Czytaj
KSIĄŻKA | Etnogadki
2018-12-27
Czas czytania 16 minut
Etnogadki poruszają tematy, które opisują między innymi życie, obyczaje i rzemiosło na dawnej, polskiej wsi. Bogato ilustrowane wydawnictwo z przesłaniem, to wyzwanie zarówno dla autorów, jak również dla czytelnika bombardowanego dzisiaj bezmyślną papką popkultury. W jaki sposób czyta historię, tę zawartą w publikacji – ale również historię tworzenia książki, 12 latek? A jak odbiera ją dorosły czytelnik... przeczytajcie... pytania i odpowiedzi.
Antek Mazerant: Skąd pomysł na książkę „Etnogadki”?
Michał Stachowiak: Od dawna interesuję się etnografią. Kilka lat wcześniej wraz z Moniką stworzyliśmy cykl zatytułowany „Etnoilustracje”. To prace pokazujące w nowoczesny sposób niektóre obrzędy ludowe z okolic Wielkopolski. Po „Etnoilustracjach” zaczęliśmy myśleć o takim ilustrowanym kompendium, które pokazywałoby całoroczny cykl obrzędowy. Tak się zaczęły nasze poszukiwania pomysłu na książkę. Uzmysłowiliśmy sobie, że nie ma na rynku takiej pozycji, która jest podobna do tego, co my chcemy zrobić. Konkluzja była krótka – jeśli nie my zrobimy książkę o całorocznym cyklu obrzędowym, to kto?
Monika Michaluk: Zauważyliśmy, że „Etnoilustracje”, o których wspomniał Michał, otworzyły serca i umysły ludzi na magię dawnego świata, w którym czas świąteczny przeplatał się z czasem pracy i gdzie jedną z najważniejszych wartości był szacunek do natury. Ten cykl uświadomił nam, że nasi odbiorcy wciąż potrzebują takiego świata – i to zarówno najmłodsi, jak i najstarsi. Pomysł na książkę wyszedł właśnie od ludzi, którzy przy okazji kilku wystaw opowiedzieli nam o swojej potrzebie wracania do źródeł, a my tego nie zignorowaliśmy. Bardzo nam zależało, aby na tę potrzebę odpowiedzieć. Postanowiliśmy zgłębić zagadnienie. Opierając się na wcześniejszych „Etnoilustracjach”, przeprowadziłam rozmowy z wieloma osobami w różnym wieku. Te spotkania odsłoniły przed nami horyzont, pokazały konteksty i uświadomiły do ilu różnych odbiorców tak naprawdę będziemy mówić, jeśli chcemy poruszyć temat tradycji i obrzędowości. Przyznam też, że długo nie wiedzieliśmy, jak się zabrać za samą książkę, bo żadne z nas nie zmierzyło się wcześniej z takim wyzwaniem. Być może właśnie dlatego do zadania podeszliśmy bardziej jak projektanci, nie jak autorzy.
Ile czasu tworzy się takie ilustracje?
Michał: Tworzenie ilustracji do całej książki zajęło mi parę dobrych miesięcy. Robiłem je w wolnych chwilach, najczęściej po przyjściu z pracy lub w weekendy. Jedna ilustracja powstawała około dwóch dni, czasem krócej. Wszystko zależało od bogactwa sceny, jaką musieliśmy odzwierciedlić na danej rozkładówce.
Skąd etnograf posiada taką wiedzę?
Witold Przewoźny: Etnografia to fajna nauka i jak każda wymaga czytania wielu książek, ale także podróżowania i rozmów ze spotkanymi ludźmi. To oni opowiadają, jak było dawniej, a jeżeli mają dużo lat to ich opowieści przenoszą nas do dawnego świata.
Ile czasu trwało stworzenie tej lektury?
