Joanna Stasina. Producentka kreatywna, specjalistka od komunikacji


Czas czytania 15 minut

Joanna Stasina z wykształcenia jest pedagożką. Zawodowo zajmuje się wszystkim. Jest producentką wydarzeń performatywnych i ogólnie producentką kreatywną, a także specjalistką od komunikacji (PR, SM, z partnerami projektowymi) oraz od dotacji. Jest ekspertką w komisjach konkursowych, współautorką regulaminów konkursowych, uczestniczką procesów ewaluacyjnych. Prowadzi Jednoosobową Działalność Gospodarczą – Purple Parrot Joanna Stasina. Od lat związana z Teatrem Nowszym.

 

Mieszkam w Warszawie.

Z wykształcenia jestem pedagożką z dwoma specjalizacjami: animacji kultury i sportu oraz resocjalizacji z poradnictwem specjalistycznym.

Wykształcenie dało mi… Od pierwszego roku animacji mówiono nam, że będziemy specjalistami od tych relacji, których nie wypracowuje się zza biurka. Z kolei  na resocjalizacji podkreślano, że żadne studia nie nauczą nas diagnozy sytuacji życiowych z książek. Animacja kultury rozwinęła moją: empatię, radość, silną inicjatywność, kreatywność, twórczość, zdolności komunikacyjne i w budowaniu relacji, a resocjalizacja –  umiejętność dystansowania się, krytycznego myślenia i trzeźwej, wręcz zimnej oceny sytuacji.

Zdjęcie: Jakub PewińskiZ zawodu jestem… Zajmuję się wszystkim, czego w danej chwili trzeba. Jestem producentką wydarzeń performatywnych i ogólnie producentką kreatywną, a także specjalistką od komunikacji (PR, SM, z partnerami projektowymi) oraz od dotacji. Jako ekspertka w komisjach konkursowych, współautorka regulaminów konkursowych, uczestniczka procesów ewaluacyjnych zwracam silnie uwagę na myślenie o konkursach grantowych z perspektywy osoby, która ma doświadczenie w realizacji poszczególnych zapisów.

Mój zawód jest dla mnie sumą kolejnych myślników w PKD prowadzonej przeze mnie Jednoosobowej Działalności Gospodarczej – Purple Parrot Joanna Stasina.

W tym zawodzie nauczyłam się, opiekować sytuacjami. Wypracowałam sobie takie motto: „Problemy nie istnieją, a jedynie sytuacje, którymi trzeba się zaopiekować”.



Moi klienci to... Muszę przestawić się z myślenia „moi znajomi/przyjaciele” na „klienci”…

Najwięcej czasu w ciągu dnia poświęcam na... Jako freelancerka – na rozmowy przez telefon. Chociaż ostatnio podjęłam pracę etatową w Narodowym Instytucie Muzyki i Tańca, więc najwięcej czasu spędzam nad KPO DLA KULTURY.

Praca jest dla mnie przede wszystkim relacją między ludźmi, a dopiero na dalszym planie relacją między podmiotami.

Początki swojej pracy wspominam... Zaczęłam wcześnie, bo już w liceum. Pracowałam dorywczo jako fotografka ślubna, a dodatkowo po maturze i w trakcie studiów – w restauracjach i barach. Jeśli wolontariat to też praca, to od pierwszej klasy liceum podejmowałam się różnych kulturalnych i społecznych inicjatyw. Od pierwszego roku studiów na animacji kultury prowadziłam autorskie zajęcia fotograficzne w zakładach karnych… Gdy zaczęłam pacę etatową w instytucjach kultury, tuż po trzecim roku, spotkałam się z pierwszymi konkursami dotacyjnymi i to był przełom – projekty, które inicjowałam jako wolontariuszka, miały szansę otrzymać dotację. Natomiast do pracy w branży tanecznej trafiłam później, ale też nie z przypadku, gdyż taniec i performatykę miałam w programie studiów na animacji kultury – fakt, że tylko 3 lub 4 przedmioty, ale najwyraźniej wystarczyło. Śmieję się, że resztę zawdzięczam swojej neuroodmienności.

