Chciałbym w tym numerze zająć się zmianami technologicznymi w zapisie dźwięku i ich wpływie na rynek muzyczny. Piszę o tym w kontekście przedsiębiorczości w kulturze, bowiem nowości te znacząco wpływają na zachowania zarówno twórców muzyki, jak i jej odbiorców.

Wystarczy przywołać ostatnie wydawnictwo Radiohead, które najpierw pojawiło się w formacie mp3 w Internecie, a dopiero później zostało wydane w formie tradycyjnej płyty. Wydaje się, że nieuniknione staje się dystrybuowanie muzyki w formie plików i wszyscy coraz bardziej zdają sobie z tego sprawę. Zmieni to i jeszcze bardziej „zdemokratyzuje” dostęp do muzyki, a zarazem sprawi, że zwiększy się zamęt w tym zakresie. Każdy bowiem może użyć tego medium jako miejsca zamieszczenia własnego utworu. Nie będą już o tym decydować specjaliści, menadżerowie i wielkie firmy fonograficzne. Nie wróżę upadku tych firm, ale wszystko, o czym piszę, zwiastuje konieczność poważnych zmian w ich działaniach. Jakie one będą, pokaże przyszłość, ale już teraz wyraźnie widać, że artyści coraz rzadziej gotowi są na „niewolnicze” kontrakty, które nie dają im możliwości wpływania na własny wizerunek i rozwój.

Dziesięć lat później powstała płyta gramofonowa, a pierwsze gramofony napędzane były mechanicznie za pomocą sprężyny.

Przejdę zatem do konkretów i przedstawię krótko zmiany, jakie następowały w zapisie dźwiękowym. Pierwszym pomysłem była mechaniczne zapisywanie za pomocą specjalnie skonstruowanego aparatu. W roku 1878 Tomasz Edison stworzył przyrząd, w którym igła — poruszana przez drgającą pod wpływem fal dźwiękowych membranę — żłobiła spiralny rowek na wprawionym w ruch walcu woskowym. Był to fonograf, który oprócz zapisywania dźwięku, był też w stanie go odtwarzać. Dziesięć lat później powstała płyta gramofonowa, a pierwsze gramofony napędzane były mechanicznie za pomocą sprężyny. Te pierwsze metody były obarczone jeszcze wieloma niedogodnościami. Dźwięk był słabej jakości, a przy tym towarzyszyły mu szumy i trzaski, zwłaszcza przy dłuższej eksploatacji nośnika. Jest to dzisiaj dla wielu swoista zaleta, kolekcjonerzy takich płyt z lubością wsłuchują się w „chropowatości” tego zapisu.

Później wprowadzono adapter, który służył do zamiany drgań mechanicznych na impulsy elektryczne, co dało w przyszłości możliwość odtwarzania zapisanego dźwięku przez wzmacniacz i głośniki, wprowadzono także silnik elektryczny. To dało możliwości osiągnięcia efektu dźwiękowego zbliżonego do rzeczywistego. Jeszcze bardziej zbliżono się do niego po wprowadzeniu metody stereofonicznej. Umożliwiała ona słuchaczowi „przestrzenne” odczuwanie, tak jakby nie wydobywał się on z kolumn głośnikowych. Od tej pory można było we własnym domu przeżywać doznania, jakie wcześniej były udziałem nielicznych. Ta dynamiczna demokratyzacja dostępu do muzyki jeszcze pogłębiła się dzięki rozpowszechnieniu magnetofonu. Nie trzeba już było koniecznie kupować płyty — muzykę można było nagrać na taśmę lub kasetę, co dawało także możliwości wielokrotnego kopiowania i kasowania nośnika. Kiedy zaś wyprodukowano magnetofony przenośne, można było nawet zabrać swoje ulubione nagrania poza miejsce zamieszkania. Nadal jednak główną wadą tego rodzaju zapisów i odtwarzania było niszczenie nośnika podczas wielokrotnego odtwarzania.

Antidotum okazała się technologia laserowa i zapis cyfrowy. Metoda ta, rozpowszechniona w latach 80. XX wieku, jest dzisiaj w ogólnym użytku. Pozwala ona na zamianę dźwięku na zbiór liczb. Dzięki 16-bitowej metodzie opisu fali dźwiękowej i częstotliwości próbkowania 44 100 Hz otrzymuje się taką jakość, że „oszustwo” cyfrowe jest niemal doskonałe. Zapis cyfrowy umieszczany był początkowo na płytach kompaktowych (cd), a dziś coraz powszechniej używa się także przenośnych odtwarzaczy popularnie zwanych mp3. To są oczywiście duże zalety rozwoju technologicznego — możemy cieszyć się znakomitą jakością dźwięku przy minimalnych rozmiarach odtwarzacza.

Chciałbym jednak, choćby krótko, zarysować także mniej pozytywne strony tego rozwoju. Daje on niesamowite możliwości w czasie tworzenia materiału dźwiękowego. Przy zapisie mechanicznym nie dawało się słuchacza oszukać — trzeba było naprawdę dobrze grać lub śpiewać. Dzisiejsze możliwości studiów nagraniowych pozwalają jednak na takie poprawki materiału wyjściowego, które kolosalnie go zmieniają. Z tego powodu tylu we współczesnym świecie showbiznesu piosenkarzy, którzy śpiewają z playbacku. W rzeczywistości nie potrafią oni śpiewać czysto, stąd wielokrotne kompromitacje w czasie koncertów na żywo. Zapis cyfrowy daje możliwości większej manipulacji i przenosi często ciężar odpowiedzialności z twórcy na technologię. Dlatego coraz trudniej odróżnić rzeczywistą sprawność muzyków i piosenkarzy od sztuczek ludzi „produkujących” dźwięk.

Nie przedstawiam złych stron, by namawiać do powrotu do „czarnej” płyty, ale po to, byśmy pamiętali, jakie możliwości manipulacyjne daje dzisiejsza technologia. Jestem jednak  przekonany, że nawet najbardziej zaawansowana technologia nie zmieni tego, że dobre rzemiosło pozostanie podstawą twórczości muzycznej.