Wywiad tygodnia
Maja Ruszkowska-Mazerant. Art director, redaktor naczelna PURPOSE
2023-09-25
Czas czytania 14 minut
Wywiad powstał z okazji świętowania 20-lecia firmy pcontent.
Maja Ruszkowska Mazerant, współpomysłodawczyni i redaktor naczelna magazynu PURPOSE. Brandingiem, projektowaniem graficznym i kreacją zajmuje się nieprzerwanie od ponad 25 lat. Lubi to, co proste, wyraziste, czytelne i bliskie odbiorcy. To z nią pracuje klient gdy tworzy nową tożsamość kreatywną/wizualną firmy czy projektu. Współtworzyła Ładnie Naprawię oraz Work Place 59 – coworking & stay. Aktualnie – po 40 latach mieszkania w centrum Łodzi przy ulicy Piotrkowskiej – na miejsce do życia wybrała małą podłódzką wieś (15 minut koleją aglomeracyjną do centrum miasta), gdzie zgłębia tajniki naturalnej uprawy warzyw i owoców w ogrodzie oraz praktykuje leśne spacery z Duśką jej springer spanielką. Prywatnie… jest „kierowniczką” założonego przez siebie w 2018 roku klubu książki.
Mieszkam w małej, podłódzkiej wsi, 50 metrów od lasu. Od urodzenia mieszkałam w centrum Łodzi przy ul. Piotrkowskiej, ale zawsze marzyłam o mieszkaniu blisko natury. To chyba rodzinne, bo zarówno rodzina jednych, jak i drugich dziadków pochodzi z kujawsko-pomorskiego. [uśmiech]
Z wykształcenia jestem artystką plastykiem, projektantką ubioru/butów/toreb. Skończyłam Akademię Sztuk Pięknych w Łodzi na Wydziale Tkaniny i Ubioru, a wcześniej – Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Łodzi o profilu wystawiennictwo.
Wykształcenie dało mi teoretyczne i praktyczne pojęcie o sztuce, kompozycji, kolorach, formie i przestrzeni; patrzenie na rzeczywistość, która została ukształtowana przez historię, sztukę i filozofię. Szkoła i uczelnia były miejscem, gdzie w sposób świadomy uczyłam się przenoszenia tego, co w głowie, na papier, płótno – realny produkt. Dodatkowo zdobywając wykształcenie, konfrontowałam swoją wyobraźnię z oceną nauczyciela i innych twórców, czyli doświadczyłam pierwszego starcia z ocenianiem.
Z zawodu jestem art directorem, redaktorką, projektantką wizualną. Trudno jednoznacznie określić to, co robię, konkretnym zawodem. W szerokim znaczeniu jest to zawód oparty o kreatywne działanie z wykorzystaniem umiejętności twórczych. Pomagamy naszym klientom (z mężem Maciejem) realizować ich marzenia o marce czy projekcie. Analizujemy potrzeby i oczekiwania klientów, a następnie dobieramy odpowiednie narzędzia i środki wyrazu, aby osiągnąć wyznaczony cel. Często jesteśmy na samym początku tej drogi, a później przyglądamy się projektom już z boku. Oczywiście jestem też redaktorką naczelną magazynu PURPOSE.
Mój zawód jest dla mnie sprawdzeniem w praktyce tego, co siedzi mi w głowie; przekładaniem tego na pieniądze i możliwością utrzymania się z talentów, które posiadam. Mam poczucie, że moja praca ma realny wpływ na funkcjonowanie marek, przy których pracujemy. To ogromna odpowiedzialność, ale i satysfakcja z pracy, która jest potrzebna.
W tym zawodzie nauczyłam się, że... przede wszystkim trzeba pracować nad poczuciem własnej wartości. Kontakt z klientami pokazuje, jak bardzo trudne jest konkretne przekazanie własnej wizji/pomysłu na natychmiastowe, rynkowe oczekiwania klienta. Trzeba umieć wyjaśnić długofalowość realizacji działań, które proponujemy. Ten zawód opiera się na zaufaniu.
Moi klienci to ludzie otwarci na pomysły innych; ufający w to, że pomysł, który im przedstawiam, jest wynikiem indywidualnego podejścia i wieloletniego doświadczenia. To osoby przekonane, że w trakcie wspólnej pracy będę robić wszystko, aby otrzymały produkt/usługę na najwyższym możliwym w danym momencie poziomie. To ludzie zmieniający się wraz ze mną w trakcie współpracy. Z myślą również o klientach cały czas się dokształcam i zmieniam. Są to zatem ludzie akceptujący te zmiany. [uśmiech]
Zobacz stronę internetową firmy pcontent >>tutaj<<
Najwięcej czasu w ciągu dnia poświęcam na pracę przy komputerze, myślenie i rozmowy. Staram się pamiętać też o tym, że należy robić przerwy w pracy i odchodzić od komputera, dlatego kiedy zaczynam myśleć nad konkretnym tematem, to wychodzę do ogrodu...