Zdjęcie: Bartek KrukZ pewnością nie jest to praca dla osób potrzebujących mieć silne poczucie bezpieczeństwa, przewidywalności i stabilności. Raz wypłata jest, raz nie ma… Czasem jest wysoka (po prostu relatywnie wyższa w stosunku do wypłat w branży kulturalnej), a czasem nawet przez kilka miesięcy na konto nie wpadnie nic, bo np. projekt niespodziewanie się opóźnił lub wniosek nie został doceniony przez komisję. Nie jest to praca dla osób nieodpornych emocjonalnie, mających kłopoty z komunikacją i relacjami. Jest to praca dla krótkodystansowców, karmiących się energią początku i na niej dociągających projekt do końca. Jest to praca dla tych, którzy – żeby lepiej funkcjonować i nie popadać w prokrastynację – potrzebują multizadaniowości.  

Moja rada dla zainteresowanych pracą w zawodzie, który wykonuję to... To jest zawód, którego moim zdaniem nie da się po prostu wyuczyć. Łapię się na tym, że nie określam tego, co robię, „zawodem”, lecz ogólnie „charakterem pracy”. Praca ma charakter pasujący do moich cech, możliwości i potrzeb. Dany „charakter” od razu ukierunkowuje, jakie kompetencje miękkie trzeba mieć w sobie, by sprawnie wykonywać kolejne zadania. Idąc tropem multizadaniowości, moją radą jest nie myśleć o zawodzie, bo to w moim odczuciu ogranicza albo po prostu określa. Jeśli potrzebujesz realizować się wielotorowo, to chyba nie ma takiego zawodu, który ci pozwoli na taką elastyczność „w skakaniu” od:

  • PR-u do produkcji, współtworząc z artystami na scenie;
  • marketingu i działań agencyjnych – sprzedaży wydarzeń, bycia managerem artysty/spektaklu – do zarządzania harmonogramami i budżetami,
  • elementów prawnych – np. prawa autorskiego – po dbanie, czy czegoś jeszcze nie potrzeba; czy są przekąski, woda i żelazko w garderobie i czy podłoga baletowa została przed występem umyta.

Zdjęcie: Bartek Kruk

Moje najważniejsze narzędzie pracy to telefon.

Gdybym nie robiła tego, co teraz, to pewnie już miałabym twórczą kwiaciarnio-herbaciarnię z „relaksarnią”, ale póki co ten pomysł czeka na „moją emeryturę”, bo… na emeryturę nie liczę w kontekście finansowym. Liczę, że do tego wieku jednak w zdrowiu dożyję, więc coś na niej trzeba będzie robić, więc jeśli powinie mi się noga, coś się wydarzy, przyjdzie prędzej czy później taki czas „podstarzałości energetycznej”, to moje marzenie sprzed lat stanie się planem B na życie od razu.

Dzień pracy zaczynam o… Jestem uzależniona od słońca i własnej energii w danej chwili, której najczęściej się poddaję. Wiosną i latem potrafię być skowronkiem i  komputer uruchomić już o 5:00 rano, ale im ciemniej, tym częściej zaczynam pracę o 9:00, a nawet 10:00. Brak słonecznej energii rekompensują mi slow poranki z kawą, ale wtedy pracuję do zdecydowanie późniejszej godziny – nawet do bardzo późna.

