Wywiad z Andrzejem Karpem, jednym z najlepszych polskich producentów muzycznych. Szansę na spotkanie go będziecie mieli podczas Soundedit 11, gdzie zajmie się opieką artystyczną nad projektem „Uliczna Galeria Dźwięku” i poprowadzi warsztat o systemach konsolet.

Jak socjolog staje się producentem muzycznym?

Normalnie [śmiech]. Wiadomo, że na początku trzeba się czegoś nauczyć. W moim przypadku zaczęło się od tego, że byłem na tyle kiepskim muzykiem, instrumentalistą, że zacząłem realizować dźwięk. Po prostu. Okazało się, że dźwięki trochę bardziej mnie kręcą niż granie. Co się też potem po latach diametralnie zmieniło.

Znowu wrócił się Pan do grania?

Tak.

Czuję się Pan teraz w tym lepszy, mocniejszy?

Zdecydowanie tak, dużo ćwiczyłem, wyprodukowałem dużo rzeczy. Musiałem wrócić do instrumentów i nauczyć się grać.

Zapytam przewrotnie – czy ten powrót do muzyki jest spowodowany „złością” na polską scenę muzyczną?

Momentami tak bywa, bo nasz rynek jest bardzo ubogi artystycznie, w dość poważnym zakresie. Poza tym ktoś kochający muzykę lubi ją czasami pograć. Często też jako producent muzyczny nie mam innego wyjścia i muszę zaproponować ludziom konkretne rozwiązania. W związku z tym sam siadam i gram.

Jak w takim razie wyglądają relacje między artystą a producentem w czasie sesji nagraniowej, kto ma ostateczny głos?

Bardzo różnie, nie można tego jednoznacznie określić. Jeżeli jest wyznaczona osoba, która rzeczywiście jest producentem, to do niej należy ostateczna decyzja. Często jednak jest to koprodukcja, spotyka się kilka osób i do nas wspólnie, demokratycznie, należy ostatnie zdanie. W przypadku gwiazd, wielkich gwiazd, kiedy jesteśmy wynajmowani do opracowania dźwięku, ostateczne decyzje artystyczne podejmuję sam. Bywa więc bardzo różnie, nie ma szkół. Zresztą nie można utożsamiać produkcji muzycznej z kręceniem gałką, to są dwie zupełnie różne rzeczy. Nie można tego utożsamiać z reżyserią dźwięku, z jego realizacją. Producent to człowiek, który ogarnia dużo więcej niż tylko sam dźwięk.

To znaczy?

Współtworzy dzieło, bierze udział w doborze repertuaru. Na pewno jeśli pracuję jako realizator, to do mnie należy decyzja, jak to będzie brzmiało. Staram się prowadzić realizatorów. Często to są moi przyjaciele albo byli asystenci, ale też często to są bardzo poważne nazwiska ze świata, a i tak do mnie należy przybicie pieczątki lub powiedzenie „nie” i przerwanie sesji.

Zostanie producentem muzycznym nie jest chyba łatwe?

Bardzo trudno, łatwo zostać producentem w swoim domu, natomiast wybić się na rynku muzycznym jest dość ciężko. Nie ma szkoły producentów muzycznych ani kierunku produkcja.

Jest za to w Poznaniu reżyseria dźwięku.

Tak, ale reżyseria najczęściej jest nastawiona na muzykę poważną i jazz, a w przypadku muzyki popularnej, rockowej nie ma takich szkół. Bywają za granicą, w Londynie na przykład. Naprawdę, żeby zostać producentem trzeba siedzieć, siedzieć i jeszcze raz siedzieć, dłubać swoje rzeczy, aż zostanie to zmontowane.

Gdyby jednak miał Pan poradzić coś młodym ludziom, którzy chcą iść w tym kierunku, co by to było?

Przede wszystkim trzeba szukać warsztatów, bo jest ich dużo. Warto też szukać miejsc, w których można poznać ludzi mogących przekazać nawet elementarną wiedzę – żeby nie wywarzać otwartych drzwi. Jeżeli ktoś ma do tego predyspozycje i talent, i rzeczywiście parcie, żeby zostać producentem muzycznym, to zostanie nim tak czy inaczej. Czy skończy reżyserię dźwięku, czy szkołę zasadniczą zawodową, to nie ma znaczenia, jeżeli kocha muzykę i chce się uczyć.

A czy Pan nie zaczynał w dużo łatwiejszym okresie, na początku lat 90., kiedy rynek budził się na nowo?

