Relacje
Ekosystem odpoczynku w małej wsi na Polesiu
Słowo od Redakcji:
Z potrzeby zatrzymania się, odpoczynku od miejskiego pędu i tęsknoty za prawdziwym kontaktem z naturą narodził się „Przystanek Podolanka” – miejsce, które miało być tylko pomysłem na chwilową ucieczkę od codzienności, a stało się przestrzenią spotkań, regeneracji i lokalnych odkryć. Wschodnia Polska – wciąż nieodkryta dla wielu – okazała się idealnym tłem dla stworzenia agroturystyki z duszą. Kasia Domańska i Sebastian Baliński, inspirowani gruzińskim glampingiem, dziecięcymi wspomnieniami z wakacji u babci i zapachem jaśminowca, postanowili przywrócić sens codzienności – i być częścią nowej wspólnoty.
Często myślimy, że urlop organizujemy sami. A co, jeśli za naszym idealnym odpoczynkiem stoi sieć lokalnych pasjonatów, rzemieślników i sąsiadów? Przeczytaj jak lokalna wspólnota pomaga nam w zapewnieniu wyjątkowych doświadczeń naszym gościom.
Historia powstania Przystanku Podolanka
Pomysł na agroturystykę w naszej głowie zrodził się już dawno. Na rodzinnych spotkaniach często rozmawialiśmy o tutejszej interesującej historii, dzieliliśmy się ciekawostkami i ekscytowaliśmy się nowymi inicjatywami. Wiedzieliśmy, że to ciekawy region. Równocześnie znajomi pytali nas, co tu na wschodzie można zobaczyć. Uświadomiłam sobie wtedy, że region, z którego pochodzę, to wciąż biała plama na mapie – w przeciwieństwie do już znanego Podlasia. Widzieliśmy też rowerzystów, którzy przejeżdżają trasą Green Velo. Niestety w pobliżu nie było zbyt wielu alternatyw na nocleg. Pomyślałam, że warto otworzyć miejsce, w którym będzie można odpocząć. Szybko okazało się, że zaczęli nas odwiedzać nie tylko rowerzyści, ale i inni goście poszukujący odpoczynku. Mieliśmy gości z całej Polski, a nawet z Sycylii, Urugwaju, czy Abu Zabi.
Od początku przyświecał nam plan by Przystanek Podolanka był nie tylko komfortowym miejscem noclegowym, ale także miejscem, które pozwala poznać okolicę, pomaga doświadczyć lokalnej kultury i umożliwia spróbowanie tutejszych smaków. Naszą początkową inspiracją był glamping w Gruzji, który planowaliśmy odwiedzić podczas urlopu. Ostatecznie nie udało nam się tam dojechać. Jednak pozostała nam w głowie wyjątkowość tych krajobrazów w połączeniu z prostotą projektu glampingu. My nie mieliśmy gór, ale mieliśmy nasze podolańskie łąki, lasy i obrazy, które towarzyszyły mi podczas wakacji u babci w Podolance wiele lat temu.
Kiedy rozpoczęłam przerwę od pracy etatowej i przyjechałam z Łodzi tu do Podolanki by się zregenerować, to uświadomiłam sobie, że nigdzie tak dobrze mi się nie odpoczywa. Wspaniale było posiedzieć z kawą na dębowym schodku, zachwycać się zapachem kwitnącego właśnie jaśminowca, pojeździć rowerem gdzie oczy poniosą i wracając wypić niespiesznie oranżadę pod sklepem. Miałam poczucie, że wielki świat jest gdzieś indziej, a tu życie toczy się własnym, bardziej naturalnym rytmem. To wtedy doszłam do wniosku, że to TEN moment by zacząć.
Pracując wiele godzin przy komputerze oboje z Sebastianem czuliśmy, że nie robimy nic namacalnego. Ciągle musieliśmy się spieszyć. A czas uciekał nam przez palce. Brakowało nam też łączności z naturą, gdzie możemy doświadczyć pór roku (czy nawet cykliczności dnia), obserwując jak najbliższe otoczenie zmienia się wokół nas. Przy okazji mogąc korzystać z jego dobrodziejstw - jedząc świeże owoce i warzywa prosto z pola, czy zbierając grzyby zaraz po wyjściu z domu. Później okazało się, że chodziło nie tylko o naturę, a przestrzeń na relację z drugim człowiekiem. Z pracy przy komputerze w pełni nie zrezygnowaliśmy, ale teraz wygląda ona zupełnie inaczej.
Nasz mikroregion
Choć formalnie znajdujemy się na Polesiu Zachodnim, część mieszkańców uważa, że to już Południowe Podlasie. Nazwy województw, które powstały niespełna 30 lat temu to jedno, a krainy kulturowo- historyczne to drugie. Dlatego jeśli zapytasz kilka osób stąd: „Jak nazywa się ten region?”, prawdopodobnie usłyszysz różne odpowiedzi. I zapewne każda z nich będzie prawdziwa.
