Sztuka nie musi być na sprzedaż. Artyści niezależni tworzą to, co chcą i mają do dyspozycji miejsce, które jest odpowiedzią na ich potrzeby. Galeria Wschodnia w Łodzi od 20 lat zachowuje swój otwarty i utopijny charakter. O tej trudnej i pełnej wyzwań działalności rozmawiam z Adamem Klimczakiem współtwórcą Wschodniej.

Galeria Wschodnia istnieje od ponad 20 lat. Jakie zmiany zauważył Pan przez tak długi czas jej prowadzenia?

Galeria Wschodnia jest od samego początku prywatnym miejscem, mieszkaniem i galerią o charakterze niekomercyjnym. Od samego początku artyści w niej mieszkający oraz artyści zapraszani do współtworzenia programu, wraz z całą rzeszą krytyków i historyków sztuki, wyznaczali jej założenia. To się zmieniało na przestrzeni tych 20 lat. Współpracowaliśmy, i nadal to robimy, z różnymi generacjami artystów, zarówno klasykami polskiej sztuki, jak i młodymi absolwentami czy nawet studentami. Zmieniał się tylko kontekst Wschodniej, która w latach 80. była miejscem alternatywnym, undergroundowym – jedynie tutaj można było zobaczyć niektóre rzeczy. Później, w latach 90., tę funkcję typowo galeryjną zaczęły przejmować inne miejsca. Galeria Wschodnia to nadal mieszkanie, z pokojami adaptowanymi na cele wystawowe i rodzaj pracowni. Wschodnia realizowała i również dzisiaj realizuje swoje zamierzenia także poza obszarem galerii. Jest z tego znana i jako jedna z nielicznych przetrwała ze swoim autorskim programem te wszystkie burzliwe czasy. Braliśmy udział w wielu imprezach na terenie Polski oraz poza jej granicami, prezentując dorobek polskiej sztuki.

Zmienia się też określenie dla tego rodzaju obszarów działalności artystycznej – mówi się o nich jako miejscach autorskich. Galeria utrzymywana jest za prywatne pieniądze, artyści często sami dopłacają do wystaw, które w niej realizują. Tylko czasami korzystamy z dotacji miejskich lub innych instytucji.

Wschodnia zachowała swój otwarty (i jednocześnie utopijny) charakter na działania zmieniającej się rzeczywistości. Nie ma w niej bariery psychologicznej dla artysty, jak w przypadku galerii komercyjnych czy placówek publicznych, lub że czegoś nie można. Artysty nic nie ogranicza. Artysta może w galerii przebywać, a nawet mieszkać, w trakcie realizowania swojego projektu i często właśnie u nas przeprowadza pierwszą jego próbę.


Yaacov Chefetz (Izrael) instalacja "Trzech Gości"

Czyli młodzi artyści, którzy nie mają jeszcze swojego dorobku, przychodzą do Was, aby stawiać w Galerii pierwsze kroki? Czy pomagacie im zaistnieć?

To nie jest tak, że proszą nas o pomoc, żeby zaistnieć, bo od tego są galerie komercyjne i instytucje publiczne. Przez to, że sami jesteśmy artystami, staramy się odpowiedzieć na interesujące propozycje, które są ciekawe dla nas i dla tego miejsca. Unikamy prezentacji, które są tylko czystym przeniesieniem pracy z jednej ściany na drugą. Ci, którzy traktują to miejsce jak miejsce do klasycznej prezentacji swoich działań, nie są dla nas partnerami. Od tego są inne miejsca, w których z powodzeniem można to robić. Mamy pełne prawo do tego, aby ze zgłoszonych propozycji wybierać takie, które nam się podobają. Jeżeli jest coś naprawdę interesującego, ktoś przekona nas do projektu – nie ma problemu, aby zrealizować go u nas, z naszą pomocą.

Czy można u Was prace kupować?

Jeżeli dochodzi to takich sytuacji, to jest to układ między kupującym a artystą. My nie pośredniczymy w tym procesie, z założenia nie wchodząc na ten obszar.

Jak można utrzymać galerię, która jest niezależna? Utrzymujecie się z prywatnych dotacji. Czy to wystarcza?

Galeria jest również moim i mojej partnerki mieszkaniem. Jeśli okaże się, że nie stać nas na płacenie za tak dużą (126 m2) powierzchnię, bo do mieszkania wystarczy nam mniejsza, to cóż, nikt nie będzie się aż tak bardzo na serio przywiązywał do miejsca. W różny sposób szuka się środków na utrzymanie i je znajduje. Dwa pomieszczenia tego mieszkania nie są zagospodarowane w tradycyjny sposób i do nich trzeba dopłacać. Myślę jednak, że jest sens w tym dopłacaniu. Czasami jest to krwawica i często trzeba robić różne rzeczy, aby na to zarobić. Ale dzięki temu czystość tego miejsca jest nadal zachowana.


Yaacov Chefetz (Izrael) instalacja "Trzech Gości"

Czy współpracujecie z innymi galeriami w Łodzi?

Tak, jak najbardziej. Od lat 90. współtworzymy Muzeum Artystów. Współpracujemy z Exchange Gallery, z Galerią FF, Galerią 86, Galerią Manhattan, realizowaliśmy projekty z Muzeum Sztuki oraz galeriami z innych miast Polski. Czasami jest to współpraca z artystami, którzy w podobny, podwójny sposób się realizują.

Jak wygląda ta współpraca z artystami?

Będąc artystami sami jednocześnie jesteśmy menedżerami i promotorami kultury. Na proces twórczy można spojrzeć z jednej i z drugiej strony – organizować imprezy, jednocześnie samemu będąc artystą. Bardzo wielu jest takich twórców, którzy świetnie się w tym czują. Nie sprawia im najmniejszego kłopotu balansowanie po obu stronach modelu tak funkcjonującej galerii autorskiej, miejsca niezależnego, prowadzonego przez artystów i za ich prywatne środki.

