Krzysztof Rybiński. Zawód: ekonomista


Czas czytania 18 minut

Imię i nazwisko... Krzysztof Rybiński, na drugie Ireneusz, na trzecie, z bierzmowania, Kacper.

Miejsce i data urodzenia... 1 marca 1967. Warszawiak, z tradycjami. Ojciec w wieku 15 lat walczył w Powstaniu Warszawskim, zabijał faszystów. Wtedy też osiwiał.

Ukończone szkoły... Podstawówka i liceum na warszawskiej Pradze. Mówili na mnie zdolny łobuz, średnia 5.0 i odpowiednie ze sprawowania. Informatyka na Uniwersytecie Warszawskim (mgr), Ekonomia na Uniwersytecie Warszawskim (mgr i dr), habilitacja w Szkole Głównej Handlowej. Kursy specjalistyczne w Genewie, Londynie i Oksfordzie.

Wykształcenie dało mi... Elastyczność, zdolność uczenia się nowych rzeczy, szerokie horyzonty, pewność siebie, kasę i karierę.

Mieszkam w... szeregowcu na warszawskich Bielanach.

Z zawodu jestem... ekonomistą. Z zamiłowania pisuję artykuły, czasami książki.

Przedsiębiorczość to... postawa życiowa. Albo ktoś jest przedsiębiorczy, albo nie jest. Ja jestem, po matce. Jako student jeździłem na handel do Turcji i Związku Sowieckiego. Do Turcji woziłem aparaty fotograficzne, wiertła, sprzęt ADG, Turcji skóry i dżinsy, z Rosji telewizory i złoto. To potem zostaje na całe życie, gdziekolwiek bym nie pracował, zawsze mam mnóstwo pomysłów jak coś usprawnić, zmienić.

Kultura jest dla mnie... i dla Pana i dla Pani. Dla wszystkich. Bez kultury stajemy się masą bezmyślnych tłumoków. Kultura jest jedną z nielicznych silnych stron Polski w skali globalnej, powinniśmy traktować kulturę jak naszą szansę na zarobienie poważnych pieniędzy. Tylko zamiast rozwijać kulturę, karmimy Polaków programami jak oni ...ają lub ...ańczą. Dramat.

Praca jest dla mnie... Sposobem na życie. Od pewnego czasu stać mnie na luksus, że robię tylko to co lubię i jeszcze nieźle mi płacą. Wszystkim bym tego życzył. Żona twierdzi że jestem pracoholikiem, ale jest nieobiektywna. Bo jeżeli ja wolę w piątek wieczorem napisać felieton do gazety zamiast oglądać film w telewizji to czy to jest pracoholizm.

Poza pracą chętnie... ćwiczę na siłowni (mam sprzęt w domu), jeżdżę rowerem, podróżuję (w tym roku Kuba i Kostaryka), gram z dziećmi w szachy i globusia, piszę artykuły.

Pierwsze zarobione pieniądze wydałem na... oddałem rodzicom. Komuna była, gdyby nie wyjazdy na handel to byśmy cienko przędli, bo mama była sklepową a ojciec technikiem. Więc pierwsze pieniądze były z handlu w Turcji. Za pierwszą prawdziwą pensję w Polsce – pensja dyrektora Letniej Szkoły Ekonomii z 1991 roku - kupiłem sobie markowy garnitur. Potem brałem w nim ślub. 

Gdybym nie robił tego co teraz, to pewnie... byłbym informatykiem. Ale po roku pracy w roli informatyka w Tokio stwierdziłem, że chcę mieć więcej do czynienia z ludźmi a mniej z komputerami.

Do pieniędzy mam stosunek... praktyczny. Trzeba w życiu zaoszczędzić tyle, żeby starczyło na wygodne życie, na opłacenie studiów dzieciom i na leczenie się na stare lata, bo na ZUS nie liczę.
Kiedyś mój student zrobił badanie ekonometryczne dotyczące definicji szczęścia na dużej próbie innych studentów. Okazało się, że pieniądze i miłość dają szczęście, inne rzeczy były nieistotne.

