Duch innowacji wywodzi się zwykle z samolubnego usposobienia i ciasnoty umysłu. Ludzie, którzy nigdy nie oglądali się na przodków, nie będą myśleć o potomnych. Wolność bez mądrości i cnoty? To jest zło największe z możliwych. Edmund Burke

Pycha to chyba najbardziej charakterystyczna cecha współczesnych elit. To choroba, która toczy ludzkość od zarania dziejów, ale w sposób szczególny rozwija się w erze progresywizmu. Odkąd Nietzsche ogłosił śmierć Boga, pewna część elit – ta wyzwolona – urządza świat lepiej od Stwórcy.

Polega to najczęściej na tym, że generowane są całkowicie nowe problemy, które następnie trzeba rozwiązywać, a wszystko to w imię dobra ludzkości. Można byłoby ich uniknąć, wsłuchując się w mądrość przeszłych pokoleń, ale nowoczesne elity wszystko wiedzą lepiej. Dzieje się to we wszystkich aspektach rzeczywistości. Dotyczy to także spraw związanych z organizacją przestrzeni życiowej.


Architektura i urbanistyka świata nowoczesnego, odcinając się od tradycyjnej zabudowy miejskiej, szukała całkowicie nowych rozwiązań. W ten sposób na początku XX wieku, chcąc poprawić warunki życia w mieście, nie szukano zmian ewolucyjnych, ale postawiono na rewolucję.[1]

Idea miasta przemysłowego (Cite Industrielle) Tony Garniera została rozwinięta przez Le Corbusiera (Plan Voisin, Ville Radieuse) i CIAM (Międzynarodowy Kongres Architektury Nowoczesnej). Zakładała ona wydzielenie stref miejskich w zależności od funkcji – zupełnie inaczej niż w mieście tradycyjnym, gdzie mieszanina funkcji była podstawą organizacji przestrzeni. Nowe możliwości technologiczne (szczególnie w zakresie transportu) i fascynacja nowymi technikami budowlanymi prowadziły urbanistów do przekonania, że oparcie organizmu miejskiego na transporcie samochodowym jest przyszłością miasta.

Jak to się skończyło, dobrze wiemy. Już w latach 50. i 60. pojawiło się wiele problemów, które pokazały, że koncepcja miasta nowoczesnego nie zapewnia komfortu życia, a miasto na niej oparte wcale nie staje się wymarzonym miejscem do życia.


Logiczny wydawałby się w związku z tym powrót do tradycyjnej koncepcji miasta, w którym tkanka miejska powstawała w sposób naturalny, odzwierciedlając zróżnicowane potrzeby społeczności. Naturalne wydało się także zwiększenie roli społeczności lokalnych w kształtowaniu przestrzeni zurbanizowanej oraz większa wrażliwość na potrzeby konkretnych osób, a nie nieokreślonej „masy społecznej”.

Te konserwatywne założenia stały się podstawą dla powstania ruchu zwanego Nowym Urbanizmem[2], który dążył do odnowienia miast w duchu tradycji. Główne jego postulaty to:

  • powrót do kwartałowej zabudowy pierzejowej, 
  • zadbane i przyjazne przestrzenie publiczne przenikające się z prywatnymi, 
  • zmniejszenie roli komunikacji samochodowej na rzecz pieszej i rowerowej, 
  • porządkowanie wizualnego charakteru przestrzeni miejskiej, 
  • wrażliwość ekologiczna i wiążąca się z tym duża ilość zieleni, w tym skwerów i parków, a co najważniejsze – przemieszanie funkcji tworzące tętniące życiem przestrzenie. 

Wszystko to prowadziło do przekonania, że najbardziej wydajne organizmy miejskie to takie, które mają nie więcej niż 10 tys. mieszkańców. Pisał już o tym 40 lat temu Christopher Alexander, przywołując różne argumenty, w tym ekologiczne:


Zbyt duża koncentracja przestrzenna ludności ogromnie obciąża ekosystem całego regionu. W miarę wzrostu dużych miast napływ ludności powoduje na tych obszarach zanieczyszczenie powietrza, przeciążenie transportu, niedobór wody, niedostatek mieszkań oraz gęstość zaludnienia, która przekracza granice rozsądku. Ekologia centrów niektórych metropolii jest niebezpiecznie bliska załamania.[3]


