Międzynarodowy Festiwal Tańca Współczesnego „Ciało/Umysł” po raz dziewiąty zaprasza na ponadtygodniowe spotkanie z tańcem współczesnym. Proszę powiedzieć, czy w tym roku nastawiają się Państwo bardziej na ciało czy umysł?

E.K. Przez ciało tancerza do umysłu widza! Tworzą oni między sobą nierozerwalną, integralną, harmonijną całość. Taniec ma sprowokować widza do refleksji. W tym roku szczególnie zachęcamy widzów, by spojrzeli na ciało z perspektywy tego, co się za tym ciałem kryje. A nie będą to tylko ciała pięknie wyrzeźbione, ale też odbiegające od klasycznego kanonu piękna.

Ważne miejsce mają znaleźć też inspiracje Chopinowskie.

A.Sz. W tym roku to niemal obligatoryjne, ale prezentujemy je w sposób przewrotny. Dwóch artystów z innych kontynentów i innych generacji. Kanadyjska choreografka, która ponad 30 lat temu zrewolucjonizowała świat tańca współczesnego, operująca językiem baletu klasycznego oraz Kentaro (japoński hip-hop).

Festiwal wychodzi już nie tylko na ulicę, ale szuka przestrzeni w prywatnych mieszkaniach czy pokojach hotelowych. Z czego to wynika?

N.S. Sztuka coraz częściej przedziera się do życia codziennego i zaciera granice między prywatnością a przestrzenią publiczną. Festiwal także wychodzi do widza: ulica, hotel, prywatne mieszkanie, czyli tam, gdzie zazwyczaj żyjemy, pracujemy, spieszymy do pracy. Tym razem w tych „codziennych” miejscach będzie coś innego. Coś, co wyrwie widza z codzienności.
Skąd jednak taki pomysł — na A Go!Go!Dance!?

M.P. To rozgrzewka przed festiwalem, 8-godzinny maraton tańca w czasie trwania ciszy nocnej (22:00–6:00), w oknie Nowego Wspaniałego Światu. Nawiązuje do pozowania/sprzedawania się/reklamowania w oknach amsterdamskiej dzielnicy czerwonych latarń (Red Light District), która co prawda w ostatnich latach zmieniła się, sprofesjonalizowała, i której brak dawnej spontaniczności, ale jej mit pozostał.
Po sukcesie pierwszej edycji Go!Go!Dance! w 2009 roku postanowiliśmy go kontynuować. Zaprosiliśmy warszawskich artystów, którzy zmierzyli się z czasem, ograniczoną, specyficzną przestrzenią i podglądającym ich przypadkowym widzem. Ekshibicjonistyczna forma występów miała na celu zmuszenie odbiorców do zastanowienia się nad rolą tancerza współczesnego w polskim społeczeństwie.

 

Festiwal to nie tylko pokazy tańca, to również spotkania, wykłady i panele dyskusyjne. W jaki sposób dobierali Państwo tematy?

J. Sz. Tematy paneli przedstawiają ogólne idee, które inspirują wybranych artystów naszego festiwalu w ich pracy artystycznej. Zależało nam na dwóch aspektach — ukazaniu odmiennych wizji ciała niż te znane z mediów i obrazów popkultury, renegocjacja kanonów piękna i ideałów cielesności oraz rozmowa o doświadczeniu odbioru innych niż sceniczne formy spektakli (w przestrzeni miejskiej i w hotelu).

W ostatnich latach taniec zyskał mocno na popularności, chociażby przez telewizyjne show. Jak Państwo odnoszą się do tego fenomenu?

E.K. Żyjemy w epoce przeintelektualizowania, stąd taka ogromna potrzeba rozrywki, przyjemności, a telewizyjne show to umożliwiają. Widz staje się jego biernym uczestnikiem, niemal zakładnikiem. Przeżywając cudze emocje, oczyszcza się ze swoich problemów. My proponujemy inny rodzaj „oczyszczenia” — poprzez konfrontację i „aktywne” zmierzenie się z problemem. Nie pozostawiamy widzów obojętnych wobec poruszanych przez nas tematów.
Innym problemem jest styl, jaki jest prezentowany przez TV-show. Większość prezentowanego w telewizji tańca jest związana ze sportem, tresurą, a nie sztuką, ale od czegoś trzeba zacząć [uśmiech]. Każda forma ekspresji nieszkodliwa dla zdrowia albo drugiego człowieka jest cenna, ale bardziej wyrafinowanych form należy szukać na Festiwalu C/U.

