, które założyłem w Dublinie, zaniechaliśmy zatrudniania wolontariuszy, ponieważ wytłumaczenie im naszych idei i zarządzanie nimi było zbyt skomplikowane. Zaczęliśmy zatrudniać stażystów. Następnie stworzyliśmy szkolenia i opracowaliśmy programy, dzięki którym uczestnicy pracujący w centrum mają jasny kierunek rozwoju podczas stażu. Chodzi też o to, żeby mieli szansę zdobycia konkretnych umiejętności. Prowadziliśmy staże różnego rodzaju: nieformalne, krótkoterminowe, długoterminowe, formalne, akredytowane. System działa bardzo dobrze i z pewnością wszyscy coś wynieśli z tego doświadczenia, a ryzyko wyzysku się zmniejszyło.

Co, według Pana, oznacza rozwijanie kariery w kulturze? Co jest charakterystyczne dla tej pracy?

Brak pieniędzy.

Jakie ma Pan refleksje po udziale w projekcie 220 Volt! w Polsce?

Jestem pod wrażeniem. Zorganizowanie dwudniowego festiwalu z pomocą wolontariuszy z różnych krajów było nie lada wyzwaniem, ale udało się! Pracuję z profesjonalistami, którzy nie mają w sobie tyle poświęcenia i pokładów kreatywności. Jeżeli drużyna pracuje sprawnie, ma o wiele więcej możliwości niż jedna osoba. Praca grupowa to przydatna umiejętność. Jestem ciekaw, co ludzie zaangażowani w 220 Volt! przygotują w następnych latach. Wspaniałe doświadczenie.

Rozmawiała: Aleksandra Rajczyk