David Kaszlikowski. Fotograf gór


Czas czytania 7 minut

David Kaszlikowski – utytułowany fotograf, którego zdjęcia są publikowane na całym świecie. Alpinista-eksplorator, autor wielu nowych, wielkościanowych dróg wspinaczkowych od Malezji po Grenlandię, od Alaski po Maroko. Oryginalny „polski Spiderman”, jako pierwszy Polak, bez asekuracji, wspinał się na drapacze chmur. Instruktor wspinaczki i przewodnik wypraw.

Mieszkam w lesie. Z dala od żywiołów, które kocham. Las jest spokojny i „nudny”, ale wierzę, że to dobra baza dająca wytchnienie przed górskimi wyprawami.

Z wykształcenia miałem być dziennikarzem po naukach politycznych. Nieco późno odkryłem jednak, że mam bardziej artystyczne zainteresowania, więc któregoś dnia z zajęć wyszedłem i już nie wróciłem.

Z zawodu jestem... Fotografem? Wspinaczem? Przewodnikiem wypraw? Ostatnio wymyślam i prowadzę fajne wyprawy na pustyni i w górach. Głównie w Jordanii, ale także w Turcji, Maroku czy Malezji, gdzie jest jeszcze sporo, mało znanych, sekretnych miejsc.  

Mój zawód daje mi sporo radości. Lubię dzielić się swoimi odkryciami, przeżywać wspólne przygody z moimi gośćmi i oczywiście robić dla nich zdjęcia (choć na te ostatnie czasem długo czekają).



W tym zawodzie nauczyłem się, że dobre słowo, uśmiech, rozwiązują większość problemów. Choć kasa też sporo załatwia.

Moi klienci to przeważnie ciekawi ludzie, prowadzący świadome, pełne wrażeń życie. Spędzamy razem fajny czas.

Najwięcej czasu w ciągu dnia poświęcam na pierdoły. Muszę to zmienić.



Praca ma mi sprawiać satysfakcję. Może być ciężka, ale koniecznie rozwijająca. Gdy zaczynam czuć, że coś nie ma sensu to czas na zmianę.

Początki mojej pracy to mozolna inwestycja w to, by pasja stała się zawodem (wtedy była to fotografia). Po latach moje zdjęcia odnajduję w książkach na całym świecie, od Chin po Meksyk, Turcję, Grecję  czy Francję… W Polsce publikuje niewiele.

Z pewnością to, co robię, nie nadaje się dla ludzi szukających tylko kasy.



Moja rada dla zainteresowanych pracą w zawodzie, który wykonuję to... Nic co robiłem i robię zawodowo, nie działa w oderwaniu od pasji. Najpierw jest własny rozwój, tysiące godzin edukowania się w tym co mnie żywo obchodzi, a potem, czasem, przychodzi pieniądz.

Moje najważniejsze narzędzie pracy to głowa. [uśmiech]

Gdybym nie robił tego, co teraz, to pewnie już bym nie żył. Moja droga 10 lat temu prowadziła mnie w kierunku profesjonalnego alpinizmu. To piękna i śmiertelna pasja. Odejście od tamtych planów i marzeń (wcale nie dobrowolne) kosztowało mnie wiele. Chcę wierzyć, że wyszło to na dobre.



Dzień pracy zaczynam kiedy muszę, kiedy chcę. Często oglądam świt słońca daleko na Pustyni Arabskiej.

Najtrudniejsze w mojej pracy są długie godziny przed komputerem. Edytowanie zdjęć, organizacja, pisanie ofert… Nie cierpię tego, i ja, i mój kręgosłup.

Inspiracji szukam nieoryginalnie, w necie. Choć mam wrażenie, że niektóre rozwiązania, myśli i decyzje już dawno w nas siedzą. Potrzebują jedynie katalizatora, może oddechu, by wypłynąć.



Konkurencja to dla mnie… Nie myślę o niej. Robię to co chcę i w wymiarze, który mi odpowiada.

Nigdy nie zdobędę się na to, aby zwalczać konkurencję (czyli ludzi) złym słowem czy pomówieniem. Doświadczyłem tego boleśnie i do dziś  nie mogę zrozumieć ludzkiej podłości.

Pierwsze zarobione pieniądze wydałem na (prawie) sprawny samochód. Od razu pojechaliśmy nim na wspinanie  do Francji.



Największy sukces to życie poza sztucznie wykreowanym, narzucanym nam „systemem”.

Największa moja porażka to nieumiejętność dostosowania się do tego systemu.

Nie wyobrażam sobie życia bez szczerych ludzi wokół.



Jako dziecko marzyłem o swobodzie, o wolności, o tym by „nikt mi nie narzucał, co mam myśleć i mówić”. To ostatnie to cytat z nadchodzącego filmu Elizy Kubarskiej, o naszej największej himalaistce – Wandzie Rutkiewicz.

Po pracy to czas... Mam problem z czasem, który ucieka coraz szybciej, i z rozróżnieniem co jest pracą, a co czasem wolnym. To chyba typowa bolączka freelancerów.

To, co lubię robić najbardziej to... wypatrywanie, czasem chaotycznych, uciekających obrazów, które mogę zamknąć w jednym uporządkowanym kadrze fotograficznym.  



Jestem dumny z mojej rodziny. Dookoła sami przyzwoici ludzie.

Najważniejsza decyzja w moim życiu
była, chyba, przypadkowa. Na początku lat 90. poszedłem z kolegami na ściankę wspinaczkową (wtedy w Polsce było ich może z 5) [uśmiech].  Wszystko, co robiłem od tamtego dnia, było związane ze wspinaczką. Nawet fotografia, bo niedługo potem, zacząłem pracować jako jeden z pierwszych w Polsce fotografów wspinaczki. Choć trudno w to dziś uwierzyć, nie było wtedy na rynku, zbyt wielu dobrze wykonanych zdjęć z gór.

Największym szaleństwem w moim życiu było… Szaleństwo to fajna sprawa. Brakuje mi szaleństw i zdecydowanie za mało mam ich na koncie.



Najważniejsze słowa, jakie usłyszałem… „Rzeczy wydają się niemożliwe, aż przychodzi ktoś, kto o tym nie wie i je robi”. Internet przypisuje je na przemian Mandeli lub Einsteinowi. Myślę sobie, że trzeba wspierać młodych „którzy jeszcze nie wiedzą, że to niemożliwe”, bo w tym tkwi  ich „power”.

Chciałbym się jeszcze nauczyć grać na instrumentach. To język, którego mi bardzo brakuje.

Mój kraj to kraina, z której mogłem „jechać, wyjechać…ale jednak zostałem, z tymi, co zostali”.  „Może lepiej by było, gdym rzucił to wszystko, miejsce bycia zmienił”… Lubię słuchać starych piosenek Grzegorza Turnaua. A dlaczego zostałem?  Podróże uczą, że  nawet w najodleglejszych, najbardziej egzotycznych miejscach życie jest podobne.



Kultura i sztuka to nie są fanaberie. Wzbogacają nas, edukują i zabawiają… Ale może ważniejsze, że wyznaczają granice niezbędne do życia w (dzikim) stadzie. Problem w tym, że są różne „kultury” i różne stada...

 

Wysłuchała Maja Ruszkowska Mazerant

Zdjęcia Davida możecie znaleźć na:

instagram.com/davidkaszlikowski

facebook.com/davidkaszlikowski


Więcej o wyprawach oraz dostępne terminy:

www.VerticalVision.pl/wadirum

Przeczytaj również wywiad z Elizą Kubarską – Wywiad tygodnia