W jeszcze trudniejszym, ponieważ dostanie się do studia nagraniowego graniczyło z cudem. Ich było kilka czy kilkanaście w całej Polsce. Teraz można mieć studio w laptopie. Wówczas to była naprawdę wielka sztuka i kompletnie inna kasa, która potrzebna była do stworzenia sobie elementarnych warunków pracy. Nikt w domu wtedy nie nagrywał dźwięków, bo jak miał to zrobić? Na kaseciaku? To były jakieś demówki, ale nie produkty, które nadawały się do radia czy na płytę. Czasy były o wiele trudniejsze, ale była jedna zaleta – trzeba było naprawdę przeć, wbijać się oknem, żeby zostać zauważonym. Teraz z kolei mamy Internet, zdecydowanie łatwiejszy jest dostęp do wiedzy i miejsc, w których swoje produkty można zademonstrować.

Jaka jest więc rola Soundedit? Festiwal otwiera świat producentów dla ludzi spoza środowiska, czy jest to raczej impreza branżowa? 

Otwiera, bo jest szansa poznania ludzi nie tylko z naszego małego podwórka, ale także specjalistów ze świata. Kolejną rzeczą jest możliwość zapoznania się ze sprzętem, który jest nie do ogarnięcia w warunkach domowych. Chociażby warsztaty, które teraz będę prowadził, dotyczyć będą systemu konsolet. Mało kto może sobie pozwolić na pracę z tym sprzętem, bo kosztuje to majątek – łatwiej sobie wybudować dom. Obecnie nie mam żadnych zobowiązań na targach muzycznych w Amsterdamie, ale jadę tam, żeby zobaczyć, co się pojawiło nowego i spotkać się ze starymi znajomymi i nieznajomymi, bo to rozwija.

Z Andrzejem Karpem rozmawiała Olga Żukowicz


 

Historia muzyki pop to kronika spotkań wielkich muzyków z genialnymi producentami – The Beatles z Sir Georgem Martinem, Davida Bowiego z Tonym Viscontim i Brianem Eno, U2 z Danielem Lanoisem i Brianem Eno, Michaela Jacksona z Quincy Jonesem, The Ramones i George’a Harrisona z Philem Spectorem, Depeche Mode z Garethem Jonesem, Beastie Boys z Rickiem Rubinem, Nirvany ze Stevem Albinim, Madonny z Paulem Oakenfoldem itd.

Miłość do muzyki, podziw dla wyobraźni producentów muzycznych i szacunek dla ich dokonań był źródłem inspiracji dla idei, którą realizujemy od 3 lat. We wrześniu 2009 roku zorganizowaliśmy pierwszy Międzynarodowy Festiwal Producentów Muzycznych – Soundedit (www.soundedit.pl). To nasza próba docenienia pracy tych, którzy kryją się za mozolnym procesem wykuwania ostatecznego brzmienia piosenki czy całej płyty – wszystkich, których talent, determinacja i wyobraźnia sprawiają, że słuchając muzyki, przeżywamy prawdziwe emocje.
Uznaliśmy, że nie warto dłużej czekać i już teraz należy docenić pracę producentów oraz realizatorów dźwięku, poświęcając im festiwal. Nasza myśl okazała się nośna, szybko podchwycili ją producenci, muzycy i dziennikarze. Okazało się także, że robimy coś całkowicie oryginalnego, nikt przed nami nie podjął próby docenienia talentu i kreatywności producentów przez dedykowanie im festiwalu.

Dwie dotychczasowe edycje festiwalu zaszczycili swoją obecnością m.in. Daniel Lanois, Gareth Jones, Adriana Sherwood, Borisa Wilsdorf, Gordon Raphael, Peter Hook i Neil Hannon. To były wspaniałe, intensywne dni, wypełnione koncertami, warsztatami, wystawami i długimi rozmowami o muzyce, w intymnej atmosferze, nieosiągalnej na wielkich festiwalach. Odwiedziło nas ponad 6 tysięcy uczestników – ludzi, dla których muzyka jest pasją, jednym z najważniejszych aspektów życia.
Nasz festiwal odbywa się w niezwykłym miejscu, w Łodzi. To miasto w środku Europy, o kosmopolitycznych tradycjach, sięgających połowy XIX wieku. Dziś znów, po latach, staje się przyjazną przestrzenią dla twórczych spotkań filmowców, muzyków, projektantów mody, a od 2 lat także dla producentów muzycznych.
W tym roku festiwal Soundedit ma swoją 3. edycję. Święto wszystkich miłośników dobrego brzmienia i dobrej muzyki odbędzie się 28–30 października. Do Łodzi znów zawitają najwybitniejsi artyści konsolety ze świata i kraju.