Tutejsza tożsamość dodatkowo ma charakter pogranicza, dlatego czasem trudno jednoznacznie określić, gdzie dokładnie przynależymy. Od dawna spotykały się tu różne kultury, narody i religie – unici, prawosławni, katolicy i muzułmanie – a ślady tej różnorodności są widoczne do dziś. Wspomnieć można choćby niedaleki tatarski Mizar w Zastawku (to zaledwie 3 km) z najstarszym w Polsce nagrobkiem muzułmańskim, czy cały czas działającą neounicką parafię w Kostomłotach – jedyną już taką na świecie. A trochę dalej – przebiega naturalna granica – rzeka Bug – oraz państwowa, z Białorusią. Poruszając się na południe wzdłuż Bugu dotrzecie do katolickiego sanktuarium w Kodniu i urokliwie położonego monasteru w Jabłecznej. Na przestrzeni lat obszar ten doświadczał wielu zmian administracyjnych i związanych z nimi przesiedleń ludności. O tym, że nie jest to taka dawna historia świadczy to, że nasi dziadkowie robili jeszcze zakupy na targu w Brześciu w granicach Polski.
Ostatnio na jednym z festynów usłyszałam od założycielki koła gospodyń wiejskich z miejscowości Łęgi piękną historię o tym jak, kiedyś na okolicznych, nadbużańskich łąkach mieszkańcy zbierali się by wspólnie bawić się przy ognisku urządzając „tańczyska”. Nie miało znaczenia to, po której stronie Bugu mieszkasz. Te różne światy cały czas się przenikały.
Dowodem na to jest między innymi wspólny język – chachłacki. To mieszanka gwar z dużym wpływem polskiego, białoruskiego i ukraińskiego. Pamiętam starsze osoby, które świetnie mówiły w tym języku. Nasza babcia do dziś lubi wtrącać powiedzenia lub pojedyncze słówka np. oboje raboje ‘jednakowi, tacy sami’, bieri nie rozbieri ‘do ładu nie dojdziesz’. Obecnie mówi w nim jeszcze około 20-30 tys. osób.
Szlaki i ścieżki
Nasz region czyli Polesie Zachodnie jest bardzo mało rozporomowany turystycznie, a ciekawych miejsc i ludzi z pasją nie brakuje. Potrzeba tylko czasu i chęci aby do nich dotrzeć. Dlatego postanowiliśmy stworzyć autorski przewodnik dla naszych gości.To spis rekomendacji i poleceń odnośnie tego, co można robić w okolicy i jakich wydarzeniach warto wziąć udział. Są też nawiązania do historii i opowieści o naszych lokalnych smakach.
Większość przetestowaliśmy sami lub z naszymi przyjaciółmi jeszcze przed oficjalnym wystartowaniem agroturystyki. Słuchamy też rodziny, sąsiadów i znajomych jak spędzają wolny czas. Obserwujemy relacje z podróży i lokalne źródła informacji: gminne ośrodki kultury, prasę, restauracje, profile kół gospodyń wiejskich. Bywamy na lokalnych wydarzeniach jeśli czas nam na to pozwoli. Z pewnością mamy jeszcze wiele do odkrycia.
Teren dawnego folwarku
Miejsce, w którym założyliśmy naszą agroturystykę znajduje się na skraju wsi Podolanka. To teren dawnego folwarku naszego pradziadka – Podolańskiego Dworu. To miejsce i gospodarstwo obok są w rodzinie już od ponad 100 lat. W zbiorach archiwum w Lublinie, zachowały się stare mapy folwarku. Przypadkowo odkryłam, że niektóre nazwy pól czy lasów zapisane cyrylicą na tych mapach, są nadal przez nas stosowane. Uświadomiłam też sobie, że zagospodarowując teren w pobliżu glampingu wracamy do dawnych układów łąk.
Budowa glampingu
W trakcie budowy naszego glampingu różne osoby dorzuciły swoją cegiełkę. Nieocenione było wsparcie naszych bliskich i sąsiadów. Na początkowym etapie dużym wsparciem były też dla nas porady od zaprzyjaźnionej pary, która również prowadziła agroturystykę w naszej okolicy i chętnie dzieliła się z nami swoimi doświadczeniami. Budowa nie była tylko zwykłą pracą fizyczną, ale też przyczyniła się do budowania relacji. Rzadko udawało nam się znaleźć jakiś gotowy pierwowzór tego, co chcemy zbudować. Debatowaliśmy więc na bieżąco nad kolejnymi krokami, przecierając szlaki, a każdy z naszego zespołu dawał coś od siebie.