Gdybym miał więcej czasu... cholera, nie mam czasu się nad tym zastanawiać.

Jestem dumny z... dzieci. Świetnie się uczą, syn w zeszłym roku był laureatem olimpiady polonistycznej w szkołach podstawowych, wybrał sobie gimnazjum bez egzaminu. Córka jest w trzeciej klasie i też świetnie się uczy. Po rodzicach tak mają, chyba? Jako skromny człowiek nie nadymam się zbytnio, ale uważam że osiągnąłem też sukces zawodowy jako ekonomista z sektora biznesowego. No i ojciec marzył, żeby syn został profesorem. Nie doczekał, za dużo palił, dwie paczki dziennie.

Nigdy nie zapomnę... pierwszego porodu, gdy urodził się syn Aleksander. Wszystko poszło tak szybko, że prawie odbierałem poród w samochodzie. Żona rodziła w swetrze, a gdy pojawiła się główka to dopiero wtedy przybiegła pielęgniarka i kazała żonie podpisywać jakieś kwity. Normalnie Mrożek...

Nigdy nie zdobędę się na to by... zostać politykiem. Namawia mnie do tego dużo osób, w tym wiele bardzo poważnych osób. Ale ja mam dwie cechy, które mnie dyskwalifikują jako polityka. Mówię zawsze to co myślę prosto w oczy i nie umiem kłamać.

Chciałbym się jeszcze nauczyć... języka chińskiego. Ale trudny okrutnie. W pół roku nauczyłem się mówić dobrze po japońsku jak mieszkałem w Tokio, a od półtora roku walczę z chińskim, z marnym skutkiem.

Jako dziecko marzyłem... żeby być mistrzem kung fu. Po tym jak obejrzałem pierwszy film z Bruce Lee, "Wściekła pięść". To było kilka lat przed Wejściem smoka, potem już wszyscy o tym marzyli.

Najtrudniej jest mi pogodzić się z... psuciem państwa przez polityków. W ciągu pięciu lat zatrudnienie w administracji wzrosło o 130 tysięcy urzędników, dziura w finansach publicznych przekroczyła 120 mld złotych. I jeszcze przeszkadzają mi trawniki zasrane psimi kupami, nie można z synem pograć w piłkę, żeby w kupę nie wdepnąć.

Największym szaleństwem w moim życiu było... no było tego trochę. Człowiek był młody i głupi. Jechaliśmy samochodem na narty do Włoch, kolega prowadził i dachowaliśmy w Czechach. Wróciliśmy taksówką do Warszawy i następnego dnia rano ruszyliśmy innym samochodem. Tym razem prowadziłem ja przez całą drogę, pedał gazu cały czas w podłodze, zdążyliśmy na wcześniej umówioną kolację, ale żona do tej pory mi wypomina tamtą jazdę. Wtedy nie mieliśmy dzieci, teraz jeżdżę dużo wolniej, ale bez przesady.

Nie wyobrażam sobie życia bez... internetu. Dzięki umiejętnemu wykorzystaniu Internetu moja wydajność wzrosła 10-krotnie w porównaniu z początkiem lat 1990-tych.

Zazdroszczę ludziom... mam cechę rzadko spotykaną u rodaków, nie zazdroszczę nikomu niczego. Jak komuś coś się uda, to się z tego szczerze cieszę. Będę dumny, jak dzięki mojej uczelni narodzi się kilku przyszłych polskich miliarderów.

Najczęściej myślę o... tym co mam do zrobienia, bo zawsze mam coś do zrobienia. Czasami marzę, ale nie powiem o czym.

Gdy myślę o przyszłości... to miewam wizje wielkich rzeczy, których mógłbym dokonać. Albo próbuję zgadnąć dokąd zmierza świat. Na przykład wiem, że świat nie wytrzyma 9,5 miliarda ludzi, i czasami myślę co się wydarzy, co zatrzyma wzrost liczby ludności. Napisałem nawet moją pierwszą książkę typu fiction na ten temat, wydam w tym roku pod pseudonimem.

