Katarzyna Mądrzycka-Adamczyk. Artystka tworząca za pomocą szydełka


Czas czytania 12 minut

Katarzyna Mądrzycka-Adamczyk jest przykładem artystki o karierze dwutorowej. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Łodzi na wydziale tkaniny. Jako edukatorka pracowała w Muzeum Sztuki w Łodzi. Aktualnie w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej pełni funkcję Naczelniczki Wydziału Dostępności. Tworzy też audiodeskrypcje – czyli słowny opis wizualności, przede wszystkim dzieł sztuki, eksponatów muzealnych, ale i przedstawień teatralnych. Jest również aktywną artystką, tworzącą obiekty za pomocą szydełka.

 

Mieszkam w Łodzi, w małym mieszkaniu na ostatnim piętrze. Marzę o domku wśród zieleni, na razie zadowalam się mini balkonem zarośniętym bluszczami i zewnętrznym parapetem w kuchni.


Z wykształcenia jestem magistrą sztuki po łódzkiej ASP. Mój dyplom składał się z tkaniny żakardowej inspirowanej autorską rzeźbą będącą moją interpretacją aktu kobiecego, wspomnianego cyklu rzeźb oraz dywanu wykonanego w technice tuftingu. Praca teoretyczna dotyczyła funkcji deformacji w sztukach awangardowych pierwszej połowy XX wieku.


Wykształcenie dało mi rozwój. Rozwój nie tylko twórczy, ale nauczyłam się konsekwencji w dążeniu do celu, nie poddawania się, kiedy za pierwszym razem się coś nie uda.

Fragment „Ja, Wenus”, wystawa „Ja, Kosmos (prawie) w pełni", Mediateka MeMo. Zdjęcie: Wojciech GrumZ zawodu jestem… Aktualnie, od roku, pracuję w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej jako Naczelniczka Wydziału Dostępności, ale przez kilkanaście lat byłam edukatorką muzealną w Muzeum Sztuki w Łodzi. Jestem też aktywną artystką, tworzenie jest nierozerwalną częścią mnie.


Mój zawód jest dla mnie jedną z wielu czynności w ciągu doby. Zajmuję się różnymi rzeczami: szeroko pojętą dostępnością. Wcześniej dbałam o to w muzeum, teraz w urzędzie. Uważam, że każda i każdy ma prawo w pełni uczestniczyć w życiu publicznym i kulturze. Praca w muzeum, wśród dzieł sztuki, a także kontakt z różnymi ludźmi – gośćmi i gościniami muzeum, wiele mnie nauczyło.

Tworzę też audiodeskrypcje – czyli słowny opis wizualności, przede wszystkim dzieł sztuki, eksponatów muzealnych, ale i przedstawień teatralnych. Wielokrotnie robiłam też audiodeskrypcje na żywo na wystawach, nie tylko w mojej instytucji: dzięki temu nauczyłam się inaczej patrzeć na dzieła: bo co innego zobaczyć i poczuć, a co innego ubrać w słowa efekt wizualny i emocjonalny, jaki dzieło wywołuje i przekazać to drugiej osobie.


W tym zawodzie nauczyłam się, że jedno dzieło można interpretować na wiele sposobów i niekoniecznie jest jedna-jedyna możliwość interpretacji. Dane dzieło może wywoływać przeróżne emocje, nie tylko u różnych osób, ale też u tej samej osoby – zależnie od podejścia, humoru danego dnia, kontekstu, sąsiedztwa z innymi obiektami czy osób towarzyszących.
A tak naprawdę, nie dotyczy to tylko dzieł sztuki, ale na wszystko można spojrzeć „z trzeciej strony”.


Moi klienci to... raczej odbiorcy mojej sztuki – tak o nich myślę. Staram się tworzyć prace wielozmysłowe, żeby nie było potrzeba adaptacji dzieła dla osób, które za pomocą innych zmysłów niż wzrok odbierają świat. Akurat w dziedzinie tkaniny – która jest bardzo haptyczna, jest to łatwiejsze niż w przypadku np. akwareli.

