Dlaczego warto ubiegać się o miano Europejskiej Stolicy Kultury? W jakim zakresie ten projekt może odmienić miasto? Jak ustosunkowały się do niego władze Łodzi i województwa? A także, czy wszystkie siły polityczne i społeczne będą współpracowały ze sobą na jego rzecz? Odpowiedzi na te i inne pytania poznaliśmy dzięki dyskusji, w której wzięli udział Dominika Ostrowska-Augustyniak - Dyrektor Biura Promocji, Turystyki i Współpracy z Zagranicą Urzędu Miasta Łodzi, Anna Jankowska - koordynator ŁESK 2016 z ramienia UMŁ, Agata Etmanowicz - ekspert ds. polityki kulturalnej Unii Europejskiej, Przemysław Andrzejak - Dyrektor Departamentu Promocji i Współpracy z Zagranicą Urzędu Marszałkowskiego, Krzysztof Candrowicz - Dyrektor Łódź Art Center oraz Michał Piernikowski, także z Łódź Art Center.

Na początek chciałbym prowokacyjnie zapytać o wiarę — czy wszyscy Państwo wierzą w możliwość otrzymania przez Łódź tytułu Europejskiej Stolicy Kultury?

Krzysztof Candrowicz: Jeśli jest tutaj ktoś, kto nie wierzy, to znaczy, że pomylił miejsce.

Michał Piernikowski: Ja jestem co do tego przekonany. Wiara zakłada coś nieracjonalnego, natomiast ja jestem przekonany, że jesteśmy w czołówce miast ubiegających się o ten tytuł.

K.C.: Myślę, że jest to coś na styku marzeń i wiary oraz oczywiście ciężkiej pracy i przekonania, że będziemy miastem, które najlepiej przygotuje swoją kandydaturę i stworzy najlepszy projekt.


Od lewej: Dominika Ostrowska-Augustyniak, Przemysław Andrzejak, Artur Zaguła,
Maja Ruszkowska-Mazerant (redaktor naczelna Purpose)
Od prawej: Agata Etmanowicz i Michał Piernikowski

Postawmy więc pytanie, dlaczego warto ubiegać się o miano ESK.

Anna Jankowska: Myślę, że w Łodzi jest ogromny potencjał, który wszyscy, jak tu siedzimy, chcemy wykorzystać. Na jego bazie należy stworzyć nową wizję tego miasta, która wpisuje się projekt ESK. Ja bardzo w to wierzę, inaczej nie miałabym zapału, żeby pracować na jego rzecz. Jest to potencjał, którego nie możemy zmarnować.

Przemysław Andrzejak: Myślę, że najważniejsze jest to, iż oprócz tych osób, które siedzą tu dzisiaj przy stole, wiarę tę podzielają wszyscy mieszkańcy Łodzi i regionu. Odpowiadając zaś na pytanie „dlaczego?” — myślę, że ten projekt jest potrzebny miastu.

W jaki sposób i w jakim zakresie może on odmienić miasto?

P.A.: Myślę, że historia ESK pokazuje bardzo duży wpływ projektu na miasta, które w nim uczestniczyły, zarówno w zakresie kultury, jak i gospodarki. Myślę, że na tym można się wzorować. To, co zakłada ESK 2016 — inwestycje, które przyjdą do Łodzi i wszystkie inicjatywy kulturalne — z powrotem odbudują ten region i Łódź.

Agata Etmanowicz: Wszystko zostało już właściwie powiedziane przez moich przedmówców. Tytuł ESK może odmienić miasto w takim zakresie, w jakim miasto samo chce się zmienić. Sukces zależy od zaangażowania wszystkich zainteresowanych stron — sektora kultury, władz miasta i regionu oraz stworzonej strategii, projektu i konsekwencji w jego realizacji. ESK jest przede wszystkim ogromną szansą dla ludzi kultury, organizacji i instytucji kulturalnych. Projekt obchodów ESK powinien być powiązany ze stworzeniem długoterminowej strategii rozwoju sektora kultury w danym mieście. Jest to więc szansa na wprowadzenie wielu zmian o charakterze praktycznym, np. stworzenie nowych systemów grantowych, inwestycje w infrastrukturę kultury, profesjonalizację sektora, ale też zmianę podejścia — zauważenie, że inwestycje w kulturę zwracają się, że sektor kultury nie jest jedynie konsumentem środków publicznych, że produkuje nie tylko wartość dodaną w kontekście społecznym, ale też ekonomicznym. Myślę, że to pytanie trzeba też postawić inaczej — co polskie miasto może dać ESK, co jego projekt może wnieść na poziom europejski? Jest to proces, który działa w obie strony. Miasta, a dokładniej organizacje kulturalne w nich usytuowane, muszą zacząć mocniej działać na poziomie międzynarodowym, realizować coraz więcej projektów o charakterze i zasięgu europejskim.