Najbliższe wyzwanie... uczynienie z mojej uczelni najlepszej prywatnej uczelni w Polsce.

Najważniejsza decyzja w moim życiu to... nie było takiej. Moim życiem rządzi przypadek, od wyboru kierunku studiów (spotkałem przypadkiem kolegę w tramwaju i z nim pojechałem żeby zobaczyć gdzie zdaje) po wszystkie co do jednego miejsca pracy. Nawet rektorem zostałem przypadkiem. Ale na razie przypadki dobrze mi służą. Inni chodzą, lobbują, całują tyłki, a ja po prostu czekam co mi życie przyniesie. To jest fascynujące, bo rektorem będę jeszcze 4 lata i trochę, a potem może się wydarzyć coś zupełnie nieoczekiwanego.

Największa porażka w moim życiu... doradzałem sześciu ministrom tego rządu w sprawie reform, i niestety żaden nie chciał uważnie słuchać.

Najważniejsze słowa jakie usłyszałem... krzyk dzieci po narodzeniu. 

W Polsce najbardziej brakuje mi... zaufania. Ludzie sobie nie ufają, często starają się uzyskać korzyść kosztem innej osoby. A ja noszę w sobie kulturę wygrany-wygrany i zawsze obdarzam osoby z którymi pracuję olbrzymim zaufaniem. To się sprawdza, bo z czasem ludzie odpłacają tym samym. Spotkałem w życiu pojedyncze przypadki złych ludzi, którzy starali się mnie zniszczyć, wykorzystując moje zaufanie, które złośliwi nazywają życiową naiwnością. Ale to były wyjątki, uważam że zaufanie się opłaca.

Połączenie kultury i biznesu to... biztura albo kulnes. Chciałbym żeby globalną specjalnością Polski był właśnie kulnes. Dlatego laski z ASP powinny studiować na jednym kampusie z pinglarzami z fizyki czy natchnionymi inżynierami z polibudy. Wtedy byłby kulnes. Tak to robią w Ameryce.