Monika: Łącznie pracowaliśmy nad „Etnogadkami” niemal 3 lata. Intensywna praca nad tekstami i grafiką trwała około pół roku. Pozostały czas upłynął na pracach koncepcyjnych, takich jak: poszukiwanie idei, sondowanie rynku wydawniczego, przeprowadzanie wywiadów etnograficznych z dziećmi, dziadkami i rodzicami, a także odręczne tworzenie storyboardów, co było dla mnie niemałym wyzwaniem. W tzw. międzyczasie szukaliśmy z Michałem narratora – kogoś, kto dysponuje ekspercką wiedzą etnograficzną i zechce się nią podzielić. Wreszcie trafiliśmy na Witolda. Zaprosiliśmy go do współpracy, a on zgodził się. Opowieści Witolda były punktem wyjścia dla naszej kreacji. Przyporządkowałam do nich kluczowe motywy, zjawiska, fantastyczne postaci i rozrysowywałam wszystko, a Michał poprzez swoje ilustracje tchnął życie w ten magiczny, „etnogadkowy” świat. Naszym wyzwaniem była maksymalna integracja narracji, obrazu i całej akcji, dlatego książkę projektowaliśmy razem do samego końca. Przyszedł też moment, że projekt leżakował w szufladzie i omal nie przepadł w „archiwum-rzeczy-nigdy-niedokończonych”. Z perspektywy czasu uważam, że autentyczne historie potrzebują inkubacji do czasu aż nie upomni się o nie życie. Dlatego warto regularnie odkurzać pajęczyny i przeglądać archiwa, by raz na kilka lat docenić ich zawartość [śmiech].
Maja Ruszkowska-Mazerant: Mam wrażenie, że mimo wszystko w dzisiejszych czasach ludzie jednak zdecydowanie chętniej spoglądają wstecz, szukają korzeni, interesują się lokalnymi tradycjami? Czy Państwo też to zauważyli, pracując nad książką?
Michał: Dla mnie jedną z pierwszych inspiracji tradycją był nie tak popularny już „Pochód z Niedźwiedziem” – przebierańcem znanym jeszcze we wsi Cielcza koło Jarocina, skąd pochodzę. Wielkopolski „Niedźwiedź” w naturalny sposób stał się też pierwszym bohaterem wspomnianego już cyklu „Etnoilustracji”, które właściwie były punktem wyjścia do poszukiwań pomysłu na książkę. Można więc powiedzieć, że „Niedźwiedź” to ważna i symboliczna postać dla tego projektu. Dla mnie tradycyjne „Wodzenie Niedźwiedzia” ma właśnie taki charakter – jest powrotem do korzeni, lokalności. Myślę też, że dzisiejszy świat jest dość rozedrgany. Nie ma w nim jasnych odpowiedzi. Dlatego powrót do źródeł i ich kultywowanie może być dla nas takim azylem. Tu wszystkie punkty odniesienia są stabilne, jasne i przejrzyste.
Monika: Powrót do natury, lokalności i tradycji to silne trendy, o których można usłyszeć w publicznych dyskusjach. Analizują je przedstawiciele świata nauki i kultury, projektanci czy konsultanci biznesu. Jednak odpowiem dziś na to pytanie zupełnie prywatnie. Praca nad książką „Etnogadki” była dla mnie prawdziwą podróżą w czasie, ponieważ przeniosła mnie do świata dzieciństwa, a ono tak naprawdę nie mija nigdy. Prolog książki zaczyna się tak: „Dawno temu prawie wszyscy mieszkaliśmy na wsi”. W moim przypadku tak właśnie jest – choć teraz mieszkam w mieście, wciąż jestem z małej miejscowości. Właśnie stamtąd pochodzę i zawsze będę wracać, choćby we wspomnieniach – do domu. Dom to nie tylko miejsca, to także więzi silniejsze niż czas. Moja babcia nigdy nie używała zegarka. Nie dlatego, że go nie miała. Nie potrzebowała, bo wystarczyło, że spojrzała w słońce i już wiedziała, która jest godzina. Tę wiedzę wyniosła z własnego domu. Właściwie całe moje dzieciństwo i życie tych, którzy mnie wychowali, było bardzo ściśle związane z naturą. Praca nad książką „Etnogadki” tak naprawdę przeniosła mnie do świata, w którym zaczęło się moje życie. Dziś jestem już zupełnie inną osobą, nie umiem czytać ze słońca jak babcia. Jednak jej doświadczenia cały czas we mnie krążą. Chciałabym, żeby dzięki „Etnogadkom” ludziom chciało się podróżować do rodzinnych, być może symbolicznych już miejsc i aby zechcieli zabierać tam swoje dzieciaki. One wciąż mają szansę dowiedzieć się o sobie tak wiele, jeśli znajdziemy na to czas, opowiemy im, kim sami tak naprawdę jesteśmy, skąd pochodzimy i jakie są nasze wartości. To wiedza, której nie da się kupić za żadne pieniądze. To także cenny zasób, którego wciąż potrzebujemy – pokazały to poprzedzające książkę rozmowy z wieloma osobami.