Praca jest dla mnie miejscem realizacji zdobywanych kompetencji; możliwością przełożenia tego, co myślę/wiem/analizuję na coś namacalnego. Pamiętam cały czas hasło z dzieciństwa „praca popłaca”. Trzymam się tego. Mam ogromny szacunek do pracy własnej i cudzej. Staram się dbać o zdrowie również po to, aby sprawniej pracować.
Początki swojej pracy wspominam... Pamiętam pierwszą pracę. Miałam wtedy 5 lat i byłam rodzinną praczką skarpetek. [uśmiech] Jest to zresztą uwiecznione na mojej ulubionej fotografii z dzieciństwa. A tak serio, to pamiętam, że pierwszą płacę za pracę dostałam od mojego wujka Benedykta, który prowadził księgarnię i zamawiał u mnie ręcznie wykonywane plakaty promocyjne – miałam wtedy 13-14 lat. Może dlatego teraz tak szanuję książki i kupuję je nałogowo. [uśmiech] Kolejną pracą była wakacyjna praktyka w agencji reklamowej małżeństwa Maj, gdzie ręcznie wyklejaliśmy szyldy. Wtedy – obserwując, jak razem pracują – postanowiłam, że chcę pracować na własny rachunek. W wieku 22 lat wspólnie z Maciejem założyliśmy nieformalną grupę Student Gallery, promującą w internecie młodych artystów. Później w wieku 25 lat założyliśmy firmę, w której realizujemy pomysły własne i pracujemy dla innych.
Z pewnością nie jest to praca dla kogoś, kto nie jest samodzielny i boi się nieznanego. Oczywiście z pracy na etacie też możemy być zwolnieni, ale jednak pracując we własnej firmie trzeba ogarnąć nie tylko umiejętność pracy na konkretnym stanowisku, ale do tego trzeba mieć szeroki zakres kompetencji biznesowych. Nie jest to niemożliwe, trzeba jednak być bardzo cierpliwym i otwartym na sukces odłożony w czasie. Albo i porażkę.
Moja rada dla zainteresowanych pracą w zawodzie, który wykonuję to... wzmacniać poczucie własnej wartości, samodoskonalić się i dążyć do równowagi na różnych poziomach – zarówno zawodowym, jak i osobistym; być otwartym na współpracę z innymi, korzystać z kompetencji innych osób, aby budować najlepsze z możliwych zespoły.
Moje najważniejsze narzędzie pracy to umysł. Ręce na pewno też, ale zawsze najpierw coś pomyślę, a później zrobię...
Gdybym nie robiła tego, co teraz, to pewnie byłabym chirurgiem plastycznym. Pamiętam, jak namawiał mnie do tego chirurg zajmujący się moją mamą, uczący mnie podstaw chirurgii przy opiece osób obłożnie chorych. To było ogromne wyzwanie, jak na 14-latkę.
Dzień pracy zaczynam o 9.00. Wcześniej czytam książkę i obowiązkowo jem śniadanie na ciepło, dyskutując z mężem Maciejem o tym, co przeczytałam.
Najtrudniejsza w mojej pracy jest wycena wartości intelektualnej i – jak by tego nie nazywać – talentów, które się posiada. Umiejętność rozstawania się z projektami, które się zrobiło, a także akceptacja tego, że bez nas się zmieniają i żyją dalej (nie zawsze zgodnie z naszym wyobrażeniem). [uśmiech]
Inspiracji szukam... w sumie wszędzie. Staram się w ogóle od jakiegoś czasu nie szukać ich w internecie. To tak, jakbym grzebała w przepełnionym „śmietniku” – zawsze natrafię na coś, co mnie odciągnie od ustalonego celu. Wybieram książki, spotkania ze znajomymi, rozmowy z obcymi ludźmi (dużo pomaga mi tu prowadzenie magazynu PURPOSE). Staram się też słuchać i być otwarta na rzeczy spoza mojej „bańki”. Mam poczucie, że właśnie otwarcie się na nowe, trudne, inne daje mi możliwość rozwoju.
Numer 84. magazynu PURPOSE – czytaj >>tutaj<<Konkurencja to dla mnie... Staram się nie myśleć o konkurencji w negatywny sposób. Wierzę, że energia, jaką wysyłamy do innych, wraca do nas. Jeżeli jest negatywna, to taka wróci.
Nigdy nie zdobędę się na to, aby promować alkohol, hazard, inny rodzaj używek.
Nie wsiądę za nic na rollercoaster.
Pierwsze zarobione pieniądze wydałam na cyklinowanie starego parkietu w moim pokoju w kamienicy i szare buty skejtowe.
Największy sukces... Rodzina. I praca na swoim według własnych zasad i wartości. To pokazuje, że kończąc Akademię Sztuk Pięknych, a nie studia biznesowe, można prowadzić własną firmę.