Więc odbiorcy mojej sztuki, często są materialnie związani z moimi pracami – podarowali guzik, koralik, włóczkę... niektórych znam osobiście, innych tylko przez internet, a innych nie znam wcale. Osoby, które dołączyły do projektu „Ja, Kosmos” są w różnym wieku, z różnych zakątków, głównie z Polski. Śledzą crochetselfie (zdjęcia z szydełkowania w różnych miejscach) na facebooku, czasem mają skrawek w postaci „WieszJak” – obiektu, który można dowolnie aranżować, ale to są pojedyncze jednostki.

„Ja, Wenus”. Zdjęcie: Justyna WojciechowskaNajwięcej czasu w ciągu dnia poświęcam na... Staram się zachować balans, między pracą zarobkową a pracą twórczą. Nie zawsze mi się to udawało, jest to szczególnie trudne, kiedy lubi się swoją pracę i kiedy praca pokrywa się z zainteresowaniami. Kiedy pracowałam w muzeum często się to mieszało i miałam poczucie, że nigdy nie wychodzę z pracy: bo kiedy oglądam wystawę, to czy robię to „służbowo” czy „prywatnie” dla własnego rozwoju i inspiracji. Teraz pracując poza branżą kultury łatwiej mi mentalnie wyjść z pracy. W dni powszednie w konkretnych godzinach pracy urzędu pracuję i na tym się skupiam, a popołudnia i weekendy poświęcam dla siebie i rodziny. Każdego dnia staram się wśród zawodowych i domowych obowiązków wydzielić czas na twórczość.


Praca jest dla mnie tym, co robię, żeby zarobić. Dzięki pracy zarobkowej, która też sprawia mi dużą satysfakcję, mogę tworzyć bez potrzeby spełniania „oczekiwań klientów”. Bo nie skupiam się na celu, jakim jest sprzedaż moich prac. Twórczość to dla mnie przyjemność, swoboda, improwizacja. Nie liczę oczek, nie trzymam się wzoru, zmyślam ściegi – w zależności od nastroju.


Początki swojej pracy wspominam... Szydełkowanie pojawiło się, kiedy byłam w ciąży, a pracownie malarsko-kolażową oddałam na pokój dla Córki. Spodobało mi się to, że mogę w dowolnym momencie zacząć i skończyć. Początkowo to była biżuteria zwana przeze mnie Wytwory. Na blogu prezentowałam kolczyki, każdy miał swoją nazwę i humorystyczny, krótki opis prezentujący je jako Osóbki-Wytwory. Sprzedawanie kolczyków – średnio mi szło, większość rozdałam. Potem zaczęłam pracę w muzeum. Miałam regularną pensję, więc mogłam tworzyć, bez poczucia, że muszę robić coś, co się komuś spodoba i zechce to kupić. Nadal szydełkowałam, ale traktowałam to jako sposób wyrażenia siebie. Tak powstała „Kura domowa”, „Bicie piany”, itp. Zaczęłam łączyć przedmioty z włóczką i nadawać im nowe znaczenie. Z czasem zaczęłam dziergań na okrągło – dosłownie i w przenośni. Początkowo okrągły, mały skrawek miał być przymocowany do obrazu. Ale tak się wkręciłam, że powstał pierwszy obiekt kosmiczny: „Ja, Luna” o średnicy mojego wzrostu. I tak zaczęło się moje szydełkowanie w nieskończoność.

Fragment „Ja, Mars”, wystawa „Ja, Kosmos (prawie) w pełni", Mediateka MeMo. Zdjęcie: Wojciech Grum

Z pewnością nie jest to praca dla osób, które oczekują efektu teraz-już-natychmiast. I chyba nie do końca dla osób „poukładanych”, potrzebujących schamatu działania. Chaos, improwizacja są nierozerwalnie związane z Kosmosem.


Moja rada dla zainteresowanych pracą w zawodzie, który wykonuję to... Rób swoje, tak jak czujesz. Pieniądze, zarabiaj „gdzie indziej”, wtedy unikniesz presji robienia prac, które „muszą się sprzedać”. Może mimo tego, uda ci się coś spieniężyć? Pewnie nie takiej rady się spodziewaliście, ale sama nie doszłam do lepszych wniosków.


