Piotr Szczepanowicz. Reżyser animacji, współzałożyciel Letko


Czas czytania 10 minut

Piotr Szczepanowicz jeszcze podczas studiów w Łódzkiej Szkole Filmowej opracował dla PURPOSE pierwszą animowaną reklamę. Było to dla nas wielkim wydarzeniem. Później udzielił wywiadu naszej redakcji, jako początkujący twórca [czytaj >>TUTAJ<<], pracujący przy oscarowej produkcji Piotruś i Wilk. Dziś jest doświadczonym artystą i przedsiębiorcą, który współtworzy dynamicznie rozwijającą się firmę Letko. Z wywiadu u nas dowiecie się dużo więcej o Piotrze i jego wartościach, a także spojrzeniu na życie… nie tylko to zawodowe!

 

Mieszkam w Warszawie.

Z wykształcenia jestem animatorem i pedagogiem.

Wykształcenie dało mi pewność, że tworzenie filmów to praca zespołowa i ludzie w niej są najważniejsi.

Z zawodu jestem reżyserem animacji. Chociaż ukończone przeze mnie studia w Łódzkiej Szkole Filmowej nie mają dokładnie takiego profilu (kierunek animacja i efekty specjalne na wydziale operatorskim), to doświadczenie, jakie tam zdobyłem, było skupione głównie na reżyserii filmu animowanego. W swojej karierze również stałem się producentem filmów animowanych. W Polsce nie ma szkoły, która uczy produkcji filmu animowanego i chcąc realizować pomysły – zarówno innych, jak i własne – siłą rzeczy stajesz się producentem. Zdobywasz doświadczenie na każdym etapie swojej kariery zawodowej, ponieważ – co jest jedną z piękniejszych rzeczy w animacji – każdy projekt jest inny i do każdego z nich musisz znaleźć odpowiednie narzędzia, zarówno te realizacyjne, jak i produkcyjne, aby mógł on zaistnieć.

Mój zawód jest dla mnie ciągłą nauką i doświadczaniem.

W tym zawodzie nauczyłem się, że warto ufać ludziom, z którymi pracujesz i dawać im przestrzeń dla wyrażenia siebie.

Moi klienci to producenci filmów i seriali animowanych z różnych zakątków świata.

Najwięcej czasu w ciągu dnia poświęcam na rozmowy z ludźmi, którzy współtworzą nasze studio, zarówno przy okazji reżyserii, jak i produkcji bieżących filmów czy seriali.

Praca jest dla mnie ciągłym procesem; ogromnym źródłem wielu emocji, inspiracji i energii – czasami dobrych, czasami złych. Jest często miejscem wychodzenia z własnej strefy komfortu. W pracy mogę się rozwijać wśród innych ludzi, dając innym coś od siebie. Jest częścią mojego życia i staram się ją traktować z szacunkiem.

Początki swojej pracy wspominam bardzo dobrze. Swoją karierę w dziedzinie animacji rozpocząłem od pracy przy postprodukcji filmu „Piotruś i wilk” w reżyserii Suzie Templeton, który dostał Oscara w 2008 roku. Pracowało tam kilku moich znajomych, a ja byłem na pierwszym roku studiów w szkole filmowej w Łodzi. Niewiele jeszcze wiedziałem o animacji, a tym bardziej o postprodukcji, ale znałem swoje możliwości. Zawsze twierdzę, że nie mogę powiedzieć wprost, że czegoś nie potrafię, póki tego nie spróbuję. Pamiętam, jak podczas rozmowy rekrutacyjnej ubarwiłem swoje doświadczenia, co skutkowało tym, że siedziałem po nocach, aby szybko opanować narzędzia, w których robiliśmy postprodukcję. Poza tym, już po skończeniu produkcji, kiedy film zdobył najważniejszą nagrodę, jaką mógł zdobyć, to w tym początkowym dla mnie zawodowo czasie pojawił się taki impuls, że w rozpadającej się kamienicy gdzieś w szarej Łodzi, z grupą dobrych znajomych można stworzyć film, który dostanie Oscara. Miałem poczucie – i w sumie do tej pory je mam – że wszystko jest możliwe.

Z pewnością nie jest to praca dla... Nie wykluczę nikogo, bo myślę, że każdy może się odnaleźć w świecie animacji. Tym bardziej, że ten świat jest super przyjazny i tworzą go wspaniali, oddani ludzie (przynajmniej takich napotkałem w swojej karierze zawodowej).

Moja rada dla zainteresowanych pracą w zawodzie, który wykonuję to zaufać swojej intuicji, szukać pracy przy produkcjach w każdym charakterze, nie bać się pytać i prosić o pomoc. Studia w Łodzi zacząłem w wieku, w którym musiałem się utrzymywać, więc każda praca w zawodzie dawała mi mnóstwo doświadczenia i pewności tego, co robię –nieporównywalnie więcej od nauki w szkole. Myślę, że niezależnie od tego, jaką szkołę wybierzesz, warto się mocno skupić na praktyce i szukać możliwości rozwoju. Im więcej doświadczasz zawodowo, tym bardziej pewny jesteś tego, co robisz.