Czy dzisiaj, w świecie technologii, konsumpcji, supermarketów, bezproblemowego dostępu do różnych dóbr, potrzebna jest nam wiedza o prapraświecie?
Witold: Współczesne tempo życia oraz to, że jesteśmy wręcz bombardowani wieloma informacjami, treściami, symbolami – wspiera modę na powrót do dawnych, często zapomnianych wartości i wzorców. Powstają nawet ruchy społeczne, które kierują nas ku źródłom. Dlatego tak chętnie sięgamy dziś do tradycji – słowa klucza, ale popartego poszukiwaniem tego, co było kiedyś, z nadzieją, że dotkniemy jakieś bliżej nieokreślonej prawdy o nas samych. Często nasyceni kolorytem kultury masowej, do której tęskniliśmy przez lata PRL-u, mamy trochę dosyć jej powierzchowności. Tym chętniej wracamy do rodzimych wzorców, nie traktując już ich jako sztucznych, „cepeliowych” czy wręcz „obciachowo” wiejskich. Ta „dawność„ daje nam poczucie swojskości, bezpieczeństwa w obcowaniu ze znanymi kodami kulturowymi, podtrzymuje tożsamość bycia z jakiegoś konkretnego miejsca w świecie.
Jak rozumieją Państwo hasło „mniej"? Czy ta książka jest również o tym?
Michał: Książka porusza tematy, które opisują między innymi życie, obyczaje i rzemiosło na dawnej, polskiej wsi. Tam minimalizm nie był wyborem tak jak dzisiaj. Kultura dawnej wsi to kultura niedoboru i właśnie ona była na porządku dziennym Wszystkiego było mniej, a jednak ludzie byli kreatywni, samowystarczalni i jeszcze umieli się przy tym bawić. „Etnogadki” są też o tym.
Monika: Kultura dawnej wsi opierała się na relacjach, ale była też niezwykle racjonalna. Nie było tam miejsca na marnotrawstwo. Nie wyrzucano jedzenia, a gospodarowano nim. Zepsute przedmioty były naprawiane, a każdy z nich pełnił określoną funkcję użytkową. Wszystko było po coś, nawet ozdoby, które – jeśli już się pojawiały – miały charakter symboliczny, a nie stricte dekoracyjny. Podobnie jak wszelkie ornamenty, które tworzono w oparciu o motywy wywodzące się z natury – prawdziwej skarbnicy inspiracji. Nie można ich było podejrzeć u influencerki na Instagramie. Nie było Facebooka, cyfrowego okna przez które codziennie podglądamy swoich sąsiadów, którzy tak jak my są mieszkańcami jednej wielkiej, globalnej wioski. Nie było sklepów on-line ani supermarketów, człowiek wszystko musiał umieć zrobić sam. Ten obowiązkowy minimalizm, wpisany w życie dawnych społeczności, oznaczał jednak coś więcej. Wzmacniał relacje i scalał grupę, co wymagało od jej członków autentyczności. Wszystko to dawało poczucie wpływu na swoją rzeczywistość, którą świadomie i optymalnie zarządzano. Współcześnie tęsknimy chyba właśnie za tym, a decydując się na „mniej”, tak naprawdę uciekamy przed chaosem – nadmiarem opcji, brakiem prywatności i życiem w wiecznym „niedoczasie”.
Dla kogo są „Etnogadki”?
Michał: W „Etnogadkach” odnajdzie się zarówno dziecko, jak i dorosły. Chcieliśmy stworzyć książkę, która zatrzyma ludzi na dłużej. Może wzrok naszych odbiorców pochłoną ilustracje, które poprzez swoje uszczegółowienie, nie pozwolą na zbyt szybką ucieczkę? Dzieci zazwyczaj nie kończą swojej przygody na przekartkowaniu i odłożeniu książki. Pytają, chcą dowiadywać się więcej. Właśnie dlatego „Etnogadki” tak dobrze nadają się do wspólnego czytania.
