Agnieszka Durlik. Projektantka krajobrazu


Czas czytania 12 minut

 

Architektka krajobrazu, projektantka zieleni we wnętrzach i designerskich produktów dla roślin, założycielka Happy Plants Studio i Floni. Jej przygoda z projektowaniem zieleni rozpoczęła się w 2010 roku, kiedy założyła pracownię architektury krajobrazu APPO. Po kilkunastu latach kreowania zieleni zewnętrznej postanowiła rozwinąć ideę biophilic designu poprzez wprowadzanie naturalnej zieleni do wnętrz, tworząc Happy Plants Studio. Komplementarnym elementem jej działań projektowych jest marka rzeźbiarskich kwietników Floni, gdzie podejmuje próbę szukania relacji pomiędzy przedmiotem, rośliną i człowiekiem.


Mieszkam w sercu gdańskiej starówki.

Z wykształcenia jestem magistrem inż. gospodarki przestrzennej. Ciężko jednoznacznie określić jaki to zawód (coś pomiędzy planistą, a rzeczoznawcą majątkowym [uśmiech], a także architektą krajobrazu.

Wykształcenie dało mi pewne narzędzia, które pomogły mi rozwinąć warsztat, a także, w pewnym stopniu, wiedzę teoretyczną.



Z zawodu jestem architektą krajobrazu, projektantką zieleni, projektantką produktów – przede wszystkim dla roślin.

Mój zawód jest dla mnie pewnego rodzaju misją. Wprowadzania naturalnej roślinności w możliwie bliskie otoczenie człowieka, tworząc przyjazne i funkcjonalne przestrzenie. Biophilic design, który obecnie rozwijam w Happy Plants Studio, to bliska mi idea życia w zgodzie z naturą. Takie też miejsca tworzę dla swoich Klientów, a to ogromny przywilej.



W tym zawodzie nauczyłam się, że trzeba być cierpliwym i pokornym. Architektura krajobrazu czy projektowanie zieleni, w odróżnieniu od wnętrz czy architektury kubaturowej, to wymagający proces, na efekty którego musimy poczekać dłużej. Roślinność potrzebuje czasu, aby urosnąć i wypełnić przestrzeń w sposób, który wiele miesięcy wcześniej wykiełkował w głowie projektanta. Nie wspominając o różnych czynnikach, które mogą mieć wpływ na jej ostateczny kształt. Realnie doświadczyłam też, jak głęboko mogę wpływać na kształt i klimat otaczającej przestrzeni, poprzez właściwy dobór gatunkowy roślin, elementów zagospodarowania czy oświetlenie, tworząc przyjazne miejsca dla użytkowników danych miejsc.



Moi klienci to głównie firmy, dla których projektuję i realizuję zieleń, zarówno zewnętrzną, jak i tą we wnętrzach. A także architekci i klienci indywidualni. Na przestrzeni lat te proporcje bardzo się zmieniały ponieważ pierwsze kroki w zawodzie stawiałam projektując ogrody prywatne.

Najwięcej czasu w ciągu dnia poświęcam na… to zależy. [uśmiech] Głównie od pory roku. W okresie wiosenno-letnim sporo czasu spędzam na budowach czy spotkaniach w terenie, co szczerze uwielbiam! To doskonała odskocznia od pracy przy laptopie. Te czynności płynnie przenikają się z czasem poświęconym projektowaniu, odpowiedziach na maile, telefonach, ofertach czy pomysłach na kolejne kolekcje floni. W ciągu dnia zazwyczaj dużo się dzieje dlatego popołudnia staram się wypełniać czasem z najbliższymi i ładowaniem baterii.

Praca jest dla mnie… Pewnie banalne, ale sposobem na życie, ale też swego rodzaju luksusem. Zarówno jeśli chodzi o czas jak i sam system pracy, daje mi dużo wolności. Dzięki niej realizuję się kreatywnie i zarabiam pieniądze. Daje także ogromną satysfakcję, gdyż efekty mojej pracy mają pozytywny wpływ na otoczenie innych ludzi.