Największa porażka… to zatracenie się w pracy, aż do doprowadzenia się do choroby. Najważniejsza w życiu jest jednak równowaga. To pozwoliło mi zrozumieć, że ważniejsze jest zdrowie niż sukces projektu za wszelką cenę, bo sukces to pojęcie względne.
Nie wyobrażam sobie życia bez natury. Mieszkałam w centrum miasta, bez drzew, zieleni. Starałam się otaczać roślinami, nawet uprawiałam pomidory na balkonie. Jednak dopiero teraz – mieszkając poza miastem – rozumiem wszystkich, którzy mówią o zbawiennym działaniu natury na psychikę. Mam poczucie, że powoli zmierzam w kierunku równowagi. Dzięki temu lepiej mi się pracuje i żyje.
Jako dziecko marzyłam żeby być kierowcą rajdowym. Mój brat cioteczny zaraził mnie tą pasją. Wyrosłam z niej, idąc do liceum plastycznego, gdzie zapragnęłam być artystką i projektantką mody. Marzyłam też, żeby być redaktor naczelną czasopisma lifestylowego. Jeszcze w podstawówce w zeszycie A4 wypisywałam, wyklejałam i rysowałam „artykuły” – mam nawet jeden taki schowany na strychu na pamiątkę. [uśmiech] Czyli kilka marzeń z dzieciństwa mogę odhaczyć. [uśmiech]
Po pracy to czas... Bardzo pilnuję żeby był to czas na odpoczynek i szczęśliwe życie, ale układam dzień pracy tak, żeby robić przerwy w jej trakcie. Bardzo tego pilnuję, bo potrafię się zatracić. W porze lunchu wychodzę z Duśką (naszym psem) na spacer do lasu.
To, co lubię robić najbardziej, to... Lubię tworzyć, wymyślać, szukać nowych tematów. Poświęcam sporo czasu na tak zwany long life learning. [uśmiech] Dążenie do równowagi w życiu wymaga od nas ciągłego poznawania siebie i wprowadzaniu zmian po to, aby żyło się lepiej. To właśnie staram się robić. Lubię rozmawiać z ludźmi i poznawać ich historie. No i uwielbiam czytać książki (prowadzę własny klub książki).
Jeżeli chcesz otrzymywać Newsletter PURPOSE zarejestruj się >>tutaj<<Jestem dumna z siebie, mojego męża, syna, mojej mamy i taty, dziadków i pradziadków, przyjaciół... Jestem dumna z ludzi, z którymi mam do czynienia i widzę, jak sobie radzą z różnymi trudnymi tematami. Jestem dumna ze swoich klientów widząc, jak realizują swoje marzenia i cele.
Najważniejsza decyzja w moim życiu to… zdawanie do liceum plastycznego. W podstawówce w 7 klasie z lekcji plastyki na koniec roku dostałam ocenę 6. W 8 klasie zmieniła się nauczycielka i stawiała mi same trójki. Miałam poczucie, że coś jest nie tak, a kiedy powiedziała mi, że na koniec roku postawi mi 3 z plastyki i nie będę mogła zdawać do LP, poszłam do dyrekcji szkoły i poprosiłam o egzamin przed niezależną komisją. Zdałam ten egzamin na 5. Ta sytuacja pokazała mi, że mam realny wpływ na swoje życie i swoją przyszłość.
W liceum poznałam Macieja, więc... ta decyzja miała dla mnie fundamentalne znaczenie. Ukształtowała moje życie zawodowe i prywatne.
Na zdjęciu Maciej Mazerant >>tutaj<< przeczytaj wywiad tygodnia z MaciejemNajwiększym szaleństwem w moim życiu było… Jestem spod znaku Byka i do szaleństw podchodzę z rezerwą. [uśmiech] Jednak mogłabym do tego zaliczyć narodziny syna. Poznałam zupełnie inną wersję siebie.
Najważniejsze słowa, jakie usłyszałam… W dzieciństwie były to słowa mojej mamy, która zawsze we mnie wierzyła. W późniejszym życiu to cytat: „Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie. Jeśli chcesz zmiany, zacznij ją od siebie. Nie zmieniaj świata, zmień siebie.” – Mahatma Gandhi. A także „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”.
Chciałabym się jeszcze nauczyć porządnie mówić po angielsku.
Mój kraj to dla mnie moja tożsamość. Czuję się bardzo silnie związana z tą częścią świata.
Kultura jest dla mnie tak oczywistą częścią mojego życia, że nie potrafię jej określić słowami. Mam poczucie, że jest częścią mnie, a ja – częścią jej.
Mój cel... Chciałabym być zmianą, którą pragnę ujrzeć w świecie. Najlepszą wersją siebie! Chciałabym też, aby moi bliscy byli zdrowi i szczęśliwi.
Profil na Linkedin
Profil na Facebooku
Strona firmowa pcontent.pl
Zdjęcia – sesja w lesie: Antek Mazerant