Sianie, plewienie, sadzenie i pielęgnacja. I wszystko to w rękach pierwszej damy? Nie do końca. Większość prac wykonywana jest przez wolontariuszy i szkolną młodzież. Co nie przeszkadza temu, żeby spora ilość warzyw trafiała na stół Białego Domu. Ale nie o jedzenie tu przede wszystkim chodzi.

White House Kitchen Garden – tak oficjalnie nazywa się warzywny ogródek Michelle Obamy. Leży w południowej części posiadłości, jaką zajmuje Biały Dom i ma ponad 100 mkw. powierzchni. To niewiele. Ale wystarczająco, żeby zmieścić ponad 60 gatunków najróżniejszych roślin. Obecność każdej z nich wcześniej skonsultowana jest z asystentem szefa prezydenckiej kuchni, a później z Samem Kassem, formalnie opiekunem ogródka, a w administracji Białego Domu osobą odpowiedzialną za projekt edukacyjny dla dzieci, promujący m.in. zdrową żywność – Let’s Move!

Warzywniak powstał cztery lata temu. Czołówki gazet na całym świecie obiegły wtedy zdjęcia pierwszej damy z córkami pracującymi w ogródku. Ogromna część komentatorów oceniała ten fakt jako część zręcznie zaplanowanej strategii wizerunkowej prezydenta Obamy. Co innego mówili pracownicy Białego Domu. Za warzywniakiem miała stać chęć poprawy diety Mali i Sashy, córek Obamów. O zmianę stylu ich odżywiania miał podobno apelować prezydencki pediatra.


Ekologia i edukacja

Bez nawozów i chemikaliów, za to z naturalnym kompostem. Środkiem owadobójczym w przydomowym warzywniaku Obamy są modliszki i biedronki. Od samego początku pierwsza dama stawia na ekologię. Nie bez powodu. Warzywniak to manifest produkowanej lokalnie zdrowej żywności. Nie trzeba było długo czekać, żeby za idącym z góry przykładem przydomowe ogródki zaczęły pojawiać się na posesjach znanych osobistości. Również korporacje, w ramach prowadzonych działań CSR-owych, zainteresowały się przybiurowym rolnictwem. I tak na pracowniczych stołówkach wylądowały pomidory, kukurydza czy ziemniaki.

Ogródki na kryzys

W 2009 roku Michelle Obama podkreślała, że sadzonki, nasiona i ziemia uprawna kosztowały ją niewiele ponad 200 dolarów. Zdaniem pierwszej damy, tak mała inwestycja wystarczy, żeby wykarmić rodzinę przez wiele lat. W wyniszczonej II wojną światową Wielkiej Brytanii ogródki chroniły przed głodem tysiące rodzin. Do akcji „Dig for Victroy” kopiąc swój własny warzywniak w ogrodach pałacu Buckingham, włączyła się królowa Elżbieta II. Kilka lat później, po drugiej stronie oceanu podobnych argumentów używała Eleonora Roosevelt. Promowane przez żonę 32. prezydenta Stanów Zjednoczonych tzw. „ogródki zwycięstwa” miały nauczyć Amerykanów radzenia sobie w trudnych ekonomicznie czasach. A przy okazji były lekcjami gospodarności, promowały zdrowe warzywa i owoce.

Ogródki pracownicze

Pomysł na uprawę warzyw i owoców obok domów nie jest nowy. Największą popularnością ogródki działkowe cieszyły się w drugiej połowie XIX wieku. Z jednej strony rodzący się przemysł, ze wszech stron industrializujący ówczesne miasta, z drugiej ludzkie ciągoty do aktywnego obcowania z przyrodą. Wypadkową było to, że ogródki rodziły się na obrzeżach metropolii. Wtedy postrzegane były przede wszystkim jako źródło taniej żywności. Wciąż żywym symbolem tamtych warzywniaków są Ogrody Świętej Anny w Nottingham.

Rumianek i miód

Uprawy z warzywniaka Michelle Obamy szybko stały się znakiem firmowym dyplomacji Białego Domu. We wrześniu 2010 roku pierwsza dama dla ponad trzydziestu zagranicznych gości przygotowała kosze z przetworami z warzyw i owoców. Zdaniem wielu, największą popularnością cieszyła się jednak herbata rumiankowa, doprawiana miodem, także zbieranym w warzywniaku. To właśnie nią w maju tego roku pani Obama ugościła m.in. Emine Erdogan – żonę premiera Turcji czy członka brytyjskiej rodziny królewskiej – księcia Harrego.

Społecznicy, ogrodnicy

To m.in. dzięki żonie Baracka Obamy idea uprawiania przydomowych warzywniaków zyskuje obecnie na popularności. Już ponad 30 tysięcy ogrodników ze 100 krajów z organizacji Kitchen Gardeners International zachęca, żeby kosiarki zastępować łopatami i szpadlami. Ich zdaniem, własnoręcznie pielęgnowane warzywa i owoce to znacznie więcej niż wielkomiejska fanaberia. Praca w warzywniaku daje poczucie niezależności od wielkich korporacji produkujących żywność.

Przedstawiciele ruchów ogrodniczych przekonują, że nawet brak ogródka, na pierwszy rzut oka przekreślający ogrodniczą karierę, nie jest przeszkodą nie do pokonania. W internecie można znaleźć tysiące poradników pokazujących, jak uprawiać rośliny na parapetach, balkonach czy tarasach. Dla zainteresowanych opracowano nawet instrukcje budowy systemu wiszących farm okiennych i listy odpowiednich do uprawy w nich roślin.

W ubiegłym roku w Warszawie powstały dwa ogródki – w Pałacyku Konopackich i przy Zamku Ujazdowskim. Można teraz spodziewać się, że fani miejskiego ogrodnictwa znad Wisły dołączą do obchodów światowego dnia ogródków przydomowych. Tradycyjnie już wypada on w czwartą niedzielę sierpnia. Ale czy zaproszeni goście uwierzą, że taka forma ogrodnictwa to coś więcej niż chwilowa moda? Czas pokaże.

tekst: Piotr Majcher
Zdjęcia: oficjalne materiały Białego Domu