Obudziłem się z przemożnym pragnieniem zrobienia czegoś pożytecznego. Nie było to czymś wyjątkowym, pracuję bowiem w firmie, której nadrzędnym CELEM jest robienie rzeczy pożytecznych. Przeszukałem więc przepastne archiwa „PURPOSE”, pełne dziwnych i niekonwencjonalnych pomysłów, których termin przydatności do użycia jeszcze nie nadszedł i znalazłem. Był to Plac Zasilany Zabawą, który wymyśliliśmy już jakiś czas temu, pamiętam było wtedy ciepło, więc co najmniej rok temu. Koncepcja była gotowa, lokalizacja przemyślana, wizualizacja stworzona, partner zaproszony do współpracy, brakowało tylko, jak zwykle... pieniędzy.

I tak mogłaby się skończyć ta historyjka, gdyby nie fakt, że do mojej dyspozycji, jak i do dyspozycji 718 960 innych mieszkańców Łodzi oddano 20 mln złotych w ramach budżetu obywatelskiego. Wizja pozyskania pieniędzy na realizację projektu była kusząca. Serce mówiło – zrób to, twój projekt jest naprawdę fajny i potrzebny – z drugiej strony odzywał się rozum, który szybciutko policzył, ile pieniędzy z budżetu obywatelskiego przypada na jednego mieszkańca – 27 złotych... Z pewnością więc się nie uda. Serce naciskało, rozum przekonywał.


I pewnie dyskusja ta trwałaby nadal, tak jak zwykle, gdy trudno podjąć decyzję, czy oddać się realizacji marzeń, czy twardo stąpać po ziemi, gdyby nie mały człowiek generujący każdego dnia prawdopodobnie więcej energii niż elektrownia w Bełchatowie. Antek mój syn – rzucił okiem na projekt pomiędzy biegiem z jednego pokoju do drugiego, skomentował, robiąc sobie przerwę przed kolejnym meczem piłki nożnej. A następnie wydał opinię, przerywając rozgrywany mecz w piłkę siatkową. – Podoba mi się, to kiedy będzie gotowy? – zapytał, a następnie po krótkiej chwili zastanowienia, otarciu spoconego czoła, dopytał ile energii mógłby wyprodukować na takim placu zabaw i za ile mógłby ją sprzedać. Nadał tym samym kolejną funkcję przedsięwzięciu, które wstępnie miało służyć do zabaw oraz edukacji ekologicznej. Zdałem sobie sprawę, że plac zabaw może zostać również miejscem, w ramach którego prowadzone będą zajęcia z zakresu edukacji ekonomicznej, podczas których dzieciaki nauczą się oszczędzania pieniędzy oraz ich racjonalnego wydawania. Nie mogłem więc nie złożyć projektu, skoro pozytywnie przeszedł wszystkie szczeble weryfikacji, również konsultacje wśród grupy docelowej.

Wydrukowałem wstępną, promocyjną wizualizację-ilustrację, krótki opis, szacunkowy kosztorys. Wystarczyło zebrać piętnaście podpisów ludzi, którym pomysł spodoba się równie mocno jak mnie... I tu o dziwo również obyło się bez problemów. Ogłosiłem w „Purpose” akcję zbierania podpisów i w dwa dni poparcie zgłosiło 38 osób. Co więcej, do „Purpose” przyszło wiele ciepłych komentarzy, zaproszono mnie do studia Programu Czwartego Polskiego Radia, gdzie opowiedziałem o koncepcji Placu Zasilanego Zabawą oraz o idei budżetu obywatelskiego, w ramach którego chcę projekt w Łodzi zrealizować.

Było przyjemnie, optymistycznie patrzyłem w przyszłość... do dnia, w którym zadzwonił telefon. Odebrałem, sympatyczna pani poinformowała mnie, że dzwoni z Zarządu Zieleni Miejskiej w  Łodzi w sprawie złożonego projektu i ma kilka pytań, które są ważne z punktu widzenia oceny projektu dokonywanej na poziomie urzędu. – Jak to? – pomyślałem – Najwyraźniej czegoś nie doczytałem, sądziłem, że to budżet obywatelski z naciskiem na obywatelski, a nie urzędniczy. Miła pani sprowadziła mnie jednak na ziemię, zadając serię precyzyjnych pytań. Pytanie pierwsze: gdzie dokładnie chcę ten plac zbudować, ponieważ nie dołączyłem mapy – cholera, faktycznie nie załączyłem mapy. Pytanie drugie: czy zamierzam wyciąć drzewa w parku, aby ten plac zbudować – matko, przecież to miał być plac zabaw ekologiczny, skąd w ogóle pytanie o wycięcie drzew? Pytanie trzecie: dlaczego nie dołączyłem szczegółowego kosztorysu wraz z charakterystyką urządzeń – no, bo przecież dopiero mają je zaprojektować studenci z Politechniki Łódzkiej oraz Akademii Sztuk Pięknych. Czwarte, już nie pytanie, a wyjaśnienie, zwaliło mnie z nóg. Miła pani poinformowała mnie, że jeżeli chcę, aby Plac Zasilany Zabawą robili obywatele miasta w moim przypadku studenci Politechniki, Akademii Sztuk Pięknych, to muszą najpierw wygrać przetarg...

Serce mówiło – nie przejmuj się, z pewnością kryterium wyboru wykonawcy projektu nie będzie jedynie najniższa cena, ale również pomysł, zaangażowanie potencjału naukowego i kreatywnego społeczności lokalnej. Z drugiej strony odzywał się rozum, który wie, że jedynym kryterium oceny projektów będzie najniższa cena, przecież to jest najłatwiejszy sposób weryfikacji oferty zdaniem urzędników... Kiedy więc Antek zapytał mnie ostatnio, czy plac powstanie, nie wiedziałem, co odpowiedzieć, chcąc odwrócić jego uwagę od sedna sprawy, przeprowadziłem z nim pierwsze zajęcia z ekonomii, zarządzania oraz wiedzy o społeczeństwie na przykładzie Placu Zasilanego Zabawą. Po ich zakończeniu jednak Antek znał już odpowiedź na swoje pytanie... Ja ciągle mam nadzieję.

Tekst: Maciej Mazerant, wydawca PURPOSE