Dlatego postulował on tworzenie mniejszych społeczności miejskich, w których ludzie czują związek ze sobą oraz własną sprawczość:


Ludzie mogą wywierać rzeczywisty wpływ na lokalne władze jedynie wtedy, gdy władza ta dotyczy autonomicznych, samorządnych, samofinansujących się społeczności – na tyle małych, że możliwy jest w nich bezpośredni kontakt między zwykłym człowiekiem a lokalnymi urzędnikami i przedstawicielami wybranymi przez mieszkańców.[4]

KARTA NOWEJ URBANISTYKI


KONGRES NOWEJ URBANISTYKI widzi niedoinwestowanie obszarów śródmiejskich, chaotyczne rozpraszanie się zabudowy, narastającą segregację ekonomiczną i społeczną, pogarszający się stan środowiska naturalnego, zmniejszanie się obszarów rolnych i otwartych oraz degradację zabudowy stanowiącej społeczne dziedzictwo jako jedno złożone wyzwanie dla budowania wspólnoty.

OPOWIADAMY SIĘ za rewaloryzacją istniejących centrów miejskich oraz samych miast w spójnych regionach metropolitalnych, za przekształceniem rozproszonej zabudowy podmiejskiej we wspólnoty sąsiedzkie tworzące różnorodne dzielnice, za ochroną środowiska naturalnego oraz zastanego dziedzictwa kulturowego.

UZNAJEMY, że rozwiązania przestrzenne same w sobie nie rozstrzygną problemów społecznych i ekonomicznych, jednakże żywotność ekonomiczna, stabilizacja społeczna ani zdrowe środowisko naturalne nie mogą obejść się bez spójnych i wspomagających je ram przestrzennych.

POSTULUJEMY restrukturyzację polityki społecznej i praktyk rozwojowych wedle następujących zasad:
– dzielnice powinny być zróżnicowane pod względem pełnionych funkcji oraz grup mieszkańców,
– wspólnoty te powinny być projektowane z myślą o pieszych, transporcie publicznym, a także ruchu samochodowym,
– czynnikami kształtującymi miasta powinny być przestrzenie publiczne i instytucje wspólnotowe wyraźnie określone i powszechnie dostępne; elementy miasta powinny być kształtowane przez projektowanie architektoniczne i krajobrazowe honorujące lokalną historię, klimat, ekologię oraz tradycję budowlaną.

STANOWIMY reprezentację szerokich kręgów obywatelskich, zrzeszającą liderów sektorów publicznego i prywatnego, działaczy lokalnych wspólnot i profesjonalistów z wielu dziedzin. Opowiadamy się za odtworzeniem związków pomiędzy sztuką budowania a kształtowaniem lokalnych społeczności, opartych na partycypacji obywateli w procesie planowania i projektowania.

JESTEŚMY oddani sprawie odzyskania decydowania w sprawach planowania naszych domów, kwartałów miejskich, ulic, parków, okolic i dzielnic, miasteczek i miast, regionów i środowiska naturalnego.

Kiedy wydawało się, że ta konserwatywna wizja powoli, acz skutecznie będzie wprowadzana w życie, pojawia się nagle idea 15-minutowego miasta, o której rozpisują się obecnie wszystkie gazety. Za jej autora uważa się profesora Sorbony Carlosa Moreno, ale globalną karierę zrobiła za sprawą kampanii wyborczej Anne Hidalgo – socjalistycznej mer Paryża, która wykorzystała ideę 15-minutowego miasta do swojej reelekcji.

Pomysł Moreno polega na tym, by mieszkańcy miasta mieli łatwy i szybki dostęp do podstawowych potrzeb, tj. mieszkania, pracy, zdrowia, edukacji, kultury i wypoczynku. Powinien on zaspokoić te potrzeby w obrębie 15-minutowego spaceru, jazdy rowerem lub hulajnogą. Według uczonego powinniśmy zarówno projektować nowe miasta, jak i przekształcać już istniejące.

Tak naprawdę nie ma w tej koncepcji niczego nowego. Jedynym novum jest próba odgórnego wprowadzania tej idei bez pytania się społeczeństwa o jej zasadność.

Oczywiście wszystko to robi się pod płaszczykiem ratowania Ziemi, przeciwdziałania katastrofie klimatycznej, dekarbonizacji, promowania różnorodności kulturowej i obyczajowej – ogólnie wspólnego dobra.

