Dialog międzykulturowy to obecnie bardzo modne zagadnienie. Wszyscy dążą do niego i za wszelką cenę chcą udowodnić, że nie tylko jest on możliwy, ale i konieczny, a także, że może być ważnym czynnikiem np. w integracji europejskiej. Zagadnienie dialogu międzykulturowego nie jest jednak tak proste i łatwe, jakby się wydawało. Można powiedzieć, że w ostatnim miesiącu dotknąłem tego problemu na dwóch poziomach - teoretycznym i praktycznym.

Tak się bowiem składa, że jestem właśnie w czasie lektury książki Edwarda T. Halla „Ukryty wymiar”, która traktuje o różnicach kulturowych. Pokazuje ona, jak ludzkie zachowania zależne są od środowiska, w którym wzrastamy i żyjemy. Jeśli zaś chodzi o wymiar praktyczny, to w ostatnim miesiącu odbyłem podróż po Europie Zachodniej, odwiedzając Niemcy, Holandię, Belgię, Francję, Hiszpanię, Portugalię i Włochy. Z jednej strony państwa te okazały się wspólnotą (brak granic, wspólna waluta itp.), z drugiej pokazały ogromną odrębność kulturową, która widoczna jest niemal na pierwszy rzut oka, w traktowaniu przestrzeni miejskiej.

Podchodzę więc do tematu dialogu międzykulturowego z dużą ostrożnością, bowiem jest to temat bardzo skomplikowany i podatny na szereg błędnych wyobrażeń. Chyba najważniejszym z nich jest to, że taki dialog jest możliwy bez żadnego przygotowania. Dzisiejszy świat tworzy przed nami iluzję, że niezależnie od tego, skąd jesteśmy, jako ludzie możemy bez problemu się komunikować. Prowadzi to do licznych konfliktów międzykulturowych, których najlepszym przykładem może być antagonizm amerykańsko-islamski. W dużej mierze wynika on z całkowitego niezrozumienia się obu kultur, a równocześnie przeświadczenia, że w dialogu międzykulturowym któraś z tych stron ma rację.

Tymczasem dialog międzykulturowy jest możliwy, ale wymaga od stron: po pierwsze — zaangażowania, po drugie — dużej wiedzy, taktu i wczuwania się w inność. Wmawia się nam, że dzięki najnowszym urządzeniom, takim jak telefon komórkowy czy Internet, nie ma z tym najmniejszego problemu i nie wymaga to specjalnego wysiłku. Jest to złuda współczesnego świata, w którym właściwie większość problemów się spłyca, co daje wrażenie łatwości poradzenia sobie z nimi. Jeśli jednak chcemy prawdziwie stawiać na dialog międzykulturowy, musimy uzbroić się w dużą cierpliwość i mocno nad nim pracować.
Wracając do książki, o której wcześniej wspomniałem, chciałbym przytoczyć z niej kilka myśli, które mogą stać się użyteczne przy omawianiu problemu dialogu między kulturami. Po pierwsze musimy zdać sobie sprawę z tego, jak istotny związek istnieje między językiem a myśleniem i postrzeganiem. „Język jest czymś więcej niż tylko środkiem wyrażania myśli. W gruncie rzeczy stanowi on główny czynnik kształtujący myślenie. Co więcej nawet postrzeganie przez nas otaczającego świata jest — by użyć współczesnego porównania — niczym komputer zaprogramowane przez język, którym mówimy. Jak komputer, umysł człowieka może rejestrować i porządkować rzeczywistość tylko w zgodzie z programem. A ponieważ dwa języki często różnie programują tę samą klasę zdarzeń, nie można rozważać żadnego przeświadczenia czy systemu filozoficznego w oderwaniu od języka. […] Przez długie lata sądzono, że doświadczenie jest czymś jednoczącym wszystkich ludzi, że zawsze można niejako wyminąć język i kulturę i zwrócić się ku doświadczeniu po to, by osiągnąć porozumienie z inną jednostką”. Okazuje się jednak, że ludzie z różnych kultur, posługujący się różnymi językami, przebywają niejako w odmiennych rzeczywistościach zmysłowych.

Odmienności takie widać doskonale choćby w obecnym konflikcie rosyjsko-gruzińskim i reakcji Unii Europejskiej. Rosja i Europa to tak odmienne światy doświadczeń, że komunikacja między nimi jest nadzwyczaj trudna. Szkoda tylko, że państwa, które zupełnie nie znają mentalności Rosjan, nie chcą zaufać w tym kontekście doświadczeniu choćby Polski czy państw nadbałtyckich.

