Jeżeli zadajesz sobie pytanie „co ze mną nie tak?” i zastanawiasz się skąd takie pytanie, to najprawdopodobniej jest ono związane z dziurami w twoim koszyku potrzeb. O koncepcji koszyka potrzeb mówi w wywiadzie z nami Joanna Flis – psycholożka, psychoterapeutka uzależnień, neuroterapeutka i trenerka. Pasjonatka wszystkiego co pozwala dobrze żyć. A także autorka książki „Co ze mną nie tak?”.

 

Aby dobrze żyć, tworzyć, pracować, powinniśmy najpierw zrozumieć/poznać swój „koszyk potrzeb”?

Tak. Każde dziecko, przychodząc na świat, ma do zaspokojenia wiele potrzeb, takich jak:
– potrzeby fizjologiczne,
– poczucie bezpieczeństwa,
– poczucie własnej wartości,
– poczucie przynależności, w tym więzi i relacji z innymi,
– autonomia,
– możliwość autoekspresji, adekwatności i realnych ograniczeń, których przestrzeganie służy rozwijaniu samoregulacji.


Aby je zaspokoić, niezbędne są sprzyjające warunki w dzieciństwie, a więc takie, w których dziecko może zaspokajać własne potrzeby w rodzinie. To tworzy solidny fundament na przyszłość. Ten fundament to właśnie dno koszyka potrzeb. W dorosłym życiu nasz koszyk potrzeb również jest istotny i jedną z najważniejszych rzeczy, o jakie możemy zadbać, jest zadanie sobie pytania właśnie o to, z czego się składa i jak jest zbudowany. Czy pochodzi z przeszłości, np. stale niezaspokojona potrzeba bezpieczeństwa – czy z teraźniejszości.


Branża kreatywna, czyli osoby twórcze, kreatywne – a co za tym idzie o zwiększonej wrażliwości – mogą mieć z tym większy problem?

Największy problem mamy wtedy, gdy nie potrafimy rozpoznać dziury w naszym koszyku potrzeb, czyli nie zdajemy sobie sprawy z tego, że podporządkowujemy się niezaspokojonym potrzebom z dzieciństwa, np. potrzebie uznania czy akceptacji, próbując nadrobić tamte braki. Z zasady takie działanie jest skazane na porażkę, bo dziurawy koszyk to taki, który nie pozwala na sytość i właśnie z tym nienasyceniem musimy uczyć się żyć. Jeżeli ktoś wybrał branżę kreatywną, to koncentruje się jedynie na budowaniu w niej osiągnięć i rywalizacji z innymi, a ma problem z poczuciem własnej wartości, to może być droga usłana kolcami.

Wiele osób z Pokolenia X [dla ułatwienia tak je nazwijmy] aktualnie stoi przed problemem wypalenia, kryzysu, potrzebą zmiany czy też próbą zrozumienia siebie? W takim stanie bardzo ciężko jest tworzyć – być artystą, projektantem – a co za tym idzie myśleć o potrzebach innych ludzi, klientów, środowiska etc. Jak sobie pomóc? Jak zauważyć w odpowiednim momencie, że „coś ze mną nie tak”? Czy jest możliwość uniknięcia tego momentu najgorszego, kiedy już czujemy, że jesteśmy „w czarnej d…”? Jakie są sygnały ostrzegawcze?

Stawiane przeze mnie w tytule książki pytanie jest kluczowe, bowiem często właśnie dociskamy się do granic możliwości, bo wydaje nam się, że to z nami jest coś nie tak. Nie umiesz pracować po 14 godzin dziennie? Coś jest z tobą nie tak. Nie potrafisz cieszyć się non stop? Coś jest z tobą nie tak. To uwewnętrznione przekonanie często nie pozwala nam realnie rozpoznawać, czego potrzebujemy, jakie mamy zasoby, a jakie ograniczenia, które trzeba potrafić akceptować. Stąd punktem wyjścia będzie budząca się frustracja, nienasycenie, chaos, poczucie wstydu, gorszości i tendencja do przykręcania sobie śruby.

Co mogłaby Pani doradzić na początek, aby mieć punkt wyjścia do dalszej, indywidualnej pracy nad sobą?

Wrócić oczami dorosłego do dzieciństwa i zobaczyć je takim, jakie było. Rozpoznać, czego w nim zabrakło i odkryć, jak próbujemy to sobie wynagrodzić w dorosłym życiu. To dobry punkt wyjścia do zmiany. Kolejne to oczywiście sięgnięcie po fachową pomoc.

Czy można zaplanować swoje życie na nowo? Czy w ogóle w takich kategoriach powinno się podchodzić do problemu, z którym się mierzymy?

