Bączki

Już 1 lipca Polska obejmie przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Od tego dnia przez 6 miesięcy będzie przewodniczyć jej pracom. W ramach prezydencji prowadzone są liczne działania związane nie tylko z polityką, ale także z kulturą, mediami, biznesem i innymi obszarami. Jednym z ważnych elementów każdej prezydencji jest promocja, a w jej ramach identyfikacja wizualna, patronaty, komunikacja medialna oraz gadżety. Te ostatnie wręczane są uczestnikom spotkań, obrad, konferencji i innych wydarzeń. Niecałe 2 miesiące przed rozpoczęciem polskiej prezydencji zaprezentowano 3 wybrane projekty upominków. Są nimi spinki do mankietów projektu Doroty Kempko, aktówki ze studia Anny Kuczyńskiej oraz bączki zaprojektowane i produkowane przez Monikę Wilczyńską i Krzysztofa Smagę. Wybór bączków wywołał ożywioną dyskusję, dlatego o ich ideę postanowiliśmy zapytać samych pomysłodawców. Zapraszamy do lektury.

W jaki sposób należało przystąpić do „konkursu” na gadżet prezydencji? Czy organizatorzy zgłosili się do Państwa, czy też odwrotnie – to Państwo o to zabiegali?

Krzysztof Smaga:
Ministerstwo opracowywało katalog upominków i do tego projektu został powołany ekspert – to on się do nas odezwał. Projekt bączka nie powstał specjalnie z okazji prezydencji, istniał już wcześniej. Został zauważony i trafił do wspomnianego katalogu. Przechodził przez kolejne etapy eliminacji, po których zostaliśmy tylko my i gadżety kilku innych autorów.

Czy uważają Państwo, że gadżet jest potrzebny przy takich wydarzeniach jak polska prezydencja w radzie Unii Europejskiej?

K.S.: Uważam, że państwo, Polska, samo w sobie powinno się promować. Pieniądze wydane na ten cel to pieniądze dobrze wydane, ponieważ jest to zabieg, który się zwraca. Kiedy myślę o urzędnikach europejskich oraz o pracy nad zmianą spojrzenia obcokrajowców na Polskę, to uważam, że warto się promować. Nasz kraj też jest produktem – trzeba go dobrze sprzedać, żeby inwestorzy chcieli tu przyjeżdżać i żeby poprawiać jego wizerunek. Teraz są takie czasy, że promować trzeba także kraj.

Monika Wilczyńska: Przy okazji każdej prezydencji jest tradycja dawania prezentów i gadżetów. Jeśli więc gadżety będą dobrze zaprojektowane i oryginalne, nie będziemy jednym z wielu krajów, które dały po prostu krawaty czy apaszki. Pewien mężczyzna bywający na konferencjach Unii Europejskiej powiedział nam, że bardzo często urzędnicy spotykający się na nich rozmawiają na temat gadżetów – jakie dał jeden kraj, a jakie inny. Jeśli zaoferujemy coś ciekawego, zostaniemy zapamiętani, więc wydaje mi się, że to ma znaczenie.


Proces wytwarzania bączków

 
Kto jest odpowiedzialny za produkcję tak dużej liczby gadżetów promocyjnych? Czy projektanci wskazywali producentów, którzy zrealizują projekty zgodnie z projektem? Czy potem nadzorują ich wykonanie?

K.S.:
Produkcją naszych gadżetów zajmuje się firma, którą tworzymy my – Smaga Projektanci. Początkowo jednak sprawa była bardziej skomplikowana. W pierwszej wersji wybrany producent miał od nas wykupić prawa autorskie. Później okazało się, że jest to bardzo skomplikowane ze względu na ustawę o zamówieniach publicznych. W końcu musieliśmy wziąć produkcję na swoje barki. Jesteśmy więc jednocześnie projektantami i producentami – cała produkcja, logistyka, kontrola jakości i wszystko to, co jest związane z produkcją gadżetu, leży w naszej gestii.

Samo zaprojektowanie gadżetu było bardzo przyjemne i proste w porównaniu do ogromu pracy, którą trzeba włożyć w nadzorowanie produkcji. Produkcja jest masowa – mówimy o 6200 zestawach, czyli o 12 400 bączkach, a wszystko jest wykonywane ręcznie. Pracuje nad tym bardzo wiele osób, w trakcie pojawiło się dużo różnych problemów, których się w ogóle nie spodziewaliśmy. Na razie jednak wszystko idzie dobrze i dajemy sobie świetnie radę. Był to dla nas skok na głęboką wodę. Z innej jednak strony w ciągu pół roku bardzo dużo się nauczyliśmy, nie sądzę, że moglibyśmy pozyskać tę wiedzę w jakikolwiek inny sposób w tak krótkim czasie.

