Kiedy pisze się o awangardzie w czasopiśmie wiążącym kulturę z przedsiębiorczością, nie sposób nie zauważyć problematyczności tematu. Wydaje się, że sam termin "przedsiębiorczość" stoi w sprzeczności z ideami awangardy. Awangarda bowiem nie miała wiele wspólnego z przedsiębiorczością rozumianą w sposób rynkowy, opartą na indywidualistycznej konkurencji.

Jej twórcy dążyli raczej do zbiorowego wysiłku na rzecz utopijnej wspólnoty społecznej, w której widzieli sens działań. Stąd wątpienie w sens poruszania tego tematu w tym piśmie. Tym niemniej, jeśli popatrzymy choćby na działalność polskiego twórcy awangardy Władysława Strzemińskiego, nie sposób nie myśleć o nim jako o człowieku przedsiębiorczym. Jednak w przypadku Strzemińskiego określenia tego nie należy rozumieć głównie jako umiejętności sprzedania siebie, ale jako aktywność zawodową, umiejętność animowania zdarzeń kulturowych i wreszcie siłę przekonywania, która niejako zmusiła świat zewnętrzny do akceptacji jego idei i poczynań artystycznych.


Katarzyna Kobro

Zanim jednak przejdziemy do dalszych rozważań, określmy pole, na którym chcielibyśmy się poruszać. Termin „awangarda” jest terminem niezwykle pojemnym i niejednoznacznym. Na potrzeby tego artykułu ograniczymy więc jego pole semantyczne do zjawiska historycznego, które miało miejsce w okresie międzywojennym. Wydaje się to o tyle słuszne, że ówcześni artyści mogą rzeczywiście być odbierani jako awangardowi. Można bowiem mówić o triumfie awangardy po II wojnie światowej, choć w takim sformułowaniu pojawia się błąd logiczny. Jeśli awangarda staje się głównym nurtem ze swej istoty, przestaje być awangardą. Właśnie dlatego artyści działający przed wojną zasługują na miano awangardowych. Stanowili oni wówczas „heroiczną” mniejszość poszukującą nowych dróg, otwierającą nowe przestrzenie. Pamiętajmy jednak o pewnej sprzeczności w samej idei awangardy. Jej członkowie dążyli bowiem do jak najszerszego rozprzestrzeniania swoich idei i przekonani byli, że zasady, którymi się kierują będą w przyszłości wyznacznikami nadchodzącej kultury. Istnieje więc niejako wewnętrzne pęknięcie w fundamentalnym rozumieniu istoty awangardowości, nic więc dziwnego, że dziś to pojęcie przestało jako element porządkujący funkcjonować. Nie bardzo bowiem wyjaśnia rzeczywistość, raczej ją mitologizuje.


Kazimierz Malewicz

Wiąże się z tym problem manipulacji samym słowem „awangarda”. Dla jednych ma ono z góry charakter pozytywny, mówi o nowatorstwie, poszerzaniu granic, nowych rozwiązaniach formalnych. Dla innych jest synonimem czegoś wywrotowego, podważającego tradycję, i niebezpiecznego dla spoiwa społecznego. Bardzo często jest więc ono naznaczone psychologizmem i nie ułatwia komunikacji. Obrońcy awangardy w swoim entuzjazmie widzą jedynie jej pozytywne elementy, pomijając wszystkie negatywne. Zaś obrońcy tradycji negują zdobycze awangardy, próbując ignorować zmiany, których była motorem. Spróbujemy tu stanąć pośrodku tego sporu, przywołując przy okazji zdanie Marshala Bermana na temat modernizmu. Myślę, że w równym stopniu można je odnieść do awangardy. Berman w swojej książce „All that is Solid Melts Into the Air” stwierdza, że w modernistyczny projekt, którego częścią była awangarda, od początku wpisany jest pierwiastek zła. Modernizm nie jest niewinnym, pozytywnym typem myślenia, który przynosi jedynie korzyści społeczne, jak myśleli lub chcieli myśleć awangardziści międzywojenni. Nowoczesność niesie ze sobą pewne i to poważne koszty, których trzeba być świadomym.


Piet Mondrian

Z tą świadomością spróbujmy teraz krótko zanalizować poczynania historycznej awangardy. Na terenie polskiej historii sztuki temat ten został obszernie, choć dosyć jednostronnie opisany przez Andrzeja Turowskiego. Dokonał on dokładnej analizy ruchu konstruktywistycznego, utożsamianego przez niego z tym, co można określić awangardą pierwszej połowy XX w. Jego fundamentalne prace na temat konstruktywizmu polskiego i rosyjskiego łączyły blisko te ruchy z lewicowym sposobem myślenia wywodzącym się z marksistowskich korzeni. Jego wcześniejsze refleksje, nad wyraz entuzjastyczne wobec zdobyczy awangardy, zostały nieco skorygowane w późniejszych badaniach („Awangardowe marginesy”, „Budowniczowie Świata”).