W budowie glampingu Przystanku Podolanka postawiliśmy na rzemieślniczą pracę. Wykorzystaliśmy naturalne, lokalne materiały (często z recyklingu). Jednym z naszych głównych materiałów jest drewno, które pozyskujemy z własnego lasu lub z lokalnego tartaku. W naszym prysznicu znajdziecie lokalne materiały, drzwi ze starego domu w sąsiedniej miejscowości, misę po babci, a nawet inspiracje naszymi podróżami do Azji.
Podczas budowy drewnianego tarasu, prysznica i mebli ogromną pracę wykonał tata Jerzy i pan Jurek mieszkający po sąsiedzku w Podolance. Dużym wsparciem był też Włodzimierz (tata Sebastiana) - wspólnie zbudowali miedziany prysznic z prostych miedzianych rurek, które kupili w zaznajomionym sklepie hydraulicznym.
Ciocia Ela dostarczyła nam rośliny z własnego ogródka, które posadziliśmy wokół tarasu. Siostra przygotowała autorską ceramikę i pomogła mi skompletować namiotową biblioteczkę. A kuzynka dopingowała nas i przesyłała inspiracje.
Z czasem tradycją stały się miłe pozdrowienia na ulicy, rozmowy o tym jakie to grzybki teraz rosną, czy dzielenie się warzywami, które aktualnie rosną w ogródku. Zdarzało nam się wybrać z panem Jurkiem na wspólne grzybobranie. Poznaliśmy podolańskie leśne ścieżki, których próżno szukać na mapach.
Usłyszeliśmy historie związane z lokalnym folklorem (wiemy już gdzie w lesie “straszy”). Tata Jerzy opowiedział nam dużo ciekawostek o tym, jakie przetwory kiedyś robiła babcia, do czego wykorzystywała dzikie gruszki „ulęgałki”, suszone jagody, czy borówkę brusznicę.
Lokalny biznes i wspólnota
Zauważyliśmy, że lokalny biznes działa trochę inaczej niż to, co znamy z miasta. Opiera się przede wszystkim na rozmowach, szacunku i wzajemnej pomocy. I te rozmowy mają duży sens. Są źródłem wiedzy o świecie, mogą dawać wsparcie i czasem nawet pomóc w trudnej sytuacji. Transakcja jest jedynie jednym z elementów całej interakcji. Rzadko udaje się nam się kupić coś „od ręki”. Warto umówić się nawet z niewielkim wyprzedzeniem ponieważ rzemieślnicza praca wymaga czasu. Dzięki temu nic się nie marnuje, a wszystkie produkty są świeże.
Smaki regionu
Jesteśmy fanami dobrego jedzenia. Wybierając kierunki naszych podróży, podświadomie myślimy też o jedzeniu. Dlatego też poświęcamy dużo czasu by znaleźć perełki i w naszej okolicy. Każdy produkt, który można spróbować w Podolance ma swoją historię, za którą stoi konkretna osoba: jajka od wiejskich kurek, kozia ricotta z Koziej Zagrody, leśny miód, domowa kombucha, przetwory, nadbużański kwas chlebowy, grzybki zbierane w sąsiednim lesie, świeże warzywa, sękacz pieczony przez kilka godzin na ogniu, czy domowe pierogi z jagodami. Do tego świeże kwiaty z ogródka. Wiele warzyw, wiejskie jajka, czy kwiaty na stole pochodzą od babci i cioci Basi, które uprawiają wspaniały ogródek kwiatowo-warzywny.
Bardzo polecamy też kiszone ogórki taty Jurka, które mają tu długą tradycję. „Terespolskie ogórki” już w okresie dwudziestolecia międzywojennego były znane w wielu krajach na świecie. Ogórkami zajmowali się nie tylko mieszkańcy Terespola, ale i okolic. Kiszenie często odbywało się z wykorzystaniem starorzeczy Bugu i innych zbiorników wodnych. Ogórki kiszono w drewnianych beczkach, a beczki zatapiano w wodzie na kilka miesięcy. Takie ogórki robili też moi dziadkowie. Dziadek miał ciężarowe auto marki ZIŁ i jeździł z zamówieniami po całej Polsce. Historię terespolskich ogórków można poznać w lokalnym muzeum Prochownia Terespol, które z całego serca polecamy.
Z przyjemnością robimy też zakupy na lokalnych ryneczkach. Wyszukujemy tych sprzedawców, którzy mają tylko kilka słoiczków przetworów, pomidory z własnego ogrodu, twaróg krowi, taki jak kiedyś robiła babcia. Zdarzają się też mniej popularne produkty, jak marynowany dereń, według staropolskiego przepisu, który wygląda tak jak oliwki.