Zdjęcie: Kinga Ptak, MCK SOKÓŁNajtrudniejsze w mojej pracy są spadki poczucia własnej wartości i niewiele punktów odniesienia. Grupa zawodowa dopiero się klaruje; dopiero się określamy. Na ten moment to początek procesu, więc wolę pytanie opisowe „co robisz”, zamiast „jaki masz zawód”. Działam bardzo intuicyjnie, napędzam się szybko, jestem skuteczna, daję radę, ale najgorsze są momenty niestabilności. Czasem trzeba pójść do lekarza, czasem wyskoczy jakiś wydatek, zdolność kredytowa jest niemożliwością bo który bank… A z perspektywy sytuacji to może lepiej, bo… kiedy będę miała 3 miesiące pracy bez wypłaty, to jak spłacę cokolwiek? Najgorsza w tym charakterze pracy jest konieczność współzależności. Do niedawna wykonywałam tylko wolny zawód. Nie miałam szefa w tradycyjnym myśleniu hierarchicznym, który zapewni stałą wypłatę. Branża taneczna jest dość biedna, więc chcąc nie chcąc chowam czasem dumę i własne potrzeby w kieszeń, by częściowo, ale jednak, być zależną od swojego życiowego partnera. Mam szczęście, że mogę na niego liczyć – nie tylko finansowo. Jest dla mnie wsparciem.

Inspiracji szukam... Nie szukam – same przychodzą, a właściwie są przynoszone przez ludzi, z którymi rozmawiam. Mam taki talent czytania między słowami/zdaniami, w konsekwencji czego wiele „górnolotnych artystycznych” pomysłów sprowadzam na ziemię, urealniam. Jestem pragmatyczką – czasem to aż boli. Łączę fakty, myśli, skojarzenia. „Ubieram” je w harmonogram i budżet, nie potrzebując do tego już ani kalendarza, ani kalkulatora, bo mam to w już głowie ułożone. Nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli coś ma się wydarzyć, to się wydarzy i tyle. To już nie jest inspiracja, tylko plan.

Zdjęcie: Marta AnkiersztejnKonkurencja to dla mnie... Nie czuję konkurencji. Jeśli spotykam ludzi w podobnej sytuacji zawodowej, parających się podobnym charakterem pracy, to każde takie spotkanie traktuję networkingowo. Branża taneczna jest mała, a nas – osób producenckich – ledwo garstka. Tu funkcjonuje czysta współpraca, a nie konkurencja. W zeszłym roku pierwszy raz uczestniczyłam w spotkaniu sieci niezależnych producentów wydarzeń performatywnych, w ramach którego mówiliśmy o charakterze naszej pracy i zadaniach, a także określaliśmy, KIM JESTEŚMY i CO ROBIMY. W trakcie czułam się jak na spotkaniu grupy wsparcia, a nie „tylko” grupy zawodowej. Okazało się bowiem, że wszyscy mierzymy się z tymi samymi wyzwaniami, mamy podobne potrzeby i chcemy profesjonalizacji. Otwartość na siebie, budowanie więzi, integracja wokół celu... Tu nie ma mowy o konkurencji.

Nigdy nie zdobędę się na to, aby realizować projekty, które odczuwam jako szyte zbyt grubymi nićmi i realizowane przez osoby, którym nie umiem już zaufać.

Pierwsze zarobione pieniądze wydałam na zapas klisz do aparatu i wywołanie zdjęć, ale też na „wyprawkę na studia”: koc, pościel, trochę ciuchów, opłacenie stancji… Egzaminy maturalne zakończyłam już na początku maja, więc zostało mi prawie 5 miesięcy „wakacji”, które po prostu przepracowałam w restauracji oraz jako fotografka ślubna.

Spektakl Odyseja. Zdjęcie: Piotr NykowskiNajwiększy sukces... Pierwszy pozyskany grant – i to akurat z funduszy unijnych z pierwszego rozdania EFS 2007–2013. Nie wiem, czy realnie był to największy sukces, ale na pewno było to przełomowe wydarzenie.

Największa porażka to myślenie o sobie jako porażce w sytuacji największego kryzysu.

Nie wyobrażam sobie życia bez przyjaciół i telefonu.

Odyseja (w ramach Teatr Polska). Zdjęcie po lewej: Piotr Nykowski. Próba spektaklu Blisko Teatru Nowszego. Zdjęcie po prawej: Radek Lis Jako dziecko marzyłam by być dorosłą.