Powróćmy jeszcze na moment do złożoności problemu dialogu międzykulturowego. Chciałbym przywołać przykłady z książki Halla, a następnie w paru słowach odnieść się do moich doświadczeń z podróży. Hall przytacza ogromną ilość przykładów wskazujących, jak różni się postrzeganie przestrzeni przez ludzi wywodzących się z różnych kultur. Pisze choćby o różnicy w postrzeganiu tego, co wewnątrz i na zewnątrz przez Amerykanów i Niemców. Jeśli jesteś w progu otwartych drzwi, to dla Amerykanina jesteś na zewnątrz pomieszczenia, zaś dla Niemca w środku. Amerykanie bowiem na ogół pozostawiają drzwi (np. w biurach) otwarte, podczas gdy Niemcy je zamykają. „Niemcy odbierają przestrzeń jako przedłużenie ego […]. W odróżnieniu od Arabów, ego Niemca jest niezwykle wyeksponowane i skłonny jest on nie liczyć się z niczym, byle zachować swoją prywatną sferę [...]. Systematyczny i hierarchiczny charakter kultury Niemców znajduje swój wyraz w posługiwaniu się przez nich przestrzenią. Niemcy lubią wiedzieć, gdzie stoją, i stanowczo protestują przeciw tym, którzy robią zamieszanie w kolejkach, »wyłamują się z linii« czy nie respektują takich napisów, jak: »Wstęp wzbroniony«, »Tylko dla osób upoważnionych« itp. W Niemczech nawet zmienianie pozycji krzesła jest pogwałceniem dobrych obyczajów”.

Poczucie takiej odmienności traktowania przestrzeni towarzyszyło mi podczas mojej podróży przez Europę. Miasta niemieckie, holenderskie, francuskie czy hiszpańskie to zupełnie różne organizmy. W mojej analizie nie ma miejsca na głębsze zajęcie się tym zagadnieniem, więc chciałbym przytoczyć jedynie dwa przykłady, które mówią o możliwości dialogu międzykulturowego.

Pierwszy to budynek Muzeum Guggenheima w Bilbao, który — jak mi się wydaje — jest próbą wejścia w dialog z odmienną kulturą. Wykonany on został przez architekta amerykańskiego, który wziął jednak pod uwagę tradycję miejsca. Przede wszystkim jako twór współczesny, i w związku z tym obcy architekturze historycznej, został on umieszczony poza centrum, nad rzeką. Stanowi więc odrębną całość nieingerującą negatywnie w tkankę miejską Bilbao. Ponadto, wraz z otoczeniem nawiązuje on w sposób nieco perwersyjny do tradycji budowlanych w Hiszpanii. Jego zawiła kompozycja oraz umieszczenie wokół skomplikowanego, wielopoziomowego placu przypomina niewątpliwie hiszpańskie katedry zorganizowane przestrzennie w podobny sposób.

Drugi przykład, który chcę przytoczyć, jest równie nieoczywisty i pokazuje szereg problemów z dialogiem międzykulturowym. Mam na myśli Plac Toskański Pier Carlo Bontempiego, który stanął w nowo budowanym mieście Val d’Europe. Jest to miasto w pobliżu Eurodisneylandu. Widać tutaj wiarę w to, że język Disneya to język powszechny i że może on stać się wspólną płaszczyzną porozumienia. Sam plac został uznany za jeden z najlepszych projektów ostatnich lat posługujących się tradycyjną architekturą. Rzeczywiście, od strony urbanistycznej i architektonicznej jest to przykład doskonały. Mnie jednak nasunęło się pytanie, co robią toskańskie budynki niedaleko Paryża. Nie chcę powiedzieć, że projekt jest chybiony, ale że podstawy, na jakich został on wzniesiony, są ideowo dość kruche.

Tymi przykładami chciałem wskazać, że żadna ze stron (np. nowocześni i tradycjonaliści) nie może rościć sobie prawa do jedynie słusznego interpretowania dialogu międzykulturowego i że dialog ten musi być oparty na wzajemnym szacunku i dobrej woli. Mam nadzieję, że coraz więcej osób będzie w ten sposób podchodziło do tego zagadnienia. Dobrze bowiem, że działa Kapela ze Wsi Warszawa, ale jeszcze lepiej, kiedy dialog z naszą kulturą ludową jest poszerzany przez takie działania, jakie podejmuje wydawnictwo Muzyka Odnaleziona.