Specjalnie dla naszych czytelników zainteresowanych twórczością Piotra Rubika i Zbigniewa Książka prezentujemy rozmowę z autorami oratoriów "Świętokrzyskaa Golgota" i "Tu Es Petrus" przygotowaną przez Katarzynę Nowakowską.

Dyrygent, który przed pulpitem zachowuje się jakby w środku miał odpalony materiał wybuchowy, kompozytor wzruszeń i prawdziwych emocji. Artysta, który spotyka się z tysiącami swoich fanów także na forach internetowych. Piękny człowiek, któremu podczas koncertów publiczność nie pozwala zejść ze sceny.

Piotr Rubik, autor oratoriów „Świętokrzyska Golgota” i „Tu Es Petrus”.

Złote dziecko

Czy jako dziecko marzyłeś o tym by być dyrygentem? Skąd biorą się takie marzenia?

Nie wiedziałem, że chcę być dyrygentem. Wiedziałem za to od początku, już w dzieciństwie, że chcę pisać muzykę. Czułem, że chcę ja tworzyć, choć nie wiem skąd ta potrzeba się wzięła, może stąd że lubiłem zawsze słuchać muzyki z dziadkiem i to muzyki dosyć trudnej, bo klasycznej. I od początku brzdąkałem na pianinie, wymyślałem melodyjki.

A potem przyszła pewna głębsza świadomość muzyki. I w tym pomogli mi rodzice, dzięki którym trafiłem do szkoły muzycznej i wziąłem udział w testach, podczas których sprawdza się czy dziecko ma zdolności muzyczne i jak sobie poradzi manualnie z instrumentem. W efekcie trafiłem do klasy wiolonczeli, z czego do dziś jestem bardzo zadowolony, bo to pozwoliło mi poznać warsztat orkiestrowy.

Zanim zacząłem dyrygować, grałem w wielu orkiestrach, dzięki czemu dziś wiem, jak nawiązać kontakt z muzykami i czego potrzeba, by zyskać zaufanie zespołu. Dyrygentem zostałem jednak z przypadku, przy okazji nagrań studyjnych moich kompozycji, trzeba było poprowadzić  zespół i po pierwszym razie już zawsze stawałem przed orkiestrą. Wszystko zmieniło się jednak kiedy poproszono mnie o skomponowanie muzyki do „Świętokrzyskiej Golgoty”, i wtedy postanowiłem podjąć wyzwanie i samemu stworzyć ten utwór do końca. A więc jestem dyrygentem amatorem.

Skoro do dyrygentury dorastałeś wraz z praktyka kompozytorską, to jak się zaczęło Twoje komponowanie?

Bardzo wcześnie, chyba jako dziecko, kiedy miałem, 5 albo 6 lat, napisałem piosenkę dla babci z okazji urodzin i to jest pierwszy zapis nutowy mojego autorstwa. Potem, kiedy umarł Kardynał Wyszyński,  a  przecież wciąż byłem wtedy dzieckiem, napisałem utwór poświęcony właśnie Jemu.

Czy to znaczy, że jesteś kompozytorem okolicznościowym? I potrzebujesz wydarzenia-inspiracji? To oczywiście żaden wstyd, bo wielu artystów tworzy właśnie w ten sposób.

Nie, aż tak nie jestem uzależniony od rzeczywistości, ale zawsze musi być jakaś inspiracja, bo bez inspiracji nie ma tworzenia. Żeby pisać muszę znaleźć w sobie nowe uczucie, dla mnie samego zaskakujące emocje, a te często pojawiają się w określonych okolicznościach.

 

Kompozytor wszechstronny

Wiesz, że bardzo wielu Twoich fanów zna tylko jedno Twoje oblicze? Jedni widzą w Tobie wyłącznie kompozytora wielkich przebojów, piosenek dla Edyty Górniak czy Michała Bajora, motywów filmowych,  a inni wyłącznie twórcę dzieł sakralnych, bo tym są przecież formy oratoryjne.