Moje najważniejsze narzędzie pracy to szydełko i przędza.


Gdybym nie robiła tego, co teraz, to pewnie robiłam coś innego – ręce mi się wiercą, głowę mam pełną pomysłów, na pewno bym coś sobie wymyśliła do robienia


Dzień pracy zaczynam
różnie. Szydełkuję, kiedy mam wolne ręce: w pociągu, na wykładach, konferencjach, wernisażach, spacerach... w sytuacjach publicznych i prywatnych.


Najtrudniejsze w mojej pracy jest się z niej utrzymać, żeby móc zajmować się tylko szydełkowaniem w nieskończoność.


Inspiracji szukam w otaczającym mnie świecie, ale i wewnątrz siebie – w tym, co przeżywam w danej chwili. Reaguję też na aktualne wydarzenia i staram się odnieść do tematu po swojemu – za pomocą szydełkowania.


Konkurencja to dla mnie inspiracja, na pewno nie zagrożenie.


Nigdy nie zdobędę się na to, aby porzucić twórczość.

CrochetselfiePierwsze zarobione pieniądze wydałam na opłacenie pleneru malarskiego na początku studiów. Pieniądze zarobiłam ze sprzedaży szkiców malarskich na aukcji zorganizowanej specjalnie w tym celu. Przypomniałam sobie, że jeszcze wcześniej sprzedawałam na rynku czereśnie, które wydałam na wakacje z chłopakiem, obecnym mężem.


Największy sukces... nie wiem czy to największy sukces, ale na pewno duża satysfakcja, kiedy po obronie (zakończonej wyróżnieniem) mój eks profesor, z którym nie do końca się dogadywałam i nie do końca wierzył, że skończę studia, pokiwał głową i powiedział pod nosem „Ciekawe.”


Największa porażka… każda porażka to nauka, więc porażka jako taka nie istnieje.

„Ciało obecne inaczej" (dyptyk) 200x200 cm, 2016 r.Nie wyobrażam sobie życia bez szydełkowania. [uśmiech] Ale oczywiście bez najbliższych, rodziny, kontaktu z innymi ludźmi, z którymi nawzajem ładujemy swoje baterie. Potrzebuję też natury: roślin i zwierząt wokół siebie.


Jako dziecko marzyłam o swoim pokoju. Nadal o tym marzę. Przez kilka lat miałam swoją pracownię, więc przez jakiś czas marzenie było spełnione.


Po pracy to czas na szydełkowanie. [uśmiech] Ale to też czas dla rodziny, przyjaciół – jak spędzam z nimi czas, to też szydełkuję, o ile mam wolne ręce. [uśmiech]


To co lubię robić najbardziej to szydełkować. Lubię też kolaże, ale ostatnio nie mam na nie czasoprzestrzeni.


Jestem dumna z siebie, że mimo strachu, podejmuję decyzje, działanie. Nie zawsze dobre, ale moje.


Najważniejsza decyzja w moim życiu to… Jeszcze jej nie podjęłam, ale przymierzam się do niej. Dałam sobie jeszcze czas na jej podjęcie.

Katarzyna Mądrzycka-Adamczyk przyłapana na szydełkowaniu. Zdjęcie: Katarzyna Kruk-FilenkoNajwiększym szaleństwem w moim życiu było… Raczej będzie: podjęcie decyzji, do której się przymierzam.


Najważniejsze słowa jakie usłyszałam… Było dużo ważnych słów, tzn. rozmów. Nie umiem wybrać najważniejszych.


Chciałabym się jeszcze nauczyć haftować. Lepiej zarządzać sobą w czasie.


Mój kraj to dla mnie miejsce, gdzie żyję.


Kultura jest dla mnie inspiracją, okazją do rozwoju i przemyśleń.


Mój cel... utrzymać spokój i równowagę.

 

Wysłuchała Maja Ruszkowska-Mazerant


Zobacz twórczość Katarzyny na:

facebook.com/ja.kosmos.kma
instagram.com/ja.kosmos.kma