Imię nazwisko...Krzysztof Rybiński, na drugie Ireneusz, na trzecie, z bierzmowania, Kacper.
Miejsce i data urodzenia...1 marca 1967. Warszawiak, z tradycjami. Ojciec w wielu 15 lat walczył w Powstaniu Warszawskim, zabijał faszystów. Wtedy też osiwiał.
Ukończone szkoły...Podstawówka i liceum na warszawskiej Pradze. Mówili na mnie zdolny łobuz, średnia 5.0 i odpowiednie ze sprawowania.  Informatyka na Uniwersytecie Warszawskim (mgr), Ekonomia na Uniwersytecie Warszawskim (mgr i dr), habilitacja w Szkole Głównej Handlowej.  Kursy specjalistyczne w Genewie, Londynie i Oksfordzie.
Wykształcenie dało mi…Elastyczność, zdolność uczenia się nowych rzeczy, szerokie horyzonty, pewność siebie, kasę i karierę.
Mieszkam w…szeregowcu na warszawskich Bielanach
Z zawodu jestem…ekonomistą. Z zamiłowania pisuję artykuły, czasami książki.
Przedsiębiorczość to…postawa życiowa. Albo ktoś jest przedsiębiorczy, albo nie jest. Ja jestem, po matce. Jako student jeździłem na handel do Turcji i Związku Sowieckiego. DO Turcji woziłem aparaty fotograficzne, wiertła, sprzęt ADG, Turcji skóry i dżinsy, z Rosji telewizory i złoto. To potem zostaje na całe życie, gdziekolwiek bym nie pracował, zawsze mam mnóstwo pomysłów jak coś usprawnić, zmienić.
Kultura jest dla mnie…i dla Pana i dla Pani. Dla wszystkich. Bez kultury stajemy się masą bezmyślnych tłumoków. Kultura jest jedną z nielicznych silnych stron Polski w skali globalnej, powinniśmy traktować kulturę jak naszą szansę na zarobienie poważnych pieniędzy. Tylko zamiast rozwijać kulturę, karmimy Polaków programami jak oni ..ają lub …ańczą. Dramat.
Praca jest dla mnie…Sposobem na życie. Od pewnego czasu stać mnie na luksus, że robię tylko to co lubię i jeszcze nieźle mi płacą. Wszystkim bym tego życzył. Żona twierdzi że jestem pracoholikiem, ale jest nieobiektywna. Bo jeżeli ja wolę w piątek wieczorem napisać felieton do gazety zamiast oglądać film w telewizji to czy to jest pracoholizm.
Poza pracą chętnie…ćwiczę na siłowni (mam sprzęt w domu), jeżdżę rowerem, podróżuję (w tym roku Kuba i Kostaryka), gram z dziećmi w szachy i globusia, piszę artykuły.
Pierwsze zarobione pieniądze wydałem na...oddałem rodzicom. Komuna była, gdyby nie wyjazdy na handel to byśmy cienko przędli, bo mama była sklepową a ojciec technikiem. Więc pierwsze pieniądze były z handlu w Turcji. Za pierwszą prawdziwą pensję w Polsce – pensja dyrektora Leniej Szkoły Ekonomii z 1991 roku - kupiłem sobie markowy garnitur. Potem brałem w nim ślub.  
Gdybym nie robił tego co teraz, to pewnie…byłbym informatykiem. Ale po roku pracy w roli informatyka w Tokio stwierdziłem, że chcę mieć więcej do czynienia z ludźmi a mniej z komputerami.
Do pieniędzy mam stosunek…praktyczny. Trzeba w życiu zaoszczędzić tyle, żeby starczyło na wygodne życie, na opłacenie studiów dzieciom i na leczenie się na stare lata, bo na ZUS nie liczę. Kiedyś mój student zrobił badanie ekonometryczne dotyczące definicji szczęścia na dużej próbie innych studentów. Okazało się, że pieniądze i miłość dają szczęście, inne rzeczy były nieistotne.
Gdybym miał więcej czasu...cholera, nie mam czasu się nad tym zastanawiać.
Jestem dumny z...dzieci. Świetnie się uczą, syn w zeszłym roku był laureatem olimpiady polonistycznej w szkołach podstawowych, wybrał sobie gimnazjum bez egzaminu. Córka jest w trzeciej klasie i też świetnie się uczy. Po rodzicach tak mają, chyba? Jako skromny człowiek nie nadymam się zbytnio, ale uważam że osiągnąłem też sukces zawodowy jako ekonomista z sektora biznesowego. No i ojciec marzył, żeby syn został profesorem. Nie doczekał, za dużo palił, dwie paczki dziennie.
Nigdy nie zapomnę…pierwszego porodu, gdy urodził się syn Aleksander. Wszystko poszło tak szybko, że prawie odbierałem poród w samochodzie. Żona rodziła w swetrze, a gdy pojawiła się główka to dopiero wtedy przybiegła pielęgniarka i kazała żonie podpisywać jakieś kwity. Normalnie Mrożek …
