Natalia Kozłowska. Reżyserka operowa


Czas czytania 9 minut

Natalia Kozłowska jest reżyserką operową. Ukończyła Akademię Teatralną im. A. Zelwerowicza w Warszawie. Autorka ponad 20 spektakli. Work-life balance jest dla niej bardzo ważny, ale – jak sama mówi – bardzo trudny do osiągnięcia w teatrze, bo telefony po godzinach pracy i ciągłe „gaszenie pożarów” w okresie przed premierą to norma.

Mieszkam w domu na wzgórzu z widokiem na łąki, godzinę drogi na wschód od Warszawy.

Z wykształcenia jestem reżyserką teatralną. Studiowałam też filozofię.

Wykształcenie dało mi klucz do wykonywania zawodu, kontakty, warsztat, podstawy. Akademia Teatralna dała przestrzeń do eksperymentowania. Filozofia nauczyła wnikliwej analizy tekstu i drążenia tematu.

Z zawodu jestem reżyserką specjalizującą się w teatrze muzycznym, głównie operowym.

Ostatnie uwagi przed spektaklemMój zawód jest dla mnie pasją, wyzwaniem, radością ale i trudem.

W tym zawodzie nauczyłam się, że teatr to praca zespołowa, a efekt pracy reżysera ma być organiczny. Widz ma chłonąć dzieło bez zatrzymywania się na zasługach tego lub innego twórcy. Wszystko razem ma tworzyć jedność – dzieło złożone z pracy wielu osób pod kierunkiem lidera, a nie dyktatora.

Moi klienci to... Nie mam klientów – mam widzów moich spektakli. To ludzie bardzo różni, najczęściej fani opery, stali bywalcy. Bardzo cieszą mnie również osoby, dla których mój spektakl jest pierwszym zetknięciem z tym gatunkiem teatru – zazwyczaj są zaskoczone, jak bardzo opera może poruszyć emocje.

Najwięcej czasu w ciągu dnia poświęcam… w okresie przygotowawczym do spektaklu – na słuchanie w domu muzyki i wyobrażanie sobie, co się będzie działo na scenie, a w okresie prób – w teatrze na próby z aktorami, które trwają od 10.00 do 14.00 i od 18.00 do 22.00. Nie jestem typem reżysera, który dużo gada. Próby są dla mnie czasem działania. Magia teatru wydarza się w interakcjach. Dobra próba to taka, gdzie po moim krótkim wprowadzeniu aktorzy próbują, omawiamy krótko, a potem znów próbujemy i znów omawiamy, i znów próbujemy itd. Tak to wygląda, gdy przygotowuję premierę, ale często są przerwy między projektami i wtedy w ciągu dnia najwięcej czasu poświęcam na bycie z dziećmi, a wieczorami – na lekturę, pisanie, oglądanie seriali, filmów.

Omówienie z aktorami. Zdjęcie: M. OklejakPraca jest dla mnie odpoczynkiem i ogromną radością. Zrozumie to tylko ten, kto ma dwoje albo więcej dzieci w wieku przedszkolnym w domu...

Początki swojej pracy wspominam wspaniale. Mój spektakl dyplomowy Dydona i Eneasz w Teatrze Collegium Nobilium był jak spełnienie marzenia! Potem dopiero nastąpiło zderzenie z rzeczywistością.

Z pewnością nie jest to praca dla ludzi niecierpliwych, nerwowych, niestabilnych emocjonalnie.

Moja rada dla zainteresowanych pracą w zawodzie, który wykonuję, to... Trzeba bardzo kochać aktorów i wszystkich, z którymi się współpracuje. Jeśli złoszczą Cię ludzie, znajdź sobie inny zawód artystyczny, w którym będziesz mniej zależny od nich.

Moje najważniejsze narzędzie pracy to empatia – względem aktorów oraz autorów dzieł, które wystawiam. A także czułość na piękno i na autentyczność.

Gdybym nie robiła tego, co teraz, to pewnie byłabym scenografką, choreografką, projektantką ogrodów, kamerzystką, fotografką albo jeszcze jakąś inną twórczynią. Reżyserzy to dyletanci, którzy mają wiele zainteresowań.

Podczas pracy nad Acis and Galatea. Zdjęcie: M. OklejakDzień pracy zaczynam o 9.15. Próby w teatrze startują o 10.00, ale ja lubię być wcześniej, by zebrać myśli i pobyć w przestrzeni sali prób bądź sceny. Już jadąc na próbę komunikacją miejską, jestem zatopiona w myślach o spektaklu i planuję sobie wszystkie rzeczy, którymi muszę się zająć na porannej próbie.