To fakt, ale teraz właśnie wszystko zaczyna się mieszać. Dzięki sukcesowi w Sopocie, popularności fragmentu oratoryjnego „Niech mówią, że to nie jest miłość” jedni i drudzy zobaczyli, że nie jestem tylko taki, jakim dotąd mnie widzieli i zaczynają szukać tych moich kompozycji, których wcześniej w ogóle ze mną nie kojarzyli.

Po festiwalu w Sopocie stałeś się w bardzo krótkim czasie osobą bardzo popularną, czy dla Ciebie ważna jest  popularność, bo chyba wcześniej sam jej nie szukałeś?

Ważna jest tylko dlatego, że dzięki niej mam większą publiczność, więcej ludzi słucha mojej muzyki. Piszę dla ludzi, więc słuchacze są najistotniejszą miarą mojej pracy. Inna popularność, to, że jestem rozpoznawany na ulicy, jest bardzo miłe, ale to nie jest najważniejsze. Moja publiczność i popularność, dają mi wolność, dają mi szansę tworzenia takiej muzyki, jak czuję, pozwalają mi nie godzić się już na kompromisy.

 

Sztuka kompromisu

Czy to znaczy, że w swoich kompozycjach z przeszłości chodziłeś na kompromisy artystyczne?

Musiałem!

Czy mógłbyś podać przykład, czegoś, co zostało skomponowane w wyniku kompromisu?

Wszelkie prace reklamowe z początków mojej pracy twórczej są ewidentnym kompromisem. Teraz jest już inaczej, bo kiedy ktoś przychodzi zamówić u mnie muzykę, to już dokładnie wie, jak komponuję, jaki mam styl i wybiera właśnie mnie, bo tak piszę.

Nie jestem już narzędziem do zrealizowania cudzej wizji, ale autorem.

 

Człowiek sukcesu

Nasza rozmowa zostanie opublikowana przez pierwszy w Polsce portal, który pokazuje młodym artystom jak być przedsiębiorczymi w kulturze, jak tworzyć i nie oddawać walkowerem marzeń, aby czymś zupełnie innym zarobić na życie. Jak Twoim zdaniem wygląda przepis na sukces dla kogoś, kto skończył uczelnię artystyczną, umie grać, malować, czy pisać, ale rozglądając się wokół nie znajduje nikogo, kto chciałby skorzystać z tej wiedzy?

Początki są zawsze bardzo trudne, ale każdy kto ma talent musi wytrwać. I nie mówię tego po to, by innymi słowami powiedzieć, że ja go mam. Talent to jednak najważniejszy, moim zdaniem, przyczynek do powodzenia w sztuce.

Ale to też nie jest początek i koniec, bo nie każdy utalentowany artysta żyje z tworzenia. Oprócz talentu trzeba jeszcze umieć pracować. Dużo pracować. Ciężko pracować.  Trzeba umieć wyrzec się wielu rzeczy po drodze i widzieć ten najważniejszy cel. No i trzeba mieć szczęście, bardzo dużo szczęścia, bo bez niego nawet najbardziej utalentowany artysta może pozostać artystą tylko dla siebie.

Ja przez bardzo długi czas nie miałam grosza, naprawdę bardzo źle mi się żyło, ale budziłem się z przeświadczeniem, że kocham to co robię. Więc nawet gdybym nigdy nie doszedł do miejsca, w którym teraz jestem, gdybym musiał wykonywać na co dzień jakąś inną pracę, to i tak pisałbym muzykę.
Może więc rada ode mnie jest taka, by nie zastanawiać się na początku, czy da się z  tego żyć, tylko robić to co się czuje, żyć tym, a nie z tego.
Pieniądze przyjdą same.

Piotr Rubik o krytykach

Ale jak wychodzić szczęściu na przeciw? Czy Twoim zdaniem debiutujący artyści powinni startować w konkursach, festiwalach, przetargach, wystawiać się na publiczną  ocenę?
Czy nie można było inaczej trafić z „Tu Es Petrus” do publiczności, niż stanąć z chórem na sopockiej scenie? Przecież konkurowałeś z piosenkami z listy przebojów.