Monika: Stworzyliśmy książkę do czytania, ale też do doświadczania. Zadedykowaliśmy ją kilku pokoleniom – dzieciom, dziadkom i rodzicom. Michał i Witold zainwestowali w tę opowieść swój talent i wiedzę, ja „przetłumaczyłam” to wszystko na bajkę. Wyszłam też do odbiorców, wsłuchałam się w ich potrzeby. Świat „Etnogadek” – tych dawnych obrzędów i zwyczajów, pełen magii, zabaw i tajemnic natury to przestrzeń, w której wszyscy na nowo stajemy się dziećmi. Chcielibyśmy, aby nasi czytelnicy nauczyli się spoglądać w przeszłość, jednak tylko po to, by móc na nowo odkrywać teraźniejszość. Właściwie mogę śmiało powiedzieć, że „Etnogadki” to nie tylko książka dla najmłodszych. To opowieść dla każdego, kto chce odnaleźć w sobie wewnętrzne dziecko i odbyć podróż w czasie – do dawnych miejsc i ludzi, dzięki którym na nowo przypominamy sobie o tym, co ważne. Pamiętajmy też, że morał każdej bajki prędzej czy później wydostanie się poza kartki papieru i zacznie żyć własnym życiem. Nie inaczej jest z finałem „Etnogadek”. Liczymy, że to właśnie nasi odbiorcy dopiszą do tej historii prawdziwe zakończenie i skorzystają z bogactwa naszej tradycji po to, aby tworzyć jeszcze mocniejsze więzi i zwyczaje rodzinne.
Antek zadał już to pytanie, ale nie ukrywam, że mnie również interesuje praca ilustratora. Książka jest bardzo bogato ilustrowana, a ilustracje są bardzo szczegółowe... Czy można zrobić taką książkę i nadal ją lubić [uśmiech]? Domyślam się, że spędził Pan nad nią setki godzin... Czy „Etnogadki” śniły się Panu po nocach?
Michał: Nie, nie śniły mi się po nocach [śmiech]. Jednak praca nad tą książką była bardzo ciężka i wymagała ode mnie dużej uważności. Chcieliśmy mieć jak najbardziej szczegółowe ilustracje ze względu na ich fabularność, ale też ze względu na duży format książki. Gdybym poszedł na skróty i znacznie uprościł grafikę, stracilibyśmy cały efekt, a same sceny mogłyby wydawać się niedokończone.
Czy zawód etnografa jest potrzebny? Jakie zadanie spełnia dzisiaj?
Witold: Współczesny etnograf to nie tylko zbieracz opowieści, ale także etnolog, który interpretuje to, co widzi. To także antropolog kultury, który ma umiejętności tłumaczenia różnorodności świata. Jest często jedynym przygotowanym zawodowo specjalistą od odkodowania ukrytych znaczeń. Szkoda, że tak mało z jego wiedzy korzystają współcześni politycy, dziennikarze, którzy dość często manipulują opinią publiczną, rozmijając się z prawdą. Głównym zadaniem współczesnych etnografów – antropologów jest prowadzenie ciągłego międzykulturowego dialogu rozpiętego pomiędzy fenomenem różnych sposobów definiowania kultury rozumianej jako sposób życia ludzi (obyczaje, wierzenia, wartości, systemy pokrewieństwa, mity itd.), a poczuciem, że wszyscy na tej ziemi jesteśmy do siebie podobni. Dla etnografa nie ma bowiem kultur lepszych i gorszych, a podział na ludy cywilizowane i nie jest tragiczną konsekwencją bufonady kolonializmu i zarozumiałości europocentryzmu. Etnograf – etnolog – antropolog to dzisiaj (niezbędny dla zrozumienia złożoności świata i jego problemów, konfliktów) nauczyciel tolerancji i akceptacji tego, że jesteśmy sami tymi „innymi”. Antropologia jest nie tylko akademicką dyscypliną, to coś między misją, a powołaniem. Wie o tym każdy, kto się o nią choćby przez chwilę otarł. To narzędzie do poznania innych kultur, ale też wyjątkowe narzędzie do poznania siebie samego.
Rozmawiali: Maja Ruszkowska-Mazerant i Antek Mazerant (lat 12)
„Etnogadki, opowiastki o dawnych obrzędach i zwyczajach”
Autorzy: Monika Michaluk, Michał Stachowiak, Witold Przewoźny
Wydawcą książki jest ALBUS (www.albus.poznan.pl)
Zdjęcia. Sławek Jankowski
Antek Mazerant: Skąd pomysł na książkę „Etnogadki”?