Początki swojej pracy wspominam z uśmiechem na twarzy. Pamiętam doskonale moment, gdy po niespełna roku działalności, projekty się skończyły, nie miałam horyzontów na nowe, ostatnie pieniądze poszły na ZUS i mieszkanie. Wtedy pomyślałam, że chyba nie jest dobrze, że może nie potrafię, nie dam rady… Ale postanowiłam się nie poddawać. To był ważny moment, który doprowadził mnie do miejsca, w którym obecnie jestem.

Z pewnością nie jest to praca dla tych, którzy chcą szybko zobaczyć efekty swojej pracy i lubią poukładane schematy, a także tych, który nie lubią być oceniami.

Moja rada dla zainteresowanych pracą w zawodzie, który wykonuję to cierpliwość i pokora. Zarówno jeśli chodzi o sam proces projektowy i realizację, a także współpracę z Klientem. Pomaga też otwartość i elastyczność, gdyż jesteśmy małym elementem w całym procesie inwestycyjnym, na szarym końcu łańcucha pokarmowego, nazywanego budżetem [uśmiech]. Potrzebna jest otwarta głowa, kreatywność, determinacja, czasem też improwizacja, a także prawdziwa pasja. Ale to chyba podstawy, jeśli chodzi prowadzenie biznesu na własny rachunek.



Moje najważniejsze narzędzie pracy to głowa, ręce i komputer, dokładnie w takiej kolejności.


Gdybym nie robiła tego, co teraz, to pewnie prowadziłabym kwiaciarnię lub została malarką. Od dziecka uwielbiałam biegać po łąkach i tworzyć kolorowe bukiety z polnych kwiatów. Pasję do malarstwa zaszczepił we mnie dziadek, z którym często wybieraliśmy się na długie wycieczki ze sztalugami, malując kaszubskie krajobrazy.

Dzień pracy zaczynam ok. 9.00, nie jestem typem skowronka. [uśmiech]



Najtrudniejsze w mojej pracy... cięcie budżetu na realizację. Zdarzyło mi się, że ze świetnego projektu został mikro kawałek zieleni. To dało mi solidną nauczkę, aby o budżetach rozmawiać otwarcie od samego początku.

Inspiracji szukam… dostrzegam je wszędzie. Od małych, przeróżnych rzeczy, które otaczają mnie na co dzień, po większe, których doświadczam podczas podróży, wystaw czy słuchając muzyki.

Konkurencja to dla mnie motywacja i inspiracja. Choć nie przepadam za tym określeniem, uważam, że jest potrzebna, aby rozwijać się i szukać nowych rozwiązań. Osobiście zdecydowanie wolę współpracę i szukanie wspólnych mianowników, wymianę wiedzy i doświadczeń. To bardzo otwiera głowę i poszerza horyzonty.



Nigdy nie zdobędę się na to, aby zrobić czegoś wbrew sobie.

Pierwsze zarobione pieniądze wydałam na wymarzone ogrodniczki. [uśmiech]

Największy sukces… założenie pierwszej pracowni. To, że będąc świeżo po studiach, bez doświadczenia i praktyki, odważyłam się swoją ścieżkę zawodową zbudować sama, zupełnie od podstaw. Ucząc się na własnych błędach, nie mając stażu pracy czy zaplecza biznesowego, przez ponad 13 lat rozwinęłam swoją pracownię architektury krajobrazu do poziomu, o którym nie marzyłam, gdy stawiałam pierwsze kroki w tej pracy. Wówczas, kiedy robiłam pierwsze projekty ogrodów, jeszcze na stole kreślarskim, ręcznie na kalce, przez myśl nie przeszło mi, że za kilka lat będę mieć własny zespół projektantów i tworzyć wielobranżowe projekty zieleni dla renomowanych pracowni architektonicznych, firm deweloperskich, czy też tworzyć własne kolekcje donic.



Największa porażka… od dłuższego czasu staram się inaczej podchodzić do takich sytuacji. Z każdej z nich próbuję, choć oczywiście czasem nie jest to łatwe, wyciągnąć jakąś lekcję. Moje myślenie o porażkach czy kryzysach bardzo zmieniło jedno zdanie, które kiedyś powiedział mi ktoś bliski: Nigdy nie zmarnuj dobrego kryzysu. To diametralnie zmieniło mój punkt widzenia na różnego rodzaju ‘fakapy’. Dzięki temu jest mi łatwiej akceptować sytuacje, które nie dzieją się tak, jak zaplanowałam, ale co ważniejsze, staram się wyłuskać z nich coś mądrego na przyszłość.