Moje najważniejsze narzędzie pracy to intuicja, wrażliwość, umysł, doświadczenie i zaufanie.

Gdybym nie robił tego, co teraz, to pewnie bym gotował w kuchni jednej z restauracji w Kopenhadze.

Dzień pracy zaczynam o godzinie 8–9 – zależy, czy odwożę córkę w danym dniu do szkoły.

Najtrudniejsze w mojej pracy to niemyślenie o pracy w momentach, kiedy jest na to przestrzeń.

Inspiracji szukam wśród ludzi.

Konkurencja to dla mnie wciąż inspiracja.

Nigdy nie zdobędę się na to, aby postawić zysk wyżej niż człowieka.

Pierwsze zarobione pieniądze wydałem na jedzenie. Mam brata bliźniaka, z którym zaczynaliśmy pracować już w podstawówce, zajmując się rozmaitymi działalnościami – począwszy od sprzedawania na targu swoich zabawek i ubrań, po pracę w szpitalu jako salowy. Bardzo często towarzyszy mi myśl, że istniejemy na tym świecie już tyle lat, ale nikt jeszcze nie wymyślił lepszej przyjemności od dobrego jedzenia, na co z rozkoszą wydawałem zarobione pieniądze.

Największy sukces to poczucie, że ludzie, z którymi pracuję blisko w studio, czują się bezpiecznie przy mnie.

Największa porażka to nieumiejętność oddzielenia życia prywatnego od zawodowego.

Nie wyobrażam sobie życia bez stawiania sobie możliwości nowych doświadczeń.

Jako dziecko marzyłem o tym, że będę mieszkał w gorącym miejscu gdzieś nad morzem i jadł dużo dobrych rzeczy. To tak naprawdę były słoneczne Włochy. Kiedy byłem mały, to usłyszałem pewnego dnia piosenkę po włosku. Ten język tak bardzo mi się spodobał, że miałem jakąś obsesję na jego punkcie. Pamiętam, że nawet podczas mistrzostw świata zawsze kibicowałem Włochom. Miałem poczucie, że coś mnie połączy z tym krajem. Gdy już byłem w liceum, moja starsza siostra wyjechała do Włoch i mieszka tam do dziś.

Po pracy to czas na spędzanie czasu z bliskimi. To również czas na szukanie w tym wszystkim przestrzeni do skupienia się na własnym rozwoju.

To, co lubię robić najbardziej, to myślenie o tym, jaką niewiadomą jest nasza przyszłość i co jeszcze przyniesie.

Jestem dumny z tego, jak prowadzimy nasze studio Letko.

Czwórka, która tworzy Letko, od lewej: Anna Głowik, Piotr Szczepanowicz, Jakub Karwowski, Mikołaj Pilchowski

Najważniejsza decyzja w moim życiu to przyznanie się moim rodzicom, że przez pół roku pierwszej klasy technikum w ogóle nie chodziłem do szkoły, bo nie chciałem tego robić i nie znosiłem tego miejsca. Zawsze chciałem zdawać do liceum plastycznego, ale tego nie zrobiłem po podstawówce, bo nie wierzyłem w swoje możliwości. Pamiętam, że to było bardzo trudne, ale czułem, że muszę ratować siebie. Moja mama zareagowała bardzo spokojnie i powiedziała, że dowie się, czy mogę zdawać tam egzaminy. Pół roku później udało mi się dostać do liceum plastycznego w Opolu, co było najcudowniejszą rzeczą, jaką dla siebie mogłem zrobić.

Największym szaleństwem w moim życiu było podejmowanie wyzwań, do których nie miałem żadnych kompetencji, ale wierzyłem w to, że jeżeli nie zaryzykuję, to się nie dowiem.

Najważniejsze słowa, jakie usłyszałem… Było ich bardzo dużo, ale te, które do tej pory czasami wspominam, to słowa mojego brata po tym, jak pokazałem mu w liceum pierwszy raz moje fotografie, a on powiedział, żebym się tym zajął i na tym skupił. Myślę, że nawet jeżeli do końca nie musiał tego rozumieć, to jego słowa dały mi poczucie, że robię coś dobrego. Miały również wpływ na trajektorię mojej historii zawodowej i miejsca, w którym obecnie jestem. To też dało mi poczucie, że warto wspierać ludzi w takich sytuacjach, szczególnie kiedy wychodzą naprzeciw swoim potencjałom, bo te decyzje mogą zostać w nich na długo.

Chciałbym się jeszcze nauczyć… a w sumie bardziej doświadczyć prowadzenia miejsca związanego z ludźmi i jedzeniem.

Mój kraj to dla mnie poczucie domu i wspólnoty.

Kultura jest dla mnie jedną z warstw, która nadaje sens mojemu życiu.

Mój cel to nie zgubić siebie.

 

Wysłuchała Maja Ruszkowska-Mazerant

Zobacz Letko >>TUTAJ<<