Michał Stachowiak: Od dawna interesuję się etnografią. Kilka lat wcześniej wraz z Moniką stworzyliśmy cykl zatytułowany „Etnoilustracje”. To prace pokazujące w nowoczesny sposób niektóre obrzędy ludowe z okolic Wielkopolski. Po „Etnoilustracjach” zaczęliśmy myśleć o takim ilustrowanym kompendium, które pokazywałoby całoroczny cykl obrzędowy. Tak się zaczęły nasze poszukiwania pomysłu na książkę. Uzmysłowiliśmy sobie, że nie ma na rynku takiej pozycji, która jest podobna do tego, co my chcemy zrobić. Konkluzja była krótka – jeśli nie my zrobimy książkę o całorocznym cyklu obrzędowym, to kto?
Monika Michaluk: Zauważyliśmy, że „Etnoilustracje”, o których wspomniał Michał, otworzyły serca i umysły ludzi na magię dawnego świata, w którym czas świąteczny przeplatał się z czasem pracy i gdzie jedną z najważniejszych wartości był szacunek do natury. Ten cykl uświadomił nam, że nasi odbiorcy wciąż potrzebują takiego świata – i to zarówno najmłodsi, jak i najstarsi. Pomysł na książkę wyszedł właśnie od ludzi, którzy przy okazji kilku wystaw opowiedzieli nam o swojej potrzebie wracania do źródeł, a my tego nie zignorowaliśmy. Bardzo nam zależało, aby na tę potrzebę odpowiedzieć. Postanowiliśmy zgłębić zagadnienie. Opierając się na wcześniejszych „Etnoilustracjach”, przeprowadziłam rozmowy z wieloma osobami w różnym wieku. Te spotkania odsłoniły przed nami horyzont, pokazały konteksty i uświadomiły do ilu różnych odbiorców tak naprawdę będziemy mówić, jeśli chcemy poruszyć temat tradycji i obrzędowości. Przyznam też, że długo nie wiedzieliśmy, jak się zabrać za samą książkę, bo żadne z nas nie zmierzyło się wcześniej z takim wyzwaniem. Być może właśnie dlatego do zadania podeszliśmy bardziej jak projektanci, nie jak autorzy.
Ile czasu tworzy się takie ilustracje?
Michał: Tworzenie ilustracji do całej książki zajęło mi parę dobrych miesięcy. Robiłem je w wolnych chwilach, najczęściej po przyjściu z pracy lub w weekendy. Jedna ilustracja powstawała około dwóch dni, czasem krócej. Wszystko zależało od bogactwa sceny, jaką musieliśmy odzwierciedlić na danej rozkładówce.
Skąd etnograf posiada taką wiedzę?
Witold Przewoźny: Etnografia to fajna nauka i jak każda wymaga czytania wielu książek, ale także podróżowania i rozmów ze spotkanymi ludźmi. To oni opowiadają, jak było dawniej, a jeżeli mają dużo lat to ich opowieści przenoszą nas do dawnego świata.
Ile czasu trwało stworzenie tej lektury?
Monika: Łącznie pracowaliśmy nad „Etnogadkami” niemal 3 lata. Intensywna praca nad tekstami i grafiką trwała około pół roku. Pozostały czas upłynął na pracach koncepcyjnych, takich jak: poszukiwanie idei, sondowanie rynku wydawniczego, przeprowadzanie wywiadów etnograficznych z dziećmi, dziadkami i rodzicami, a także odręczne tworzenie storyboardów, co było dla mnie niemałym wyzwaniem. W tzw. międzyczasie szukaliśmy z Michałem narratora – kogoś, kto dysponuje ekspercką wiedzą etnograficzną i zechce się nią podzielić. Wreszcie trafiliśmy na Witolda. Zaprosiliśmy go do współpracy, a on zgodził się. Opowieści Witolda były punktem wyjścia dla naszej kreacji. Przyporządkowałam do nich kluczowe motywy, zjawiska, fantastyczne postaci i rozrysowywałam wszystko, a Michał poprzez swoje ilustracje tchnął życie w ten magiczny, „etnogadkowy” świat. Naszym wyzwaniem była maksymalna integracja narracji, obrazu i całej akcji, dlatego książkę projektowaliśmy razem do samego końca. Przyszedł też moment, że projekt leżakował w szufladzie i omal nie przepadł w „archiwum-rzeczy-nigdy-niedokończonych”. Z perspektywy czasu uważam, że autentyczne historie potrzebują inkubacji do czasu aż nie upomni się o nie życie. Dlatego warto regularnie odkurzać pajęczyny i przeglądać archiwa, by raz na kilka lat docenić ich zawartość [śmiech].