Jak już wspomnieliśmy, Festiwal realizowany jest po raz dziewiąty. Mają więc Państwo sporo doświadczenia w spotkaniach z tancerzami i choreografami. Czy łatwo jest być tancerzem lub choreografem w Polsce? Na festiwalach zawsze wszystko wygląda ładnie, jak jest jednak na co dzień?

K.O.K.
Od lat środowisko w Polsce walczy o to, by powstawały instytucje, które będą systematycznie wspierać rozwój tańca, ale to duży kraj z małą świadomością tej dziedziny sztuki . Warszawscy artyści wciąż nie mają warunków do pracy studyjnej czy tworzenia premier. Nie ma ani jednego(!) teatru w stolicy, który regularnie prezentowałby taniec współczesny, na czym traci nie tylko artysta, ale też widz. Choć ostatnio, trzeba przyznać, coś drgnęło. Minister kultury powołuje Instytut Muzyki i Tańca, który ma szansę zapoczątkować przyjazny okres dla tańca. Po boomie polskiego teatru, sztuk wizualnych i muzyki liczę, że przyszedł czas na taniec.

Czy budżet festiwalu to w większości gaże artystów?

A.Sz. Marzę o tym! Gaże dla artystów to poważna kwota w naszym budżecie. Taniec w Warszawie nie ma jednak swojej przestrzeni, siedziby, swojego domu. Z tego powodu duża część budżetu idzie na wynajem teatrów i techniki niezbędnej do spektakli. Istniejąca infrastruktura teatrów jest zacofana i każdy nasz spektakl wymaga dodatkowego sprzętu, często sprowadzanego z zagranicy. Trzeba pamiętać, ze taniec jest bardziej sztuką wizualną niż teatralną. Operuje multimediami, efektami świetlnymi i wzmocnioną akustyką.

Korzystają Państwo z wsparcia finansowego Miasta Stołecznego Warszawy. Czy to wsparcie pokrywa cały koszt przygotowania festiwalu?

E.K. To kolejne marzenie..., ale osiągnęliśmy stabilizację. W zeszłym roku, po 15 latach „tułaczki”, otrzymaliśmy w drodze konkursu 3-letni grant z Miasta Stołecznego Warszawy na realizację Festiwalu 2009–2011. Mamy jednak ogromne ambicje, bo taniec jest wciąż najprężniej rozwijającą się dziedziną sztuki na świecie. Chcemy pokazać jak najwięcej, chcemy wypełnić tę lukę w edukacji, stąd ogromne starania o dodatkowych partnerów. Wspierają nas Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, mamy grant EU oraz kilku partnerów: instytutów kultury i ambasad.

 

Ile czasu zajmuje przygotowanie takiego przedsięwzięcia? Ile osób nad nim pracuje i czym się zajmują?

A. Sz.  Zaczęłam rozmowy dotyczące roku 2012. Ścisły team C/U to 3 osoby, które w miarę zbliżania się edycji rozrastają się w kilkunastu osobowy zespół.

Zaprośmy więc czytelników „Purpose” na festiwal. Jakie wydarzenie szczególnie Państwo polecają?

K.O.K. Widziałam dużo spektakli na różnych scenach, na ulicach miast i nawet byłam w domowym teatrze. Ale w hotelu? Jeszcze nie. I jeszcze nikt nie grał tylko dla mnie. Dlatego nie mogę się doczekać wizyty w hotelu Grand Mercury na spektaklu norwesko-japońskiego kolektywu Deepblue przeznaczonym dla jednego widza. To projekt site-specific, czyli ściśle związany z miejscem, w którym jest prezentowany. Autorzy za pomocą środków filmowych budują łączność między wydarzeniami, które zaszły w pokoju hotelowym w przeszłości, a teraźniejszością, w której przebywa widz. Brzmi zachęcająco?

A.Sz. Pociąga mnie i Sciarroni ze swoją poruszającą choreografią dla karlicy i młodego przystojnego tancerza, i Dubois z dużą determinacją wydobywający taniec ze swojego obłego ciała

N.S. …i spektakl francusko-austriackiego zespołu Superamas, w którym występują warszawscy wolontariusze, którzy zgłosili się do projektu

M.P. …i Marie Chouinard z zespołem przepięknie wyrzeźbionych tancerzy, którzy każdym mięśniem czują muzykę.

E.K. Lubię też sam festiwal — jego atmosferę, spotkania z artystami z całego świata, spotkania z krytykami i krytykantami, rozmowy o tańcu i o następnym festiwalu.

Na pytania odpowiedział team C/U: Edyta Kozak, Anna Szaniawska, Joanna Szymajda, Kasia Orzeszek-Koroblewska, Natalia Starowiejska, Gosia Pianowska

Rozmawiała: Maja Ruszkowska-Mazerant