Jak widzą Państwo swoje bączki jako gadżety prezydencji? W czyich rękach i jakie ma być ich przeznaczenie?

K.S.:
Uważam, jak zresztą zauważył jeden z dziennikarzy, że w Brukseli będą świetnym gadżetem. Na gruncie polskim budzą pewne zdziwienie, ponieważ dla nas tematy ludowe kojarzą się z Cepelią. Dla obcokrajowców natomiast takie gadżety będą czymś naprawdę niespotykanym, więc będą zaskoczeni, ale myślę, że również zadowoleni. Gadżet ten niesie bardzo dużo energii i dostarcza zabawy, która bardzo dobrze się kojarzy. Przede wszystkim o to nam chodziło, aby pojawiało się jak najwięcej pozytywnych skojarzeń.

M.W.: Zaprojektowanie gadżetu, który byłby interesujący i nie został  wyrzucony, to bardzo ciężkie zadanie. Tym bardziej, że ma on reprezentować osobę czy w tym przypadku kraj, który go ofiaruje. Z innej strony ważne, aby był on obecny na co dzień , żeby pozwalał pamiętać o „gadżetodawcy”. Nie przypuszczamy, że urzędnicy będą się bawić bączkiem na swoim biurku. Wystarczy jednak, że położą go na półce obok i będzie on widoczny  albo – co jest najbardziej prawdopodobne i co bardziej nam się podoba – dadzą go swoim dzieciom. Bączki są kolorowe, więc wywołują bardzo duże zainteresowanie wśród dzieci. Myślimy, że może być to droga, którą pójdzie nasz gadżet.

K.S.: Toczą się liczne dyskusje na temat bączka jako symbolu Polski. To nie jest jednak tak, że on ma symbolizować Polskę. On ma być po prostu ciekawy i mieć w sobie coś polskiego. Coś naszego. W tym przypadku są to stroje regionalne. Zdecydowaliśmy się na odwołanie do kultury tradycyjnej, ludowej. Nam, Polakom, kojarzy się ona z Cepelią, jednak obcokrajowcy nie mają takich skojarzeń. Dla nich kultura ludowa to coś bardzo przyjemnego. Idąc tym tropem Holendrzy poradzili sobie świetnie tworząc blokadę do drzwi w kształcie kawałka gumowego dziurawego sera.


Krzysztof Smaga i Monika Wilczyńska, Bączki w opakowaniu

 
Rzeczywiście, bączki wywołały poważną dyskusję. Jakie jeszcze przesłanie w Państwa zamyśle mają one nieść?

M.W.:
Bączki poprzez swoją szatę graficzną, czyli przez stroje ludowe, nawiązują do naszej kultury i tradycji. Sam bączek jako zabawka nie wywodzi się z polski, jest znany i miło przyjmowany na całym świecie. Zdecydowaliśmy się na bączka ze względu na to, że ma w sobie bardzo dużo pozytywnych konotacji. Jest to gadżet, który nie powtarza żadnych wcześniejszych schematów upominkowych. Hasła, które powstały, że Polska rozkręca prezydencję, są bardzo miłe, ale to nie był nasz zamysł. Elementem narodowym są stroje ludowe, jednak gadżet sam w sobie nie miał symbolizować Polski.

K.S.: Najważniejszym przekazem bączka miały być radość, energia i entuzjazm. Właśnie o to nam chodziło, o pozytywne skojarzenia. Niektórzy mówią, że jest to infantylne, ale uważam, że nie ma w tym nic złego.

M.W.: Myślę, że nie musimy się obawiać, iż urzędnicy zamiast wykonywać swoją pracę będą bawić się bączkami. Będą mogli raczej zerkać lub tak jak mówiliśmy dać je swoim dzieciom. Przede wszystkim jednak będą pamiętać o tym, że Polska zaoferowała coś innego niż pozostałe kraje podczas swojej prezydencji. 

Jakie więc ma dla Państwa znaczenie to, że to właśnie bączki będą jednym z gadżetów polskiej prezydencji?

K.S.: Przede wszystkim jest to sukces. Wprawdzie produkcja jeszcze trwa, ale widzimy, że linia produkcyjna działa świetnie i wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu. Jesteśmy z tego bardzo zadowoleni. Za sprawą tego kontraktu zostaliśmy menadżerami, którzy musieli zapanować nad całym procesem produkcyjnym. Jest to kapitał, który zaprocentuje w przyszłości i nada naszej projektanckiej marce prestiżu. Teraz, kiedy całość przedsięwzięcia zbliża się ku końcowi, mamy uczucie, że możemy wszystko. Nie ma rzeczy, która jest nie do zrobienia. W ciągu trzech miesięcy stworzyliśmy całą linię produkcyjną, zostało wyprodukowanych 12 400 ręcznie malowanych gadżetów w ręcznie robionych pudełkach, wszystko to właściwie z niczego. Oczywiście nie tylko naszym wysiłkiem, nie można zapomnieć o wszystkich osobach, które z nami pracują.

