Czy człowiek po pięćdziesiątce powinien myśleć tylko o spokojnej starości i  ciepłych pantoflach? Co mogą dać społeczestwu ludzie w wieku dojrzałym? W jakim  zakresie Uniwersytet III Wieku odpowiada na potrzeby osób starszych? Na te i  inne pytania odpowiada prof. Andrzej Koziarski, dyrektor Uniwersytetu Trzeciego  Wieku Politechniki Łódzkiej.

Dlaczego został powołany do życia Uniwersytet Trzeciego Wieku Politechniki Łódzkiej? Jaki jest jego cel i co udało się do tej pory osiągnąć?

Uniwersytet został powołany w czerwcu 2006 r. uchwałą senatu Politechniki Łódzkiej. Rekrutację rozpoczęliśmy we wrześniu ubiegłego roku, przyjmując ponad czterystu słuchaczy. W tej chwili mamy ich ponad pięciuset w Łodzi i około stu w Konstantynowie, w którym istnieje coś na kształt filii. Jest szereg powodów, dla których powołaliśmy tę instytucję. Przede wszystkim misją uczelni jest kształcenie, i nigdzie nie jest powiedziane, że musi ono być ograniczone tylko do ludzi młodych. Poza tym większość wielkich światowych uniwersytetów prowadzi tego rodzaju działalność od kilkunastu, czy wręcz kilkudziesięciu lat. Zostało to zapoczątkowane we Francji i rozpowszechniło się na całym świecie. Dzisiaj takie uniwersytety prowadzone są w większości krajów europejskich, a także w Ameryce, Kanadzie i Japonii. To jest podłoże formalne, a jakie jest rzeczywiste? Głównym powodem powołania uniwersytetu jest to, aby ludziom w wieku tzw. poprodukcyjnym dać możliwość spędzenia czasu nie tylko przed telewizorem lub na ponurych rozmyślaniach. Chcę zwrócić uwagę, że większość z nich to osoby powyżej pięćdziesięciu lat, ale mamy też młodszych słuchaczy, bo nie ograniczyliśmy się tylko do ludzi, którzy są na emeryturach, ale jesteśmy otwarci także na tych na rentach, czy to wypadkowych, czy innych.

Czy z perspektywy ponadrocznej działalności może Pan podsumować, co się udało, a co nie? I jakie dalsze wyzwania stoją przed władzami uczelni?

Początkowo widzieliśmy ten uniwersytet jako działanie na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, forma wykładów, których w semestrze jest piętnaście, szesnaście, zależnie od jego długości, po drugie ¾ zajęcia fakultatywne z kilku przedmiotów. Były to trzy języki kongresowe, informatyka i wychowanie fizyczne. Oczywiście nie szkolimy tu olimpijczyków, ale chodzi o to, żeby pozwolić uczestnikom zajęć pod okiem naprawdę wykwalifikowanych instruktorów porozciągać mięśnie i rozruszać kości. Poza tym pojawiło się zainteresowanie kulturą. Nasi słuchacze chcieli (to była ich inicjatywa) uruchomić zajęcia plastyczne. I takie też w zeszłym roku zorganizowaliśmy ¾ jest to nauka rysunku i malarstwa. I nie chodzi o to, by stworzyć kolejnego Matejkę, ale żeby dać ludziom podstawy poprawnego konstruowania perspektywy czy doboru kolorów. Powołaliśmy także do życia zajęcia z fotografiki.

Czy będą jakieś zmiany? Tak, w najbliższym czasie chcemy zorganizować lekcje języka włoskiego, a od nowego semestru rozpocząć zajęcia związane z historią sztuki. Jest ogromne zainteresowanie tym tematem. Dlaczego właśnie nim? Są dwa powody. Po pierwsze, większość naszych słuchaczy całe życie pracowała, i to ciężko. Zazwyczaj nie mieli oni czasu, żeby rozwijać swoje zainteresowania. Dla przykładu pani, która pracowała jako księgowa, miała jeden etat w firmie, a drugi w domu, bo była matką i żoną. Wiadomo, ile czasu to zabiera. W tej chwili, kiedy ma znacznie mniej obciążeń zawodowych, może sobie pozwolić na poświęcenie się np. swoim zainteresowaniom związanym ze sztuką. Drugi powód jest taki, że wykłady prowadzone do tej pory są rzeczywiście fascynujące i to przyciąga. W trakcie wykładów mówi się nie tylko o tym, co jest na obrazie, ale także podaje się tło historyczne i ideowe, a więc to wszystko, czego „nieobeznany” słuchacz uniwersytetu nie jest w stanie sam się domyślić, a przynajmniej domyślić się trafnie. To samo dotyczy zajęć z historii muzyki, które prowadzi osoba kompetentna, która może pozwolić sobie na znacznie więcej, niżby wynikało to z samego tytułu wykładu.