W Teatrze Muzycznym pojawią się wybitne postaci, których talent i kreatywność przyczyniła się do sukcesu takich wykonawców, jak Blur, Depeche Mode, Graham Coxon, Elbow, P.J Harvey, U2, New Order, Smashig Pumpkins, The Killers, Culture Club czy Gary Moore. Wszyscy zainteresowani nagraniowo-produkcyjną alchemią będą mieli okazję do spotkań i udziału w warsztatach prowadzonych m.in. przez Flooda, Bena Hilliera, Steva Levine’a i Daniela Millera. Tradycyjnie wręczone zostaną nagrody Człowieka ze Złotym Uchem, które powędrują m.in. w ręce Flooda, Daniela Millera i Adama Toczki. Koncert galowy uświetni recital Julle Cruise, którą doskonale pamiętamy z piosenek z muzyką Angelo Badalamentiego, które wykonywała w serialu „Miasteczko Twin Peaks”. Będzie też okazja do poznania historii i planów studia Abbey Road oraz obejrzenia i posłuchania kultowych syntezatorów.
Warsztaty i prezentacje przygotowujemy przy ogromnym wsparciu naszych partnerów, wśród których są Digipark, Polsound, ESS Audio, Karp Team, DigiTech, Analogia pl., Audiostacja, Instytut SWAM – Polski Instytut Edukacji Audio. Wyjątkowo interesująco zapowiadają się też spotkania ze Stevem Levinem, prezesem MPG – brytyjskiej gildy producentów, oraz z Davidem Starkiem, który poruszy istotne kwestie związane z publishingiem. Z niecierpliwością czekamy także na spotkanie z założycielem Mute Records – Danielem Millerem i jego setem didżejskim. Swoje warsztaty zapowiedzieli także Flood, Adam Toczko, Andrzej Karp i Winicjusz Chróst. W teatralnym foyer stanie niecodzienna instalacja syntezatorowa – Schneider Carousell. Ostateczna lista festiwalowych atrakcji nie jest jeszcze zamknięta, ale jak zapewniają organizatorzy możemy również liczyć na interesujące projekcje filmowe i wyjątkowe koncerty.
Festiwal poprzedzi niecodzienna akcja pod nazwą Uliczna Galeria Dźwięku, której idea zakłada stworzenie „mobilnego” studia nagraniowego, w którym muzycy profesjonalni, ale przede wszystkim początkujący będą rejestrować „proste”, „setkowe” wersje swoich nagrań na wzór BBC Sessions. Realizatorami nagrań będą studenci kierunków realizacji dźwięku, domorośli realizatorzy i znani producenci. Projekt artystyczną opieką otoczył Andrzej Karp. Działania przez okna witryn będą mogli obserwować przechodnie, a w streamingu internauci. Pierwsza edycja Ulicznej Galerii Dźwięku odbędzie się w centrum Łodzi, w opuszczonym sklepie przy ulicy Piotrkowskiej. Wszystko wskazuje na to, że ostatni weekend października wypada spędzić w Łodzi. Do zobaczenia na Soundedit.

www.soundedit.pl


Fot. Wywiad Piotra Metza z Peterem Hookiem podczas ubiegłorocznej edycji Soundedit. Fot. Organizator

 
Producent muzyczny według definicji Michała Urbaniaka to dyrektor artystyczny albo reżyser płyty. Człowiek, który dzięki swej ogromnej muzykalności, zdolnościom aranżacyjnym oraz, co niezwykle istotne, dzięki wiedzy z dziedziny akustyki, inżynierii dźwięku i znajomości urządzeń studyjnych, potrafi w procesie nagrywania płyty i pracy studyjnej pomóc artyście w osiągnięciu najlepszego efektu brzmieniowego piosenki czy całej płyty. Innymi słowy to ktoś w rodzaju alchemika, który za pomocą elektronicznych i mechanicznych urządzeń pracuje nad najbardziej niematerialną sferą ludzkiej ekspresji – muzyką.
Z kolei inżynier dźwięku to fachowiec wyspecjalizowany w technice nagrywania dźwięku. Mówiąc o nim, myślimy o stricte technicznym aspekcie pracy z dźwiękiem, natomiast mówiąc o producencie, mamy na myśli kogoś, kto odpowiada za ostateczne brzmienie muzyki, czyli ma wpływ na aranż, brzmienie instrumentów, tempa itp.