Najtrudniejsze w mojej pracy są sytuacje konfliktowe. Zdarzają się w każdej produkcji. Zazwyczaj ja nie jestem stroną konfliktu, ale jako reżyser zajmuję się mediacją. Wymaga to ode mnie panowania nad emocjami, co nie jest łatwe, bo takie konflikty bardzo mogą zaważyć na przebiegu prób i spektaklu.

Inspiracji szukam wszędzie i cały czas, obserwując ludzi wokół, moje dzieci, czytając, oglądając obrazy, fotografie, filmy, czytając literaturę – w szczególności reportaże, słuchając muzyki.

Konkurencja to dla mnie... Chciałabym napisać, że to motywacja do bycia lepszą, ale przede wszystkim myślę o czymś innym. Choć reżyserów jest tak mało, to wciąż za dużo jak na liczbę zleceń, tak więc moi konkurenci to ci, którzy sprawiają, że mam mniej pracy niż bym chciała.

Przy pracy nad Platee

Nigdy nie zdobędę się na to, aby zrobić coś wbrew moim przekonaniom etycznym i estetycznym.

Pierwsze zarobione pieniądze wydałam na rower, który służy mi do dziś.

Największy sukces... Każdy wyreżyserowany spektakl to mój osobisty sukces, nawet jeśli nie każdy okazał się hitem. Wszystkie są dla mnie ważne, nie mam jednego ulubionego.

Największa porażka miała miejsce na samym początku mojej kariery zawodowej. Zgodziłam się wyreżyserować spektakl, co do którego miałam poważne wątpliwości, czy warto go wystawiać. Początkowo odmówiłam, ale po usilnych namowach dyrektora – to było nagłe zastępstwo za innego reżysera – zgodziłam się. Wycisnęłam z tego tekstu ile się dało i byłam – koniec końców – zadowolona, gdyż wyszła z tego niezła rozrywka, ale żałuję, że nie przekonałam dyrektora teatru do zrobienia zamiast tego wartościowej pozycji repertuarowej, która dałaby mi dużo więcej zawodowo, a widzom – więcej wartościowej sztuki.

Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki i natury.

Reżyserka i dyrygent dający uwagi równocześnieJako dziecko marzyłam by zostać reżyserką. Znalazłam pamiętniczek z podstawówki, w którym pisałam, że będę kiedyś reżyserką.

Po pracy to czas, który w idealnym świecie powinnam poświęcić dla rodziny. Work-life balance jest bardzo ważny, ale bardzo trudny do osiągnięcia w teatrze, bo telefony po godzinach pracy i ciągłe „gaszenie pożarów” w okresie przed premierą to norma.

To, co lubię robić najbardziej, to rozmowa z ludźmi, dzielenie się przemyśleniami i wrażeniami. Poza tym ostatnio lubię zajmować się ogrodem. To zajęcie, które uczy pokory i cierpliwości, a także daje głębszą wrażliwość na otaczający świat.

Podczas pracy nad Agrippiną. Zdjęcie: W. Kurek

Jestem dumna z tego, ile udało mi się osiągnąć życiowo i zawodowo. Moja praca to moja pasja, zbudowałam dojrzały związek, mamy dwóch wspaniałych synów, wybudowaliśmy dom, a ja założyłam kawał ogrodu. Jestem dumna z siebie, że udaje mi się to wszystko łączyć.

Najważniejsza decyzja w moim życiu to wyprowadzka na wieś.

Największym szaleństwem w moim życiu było... jak wyżej: wyprowadzka na wieś.

Ukłony po spektaklu Gianni SchichiNajważniejsze słowa, jakie usłyszałam… Wszyscy znamy tę maksymę: „mniej znaczy więcej”. Muszę ją sobie stale przypominać, bo choć to najważniejsza zasada twórcza, jaką znam, to za dużo próbuję zmieścić pomysłów, a za mało staram się z nich rezygnować, by dzieło zyskało na klarowności.

Chciałabym się jeszcze nauczyć tańczyć lindy hop, grać w tenisa, mówić po hiszpańsku i wielu innych rzeczy.

Mój kraj to dla mnie sprawa zbyt złożona, by zmieścić się w tym kwestionariuszu.

Kultura jest dla mnie jak tlen.



Mój cel...
Nie żałować, nie rywalizować, nie frustrować się, robić swoje i „wyciągać” z ludzi, z którymi żyję lub pracuję, to, co w nich najlepsze.

 

Wysłuchała Maja Ruszkowska-Mazerant

Dowiedz się więcej: www.kozlowska.art.pl

Dziękujemy Jadwidze Wianeckiej za pomoc w realizacji wywiadu.