Zawsze warto stawać do konkursów, choć to nie zawsze jest przyjemne. Zwłaszcza młodzi ludzie z trudem przyjmują porażki, a jeszcze gorzej krytykę, która często bywa naprawdę niesprawiedliwa. W Polsce jest wielu krytykantów a niewielu dobrych krytyków. Ja się już uodporniłem na to, co mówi się na mój temat, ale młodym ludziom, a przecież sam to uczucie pamiętam, to rzeczywiście podcina skrzydła.
Rada jest jedna, nie można się tym przejmować, trzeba być w zgodzie z sobą, a nie z recenzjami. W sztuce trzeba być prawdziwym. I nawet pracując jak rzemieślnik, zaczynając od prac na zlecenie, trzeba próbować być sobą, bronić własnego stylu.
A pokazywać trzeba się za wszelką cenę. Wszędzie. Bo gdzieś kiedyś można zostać dostrzeżonym przez kogoś, kto pomoże naszej sztuce. I to będzie ten szczęśliwy przypadek.

Samotnik i dusza towarzystwa

Piotrze, wiesz, że wyglądasz na samotnika. A jaki jesteś naprawdę?

Bywam różny. Lubię swoją samotność. Lubię się zamknąć, lubię poczuć przyjemność izolacji, ale dobrowolnej, bo lubię także być wśród ludzi.
Samotnikiem staję się kiedy pracuję, wtedy muszę się skoncentrować na własnych myślach. Poza tym jestem bardzo towarzyski, chodzę na imprezy, znam swoich sąsiadów, i mam wielu znajomych poza branżą.


Przyjaciel z ringu

A przyjaciele z branży?

W branży nie można tak do końca liczyć na przyjaźń, bo branża to wielka konkurencja. Oczywiście są wyjątki, jak Zbyszek Książek, autor tekstów do „Świętokrzyskiej Golgoty” i „Tu Es Petrus”, którego uważam za swojego przyjaciela. Przyjaźnię się także, nie tylko zawodowo, z solistami śpiewającymi w obu oratoriach i to jest prawdziwa przyjaźń.

Konkurujesz z kimś w swojej branży?

Oczywiście, jest w niej przecież wiele znakomitości, Kaczmarek, Pawluśkiewicz, Michał Lorenc.

Rzadkością, ale to pewnie nie jest cecha tylko naszego środowiska, są wielcy ludzie, którzy dobrze mówią o konkurentach. Wielką klasę ma Zygmunt Konieczny, świetny kompozytor, który wysłuchał ‘Tu Es Patrus’ i ‘Golgoty’  i po koncercie szczerze gratulował mi pracy.

Oczywiście teraz, kiedy obie kompozycje stały się tak znane,  częściej za plecami pojawiają się ludzie nieprzychylni niż tacy, którzy chcą mi gratulować.

Czy patrząc na obie kompozycje nie masz wrażenia, że oto napisałeś dzieło życia i to w nim właśnie przetrwasz?

Na pewno są to kamienie milowe mojej twórczości. Zresztą nie jest to dla mnie teraz zaskoczenie, bo pamiętam wciąż o pewnej przepowiedni z przeszłości, kiedy ktoś powiedział „Fajnie, fajnie, ale zobaczysz, będziesz kompozytorem wielkich form sakralnych”. To się wydarzyło, kiedy miałem jakieś 15 lat.


Tak jak Mozart i Puccini

Powiedz proszę, kto jest Twoim autorytetem w muzyce.

Mozart. On przede wszystkim, choć jest wielu kompozytorów, których cenię. Ale Mozarta uwielbiam za energię.
Drugi jest Puccini, bo w jego operach jest bardzo wiele takiej specyficznej linii melodycznej, która wzrusza, a ja najbardziej lubię takie właśnie emocje.


Zdolny, piękny i modny

Pytanie rodem z rubryk towarzyskich,  czy wiesz, że pojawiało się zjawisko, które można chyba nazwać modą na Rubika?

Mam nadzieję, że to nie będzie moda, bo moda dziś jest, jutro nie ma. Myślę, że raczej staję się częścią pewnego stylu, myślącego stylu życia, w którym najważniejsze są wartości z tekstów Zbyszka Książka. Myślę, że dzięki tym oratoriom ludzie zobaczyli, że oto można się zatrzymać, znaleźć czas na uczucia, przestać wstydzić się miłości i po prostu kochać.