Z Krzysztofem Smagą i Moniką Woszczyńską, projektantami i wykonawcami bączków na polską Prezydencję w Radzie Unii Europejskiej, rozmawiała Agnieszka Furmańczyk
Toprojekt to dwie designerki – Agnieszka Brzezińska i Karolina Majewska – które projektowaniem zaczęły zajmować się w 2004 roku, rozpoczynając studia na Wydziale Wzornictwa i Architektury Wnętrz łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Wybrały ten kierunek, ponieważ wzornictwo i projektowanie graficzne są ich pasją. Od lutego 2010 roku projektują produkty dla dzieci, gadżety, strony internetowe, plakaty i identyfikację wizualną. Prowadzą również warsztaty dla dzieci. Stworzyły już razem kilka serii dla najmłodszych o zróżnicowanej tematyce, przeznaczonych zarówno do zabawy, jak i dekoracji dziecięcego pokoju. Dziewczyny wierzą, że zmysł estetyczny można kształtować od najmłodszych lat. Według nich na rynku polskim brakuje przykładów kompleksowego projektowania dla dzieci. Toprojekt ma na celu wypełnienie tej luki.

Projektujecie tylko dla najmłodszych?
Naszymi odbiorcami są przede wszystkim dzieci i ich rodzice, ale także firmy, dla których projektujemy np. identyfikację wizualną.

Gdzie poszukujecie inspiracji?
Pomysły czerpiemy z codziennego życia, w którym wciąż wiele można zmienić na lepsze. Inspirują nas dzieci, ich chęć do zabawy i poznawania świata. Interesujemy się psychologią dziecięcą. W naszych projektach ważny jest również aspekt edukacyjny. Bierzemy przykład z doświadczonych firm, które szczególną wagę przykładają do jakości i ekologii.

Czerpiecie zatem z dzieciństwa. A czy region, w którym je spędziłyście, również odgrywa ważną rolę w Waszej twórczości?
Jedną z inspiracji są polskie wycinanki ludowe. Pod ich wpływem stworzyłyśmy nowoczesne wzory, które wykorzystujemy w naszych projektach, np. w obrazkach i kartkach, które wycinamy ręcznie.

Co w Waszej pracy jest najważniejsze?
Największą wagę przywiązujemy do wysokiej jakości naszych projektów. Staramy się, żeby nasze projekty były innowacyjne. Ważnym aspektem jest dla nas także ekologia.

Czyli projektujecie w sposób przyjazny dla środowiska.
Tak, ponieważ korzystamy z materiałów odnawialnych i z recyklingu. Używamy wyłącznie naturalnych impregnatów i nietoksycznych (wodnych) farb akrylowych. Przy produkcji minimalizujemy ilość odpadów.

Projektowanie dla dzieci przynosi z pewnością dużo satysfakcji.
To prawda. Najwięcej satysfakcji sprawia nam ulepszanie i projektowanie produktów dla dzieci. Dużą radość sprawia nam zadowolenie naszych klientów, zarówno dzieci, jak i rodziców. Miłe jest, kiedy klienci wracają i okazuje się, że nasze projekty pobudzają dzieci do kreatywnej zabawy.

Czy projekt unijny, w którym brałyście udział, Wam pomógł? Jak wpłynął na Waszą działalność?
Projekt PO KL dał nam możliwość pracy w zawodzie, który jest naszą pasją. Dzięki niemu uzyskałyśmy fundusze na zakup profesjonalnego sprzętu i oprogramowania niezbędnego w pracy projektantów. Programy te są bardzo drogie. Początkujący projektant nie jest w stanie kupić ich z własnych środków. Dzięki profesjonalnemu sprzętowi możemy świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Takie projekty są jak najbardziej potrzebne, ponieważ pomagają pogłębiać kompetencje osobom chcącym rozwijać się zawodowo.

Jakie macie plany na przyszłość?
Przede wszystkim dynamiczny rozwój firmy, której specjalizacją będzie przede wszystkim kompleksowe projektowanie produktów dla dzieci – takiej, jakiej jeszcze nie ma w Polsce. Chcemy, aby nasze projekty wyróżniały się innowacyjnością, świetnym wzornictwem i oprawą graficzną oraz wysoką jakością. Chcemy, żeby zaprojektowane przez nas zabawki pobudzały dzieci do kreatywnego myślenia, twórczego użycia ich wyobraźni. Zwracamy szczególną uwagę na to, aby projekty były nie tylko estetyczne, ale także edukacyjne. Dążymy do tego, żeby nasza marka cały czas się rozwijała i stała się rozpoznawalna w kraju i na świecie.