Jan de Weryha-Wysoczański. Rzeźbiarz


Czas czytania 6 minut


Jan de Weryha-Wysoczański urodził się w 1950 w Gdańsku. 1971-1976 studia na wydziale rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku w pracowni prof. Adama Smolany i prof. Alfreda Wiśniewskiego. Od roku 1981 tworzy w Hamburgu. W swojej pracy twórczej zajmuje się materialnością drewna. Cięcie, łamanie, łupanie to pojęcia określające jego twórczość. 1998 – I nagroda, Prix du Jury, Salon de Printemps ‘98 w Luksemburgu. Projekt i realizacja dwóch pomników w Hamburgu. Prace artysty znajdują się w wielu prywatnych i państwowych zbiorach. Udział w licznych wystawach zbiorowych i indywidualnych. W 2012 powstaje w Hamburgu stała ekspozycja prac artysty, którą od 2016 wspiera Freundeskreis der Sammlung de Weryha e.V. W 2020 za zasługi dla Polski i polsko-niemieckiego pojednania na polu kultury artysta otrzymał medal pamiątkowy na 100-lecie odzyskania niepodległości. Więcej informacji na oficjalnej stronie artysty: www.de-weryha-art.de



Mieszkam w
Germanii, mieście Reinbek, atelier od 1981 w Hamburgu.

Z wykształcenia jestem magistrem sztuki, studiowałem w latach 1971-76 – wówczas w gdańskiej PWSSP, dzisiaj Akademii Sztuk Pięknych co dla ucha i nie tylko bardziej przekonywująco wybrzmiewa.

Wykształcenie dało mi w końcu długo oczekiwane poczucie wartości – a trzeba wspomnieć, że były to wyjątkowo szare lata PRL-u.

Z zawodu jestem i z wyboru stałem się w końcu artystą rzeźbiarzem, ale był też i taki czas, gdy malowanie i rysunek zabezpieczały byt.

Mój zawód jest dla mnie, a w zasadzie stał się, wyłącznie własnym nieprzymuszonym wyborem i nikomu na świecie tego wyboru nie zawdzięczam, poza tym większość ta bliższa i dalsza i tak była zgodnie temu przeciwna.

W tym zawodzie nauczyłem się, że aby móc jakoś przeżyć, należy nie czekając na rezultat rutynowo i bezwzględnie kolejne takież próby przeżycia z uporczywością maniaka bezustannie reaktywować. W końcu zawsze się udawało!

Moi klienci to ci, którzy początkowo nie wierzyli w to, że za kilka lat mogliby stać się bogaci.

Najwięcej czasu w ciągu dnia poświęcam na
benedyktyńską pracę twórczą z kawałkami drewna, ale ostatnio coraz to częściej, z malutkimi kawałeczkami drewna.

Praca jest dla mnie dobrem wyższym, i tak przez lata po dzień dzisiejszy, stan ten na dobre wpisał się w moją gramatykę pojęć nadrzędnych.

Początki swojej pracy wspominam dzisiaj z nutką rozrzewnienia, niemniej wtedy był to inny świat, może trochę bardziej kolorowy, w którym chciało się wszystkiego, chociaż po trosze spróbować.

Z pewnością nie jest to praca dla tych, którzy marzą o bogactwie i podobnych stanach.

Moja rada dla zainteresowanych pracą w zawodzie, który ja po dzisiejszy dzień wykonuję, brzmi: radzę wam, jeśli nikt nie przykazuje – szukajcie dalej. Jednakoż muszę wam wyznać, że to cudowny zawód!

Moje najważniejsze narzędzie pracy to
własne ręce, na których już od zarania mogłem zawsze polegać z dożywotnią bezpłatną gwarancją.



Gdybym nie robił tego, co teraz, to pewne
robiłbym dalej to, czego nie zdołałem dokończyć w poprzednim dniu.

Dzień pracy zaczynam o poranku, gdy z dachu dochodzi pobrzmiewanie gruchających gołębi, uwielbiam ten cudowny stan już od zawsze.

Najtrudniejsze w mojej pracy
to konsekwentne utrzymanie się w jasnym procesie twórczym, bez względu na licznie kuszące i czasem super kolorowe pomysły.

Inspiracji szukam bezustannie w muzyce i oczywiście u wspaniałej matki natury i za każdym razem niespodziewanie jakaś perełka się znachodzi.

Konkurencja to dla mnie
tak, jakby jej nie było.

Nigdy nie zdobędę się na to, aby uznać za fakt, że miałem piękne życie, albowiem ono może stać się w każdej chwili jeszcze piękniejszym…

Pierwsze zarobione pieniądze wydałem na obraz, a było to tuż po studiach, kupiłem do pierwszego naszego mieszkania. Wtedy jeszcze ceny za sztukę były przystępniejsze, no i obraz namalował kolega.

Największy sukces skończyłem 70 lat i nic się nie zmieniło!

Największa porażka chyba jeszcze nie przeżyłem, było kilka mniejszych.

Nie wyobrażam sobie życia bez trzech jajek po wiedeńsku na śniadanie.

Jako dziecko marzyłem ciągle marzyłem i tak bez końca…

Po pracy to czas na relaks.

To, co lubię robić najbardziej to wieczorną porą rozkoszować się mistrzostwem obrazów mojej kolekcji.

Jestem dumny z tego, że powstało i działa w Hamburgu Koło Przyjaciół mojej sztuki (Freundeskreis Sammlung de Weryha e.V.).

Najważniejsza decyzja w moim życiu to chyba jeszcze nie zapadła, zapadło wiele innych, ale mniej ważnych…

Największym szaleństwem w moim życiu było wybranie się na jednodniowy pobyt w Paryżu…

Najważniejsze słowa jakie usłyszałem Janie uwierz mi – wierzę bardzo w Ciebie, bo wiem, że robisz to z głębokim poczuciem sensu. Nie martw się, że inni nie nadążają – zrozumieją potem. (Cytat z listu mego przyjaciela Mariusza Knorowskiego 12.2020)

Chciałbym się jeszcze nauczyć tego, by ludziom móc wierzyć.

Mój kraj to dla mnie raj bez granic.

Kultura jest dla mnie, ale też i dla tych obok mnie i wszystkich pozostałych namiętnością.

Mój cel to praca twórcza do końca życia przy pełnej tego świadomości.