Mówisz często o miłości, o Twoich kompozycjach mówi się, że zostały napisane z miłością, że słuchając tych dźwięków doświadcza się bardzo silnych emocji, bardzo naturalnych wzruszeń.

Ja zawsze piszę o miłości, bo miłość jest motorem mojego życia i uwielbiam się wzruszać, dlatego komponując „Golgotę” i „Tu Es Petrus” w ogóle nie zastanawiałem się, jak to napisać, żeby było ładniej czy formalnie lepiej, tylko żeby było szczere. Tu nie ma żadnego oszustwa.

Na koniec chciałbym, abyś pokazał fragment swojej pozamuzycznej prywatności. Powiedz proszę, jaki film jest dla Ciebie tym „ważnym” filmem.

Teraz „Ja Ci pokażę”, bo do niego robię muzykę, natomiast jest wiele innych ważnych tytułów. Na pewno „Ojciec chrzestny”, „Pulp Fiction”, „Zielona mila”,  „ 1900:Człowiek legenda”. Nie umiem wskazać jednego.

Zbigniew Książek, autor tekstów do widowisk roku 2005 „Świętokrzyskiej Golgoty” i „Tu Es Petrus”

Poeta, dramaturg, mistrz słowa, frazy, rytmu i rymu, autor tekstu przebojowych „Czerwonych korali”, zawsze piszący o miłości. Ogromny mężczyzna, który wierzy, że miłość, każda miłość, gwarantuje światu sens i harmonię.

Diabeł i Anioł

Zbyszku, nie pytam, co to, skąd się wzięło i dlaczego. Wierzę, po obu koncertach  „Świętokrzyskiej Golgoty” i „Tu Es Petrus”, w których cały tekst jest Twoim dziełem, że oto zmaterializowała się z słowie „potęga miłości”. Jak Ty czujesz tę miłość, bo przecież Twój tekst opowiada nie o miłości w wymiarze religijnym, ale tym najbardziej ludzkim.

Wiesz, pytając o miłość tak naprawdę trzeba zadać sobie pytanie, dlaczego od początków świata dzieje się zło. Dlaczego w starożytności, w Starym Testamencie, w całej historii nowożytnej, aż do naszych czasów, które zmagają się z terroryzmem , towarzyszy człowiekowi ta apokaliptyczna bestia.
Patrzę tylko na siebie, nie oceniam nikogo, i sam widzę, że choć staram się być dobry, walczyć z tym złem, które w sobie mam, to są  takie chwile w życiu, że najpierw bym jednak uderzył a dopiero potem zaczął rozmawiać.
W tym słabym człowieku, który przed Tobą siedzi, jest jednak także potencjał dobra, i to jest to pragnienie drugiego człowieka, które każe mu stanąć na jakimś wzgórku i w zachwycie nad pięknem, przeżywanym w samotności, poszukać drugiej osoby. Zawsze rozglądam się wtedy, gdzie jest moja Grażka ( przy. Autorki – żona Grażyna), żeby pokazać jej to, co tak mnie wzrusza.
Tak jesteśmy stworzeni, że każdy, i morderca i święty, potrzebuje żywej miłości, do człowieka i idei. I taką ideą, naszą ideą, nas ludzi wierzących w Jezusa Chrystusa, jest ten niezwykły Bóg Człowiek, który pojawił się na ziemi, i który mówił inaczej niż dotąd,  mówił rzeczy dla tej ziemi niezrozumiałe. Przecież  Stary Testament, Tora i święte księgi innych religii, dają ludziom raczej zestaw zakazów, bo inaczej nasz gatunek by nie przetrwał, ludzie by się pewnie wymordowali. Natomiast Jezus nie zakazywał, mówił po prostu „kochajcie się”.

