Marcin Czerwiński. Literaturoznawca, nauczyciel akademicki


Czas czytania 8 minut

Marcin Czerwiński nauczyciel akademicki (UWr), redaktor, poeta, reżyser, performer. Założyciel i przez 20 lat szef wydawnictwa oraz czasopisma „Rita Baum”. Od roku 2009 reżyseruje we Wrocławiu spektakle pod hasłem „ciemnia” (ostatnio Staschę, czyli płomień w oddechu). Prowadzi stronę plazaciemnia.pl. Jest autorem trzech monografii o literaturze, z których najnowsza to Uskok. O Stanisławie Przybyszewskiej i innych (2023), jak też książki poetyckiej Miniaturzyści esperanto (nagroda Iłłakowiczówny). Zredagował również zbiór szkiców Od antropozofii po Schulza. Mieszka we Wrocławiu.

 

Mieszkam we Wrocławiu, a wolałbym w Warszawie. Nie dlatego, że Wrocław nie jest fajnym miejscem do życia. Wręcz przeciwnie, dobrze się tu pracuje i działa. Pochodzę jednak ze wschodniej Polski. Urodziłem się w Lublinie i ciągnie mnie na wschód, chociażby na linię Wisły.

Z wykształcenia jestem literaturoznawcą i pracuję w Instytucie Filologii Polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Od dziecka chciałem być natomiast reżyserem filmowym i udało mi się to urzeczywistnić połowicznie, bo reżyseruję spektakle teatralne.

Wykształcenie pozwoliło mi na ciągłą bliskość literatury. Zawsze była dla mnie bardzo istotna. Zawsze też pisałem.

Z zawodu jestem nauczycielem akademickim. Kiedy byłem mały, robiłem lekcje mojej młodszej siostrze. Wymyślałem jej zadania domowe i wystawiałem oceny. Nie była tym zachwycona.

Mój zawód pozwala mi na kontakt z młodymi, inteligentnymi ludźmi, z którymi lubię dyskutować. Jest też dla mnie kontaktem z wiedzą; jest ciągłym obcowaniem z myśleniem.
Będąc nauczycielem akademickim, nauczyłem się wypowiadać na forum publicznym. Wciąż uczę się relacji społecznych.



Moi klienci to… Klienci to klientelizm, klienci to kapitalizm, Klient to tytuł filmu holywoodzkiego. Obecnie istotne jest dla mnie egzystowanie poza strukturami podaży, popytu i sprzedaży. Oczywiście, nie zawsze się da być zupełnie na zewnątrz systemu, czasem pozostaje tylko lekka kontestacja. Na szczęście osoby studiujące dziennie nie muszą płacić za naukę. Na szczęście ten obowiązek spełnia państwo, więc moja praca zawodowa nie wchodzi w układ praca-wiedza-sprzedaż-kupowanie. Zewsząd czyhają jednak niebezpieczeństwa i trzeba być czujnym. Mam ten komfort, że na moje spektakle ceny biletów – bo ze względów formalnych muszą się najczęściej pojawiać – pozostają na poziomie symbolicznym, ale też w dużym stopniu pracuję tu społecznie i niejednokrotnie pokazuję efekty swojej pracy bezpłatnie. Komfort ten zapewnia mi oczywiście etat na uczelni. Ideałem byłoby, gdyby państwo na poważnie dbało o prawa pracownicze i socjalne artystów. Wtedy etat dla artysty pozwalałby mu nie pracować w kilku miejscach naraz. Jak dotąd, działania artystyczne muszę traktować często jako hobby realizowane po pracy.



Najwięcej czasu w ciągu dnia poświęcam chyba niestety na pracę, a to – paradoksalnie – pociąga za sobą nicnierobienie, polegające na rozrywce i prasie w internecie. Nieszczęśliwie uzależniłem się od telefonu.

Praca jest dla mnie zbyt ważna, kosztem innych sfer życia. Konia z rzędem temu, kto mnie wyciągnie z tego błędnego koła systemu.
Pamiętam, że kiedy zaczynałem swoją pracę nauczyciela akademickiego jako doktorant, to dostałem olbrzymią liczbę grup do przeprowadzenia zajęć. Oj, było ciężko… Nieprzespane noce… A ja beznadziejnie prowadziłem te zajęcia, niepotrzebnie piłując, ile wlezie.