Nie wyobrażam sobie życia bez rodziny i przyjaciół, podróży, muzyki, dobrego jedzenia i kawy.

Jako dziecko marzyłam o zostaniu malarką. Uwielbiałam malować, szczególnie farbami olejnymi. Do dziś, gdy czuję zapach terpentyny od razu przenoszę się do czasów dzieciństwa.



Po pracy to czas, aby na chwilę przełączyć mózg z trybu praca na tryb domowy. To czas na odebranie synka z przedszkola, spacer, zabawę, rower, kino, saunę, gotowanie. Chociaż zapewne każdy, kto pracuje, robiąc to co lubi wie, że podział na czas w pracy i po pracy jest bardzo płynny, o ile w ogóle możliwy. [uśmiech]

To co lubię robić najbardziej to... dolce far niente [uśmiech] chociaż bardzo rzadko mam ku temu okazję. Z upływem czasu zaczynam doceniać, jak ważny jest odpoczynek i ładowanie swoich baterii. To pomaga przewietrzyć głowę, czasem zmienić perspektywę i z nową energią wracać do zadań.

Jestem dumna z miejsca, z którym obecnie jestem. To wynik wielu niełatwych decyzji, wzlotów, upadków, ale przede wszystkim chęci do ciągłego wstawania i próbownia od nowa.


 
Najważniejsza decyzja w moim życiu to założenie pracowni APPO, a po kilkunastu latach jej zamknięcie.

Największym szaleństwem w moim życiu było… nie patrzę na życie w taki sposób. Staram się robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, dają frajdę. Raczej mniejsze rzeczy, a częściej niż rzadkie skoki dopaminowe. Chociaż raz zdarzyło mi się, na swoje ćwierćwiecze, namówić kilkoro przyjaciół, aby w ten dzień skoczyli ze mną ze spadochronami. Wszystko dopięte na ostatni guzik, trochę czekania na lotnisku ponieważ akurat sporo chętnych się zebrało. Aż w końcu, kiedy mieliśmy lecieć… nasz lot został odwołany z powodu nadchodzącej burzy. Wtedy pomyślałam, że może to jednak nie mnie. Chociaż gdzieś, cały czas, z tyłu głowy marzy mi się taki skok nad półwyspem helskim.  

Najważniejsze słowa jakie usłyszałam… jest ich kilka, ale takie, które najbardziej zapadły mi w pamięć i skutecznie mnie przemodelowały, to: „tylko spokój nas uratuje” (co w moim przypadku nie jest takie oczywiste ponieważ jestem osobą mocno emocjonalną) oraz wcześniej już przytoczone „nigdy nie zmarnuj dobrego kryzysu”, o wyciąganiu lekcji z trudnych przypadków.



Chciałabym się jeszcze nauczyć języka włoskiego i perfumiarstwa. Świat zapachów fascynuje mnie od dawna i powoli zbliżam się do momentu, aż zacznę zgłębiać jego tajniki.

Mój kraj to dla mnie
miejsce, w którym mieszkam, pracuję, rozwijam się, z którego lubię wyjeżdżać i wracać, aby zmieniać je na odrobinę lepsze.

Kultura jest dla mnie ważnym elementem życia, odskocznią od codziennych tematów, oknem na świat, a także źródłem inspiracji.



Mój cel… idę metodą małych kroczków, gdy zrealizuję jeden cel, pojawiają się kolejne. Obecnie stoję na początku swojej nowej drogi związanej z rozwojem Happy Plants Studio i floni. To ekscytujące doświadczenie zaczynać coś od podstaw. Mogę więc powiedzieć, że celem jest dla mnie rozwój. Próbowanie nowych rzeczy, uczenie się, szukanie wyzwań, bycie w ciągłym ruchu.

 

Wysłuchała Maja Ruszkowska-Mazerant

Zobacz więcej:

www.happyplantstudio.pl
www.floni.co