Wiele lat po Jezusie pojawia się Karol Wojtyła, którego przecież pamiętam z czasów studenckich, kiedy był jeszcze biskupem, i nagle, kiedy zostaje papieżem, podejmuje misję, która mnie totalnie zaskoczyła. On zaczął łączyć wodę z ogniem. Pokazał, że to nie prawda, że jeśli ktoś wierzy inaczej niż ja, to jest moim wrogiem. Pokazał światu, że katolicy, żydzi, mahometanie – nie są swoimi wrogami, bo wróg to głód. Ludzie głodni są podatni na manipulację i w desperacji potrafią zabijać. Wojny biorą się z głodu, a rozpętują je szaleńcy. Receptą na taki obłęd jest miłość.
I nie trzeba pytać jaka to miłość. Masz dziecko, które kochasz i to może być ta wielka miłość.
Dla facetów to różnie bywa, czasem jest to chwila, czasem niezwykła noc, a czasem pół życia. Zawsze jest to jednak poszukiwanie dobra, tego czegoś, co pozwoli nam się zmierzyć z tym światem, który nam się przydarzył.

Poeta bez początku

Jakim byłeś dzieckiem?

Byłem dzieckiem, które czytało masę książek i te lektury doprowadziły do nieodwracalnych zmian w moim mózgu, co zresztą widać. Chodziłem do szkoły z oczami utkwionymi w książce.

A kiedy to zaczytane dziecko zaczęło rymować?

Pierwszy przebój, jaki napisałem, powstał chyba w czwartej klasie szkoły podstawowej, i to był wiersz, który znała cała szkoła.

Jaki to był wiersz?

Nie mogę powiedzieć, bo on był o....

Powiedz, zacytuj, bo jak inaczej możemy unieśmiertelnić Twoje poetyckie początki?

Nie powiem, lepiej niech nie przetrwa.

Powiedz, proszę.

Nie powiem, bo to był wiersz o tatusiu sadyście. Nie powinien przetrwać.

 

Talent do pracy

Trudno, jesteś bardzo uparty, a może powiesz w takim razie, kiedy pomyślałeś o sobie, że masz talent literacki.

Z tym talentem to wiesz co, .. chyba jeszcze nie pomyślałem o tym. Nie no, ale może rzeczywiście, jakiś talent mam, bo napisałem i faktycznie piszę bardzo dużo. Tylko trzeba zawsze pamiętać, że większość z tego ląduje w koszu. Mniej więcej jedna trzecie nigdy nie zostaje sprzedana. To jest szaleństwo.

Ty sprzedajesz twórczość?

Oczywiście, przecież nie czekam, aż  mnie poproszą. Przychodzę ze swoją propozycją, na przykład do TV, i mówię, mam sztukę, a oni czytają i albo im się podoba albo nie.

Naszą rozmowę przeczytają jako pierwsi ludzie przedsiębiorczy w kulturze. Co Twoim zdaniem powinien zrobić artysta, aby ze swego talentu, pasji, móc żyć?

Jedyną możliwość na życie ze sztuki, wymyślono to za oceanem, i jest nią ciągła praca. O sztuce trzeba myśleć przez cały czas, w dzień, w nocy, we śnie. I z tego czasem udaje się jedna wyjątkowa rzecz. Taką gwiazdką z nieba dla mnie była piosenka „Czerwone korale” dla Brathanków.
Zakładam, że to był prezent, abym potem mógł napisać takie rzeczy jak „Świętokrzyska Golgota” i „Tu Es Petrus”. Los dał mi zarobić pieniądze, żebym już mógł za nimi nie ganiać. Chociaż ja niewiele potrzebuję do życia, papierosów nie palę, kupuję benzynę no i fakt, piję dużo wina, czerwonego, które teraz mogę pić trochę lepsze, niż to za 6 zł.
Niezarabianie to dla mnie rzeczywiście jakiś nowy sukces, dzięki któremu mogę spokojnie pisać większe rzeczy, które już wiem, że i mi w pisaniu dają wiele radości i ludziom potem, gdy są już gotowe. To wspaniałe uczucie.

 

Kobieta, kobiety, kobiecie, kobietę

Bohaterowie Twojej wyobraźni to...

Zawsze kobiety, zmysłowe, pragnące miłości. Ale tylko w wyobraźni.

Dlaczego?

Żeby nie sprawiać bólu, tej którą tak bardzo kocham.



Transatlantyk – VIPy literatury

Autorytety literackie?