Nigdy nie zdobędę się na to by…zostać politykiem. Namawia mnie do tego dożo osób, w tym wiele bardzo poważnych osób. Ale ja mam dwie cechy które mnie dyskwalifikują jako polityka. Mówię zawsze to co myślę prosto w oczy i nie umiem kłamać.
Chciałbym się jeszcze nauczyć…języka chińskiego. Ale trudny okrutnie. W pół roku nauczyłem się mówić dobrze po japońsku jak mieszkałem w Tokio, a od półtora roku walczę z chińskim, z marnym skutkiem.
Jako dziecko marzyłem…żeby być mistrzem kung fu. Po tym jak obejrzałem pierwszy film z Bruce Lee, Wściekła pięść. To było kilka lat przed Wejściem smoka, potem już wszyscy o tym marzyli.
Najtrudniej jest mi pogodzić się z…psuciem państwa przez polityków. W ciągu pięciu lat zatrudnienie w administracji wzrosło o 130 tysięcy urzędników, dziura w finansach publicznych przekroczyła 120 mld złotych. I jeszcze przeszkadzają mi trawniki zasrane psimi kupami, nie można z synem pograć w piłkę, żeby w kupę nie wdepnąć.
Największym szaleństwem w moim życiu było…no było tego trochę. Człowiek był młody i głupi. Jechaliśmy samochodem na narty do Włoch, kolega prowadził i dachowaliśmy w Czechach. Wróciliśmy taksówką do Warszawy i następnego dnia rano ruszyliśmy innym samochodem. Tym razem prowadziłem ja przez całą drogę, pedał gazu przez cały czas w podłodze, zdążyliśmy na wcześniej umówioną kolację, ale żona do tej pory mi wypomina tamtą jazdę. Wtedy nie mieliśmy dzieci, teraz jeżdżę dużo wolniej, ale bez przesady.
Nie wyobrażam sobie życia bez...internetu. Dzięki umiejętnemu wykorzystaniu Internetu moja wydajność wzrosła 10-krotnie w porównaniu z początkiem lat 1990-tych.
Zazdroszczę ludziom…mam cechę rzadko spotykaną o rodaków, nie zazdroszczę nikomu niczego. Jak komuś coś się uda, to się z tego szczerze  cieszę. Będę dumny, jak dzięki mojej uczelni narodzi się kilku przyszłych polskich miliarderów.
Najczęściej myślę o…tym co mam do zrobienia, bo zawsze mam coś do zrobienia. Czasami marzę, ale nie powiem o czym.
Gdy myślę o przyszłości…to miewam wizje wielkich rzeczy których mógłbym dokonać. Albo próbuję zgadnąć dokąd zmierza świat. Na przykład wiem że świat nie wytrzyma 9,5 miliarda ludzi, i czasami myślę co się wydarzy, co zatrzyma wzrost liczby ludności. Napisałem nawet moją pierwszą książkę typu fiction na ten temat, wydam w tym roku pod pseudonimem.
Najbliższe wyzwanie…uczynienie z mojej uczelni najlepszej prywatnej uczelni w Polsce.
Najważniejsza decyzja w moim życiu to…nie było takiej. Moim życiem rządzi przypadek, od wyboru kierunku studiów (spotkałem przypadkiem kolegę w tramwaju i z nim pojechałem żeby zobaczyć gdzie zdaje) po wszystkie co do jednego miejsca pracy. Nawet rektorem zostałem przypadkiem. Ale na razie przypadki dobrze mi służą. Inni chodzą, lobbują, całują tyłki, a ja po prostu czekam co mi życie przyniesie. To jest fascynujące, bo rektorem będę jeszcze 4 lata i trochę, a potem może się wydarzyć coś zupełnie nieoczekiwanego.
Największa porażka w moim życiu…doradzałem sześciu ministrom tego rządu w sprawie reform, i niestety żaden nie chciał uważnie słuchać.
Najważniejsze słowa jakie usłyszałem…krzyk dzieci po narodzeniu.  
W Polsce najbardziej brakuje mi…zaufania. Ludzie sobie nie ufają, często starają się uzyskać korzyść kosztem innej osoby. A ja noszę w sobie kulturę wygrany-wygrany i zawsze obdarzam osoby z którymi pracuję olbrzymim zaufaniem. To się sprawdza, bo z czasem ludzie odpłacają tym samym. Spotkałem w życiu pojedyncze przypadki złych ludzi, którzy starali się mnie zniszczyć, wykorzystując moje zaufanie, które złośliwi nazywają życiową naiwnością. Ale to były wyjątki, uważam że zaufanie się opłaca.
Połączenie kultury i biznesu to...biztura albo kulnes. Chciałbym żeby globalną specjalnością Polski był właśnie kulnes. Dlatego laski z ASP powinny studiować na jednym kampusie z pinglarzami z fizyki czy natchnionymi inżynierami z polibudy. Wtedy byłby kulnes. Tak to robią w Ameryce.