
Wszystkie zwierzęta Damiena Hirsta - Olga Łozińska
2011-05-25
Czas czytania 7 minut
Motywy zwierzęce i też same zwierzęta od wieków są obecne w sztuce. Najczęściej chyba pojawiały się w malarstwie. Prawie zawsze były one symbolem i kluczem do czegoś. Należało je raczej odbierać bardziej metaforycznie, niż dosłownie. Zwierzęta były dodatkiem do dzieła, jedynym z motywów, jego dopełnieniem. Nigdy natomiast nie były samym dziełem sztuki. Artyści nadali im funkcję raczej ozdobną, niż przedmiotu dzieła sztuki. Ale nie wszyscy. Byli też tacy, którzy właśnie za pomocą zwierząt, a właściwie poprzez nie, tworzyli dzieła sztuki. Niekwestionowanym ekspertem od muzealnej fauny jest Damien Hirst, brytyjski artysta, który dzięki wstawieniu ryby do muzeum sam stał się grubą rybą w artystycznym świecie. Hirst to jeden z najbardziej znanych na świecie artystów współczesnej Anglii. (U)znany bo/z: jest jednym z założycieli grupy współczesnych artystów brytyjskich YBA; jest jednym z najdroższych żyjących artystów na świecie; obok jego prac nie można przejść obojętnie; szokuje; eksperymentuje. A na pewno z każdym rokiem zyskuje: miłośników, przeciwników oraz pieniądze. Fenomen Hirsta polega na tym, że przekroczył on granicę, wydawałoby się, nieprzekraczalną. Nie tyle nieprzekraczalną dla samego artysty, a właśnie dla zwierząt – przestrzeń muzeum.
Hirst zyskał światową popularność dzięki swojej pracy, zatytułowanej co najmniej zastanawiająco, The Physical Impossibility of Death in the Mind of Someone Living (Fizyczna niemożliwość śmierci w umyśle istoty żyjącej). Praca przedstawiała ponad 4 metrowego wypreparowanego rekina ludojada zanurzonego w formalinie i umieszczonego w ogromnym akwarium. Artysta, specjalnie w tym celu, sprowadził rybę z Australii. Według Andrzeja Szczerskiego „Rekin wydawać się mógł współczesnym memento mori, aczkolwiek ironiczna absurdalność całej sytuacji pozbawiała pracę Hirsta przesadnego dydaktyzmu.”1 Praca przedstawiająca rekina była jedną z wielu z cyklu Natural History. Król formaliny, jak go okrzyknęły media, spreparował ponadto owce, psy, cielaki, zebry, a nawet niedźwiedzie. Prace Hirsta podobno dają zwierzętom drugie życie, odbierają im anonimowość i jednakowość w gatunku, nadają niezwykłość i nieprzeciętność. Ponadto prace artysty pozwalają dostrzec w nim dziecko sztuki wiktoriańskiej, dla której śmierć, wywoływanie impulsywnych wzniesień i emocji miały ogromne znaczenie. Owca z pracy Away from the Flock (Z dala od stada) porównana została do obrazów prerafaelity Holmana Hunta, inspirowanych przypowieściami biblijnymi. Hirst każdą swoją pracę zaopatrzył w odpowiedni tytuł i komentarz. Sprzedają się dobrze. Ale zwierzęta u Hirsta pojawiały się nie tylko w „wersji mokrej”. Twórca Natural History wprowadził na salony muzeów również głowy jednorożców, porozcinane ciała krów, przekroje ciał świń, a wszystko to umieszczone w specjalnych gablotach i gotowe do... podziwiania? zobaczenia? zbulwersowania? obrzydzenia?
Artysta ma na swoim koncie również romans z motylami. Zaczęło się dość niewinnie jak na Hirsta, bo od ogromnego akwarium wypełnionego tropikalnymi motylami. Skończyło natomiast typowo, kontrowersyjnie. Namalował Miłość i nienawiść... żywymi motylami. Wprawdzie w samej pracy żywe już nie były, ale bynajmniej, prawdziwe. Tytułową miłość (raczej nie do motyli) Hirst wyraził poprzez barwne mozaiki utworzone ze skrzydeł owadów i naklejone na niebieskie tło. Nienawiść pokazał bardzo podobnie – zmieniając jedynie kolor na czerwony. Za obrazy malowane skrzydłami motyli, a konkretniej za ich wyrywanie, organizacja PETA nazwała go sadystą.
Jednak na martwych zwierzętach nie kończy się zoologiczna przygoda Hirsta. Postanowił on dać zwierzętom głos. Nie tyle głos, co wolną rękę (łapę?) i pozwolił, żeby to one same tworzyły sztukę. Mam tu na myśli pracę A Thousand Years (Tysiąclecie). W szklanym sześcianie artysta umieścił gnijącą głowę krowy. Wpuścił tam również muchy. Setki much. Umieścił też w rogu instalacji lampę owadobójczą. Owady miały zjeść, rozmnożyć się, a potem umrzeć w promieniach lampy. Podobną do opisanej okazała się druga praca Hirsta z udziałem much, Let’s Eat Outdoors Today (Zjedzmy dzisiaj na zewnątrz). Instalacja przedstawia scenę z letniego grillowania. Typowe plastikowe krzesła ogrodowe, grill, resztki jedzenia na stole oraz tysiące żywych (i zdechłych już) much. A wszystko to w szklanej oprawie. Muchy, które spełniły już swój artystyczny obowiązek za życia, robią to również po śmierci, zabite ultrafioletem, bo jak twierdzi Hirst: zdechłe owady też są częścią jego(?) dzieła(?).
Tekst: Olga Łozińska
Fot.1 The Physical Impossibility of Death in the Mind of Someone Living
Autor dzieła: Damien Hirst
Rok: 1992
Wymiary: 213 cm × 518 cm
Lokalizacja: Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork
Źródło: www.wikipedia.org
Fot. 2 Away from the Flock
Autor dzieła: Damien Hirst
Rok: 1994
Wymiary: 98 x 154 x 52,5 cm
Lokalizacja: Tate Museum, Londyn
Źródło: www.tate.org.uk
Fot.3 Kaleidoscope VII
Autor dzieła: Damien Hirst
Rok: 2004
Wymiary: 61 x 61 cm
Lokalizacja: White Cube, Londyn
Autor fotografii: Dave Morgan
Źródło: www.whitecube.com
Fot. 4 Let’s Eat Outdoors Today
Autor dzieła: Damien Hirst
Rok: 1990-1991
Wymiary: ?
Autor fotografii: Matt Dunham AP
Żródło: www.ramdadadej.posterous.com
Olga Łozińska ma 24 lata. Mieszka w Szczecinie, gdzie studiuje kulturoznawstwo na Uniwersytecie Szczecińskim. Jest na I roku studiów II stopnia. Kilka lat temu skończyła stosunki międzynarodowe, a w 2010 roku italianistykę. Włochy są jej pasją, począwszy od kuchni, na sztuce skończywszy. Próbując połączyć przyjemne z pożytecznym, uczy języka i kultury Włoch.Interesuje się sztuką współczesną i jest miłośniczką kawy. W przyszłości chciałaby zająć się promocją kultury polskiej za granicą, czego namiastkę będzie miała okazję doświadczyć podczas stażu w Instytucie Polskim w Rzymie, podczas najbliższych wakacji.