Maja Ruszkowska-Mazerant: Mam wrażenie, że mimo wszystko w dzisiejszych czasach ludzie jednak zdecydowanie chętniej spoglądają wstecz, szukają korzeni, interesują się lokalnymi tradycjami? Czy Państwo też to zauważyli, pracując nad książką?
Michał: Dla mnie jedną z pierwszych inspiracji tradycją był nie tak popularny już „Pochód z Niedźwiedziem” – przebierańcem znanym jeszcze we wsi Cielcza koło Jarocina, skąd pochodzę. Wielkopolski „Niedźwiedź” w naturalny sposób stał się też pierwszym bohaterem wspomnianego już cyklu „Etnoilustracji”, które właściwie były punktem wyjścia do poszukiwań pomysłu na książkę. Można więc powiedzieć, że „Niedźwiedź” to ważna i symboliczna postać dla tego projektu. Dla mnie tradycyjne „Wodzenie Niedźwiedzia” ma właśnie taki charakter – jest powrotem do korzeni, lokalności. Myślę też, że dzisiejszy świat jest dość rozedrgany. Nie ma w nim jasnych odpowiedzi. Dlatego powrót do źródeł i ich kultywowanie może być dla nas takim azylem. Tu wszystkie punkty odniesienia są stabilne, jasne i przejrzyste.
Monika: Powrót do natury, lokalności i tradycji to silne trendy, o których można usłyszeć w publicznych dyskusjach. Analizują je przedstawiciele świata nauki i kultury, projektanci czy konsultanci biznesu. Jednak odpowiem dziś na to pytanie zupełnie prywatnie. Praca nad książką „Etnogadki” była dla mnie prawdziwą podróżą w czasie, ponieważ przeniosła mnie do świata dzieciństwa, a ono tak naprawdę nie mija nigdy. Prolog książki zaczyna się tak: „Dawno temu prawie wszyscy mieszkaliśmy na wsi”. W moim przypadku tak właśnie jest – choć teraz mieszkam w mieście, wciąż jestem z małej miejscowości. Właśnie stamtąd pochodzę i zawsze będę wracać, choćby we wspomnieniach – do domu. Dom to nie tylko miejsca, to także więzi silniejsze niż czas. Moja babcia nigdy nie używała zegarka. Nie dlatego, że go nie miała. Nie potrzebowała, bo wystarczyło, że spojrzała w słońce i już wiedziała, która jest godzina. Tę wiedzę wyniosła z własnego domu. Właściwie całe moje dzieciństwo i życie tych, którzy mnie wychowali, było bardzo ściśle związane z naturą. Praca nad książką „Etnogadki” tak naprawdę przeniosła mnie do świata, w którym zaczęło się moje życie. Dziś jestem już zupełnie inną osobą, nie umiem czytać ze słońca jak babcia. Jednak jej doświadczenia cały czas we mnie krążą. Chciałabym, żeby dzięki „Etnogadkom” ludziom chciało się podróżować do rodzinnych, być może symbolicznych już miejsc i aby zechcieli zabierać tam swoje dzieciaki. One wciąż mają szansę dowiedzieć się o sobie tak wiele, jeśli znajdziemy na to czas, opowiemy im, kim sami tak naprawdę jesteśmy, skąd pochodzimy i jakie są nasze wartości. To wiedza, której nie da się kupić za żadne pieniądze. To także cenny zasób, którego wciąż potrzebujemy – pokazały to poprzedzające książkę rozmowy z wieloma osobami.
Czy dzisiaj, w świecie technologii, konsumpcji, supermarketów, bezproblemowego dostępu do różnych dóbr, potrzebna jest nam wiedza o prapraświecie?