Uważam, że człowiek jest bardzo elastyczny i na każdym etapie swojego życia można zmieniać jego bieg. Najczęściej ogranicza się to do zmiany własnych reakcji, przekonań, planów i oczekiwań – bo właśnie na to mamy wpływ. Stąd zmiany są realne, ale muszą być też urealnione. To ważny etap budowania wglądu np. w możliwości psychoterapii.

Co zrobić, aby praca, którą wykonuję, dawała mi satysfakcję? Bo niby wszystko jest ok, mam talent, pracuję, ale czuję ciągłą presję – jest tyle twórców, tyle dzieł, tyle wytworów kultury… Jak zwolnić? Jak skupić się na tym, co faktycznie chce się robić, bez lęku o przyszłość, ocenę etc.?

W tym zakresie jest świetna książka, którą polecam – Cztery tysiące tygodni, w której autor przypomina nam, jak ważna jest akceptacja faktu, że nie możemy mieć wszystkiego. Publikacja pozwala wybrać to, co dla nas ważne, i właśnie na tym się skupić. Myślę, że praca nad wartościami to dobry kierunek. Łatwiej wtedy przestać ścigać się z ograniczeniami życia i skupić na wykorzystaniu swoich możliwości zamiast wszystkich możliwości.

Artyści, twórcy mają największy problem z oceną. Nasza praca jest ściśle powiązana z nami. Ocena naszej pracy przez innych jest nieunikniona, ale też bardzo subiektywna. Nie uda nam się zadowolić każdego. Jak radzić sobie z presją oceny? [W szkołach byliśmy oceniani na każdym kroku, później w środowisku, teraz w internecie, wśród publiczności, klientów.] To powoduje ciągłą presję i potrzebę zadowalania innych. Jak nad tym pracować?

Wejście na jakąkolwiek scenę to też zgoda na krytykę, bo bycie szczęśliwym zawiera w sobie odwagę do bycia nielubianym, niedocenianym lub nieakceptowanym. Bezkosztowość w życiu nie istnieje, więc jedyne, co można zrobić, to oswajać ceny, jakie przychodzi nam płacić, za bycie tu, gdzie jesteśmy.

A co mają zrobić młodzi twórcy, którzy dopiero wchodzą na swoją zawodową ścieżkę, czyli dopiero będą się mierzyć z oceną swojej twórczości? Jak mogą się na nią przygotować?

Nie da się przygotować na bycie ocenianym. Pierwsze oceny, szczególnie te niepożądane, zawsze bolą i to jest część tego zawodu. Część życia w ogóle. Dlatego należy najczęściej, jak to możliwe, tej ocenie się poddawać, bo trening w tym wypadku również czyni mistrza.

Z drugiej strony mam pytanie, czy my za bardzo się nie analizujemy? Spędzamy tyle czasu na zrozumieniu siebie, wynajdowaniu syndromów czy wręcz chorób, że umyka nam czas na życie, tworzenie, działanie…?

To pewnie zależy. Mamy osoby, które zamiast żyć, analizują życie. Ale znam i takie osoby, które nigdy nie dokonują tej analizy, tylko bezrefleksyjnie powtarzają pewne schematy. Dlatego myślę, że złoty środek jest tu najlepszym rozwiązaniem. Analizować, aby lepiej żyć, nie dla samego odwracania uwagi.

Aktualny numer magazynu PURPOSE to MNIEJ – zauważamy taką potrzebę zwłaszcza w sektorze kreatywnym, który w obecnym świecie całkowitego nadmiaru ludzkiej twórczości na całym świecie i dostępu do tych informacji powoduje problemy w działalności twórczej nawet na małą skalę. Stawia pytanie o sens twórczości, a także o ilość i jakość powstałych dóbr sektora kreatywnego. Jak być twórcą w dzisiejszym wiecie? Jak nie zwariować?

Myślę, że warto na własny użytek zdekonstruować pojęcie „twórczości”, bo jest ono zdecydowanie za szerokie. Wydaje się rozmywać i tonąć w mnogości propozycji, które właśnie twórczością nazywamy. Myślę, że nie jest to jedyna dyscyplina, która potrzebuje oddzielać i na nowo definiować zjawiska lub zupełnie inaczej – pozwala uczyć się żyć poza wszelkimi definicjami i nie wariować od tego.

Czym dla Pani jest sformułowanie MNIEJ?

To największe wyzwanie współczesności, wymiar dzisiejszego buntu wobec tego, ku czemu nas stymuluje świat. Mniej oznacza bliżej życia. Życie, które oznacza najczęściej bycie, to właśnie mniej, które robi przestrzeń na obecność.

 

Rozmawiała Maja Ruszkowska-Mazerant

Książka wydawnictwa Znak