Prawdopodobnie dlatego idea budzi już duże kontrowersje i coraz większy sprzeciw społeczny. Jej przeciwnicy twierdzą, że politycy chcą uwięzić mieszkańców w zamkniętych dzielnicach miasta, a zwolennicy teorii spiskowych już wietrzą międzynarodowy spisek mający na celu kontrolę nad ludźmi.

W ten sposób po raz kolejny progresywiści kompromitują idee, które – odpowiednio wprowadzane w życie – mogłyby przynieść sporo korzyści. Nie mogą oni jednak powstrzymać się przed pouczaniem społeczeństwa; stwierdzaniem, że wiedzą najlepiej, czego ono potrzebuje. Reformy tworzone przez progresywne elity dla zwykłych ludzi zawsze najgorzej się kończą właśnie dla zwykłych ludzi.

Może więc warto przypomnieć stare, ale jakże aktualne poglądy Arystotelesa na miasto. Głównym jego celem było stworzenie przestrzeni, w której obywatele mogą żyć najlepiej, jak potrafią. Arystotelesowskie polis to wspólnota wspólnot przyjmujących podobne wartości. W takiej społeczności można próbować uzgadniać stanowiska i zachowywać porządek społeczny. Oczywiście nie jest to łatwe do osiągnięcia. Wymaga od obywateli rozwijania i kultywowania cnót moralnych i intelektualnych.

W polis wolnych obywateli – dobry obywatel musi posiadać wiedzę, jak również zdolność do rządzenia i bycia rządzonym. Dobre rządzenie wymaga tego samego rodzaju doskonałości, jakiej wymaga bycie dobrym człowiekiem. Nie możemy także dobrze rządzić, nie wiedząc, jak być dobrym obywatelem pod rządami innych. Dlatego dobro w polis wymaga zdolności przestrzegania specyficznych cnót, tak jak potrzebuje cnót ten, kto jest rządzony i jak potrzebuje ich ten, kto rządzi.

Warunki dla realizacji dobra jednostki w obrębie wspólnoty najłatwiej stworzyć w niedużych społecznościach miejskich, gdzie wszystko jest w zasięgu ręki, a obywatele mają wpływ na rozwój. Nie możemy się bać 15-minutowego miasta. Powinniśmy się bać jedynie zaprzęgania tej idei do politycznej agendy w celu zyskiwania poklasku.

 

PRZYPISY

[1] W swojej książce W stronę architektury Le Corbusier uznawał, że albo nastąpią radykalne zmiany w architekturze, albo nastąpi rewolucja społeczna. Pisał o przewrocie w języku architektonicznym, a o nowym stylu epoki mówił, iż dokonała się rewolucja. Le Corbusier, W stronę architektury, Centrum Architektury, Warszawa 2012, s. 291.

[2] Nazywany jest także Nową Urbanistyką, patrz: M. Domińczak, Nowa Urbanistyka. Metodyka i zasady projektowania według SmartCode, Wydawnictwo Politechniki Łódzkiej, Łódź 2020.

[3] Ch. Alexander, Język wzorców. Miasta – budynki – konstrukcja, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2008, s. 19.

[4] Tamże, s. 71.

 

Tekst: dr hab. nt. Artur Zaguła

Zdjęcie: Antek Mazerant


Artur Zaguła – pracownik naukowo-dydaktyczny Instytutu Architektury i Urbanistyki Politechniki Łódzkiej. Tytuł magistra historii sztuki, uzyskał na Wydziale Humanistycznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Tytuł doktora nauk technicznych, uzyskał w 2004 roku na Wydziale Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska Politechniki Łódzkiej na podstawie rozprawy doktorskiej „Geneza Nowego Modernizmu w architekturze brytyjskiej lat 80. – idee i realizacje”. Habilitację w dyscyplinie architektura i urbanistyka uzyskał na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej na podstawie monografii „Arystotelesowskie i religijne źródła Nowego Klasycyzmu w architekturze współczesnej”. Przez dwie kadencje pełnił funkcję Prodziekana na Wydziale Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska Politechniki Łódzkiej. Obecnie piastuje funkcję wicedyrektora ds. rozwoju w Instytucie Architektury i Urbanistyki Politechniki Łódzkiej. Autor kilkudziesięciu artykułów naukowych i dwóch książek.
Z PURPOSE związany od samego początku.