Witold: Współczesne tempo życia oraz to, że jesteśmy wręcz bombardowani wieloma informacjami, treściami, symbolami – wspiera modę na powrót do dawnych, często zapomnianych wartości i wzorców. Powstają nawet ruchy społeczne, które kierują nas ku źródłom. Dlatego tak chętnie sięgamy dziś do tradycji – słowa klucza, ale popartego poszukiwaniem tego, co było kiedyś, z nadzieją, że dotkniemy jakieś bliżej nieokreślonej prawdy o nas samych. Często nasyceni kolorytem kultury masowej, do której tęskniliśmy przez lata PRL-u, mamy trochę dosyć jej powierzchowności. Tym chętniej wracamy do rodzimych wzorców, nie traktując już ich jako sztucznych, „cepeliowych” czy wręcz „obciachowo” wiejskich. Ta „dawność„ daje nam poczucie swojskości, bezpieczeństwa w obcowaniu ze znanymi kodami kulturowymi, podtrzymuje tożsamość bycia z jakiegoś konkretnego miejsca w świecie.
Jak rozumieją Państwo hasło „mniej"? Czy ta książka jest również o tym?
Michał: Książka porusza tematy, które opisują między innymi życie, obyczaje i rzemiosło na dawnej, polskiej wsi. Tam minimalizm nie był wyborem tak jak dzisiaj. Kultura dawnej wsi to kultura niedoboru i właśnie ona była na porządku dziennym Wszystkiego było mniej, a jednak ludzie byli kreatywni, samowystarczalni i jeszcze umieli się przy tym bawić. „Etnogadki” są też o tym.
Monika: Kultura dawnej wsi opierała się na relacjach, ale była też niezwykle racjonalna. Nie było tam miejsca na marnotrawstwo. Nie wyrzucano jedzenia, a gospodarowano nim. Zepsute przedmioty były naprawiane, a każdy z nich pełnił określoną funkcję użytkową. Wszystko było po coś, nawet ozdoby, które – jeśli już się pojawiały – miały charakter symboliczny, a nie stricte dekoracyjny. Podobnie jak wszelkie ornamenty, które tworzono w oparciu o motywy wywodzące się z natury – prawdziwej skarbnicy inspiracji. Nie można ich było podejrzeć u influencerki na Instagramie. Nie było Facebooka, cyfrowego okna przez które codziennie podglądamy swoich sąsiadów, którzy tak jak my są mieszkańcami jednej wielkiej, globalnej wioski. Nie było sklepów on-line ani supermarketów, człowiek wszystko musiał umieć zrobić sam. Ten obowiązkowy minimalizm, wpisany w życie dawnych społeczności, oznaczał jednak coś więcej. Wzmacniał relacje i scalał grupę, co wymagało od jej członków autentyczności. Wszystko to dawało poczucie wpływu na swoją rzeczywistość, którą świadomie i optymalnie zarządzano. Współcześnie tęsknimy chyba właśnie za tym, a decydując się na „mniej”, tak naprawdę uciekamy przed chaosem – nadmiarem opcji, brakiem prywatności i życiem w wiecznym „niedoczasie”.
Dla kogo są „Etnogadki”?
Michał: W „Etnogadkach” odnajdzie się zarówno dziecko, jak i dorosły. Chcieliśmy stworzyć książkę, która zatrzyma ludzi na dłużej. Może wzrok naszych odbiorców pochłoną ilustracje, które poprzez swoje uszczegółowienie, nie pozwolą na zbyt szybką ucieczkę? Dzieci zazwyczaj nie kończą swojej przygody na przekartkowaniu i odłożeniu książki. Pytają, chcą dowiadywać się więcej. Właśnie dlatego „Etnogadki” tak dobrze nadają się do wspólnego czytania.