A jak Pan widzi rolę osób po pięćdziesiątce w społeczeństwie. Czy są one aktywne, czy też trzeba je aktywizować? I czy Uniwersytet Trzeciego Wieku także chce uczestniczyć w tej aktywizacji?

To dość trudne pytanie, bo nie da się na nie odpowiedzieć prosto ¾ że wszyscy są aktywni albo wszyscy są nieaktywni. Wiadomo, że są i tacy, i tacy. Wielu ludzi osiąga największe sukcesy zawodowe albo twórcze po pięćdziesiątce. Historia wielokrotnie to potwierdzała. Są też tacy, którzy w pewnym wieku zakładają domowe pantofle, siadają przed telewizorem i na tym kończy się ich aktywność. Tych drugich jest mniej, ale są. Między innymi rolą Uniwersytetu Trzeciego Wieku ¾ nie tylko w Łodzi, ale w ogóle ¾ jest to, aby tym ludziom pokazać, że są potrzebni, że coś ciekawego może ich spotkać. Poza tym uniwersytet daje możliwość spotkania się z innymi ludźmi, dzięki czemu jego słuchacze nie są odizolowani, zamknięci w czterech ścianach. Mają kontakty towarzyskie, widzą sens dalszego istnienia. Myślę, że byłoby ogromnym błędem stawiać przysłowiowy krzyżyk i mówić, że człowiek, który przekroczył pewną granicę wieku nie jest do niczego potrzebny.

Pracuje Pan na Politechnice Łódzkiej od wielu lat, więc miał Pan i nadal ma możliwość kontaktu z młodymi ludźmi. Jakie Pan dostrzega różnice między studentami Politechniki a Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Czy jest różnica w stawianych im wymaganiach? I czy z którymiś pracuje się łatwiej?

Mam ponad czterdziestoletnią praktykę nauczyciela akademickiego. Stykałem się z ludźmi bardzo młodymi i tymi, którzy już byli w zaawansowanym wieku, bo na przykład studiowali zaocznie. Ale na to pytanie znów bardzo trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Generalnie, trochę inne są zainteresowania i sposoby patrzenia na studia ze strony „prawdziwych” studentów i tych, którzy są słuchaczami Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Ci pierwsi w większości zdają sobie sprawę z tego, że zdobywają zawód i od tego zależy ich dalszy los. Oczywiście, powiem to z przykrością, nie wszyscy tak myślą ¾ dla niektórych wcale nie jest ważne, czy otrzymają na dyplomie trójkę, czy czwórkę. Pracodawcy coraz częściej jednak patrzą na wyniki, więc studenci zdają sobie sprawę, że bylejakość nie wystarcza. Z kolei słuchacze Uniwersytetu Trzeciego Wieku nie są pod presją wyniku, bo przecież nie mają egzaminów, kolokwiów, nie ma kontroli ich postępów. Mimo to mam jak najlepsze zdanie o tych studentach i o ich zaangażowaniu. Zresztą był Pan na wykładach, widział ich entuzjazm, ich zainteresowanie i chęć słuchania. I gdyby wykład dało się jeszcze przeciągnąć o pół godziny, to też chętnie by zostali, żeby dowiedzieć się czegoś nowego. Myślę więc, że może dzięki wolności od nadzoru jest tak duże zaangażowanie.

W jakim stopniu Uniwersytet Trzeciego Wieku włącza w swoje działania obszar kultury. Mówiliśmy już o zajęciach z historii sztuki i muzyki, wiem także, że organizowane są wyjścia do teatru, opery i operetki. Czy ta strefa działalności jest dla Państwa istotna? Czy Uniwersytet zaspokaja potrzeby, które w dobie dzisiejszej „młodzieżowej” oferty kulturalnej są trudne do zrealizowania w życiu?