Liczne, Gombrowicz, najciekawszy prozaik świata. Leśmian, Gałczyński, Tuwim formalnie, bo to co on potrafił zrobić z formą w piosenkach, ja tak nazywam wiersze do których  muzykę pisał na przykład Zygmunt Konieczny, to niedościgły wzorzec.
W Polsce, teraz,  Świetlicki, którego uważam za wybitnego, światowego poetę.
Z poetów amerykańskich Ginsberg. No i jeszcze Hemingway i Dostojewski.

Jakie znaczenie ma dla Ciebie popularność i sława, które przyszły wraz z „Świętokrzyską Golgotą” i „Tu Es Petrus”.

Wiesz, ja jestem w dobrej sytuacji, bo w 1979 roku, wygrałem w ciągu tylko tego jednego roku, trzy festiwale. Najpierw giełdę ogólnopolską, potem festiwal studencki – główna nagroda, i Opole – główna nagroda. I w takie euforii wsiadłem do pociągu, żeby pojechać do Krakowa i myślałem, że już w tym pociągu dzieje się coś dziwnego, bo tak nikt na mnie nie patrzył, nikt mnie nie rozpoznawał. Wszedłem na rynek w Krakowie popatrzyłem na Rynek, Rynek popatrzył na mnie i nie zaszła żadna reakcja.
Po prostu nikt mnie nie poznał.
Potem jeszcze parę razy błysnąłem w Polsce, zebrałem parę ważnych nagród i te sukcesy skutecznie mnie wyleczyły z bucówy.
A potem jeszcze zdarzyła mi się następująca historia. Wsiadam z gitarą do pociągu w Szczecinie, straszny tłok, a kuszetkowy wyróżnia właśnie mnie i mówi, „Proszę za mną, kuszetka czeka”. Za jakiś czas pan do mnie puka, zaprasza do swojego przedziału, częstuje koreańskim brandy i pyta: „Panie Andrzeju, to jak tam jest pod tą budą. Mów Pan.”
Ta popularność, jak widać przydarzająca mi się od czasu do czasu, robi na mnie ogromne wrażenie.

Krakówek forever

Jak wchodzisz do kawiarni w Krakowie i znajomi pytają „Zbyszek, co ty teraz piszesz” to co odpowiadasz?

 

W Krakowie nikt tak nie pyta, ponieważ Kraków jest inny. To niedobrze mieć sukces. Bardzo niedobrze jak się coś podoba, a jeszcze gorzej jak się coś dobrze sprzedaje. A jak już pokażą Cię w telewizji, to Kraków przestaje z Tobą rozmawiać. Za to za dwa, trzy lata, wrócą do rozmowy i powiedzą: „No coś tam robisz, coś tam słyszałem”.

A więc nie pytają.

A co robię? Otóż w przeciwieństwie do wielu moich słynnych kolegów, artystów krakowskich, ja codziennie piszę, codziennie pracuję, taki ze mnie pracowity rzemieślnik.

Korzystasz z jakiś słowników, kiedy piszesz?

Oczywiście, sprawdzam masę rzeczy, cały czas używam „Słownika mitów i kultury” Kopalińskiego, „Słownika wyrazów trudnych”, bo sprawdzam odmiany, „Słownika języka polskiego”, „Encyklopedii”, słownika angielskiego i łacińskiego,..

Dziękuję, dość, już nie wyliczaj, może w przypisach podamy te wszystkie ważne, podręczne tytuły. A jak wygląda Twój warsztat pracy. Raczej komputer czy papier?

Komputer, ale wszystkie piosenki, które piszę, piszę piórem. (...) Najbardziej lubię  Pelikana z 1936 roku z brązowym atramentem.


Na początku było pragnienie

Masz jakieś zwykłe, proste, doczesne pragnienie?

„(...) bo brzemiem życia
jest miłość,
lecz my niesiemy ciężar
zmęczeni
i musimy odpocząć
w objęciach miłości
co począć
musimy odpocząć w objęciach
miłości.
Nie ma odpoczynku
bez miłości
nie ma spania
bez snów
o miłości -
bądź szalony lub chłodny
ogarnięty obsesją aniołów
lub maszyn,
ostatecznym życzeniem
jest miłość (...)”

Autorka, zamieniła odpowiedź Zbigniewa Książka na fragment wiersza „Pieśń” Allena Giensberga.