Z pewnością nie jest to praca dla ludzi, którzy nie lubią młodzieży albo nie lubią zajmować się literaturą, albo nie lubią o niej rozmawiać. Jeszcze na studiach magisterskich miałem w ogóle problem z publicznym wypowiadaniem się, ale dzięki prowadzeniu zajęć przez ponad dwadzieścia lat udało mi się opanować tę sztukę tak, że myślę, że sobie w miarę radzę.

Moja rada dla zainteresowanych pracą w zawodzie, który wykonuję to... Dobra rada to nie mieć rad.

Moje najważniejsze narzędzie pracy to… Swoje narzędzia pracy wymienię w następującej hierarchii: mózg, jelita, telefon komórkowy, komputer, kartka, długopis.
 
Gdybym nie robił tego, co teraz, to pewnie realizowałbym spektakle teatralne, a wcześniej skończyłbym AST. Reżyserowałbym filmy, a wcześniej skończyłbym łódzką Filmówkę. Pisałbym. Tak, miałbym czas na pisanie.

Zdjęcie Joanna WinsykDzień pracy zaczynam zbyt późno i kończę zbyt późno. Taki „późny wnuk”. Być może to zegar biologiczny, być może to wypieranie dnia.

Najtrudniejsze w mojej pracy... Jest tak wiele trudnych spraw, więc może skupmy się na łatwych?

Inspiracji szukam… Prawdę mówiąc, nie szukam. Inspiracje same mnie znajdują. Potrafię entuzjastycznie podchodzić do napotykanych zjawisk i one pozostają w moich myślach, a potem wyskakują niespodziewanie w różnych kontekstach. Niektórzy uważają taki entuzjazm za błąd.

Konkurencja to dla mnie… W świecie, do którego warto dążyć, nie istnieje konkurencja ani rywalizacja. Istnieje wspólnota, współpraca i solidarność.

Nigdy nie zdobędę się na to, aby zrobić komuś/czemuś świadomie coś złego, przemocowego, krzywdzącego. Obym nie musiał sprawdzać tej deklaracji w życiu.

Pierwsze zarobione pieniądze wydałem na kamerę wideo 8. Miałem wtedy około dwudziestu lat i pracowałem w wakacje we Francji jako robotnik sezonowy. Właścicielka „plantacji” zwlekała z pensjami pracowników, więc szybcy i wściekli ruszyliśmy gromadą do jej pobliskiej rezydencji. Przestraszyła się tego buntu i natychmiast kazała wszystkim wypłacić zaległe pieniądze.

Największy sukces… Nie przywykłem do takich pytań, ale jeśli już muszę odpowiedzieć, to chyba najważniejszą rzeczą dla mnie osobiście było założenie, a potem prowadzenie wydawnictwa i czasopisma „Rita Baum” przez dwie dekady. Może też książki naukowe, które napisałem?



Największa porażka… Przynajmniej parę życiowych błędów popełniłem, ale wolę się nimi nie dzielić. Nie dlatego, żeby je ukrywać, ale są dla mnie trudne...

Nie wyobrażam sobie życia bez… Tylko ironiczne odpowiedzi przychodzą mi do głowy. Bez „komórki”?

Jako dziecko marzyłem
o byciu reżyserem filmowym.

Po pracy to czas zakopania na prywatnej plaży, zanurzenia pod ciepłą wodę oceanu.
 
To, co lubię robić najbardziej, to picie kawy i czytanie „Wyborczej” w sieci. Żałosne, ech...

Jestem dumny z decyzji społeczeństwa 15 października 2023 r.

Najważniejsza decyzja w moim życiu to… Nie buduję w swoim życiu hierarchii wydarzeń czy decyzji.
 
Największym szaleństwem w moim życiu było… Jw.

Najważniejsze słowa, jakie usłyszałem… to tajemnica.

Chciałbym się jeszcze nauczyć… żyć.

Mój kraj jest dla mnie nieodłączny, mimo bólu.

Kultura jest mi potrzebna na co dzień.

Mój cel... Proszę...

 

Wysłuchała Maja Ruszkowska-Mazerant

Zdjęcia dzięki uprzejmości Marcina Czerwińskiego