W Polsce jest za dużo czy za mało galerii?

Za mało. Ale w Polsce zapotrzebowanie na galerie będzie rosło. Jeżeli społeczeństwo będzie się bogacić, to będą pojawiać się nowe galerie. Dostęp do kultury musi być widoczny również u ludzi we wnętrzach ich mieszkań. Obiekt artystyczny jako oryginał musi się pojawić w sferze prywatności i najczęściej pośrednikiem w tym procesie zakupu są galerie komercyjne, które funkcjonują pomiędzy artystą a odbiorcą. Instytucja publiczna, dokonując prezentacji, upowszechnia kulturę, ale każdy – na szczęście – ma potrzebę obcowania z dziełem sam na sam, poprzez stanie się jego właścicielem. Po to jest rynek sztuki, żeby umożliwić działania kolekcjonerskie. Jest już cała rzesza ludzi w Polsce, którzy kolekcjonują współczesną sztukę. Zresztą teraz polska sztuka współczesna jest coraz lepiej odbierana – są to określone fale, które pojawiają się i znikają. Każdy ma swoje pięć minut. Generalnie te społeczeństwa, które na co dzień obcują z wysoką kulturą będą tego rodzaju działania rozwijać. W tym wszystkim potrzebne są również takie miejsca, jak Wschodnia, które wspomagają ten proces. Od momentu pojawienia się kreacji artystycznej do momentu jej realizacji. Realizacja może mieć miejsce w prywatnym mieszkaniu, może mieć też miejsce w placówce muzealnej. Teraz nie ma czegoś takiego, że jakaś opcja jest wykluczona – wypada zrobić imprezę tylko tutaj albo w innym miejscu. Wiele rzeczy zależy od projektu i decyzji o wyborze miejsca najbardziej odpowiedniego do jego realizacji. Widać to na przykładzie tegorocznego Łódź Biennale. Jak wspaniale tutaj razem z pracami zagrały wnętrza [tereny pofabryczne Uniontexu, opuszczone mieszkania w prywatnej kamienicy czy Pałacu Poznańskiego – przyp. red.], wzajemnie się wspomagając. Uważam, że praca w określonym wnętrzu, przestrzeni jest bardzo ważna, uczy artystę wychodzenia poza własną, płaską wyobraźnię ściany. On niejako wchodzi w przestrzeń publiczną czy prywatną, w inny sposób podejmując wyzwanie prezentacji dzieła sztuki. Miejsca autorskie temu sprzyjają.

Jak to wygląda w Łodzi?

W Łodzi jest bardzo długa tradycja takich postaw. Począwszy od wymiany artystycznej, jaka miała miejsce w Grupie “ar”, w której artyści współtworzyli kolekcję, która dzisiaj jest ogólnie znana na świecie. Aż po takie działania, jak “Konstrukcja w Procesie” czy działalność Exchange Gallery. Również działalność Wschodniej kontynuuje ten proces, w którym prywatność i relacja między artystami była i jest tym momentem najistotniejszym. To ona powodowała zagęszczenie interakcji, jakie w konkretnym czasie i konkretnych miejscach następowały, ujawniając cały proces tworzenia z jednoczesną prezentacją sztuki.

Jakie Galeria Wschodnia ma perspektywy na przyszłość?

Więcej będzie działań na zewnątrz. Galeria będzie firmować różnorodne projekty, często z udziałem partnerów zagranicznych. Teraz realizujemy projekt z artystami niemieckimi, chcąc zagospodarować na krótki czas dawną restaurację “Europa” do celów fotograficznej prezentacji – niejako od wewnątrz, ale widocznej na zewnątrz. Zapraszamy do tego kilku artystów łódzkich, niemieckich, prawdopodobnie również zwykłych ludzi, którzy będą w tym procesie uczestniczyć, sami proponując po drodze swoje zdjęcia. Za to w Galerii zostaną zachowane intymne relacje doświadczeń i procesów twórczych. Artysta bardzo dobrze czuje się w miejscu, które jest mu przyjazne, nie widząc możliwości realizacji projektu w innym miejscu niż to. To jest dla nas najbardziej interesujące. Ktoś przychodzi do Wschodniej z pełną świadomością, wiedząc, jakie to jest miejsce, czego od niego oczekuje i czego odczekuje od nas. Ludzie mogą pójść do muzeum sztuki, ale również mogą przyjść do tego rodzaju kameralnego wnętrza, gdzie znajdują się niejako wewnątrz pracy. Artyści zresztą często, adaptując przestrzeń, robią to w ten sposób, żeby widz stał się istotną częścią projektu.


Yaacov Chefetz (Izrael) instalacja "Trzech Gości"

Jakie są Wasze największe sukcesy?

To, że istniejemy! Mimo wszystko tyle lat. Było tyle fantastycznych działań. Galeria jest znana z czystości swoich intencji. Nadal ludzie dobrze się w niej czują. Jest również miejscem spotkań. W mieszkaniu po wernisażu lepiej się siedzi niż w instytucji. Ważne jest to, żeby tak, jak jest to w przypadku Wschodniej, można było zaplanować od kuchni coś nowego, co nie byłoby możliwe, gdyby nie było tego typu rozmów. Wtedy dochodzi do zderzenia nowych idei, pomysłów. Łatwiej jest w ten sposób ze sobą współpracować. Nie trzeba się szukać. To miejsce umożliwia znajdowanie podobnych celów.

Dziękuję za rozmowę.

zdjęcia: Jerzy Grzegorski