Henryk Stażewski

Jak pisze Turowski: „Punktem wyjścia awangardowej refleksji lat dwudziestych była nowa antropologia, filozofia redefiniująca miejsce człowieka w uniwersum jego działań i wytworów. Dekadenckie poczucie izolacji wzbudzało u awangardowych artystów tylko podejrzenia. Nie traktowali oni serio ani neoromantycznego doznania inności wobec natury, ani wyobcowania człowieka w społeczeństwie. Sztuka »zamknięta w wieży z kości słoniowej« była estetyczną mistyfikacją, a wyzwolone »ja« i indywidualny bunt przeciwko światu wydawał się iluzorycznym złudzeniem. Awangarda lat 20., sytuując się w innej perspektywie, chciała widzieć artystę jako podmiot, a jednocześnie jako efekt procesu przekształcania natury. Uczestnicząc aktywnie w historii, artysta miał wpływać na ten proces, tworząc nowy świat i kreując samego siebie. Definiowali oni świat zgodnie z tradycją naturalistyczną i racjonalistyczną, to znaczy jako podporządkowaną duchowi porządku dialektyczną całość procesów społecznych, materialnych i historycznych, które obejmowałyby tak ludzi, jak i rzeczy. Uniwersum i społeczeństwo awangardy znajdowały się w ciągłym rozwoju, w nieustannym progresie, a artysta budowniczy — robotnik formy, inżynier idei, innymi słowy Stwórca i główny Organizator — aktywnie uczestniczył w tej konstrukcji. Awangarda podważała, zdawałoby się ostatecznie, swym dialektycznym esprit nouveau, dualistyczną koncepcję estetyki kreacji i wyobcowanej pracy. Formułując monistyczną wizję świata, syntezę ducha, widziała swój cel będący równocześnie celem owego świata, w powszechnej jedności sztuki i produkcji, człowieka i rzeczy.”


Władysław Strzemiński

Ten długi cytat został przytoczony z rozmysłem, bowiem język, jakim posługuje się Turowski jest zbliżony do języka (także plastycznego), którym wypowiadali się twórcy awangardy. Jest to język hermetyczny, obcy potocznej komunikacji i dlatego ograniczający możliwość dotarcia do szerszego grona. Jest to również język tak „obiektywnie” naukowy, że właściwie niepodważalny i roszczący sobie pretensje do bycia jedynym obowiązującym. Wydaje się, że tu tkwi główne źródło porażki modernizmu i awangardy, a jest nim grzech pychy, który naznaczył główne idee, cele i przede wszystkim działania. Awangardzistom wydawało się bowiem, tak było np. wśród architektów, że społeczeństwo będzie w przyszłości skonstruowane na zasadzie świetnie pracującej maszyny społecznej. W awangardowej wizji świata jego w pełni świadoma konstrukcja ma być podstawą wszelkich działań. Czuwać zaś nad nią będą nie jakieś chaotyczne i nieprzewidywalne siły rynku, ale doskonale wykształcone elity, współpracujące ze społecznością na rzecz wspólnego dobra. Elity te znacznie lepiej od ludności wiedzą, jakie są jej potrzeby. Na przykład jedynymi rozwiązującymi potrzeby mieszkaniowe i urbanistyczne powinni być architekci, zaś ci, którzy będą w ich budynkach i miastach mieszkać nie powinni mieć na ich kształt żadnego wpływu. Powodem jest wykształcenie i specjalizacja, która sprawia, że architekci znacznie lepiej znają się na tych dziedzinach. Nie brano pod uwagę jednostki i jej potrzeb, ale zbiorowość, która bezkonfliktowo, z racjonalnego punktu widzenia przyjmie te idee.

Jakże głęboko awangardziści się mylili. Dlatego też ostatecznie ponieśli porażkę. Nie wzięli bowiem pod uwagę różnorodności świata, a przede wszystkim jego pozamaterialistycznego aspektu. Porażka modernizmu łączy się bezpośrednio z materialistyczną i czysto racjonalistyczną wizją rzeczywistości. Nic więc dziwnego, że musiała ona, mimo prób realizacji, zostać skazana na przegraną. Dzisiaj język stworzony przez awangardę jest jednym z tych, którym możemy się posługiwać, ale na szczęście nie jedynym. Przyszedł czas trudny dla awangardy — zrozumienia tego, że nie jest ona jedyną, prawdziwą, obiektywną rzeczywistością kulturową. Jak zniesie ona tak ciężką próbę, zależy tylko od jej pozostałych przy życiu przedstawicieli. Wydaje się jednak, że będzie to bardzo trudne. Bo współczesny rynek ma tak wielką zdolność zamieniania wszystkiego w pieniądze, że kiedy awangarda sprzeda swoje ostatnie nieskomercjalizowane idee, umrze śmiercią tyleż naturalną, co tragiczną.