Letnicy jako wspólnota
Odwiedzający nas goście również stają się częścią tej wspólnoty. Mają też wpływ na kształtowanie Przystanku Podolanka. Odwiedziło nas wielu znajomych i gości, którzy byli pierwszy raz w tym regionie Polski. Otrzymaliśmy wiele wsparcia i cennych wskazówek. Staramy się wdrażać je na bieżąco. Dzięki temu z każdym kolejnym pobytem jest bardziej komfortowo, a nasi goście wyjeżdżają zadowoleni.
W zeszłym roku z okazji urodzin malarza ludowego z naszych okolic Bazylego Albiczuka, nazywanego „podlaskim Nikiforem” zorganizowaliśmy piknik w parku przy Muzeum Południowego Podlasia. Później razem zwiedziliśmy wystawę prac malarza. Na spotkanie przyszli nie tylko nasi goście i przyjaciele, ale i osoby, które miały okazję osobiście poznać pana Bazylego. Wspaniale było spędzić wspólnie czas.
Dzięki wtopieniu się w lokalną społeczność i aktywnym uczestniczeniu w jej życiu, czujemy, że stajemy się częścią małego lokalnego ekosystemu. Dzięki niemu wiemy, co możemy polecić naszym gościom - gdzie warto pójść na kajaki, gdzie kupić naturalne sery kozie, wybrać się na festyn czy umówić się na unikalne wydarzenie – spływ Bugiem na wschód lub zachód słońca. Czasem to najprostsze czynności sprawiają, że odpoczywamy i mamy piękne wspomnienia. Wspólne zbieranie grzybów, opowieści o mieszkańcach pobliskich lasów, spontaniczne odwiedziny kotków w naszej stodole, czy śniadania pod drzwi namiotu przyniesione z naszymi pieskami stają są najlepszą rozrywką dla dzieci. Dzięki takim atrakcjom nasi letnicy zanurzają się w lokalności, a wypoczynek nie jest wyjazdem all inclusive, który znaliśmy do tej pory, a namiastką doświadczenia lokalnego życia. Jak to fajnie napisał zespół Slow Hop – to polskie all-inclusive w wersji slow travel.
Warto wiedzieć, że agroturystyka i małe, rodzinne pensjonaty zatrzymują w regionie do 90% wydatków ponieważ znaczna część wydatków na noclegi, wyżywienie, atrakcje turystyczne oraz zakupy produktów lokalnych wraca do społeczności, wspierając jej przedsiębiorczość i rozwój. W przeciwieństwie do wakacji typu all-inclusive w dużych hotelach w lokalnej społeczności zostaje zaledwie 5-20%, a reszta jest przekazywana do niezwiązanych ze społecznością podmiotów.
Podsumowanie
Podejrzewamy, że nie wprowadzając zmian w naszym życiu, nie moglibyśmy nauczyć się tak wiele. Zbudowaliśmy międzypokoleniowe więzi. Spędziliśmy więcej czasu z naszymi bliskimi. Uczymy się robić przetwory z tego co rośnie w okolicy. Dużą część dnia w sezonie spędzamy na dworze i jesteśmy w ruchu. Zauważyliśmy też, że tworzone przez nas miejsce ma nie tylko pozytywny wpływ na nas, kiedy widzimy namacalne efekty naszej pracy. Ale i na lokalnych wytwórców, czy mieszkańców. A planów mamy jeszcze dużo. Przed nami renowacja naszego starego spichlerza!
Tekst: Katarzyna Domańska i Sebastian Baliński
pomysłodawcy Przystanku Podolanka
Zdjęcia: Katarzyna Domańska i Sebastian Baliński
Zobacz więcej: instagram.com/przystanek.podolanka
Rezerwacje: >>TUTAJ<<
ZAREJESTRUJ SIĘ
Zyskujesz bezpłatny dostęp do wszystkich treści PURPOSE – magazynu i portalu branżowego dla twórców sektora kreatywnego.
Wywiady z praktykami, artykuły poradnikowe, analizy, warsztaty. Dołącz do czytelników PURPOSE.
Zaloguj się
jeżeli już posiadasz konto.
Zobacz numery archiwalne

nr 87 Kwiecień 2025
temat numeru:
WSPÓLNOTA
< spis treści
Od Redakcji
Wstęp
Planowanie przyszłości
Przyszłości są mnogie. I wspólne - tekst: Edyta Sadowska, doktorka nauk społecznych, futurolożka, innowatorka
Profilaktyka
Zerwij maskę - kampania społeczna Anety Kosin
Rozwój zawodowy
Czy da się naprawdę zbudować organizację turkusową? - rozmowa z Maciejem Leonardem Żybulą
Relacje
Ekosystem odpoczynku w małej wsi na Polesiu - Kasia Domańska i Sebastian Baliński, pomysłodawcy Przystanku Podolanka
Nowy artykuł
Publikacja październik 2025
Nowy artykuł
Publikacja październik 2025