Rzeczywiście, organizujemy naszym słuchaczom inne zajęcia, np. wyjście do teatru, do muzeum czy na koncert. Niestety, tam, gdzie są to płatne imprezy, musimy pobierać dodatkowe opłaty, ale zawsze staramy się o zniżki. Kiedy kupowałem pierwsze bilety do Teatru Wielkiego, było około piętnastu chętnych. Teraz mam przed sobą listę ponad siedemdziesięciu osób, które czekają na nowe imprezy kulturalne. To znaczy, że zainteresowanie znacznie wzrosło. Brakuje nam w moim odczuciu tej dawki kultury, która wiąże się z piśmiennictwem. Nieśmiałe pierwsze kroki będziemy podejmować w końcu tego roku kalendarzowego ¾ będzie to wykład poświęcony łódzkim ścieżkom Tuwima. Mamy nadzieję, że jest to początek nowego wątku w naszej działalności. Być może da się wyłonić grupę osób zainteresowanych zagadnieniami literackimi i utworzyć nowy fakultatywny przedmiot.

Powróćmy jeszcze do wątku związanego z kulturą współczesną. Jak z Pana punktu widzenia wygląda skuteczność jej docierania do osób starszych? Czy nie jest zbyt jednostronnie kierowana do człowieka młodego, nie tylko w swoich przejawach, ale także w sposobie dystrybucji?

To bardzo trafne pytanie. Jest bardzo dużo imprez, ale są one kierowane głównie do młodych ludzi. Oczywiście odbywają się także i inne, ale ogromną barierą dla osób starszych stają się ceny biletów. Nie każdego niepracującego zawodowo człowieka stać na zapłacenie stu złotych. Staramy się w naszych działaniach unikać sprzedawania wszystkiego, robimy selekcję, m.in. poprzez osobisty wybór, co z wydarzeń kulturalnych zasługuje na uwagę. Jest to obarczone pewną dozą subiektywnej oceny, ale mam nadzieję, że nie odbiega ona od oczekiwań naszych słuchaczy. Chciałbym tu się zgodzić ze zdaniem wskazującym na pewną trudność starszego pokolenia w kontakcie z kulturą współczesną. Wydaje się, że środki masowego przekazu powinny zauważyć, że grupa osób dojrzałych wiekowo stanowi dużą i coraz większą część naszego społeczeństwa. Myślę, że tu jest miejsce dla nas jako uniwersytetu i staramy się je swoją działalnością wypełnić.

Na koniec chciałbym poruszyć jeszcze istotny problem dotyczący ogólnie uniwersytetów trzeciego wieku. Czy wszystkie, które Pan zna utrzymują wysoki poziom i jaka jest ochrona prawna tytułu ‘Uniwersytet Trzeciego Wieku’?

Jest to bardzo ważna kwestia. Właściwie nie ma żadnych formalnych powodów, dla których ktokolwiek nie mógłby otworzyć takiego uniwersytetu, a przecież nazwa ’uniwersytet’ do czegoś zobowiązuje. Nikt nie otworzy uniwersytetu ¾ w sensie studiów dających uprawnienia licencjackie czy magisterskie ¾ bez odpowiednich zezwoleń i przygotowanej kadry. Tutaj zaś żadnych wymogów nie ma. Nic tej nazwy nie chroni i jest ona nadużywana przez wielu, którzy tworzą tego rodzaju instytucje tylko dla zysku. Poziom niektórych z nich jest bardzo niski, dochodzi więc do deprecjacji samej idei uniwersytetu trzeciego wieku.

Chciałbym życzyć Panu oraz Pańskim współpracownikom dalszych sukcesów i realizacji planów, które założyli sobie Państwo w tym roku i w latach następnych dla Uniwersytetu.

Dziękuję bardzo, ale muszę tutaj wspomnieć, że głównym inicjatorem tej instytucji jest obecny rektor Politechniki Łódzkiej ¾ profesor Jan Krysiński. Bez jego osobistego zaangażowania nie miałaby ona szans. Rektora reprezentuje obecnie pan prorektor Ireneusz Zbiciński, a ja mam w swojej pracy ogromną pomoc obydwu panów. Cały czas czuję przychylną atmosferę, wszystkie instytuty Politechniki oraz wykładowcy odpowiadają życzliwie na wszelkie kierowane do nich prośby. Ludzie traktują to jak działanie prospołeczne i swego rodzaju misję, bo przecież stawki za wykłady nie należą do najwyższych. Jestem im za to bardzo wdzięczny, bo bez tego nic by się nie udało zrobić.

Bardzo dziękuję za rozmowę.