Monika: Stworzyliśmy książkę do czytania, ale też do doświadczania. Zadedykowaliśmy ją kilku pokoleniom – dzieciom, dziadkom i rodzicom. Michał i Witold zainwestowali w tę opowieść swój talent i wiedzę, ja „przetłumaczyłam” to wszystko na bajkę. Wyszłam też do odbiorców, wsłuchałam się w ich potrzeby. Świat „Etnogadek” – tych dawnych obrzędów i zwyczajów, pełen magii, zabaw i tajemnic natury to przestrzeń, w której wszyscy na nowo stajemy się dziećmi. Chcielibyśmy, aby nasi czytelnicy nauczyli się spoglądać w przeszłość, jednak tylko po to, by móc na nowo odkrywać teraźniejszość. Właściwie mogę śmiało powiedzieć, że „Etnogadki” to nie tylko książka dla najmłodszych. To opowieść dla każdego, kto chce odnaleźć w sobie wewnętrzne dziecko i odbyć podróż w czasie – do dawnych miejsc i ludzi, dzięki którym na nowo przypominamy sobie o tym, co ważne. Pamiętajmy też, że morał każdej bajki prędzej czy później wydostanie się poza kartki papieru i zacznie żyć własnym życiem. Nie inaczej jest z finałem „Etnogadek”. Liczymy, że to właśnie nasi odbiorcy dopiszą do tej historii prawdziwe zakończenie i skorzystają z bogactwa naszej tradycji po to, aby tworzyć jeszcze mocniejsze więzi i zwyczaje rodzinne.
Antek zadał już to pytanie, ale nie ukrywam, że mnie również interesuje praca ilustratora. Książka jest bardzo bogato ilustrowana, a ilustracje są bardzo szczegółowe... Czy można zrobić taką książkę i nadal ją lubić [uśmiech]? Domyślam się, że spędził Pan nad nią setki godzin... Czy „Etnogadki” śniły się Panu po nocach?
Michał: Nie, nie śniły mi się po nocach [śmiech]. Jednak praca nad tą książką była bardzo ciężka i wymagała ode mnie dużej uważności. Chcieliśmy mieć jak najbardziej szczegółowe ilustracje ze względu na ich fabularność, ale też ze względu na duży format książki. Gdybym poszedł na skróty i znacznie uprościł grafikę, stracilibyśmy cały efekt, a same sceny mogłyby wydawać się niedokończone.
Czy zawód etnografa jest potrzebny? Jakie zadanie spełnia dzisiaj?
Witold: Współczesny etnograf to nie tylko zbieracz opowieści, ale także etnolog, który interpretuje to, co widzi. To także antropolog kultury, który ma umiejętności tłumaczenia różnorodności świata. Jest często jedynym przygotowanym zawodowo specjalistą od odkodowania ukrytych znaczeń. Szkoda, że tak mało z jego wiedzy korzystają współcześni politycy, dziennikarze, którzy dość często manipulują opinią publiczną, rozmijając się z prawdą. Głównym zadaniem współczesnych etnografów – antropologów jest prowadzenie ciągłego międzykulturowego dialogu rozpiętego pomiędzy fenomenem różnych sposobów definiowania kultury rozumianej jako sposób życia ludzi (obyczaje, wierzenia, wartości, systemy pokrewieństwa, mity itd.), a poczuciem, że wszyscy na tej ziemi jesteśmy do siebie podobni. Dla etnografa nie ma bowiem kultur lepszych i gorszych, a podział na ludy cywilizowane i nie jest tragiczną konsekwencją bufonady kolonializmu i zarozumiałości europocentryzmu. Etnograf – etnolog – antropolog to dzisiaj (niezbędny dla zrozumienia złożoności świata i jego problemów, konfliktów) nauczyciel tolerancji i akceptacji tego, że jesteśmy sami tymi „innymi”. Antropologia jest nie tylko akademicką dyscypliną, to coś między misją, a powołaniem. Wie o tym każdy, kto się o nią choćby przez chwilę otarł. To narzędzie do poznania innych kultur, ale też wyjątkowe narzędzie do poznania siebie samego.
Rozmawiali: Maja Ruszkowska-Mazerant i Antek Mazerant (lat 12)
„Etnogadki, opowiastki o dawnych obrzędach i zwyczajach”
Autorzy: Monika Michaluk, Michał Stachowiak, Witold Przewoźny
Wydawcą książki jest ALBUS (www.albus.poznan.pl)
Zdjęcia. Sławek Jankowski
Cały artykuł jest dostępny bezpłatnie dla naszych zarejestrowanych czytelników.
ZAREJESTRUJ SIĘ
Zyskujesz bezpłatny dostęp do wszystkich treści PURPOSE – magazynu i portalu branżowego dla twórców sektora kreatywnego.
Wywiady z praktykami, artykuły poradnikowe, analizy, warsztaty. Dołącz do czytelników PURPOSE.
dołącz teraz
Zaloguj się
jeżeli już posiadasz konto.