Paulina Przybysz


Czas czytania 8 minut

Imię i nazwisko... Paulina Anna Przybysz

Miejsce i data urodzenia... Warszawa, 12 września 1985.

Ukończone szkoły... Mała Miodowa (podstawowa szkoła muzyczna im. Emila Młynarskeigo w Warszawie w klasie wiolonczeli), Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego, pół szkoły muzycznej drugiego stopnia imienia Fryderyka Chopina w Warszawie, również w klasie wiolonczeli.

Wykształcenie dało mi... podstawy skupienia, kontakt z muzyką klasyczną, przeczytane książki, ogarnianie obowiązków na czas, ekipę ludzi, z którymi do dziś czuje się jak dzieciak, przy których resetuje się mój poważny tok myślenia do marzycielskiego z totalną akceptacją różności. Wyrośli z nas bardzo różni, ale równie fajni ludzie.

Mieszkam w... dość już starym domu z tarasem i studiem w piwnicy. Właściwie jest tu wszystko, czego potrzebuję, dziecko, chłopak, internet, pianino, biuro, psy, wiolonczela, mikrofony, wyciskarka do soków, kominek, trawa i przestrzeń.

Z zawodu jestem... Wokalistką, kompozytorką i autorką, wydawcą, piszę dla gazety, mówię dla radia, wspieram mądre inicjatywy społeczne i rozwijam się jak szybko mogę. Zawód - Evolver.

Przedsiębiorczość to... ogarnianie, prognozowanie i liczenie. Nie jestem w tym dobra, moi ludzie są lepsi i być może jestem przedsiębiorcza w tym, że mam ich obok.

Kultura jest dla mnie... bardzo szerokim pojęciem. Chciałabym żeby jej wyznacznikiem była szczerość, odwaga i piękno w niej zawarte, z którym człowiek obcuje nie tylko w czasie wolnym. Zaliczam tu też projektowanie pasów zieleni czy Sund System w salonie u manicurzystki. Sposób w jaki rozmawiamy, o czym, to czego nie mówimy - to wszystko jest dla mnie kulturą. Jak wychodzę z kina, to długo mam wrażenie, że zabrałam głównemu bohaterowi twarz. Jakby przykleił się do moich rysów twarzy. Kultura jest inspiracją. Nie lubię w niej polityczno-biznesowej manipulacji. To jest porozumienie w postrzeganiu pewnej boskości między duszami, w sposób namacalny i zmysłowy.

Praca jest dla mnie... bardzo zróżnicowana. Ulubioną czynnością zawodową są dla mnie koncerty. Wszystko, co wiąże się bezpośrednio ze śpiewaniem. Uwielbiam proces twórczy. Lubię po napisaniu piosenki słuchać jej w kółko. Właściwie większość tych czynności sprawia mi przyjemność. Kontakt z paniami w urzędach, jeżdżenie po mieście w celu tzw. załatwiania spraw związanych z firmą też szanuję, bo wtedy dużo śpiewam w samochodzie. Próby to też świetna sprawa. Ciężko jest grać z ludźmi, których się nie lubi albo nie ma „przelotu”, więc z takimi po prostu nie gram. W związku z tym wszelakie spotkania, wspólne podróże i imprezy też należą do przyjemnych. Wywiady z kolei to rozmowy z ludźmi, którzy są bardzo przyjemnie zainteresowani moją osobą.

Poza pracą chętnie... spędzam czas ze swoim wspaniałym dzieckiem, chłopakiem i rodziną. Chętnie też śpię. Jakbym mogła, to życie bym przespała [śmiech]. Kino kocham, ale może być to też uzależnienie od popcornu. Uwielbiam oglądać Grace Anatomy, House’a, The Big C i inne typowe amerykańskie, resetujące mózg seriale. Chętnie też wychodzę na miasto i gadam z ludźmi do rana. Noc ma też uzasadnienie, jak zaliczę jakiś Jam Session.

Pierwsze zarobione pieniądze wydałam na... konia na biegunach.

Gdybym nie robiła tego, co teraz, to pewnie... i tak byłabym szczęśliwa, mam to chyba zaprogramowane. Byłabym bardzo sympatyczną kelnerką w kawiarni. Ciągle marzę, żeby to przez chwilę porobić.