Po pracy to czas... Czasem na inną pracę, czasem na leżenie i gapienie się w sufit, czasem na spotkania z przyjaciółmi, ale najczęściej na gadanie o kolejnych projektach.

To, co lubię robić najbardziej, to chodzić po lesie i zbierać grzyby, chodzić po plaży i zbierać bursztynki, a na łące pleść wianki, jeść czereśnie i pluć pestkami na odległość.

Spektakl Odyseja. Zdjęcie: Piotr NykowskiJestem dumna z rozwoju Teatru Nowszego, który stworzyliśmy z przyjaciółmi. Jestem dumna z naszego zespołowego rozwoju i z tego, że wypracowaliśmy silne MY / NASZE. Cieszą mnie kierunki podejmowanych działań artystycznych, naukowych, badawczych, biznesowych. Aktualnie rozpoczynamy duży projekt we współpracy z Uniwersytetem Łódzkim – PEREBEL, w którym odpowiadam za komunikację. Niedługo wszystko ujrzy światło dzienne. Czuję, że to będzie nie tylko innowacyjna, potrzebna metoda, która połączy światy biznesu i nauki z artystami performatywnymi, ale też ideowo piękna.



Najważniejsza decyzja w moim życiu to przeprowadzka z Zielonej Góry do Warszawy ciut ponad 10 lat temu.



Największym szaleństwem w moim życiu było
podjęcie decyzji o pracy w branży tanecznej. W tym szaleństwie wiruję już 8. rok.

Zdjęcie: Tomasz ĆwiertniaNajważniejsze słowa, jakie usłyszałam… Nikt nie będzie pamiętał Twoich sukcesów, jeśli wydarzy się w Twoim życiu porażka. Ona zawsze przyćmi wszystko, co dobre. Aż za bardzo brałam je sobie to do serca, dopóki ludzie nie udowodnili mi, że jest zupełnie inaczej; że wszyscy jesteśmy po prostu ludźmi. Ale też faktem jest, że te słowa w przypadku bycia freelancerem brzmią swoją realnością dużo groźniej.

Chciałabym się jeszcze nauczyć rozwijać auto PR swojej małej jednoosobowej firemki, bo – jak to się mówi – „szewc bez butów chodzi”. Wypromuję cudze marki, a z własną mam jakąś blokadę, bo „tak niezręcznie” promować samą siebie... Budowanie marki osobistej od początku pojawienia się tego zjawiska/trendu i LinkedIna kojarzyło mi się z lekką pychą, wzrostem ego, mówieniem „jestem lepszy od innych”, a zarazem z taką postawą „samochwała w kącie stała”... Chciałabym się nauczyć przełamania w sobie takiego myślenia o sobie, bo przecież wszystkim dookoła mówię z pełnym przekonaniem i z poczuciem sensu, co mają robić, by prezentować swoje dorobki i sukcesy z jak najlepszej strony, dbając o szeroki zasięg.

Zdjęcie: Marta KaweckaMój kraj to dla mnie jeden z wielu na mapie.

Kultura jest dla mnie… I tu budzi się wrocławska niedoszła kulturoznawczyni [śmiech], bo to specyficzne, jak się później okazało, kulturoznawstwo w porównaniu do innych w Polsce. Cały program opiera się na jednej „złotej książeczce”  autorstwa założyciela tego kierunku, a zwłaszcza na najważniejszym cytacie: „kultura to sposób życia podług wartości”. Z perspektywy czasu, doświadczeń współpracy z biznesem, współpracy z NGOsami, instytucjami, to właśnie wspólnota wartości łączy ludzi we wspólnych projektach, czyli właśnie kultura.

Mój cel... W każdej pracy, w podejmowanym projekcie chcę widzieć misję i tworzyć wartości dodane.

 

Wysłuchała Maja Ruszkowska-Mazerant