Do pieniędzy mam stosunek... mało przemyślany. Nie martwię się, jak ich nie mam, chociaż trochę powinnam. Jak mam, to dość dużo wydaję na tofu i mleko ryżowe, wtedy szybko schodzi bo to u nas drogi stuff [śmiech].

Gdybym miała więcej czasu... spałabym dłużej, jadłabym mądrzej, biegałabym więcej, robiłabym więcej piosenek, poszłabym na jakieś abstrakcyjne studia - typu rzeźba, podróżowałabym dużo więcej.

Jestem dumna z... moich decyzji. Relatywnie można się dogrzebać różnych ich skutków, ale myślę, że doprowadziły mnie w świetne miejsce, które wciąż ma taki wyjściowy, perspektywiczny charakter.

Nigdy nie zapomnę... narodzin mojej córki.

Nigdy nie zdobędę się na to by... oj nie wiem. Na dzień dzisiejszy morderstwo i jedzenie mięsa tu by stykało, ale kto wie, co będzie...

Chciałabym się jeszcze nauczyć... breakdance'u, beatboxu, baletu, jazdy figurowej, hiszpańskiego i innych.

Jako dziecko marzyłam... żeby być łyżwiarką figurową lub Whitney Houston. Chciałam też mieć swój basen, żeby dotknąć słonia i wieloryba. Słonia już nawet wyszorowałam w rzece, z wielorybem jest trudniej.

Najtrudniej jest mi pogodzić się z... faktem egzystencji zjawiska wojny, maltretowania zdrowia ludzkiego syfem w codziennym, obrzydliwie skutecznie promowanym pożywieniu oraz uboju zwierząt dla celów spożywczych, futer i tym podobnych.

Największym szaleństwem w moim życiu było... mogę powiedzieć, że większość moich decyzji była dość szalona i świetnie na tym wyszłam. Do takich działań zawsze inspirowała mnie jedna książka, Osho, odwaga.

Nie wyobrażam sobie życia bez... mojej córki, dźwięków, wielu produktów spożywczych, głównie warzyw i orzechów, śpiewania, seksu, filmów, bo na przykład bez książek niestety sobie wyobrażam jakoś. Czytanie ciężko mi idzie.

Zazdroszczę ludziom... którzy co rano ćwiczą i biegają, mają brzuchy jak Naomi Campbell.

Najczęściej myślę o... sobie i Matyldzie. Niestety też o tym czy jest posprzątane, czy raczej syf oraz gdzie jest mój chłopak.

Gdy myślę o przyszłości... widzę więcej dzieci, dużo płyt i realizacje nagrań z wymarzonymi ludźmi typu Q-Tip albo Bahamadia. Widzę też dużo różnych podróży i koncertów.

Najbliższe wyzwanie... nie poddawać się i robić swoje. Nowa płyta.
 
Najważniejsza decyzja w moim życiu to... nie wiem, chyba suma różnych decyzji składa się na pisaną nam całość.

Największa porażka w moim życiu... samodzielne przenoszenie starego ogromnego telewizora marki Thompson. Mama pytała czy mi pomóc to powiedziałam, że nie nie. Chłopak zaniósł mnie na ostry dyżur ze zgniecioną stopą. Dwa tygodnie o kulach i przeciwbólach. Bez sensu.

Najważniejsze słowa jakie usłyszałam... ”nie porównuj się z innymi ludźmi”.

W Polsce najbardziej brakuje mi... dobrej soulowej muzyki w życiu codziennym. Koncerty moich ulubieńców to święta typu dwa razy do roku.

Połączenie kultury i biznesu to... praca w materii, którą się kocha. Nie jest to łatwa droga w naszym kryzysowym kraju, ale odpowiednie stężenie pasji w żyłach daje nam siłę. Nigdy nie spodziewałam się, że będę kiedyś szefową wytwórni, tymczasem misja - muzyka doprowadziła mnie do tego biznesowego punktu. Ale żeby było jasne, robię to głównie po to, aby mieć warunki dla swobodnej, szczerej twórczości.






Renesoul, Foto: Krzysztof Opaliński