K.C.: Kończąc wątek na temat tego, co Łódź może uzyskać dzięki tytułowi ESK, chciałbym wspomnieć o wymiarze symbolicznym. Łódź zyskuje nowy wizerunek i nową tożsamość. To nie jest już typowo robotnicze miasto, którym było przez ostatnie ponad 150 lat. Teraz Łódź staje się miastem kultury, rozrywki, turystyki, a projekt ESK właśnie ten proces wzmacnia. To jest projekt, dzięki któremu Łódź może zredefiniować swoją tożsamość i zyskać nową funkcję. Jest to wielowarstwowy i długofalowy proces, który wymaga strategicznego myślenia, więc efekty zauważymy dopiero po obchodach ESK.


Krzysztof Candrowicz, Dominika Ostrowska-Augustyniak

A kto wyszedł z inicjatywą uczestnictwa Łodzi w tym konkursie?

M.P.: Była to inicjatywa oddolna, z którą wyszła fundacja Łódź Art Center i to ona zaproponowała Miastu oraz Urzędowi Marszałkowskiemu realizację tego projektu.

K.C.: Jest to jedyny w Polsce projekt, w którym inicjatywa należała do środowiska kultury.

W jaki sposób władze Łodzi i województwa ustosunkowały się do tego projektu? Czy wszystkie siły polityczne i społeczne będą na jego rzecz współpracowały ze sobą?

P.A.: Ja myślę, że to już się dzieje. Mówiłem już wcześniej, że nie tylko te osoby, które siedzą dziś przy tym stole, ale wszyscy mieszkańcy naszego regionu — politycy, ludzie biznesu, księża, studenci, całe jego społeczeństwo — pozytywnie podchodzą do tematu ESK 2016.

K.C.: W październiku 2006 roku Parlament Europejski podjął nową decyzję o ESK. Miesiąc później jako Łódź Art Center wyszliśmy do władz miasta i regionu z propozycją kandydowania, a już dwa miesiące później na konferencji prasowej ogłosiliśmy nasze założenia. Wszystkie opcje polityczne, a także Marszałek i Prezydent Łodzi wsparli inicjatywę, dzięki czemu byliśmy drugim miastem, które ogłosiło swoje uczestnictwo. Jest więc w tym zakresie pewna spójność i jesteśmy chyba jedynym miastem, w którym pozycja ESK pojawiła się w budżecie zarówno Urzędu Miasta, jaki i Urzędu Marszałkowskiego.

Dominika Ostrowska-Augustyniak: Od początku było bardzo silne wsparcie, bo przecież Prezydent Jerzy Kropiwnicki zna młodych ludzi i ma z nimi dobry kontakt, więc właściwie od razu zaufał Krzysztofowi Candrowiczowi. Potem jeszcze wiele osób, przyjaznych aniołów, lobbowało, mówiło, że to bardzo „fajny”, dynamiczny partner. Byliśmy pierwszym polskim miastem, które kandydując do tego zaszczytnego tytułu, postanowiło się zaprezentować za granicą. Zrobiliśmy to wspólnie — miasto i region — w Stałym Przedstawicielstwie Rzeczypospolitej Polskiej przy Unii Europejskiej w Brukseli. Było dużo osób, które zainteresowały się naszą kandydaturą. Wiele z nich było z innych kandydujących miast, więc robiły one po prostu „biały wywiad”, ale my od początku gramy w otwarte karty. Chcieliśmy pokazać, że jesteśmy zjednoczeni w działaniu na rzecz ESK.

Mam nadzieję, że także władze wojewódzkie są otwarte na współpracę i wspierają te działania?

P.A.: Dowodem tego jest choćby moje uczestnictwo w tej dyskusji, ale także wspomniany budżet czy osobiste zaangażowanie Pana Marszałka Włodzimierza Fisiaka. To są chyba konkretne dowody na to, że ta koncepcja jest opracowywana wspólnie.

Wszyscy ze sobą współpracują i jest to naprawdę budujące. Jeśli jednak nie uda się otrzymać tego tytułu, kto weźmie odpowiedzialność za porażkę? Kto stanie się ojcem przegranej?

A.J.: Nie można tego widzieć w takich kategoriach. Nawet przegrana jest w tym przypadku pewnego rodzaju wygraną, bo to, co zrobimy w tym czasie, także w wymiarze społecznym, będzie wartością dodaną. Oczywiście przewidujemy dwa scenariusze, jesteśmy przecież realistami. Według pierwszego wygramy i zostaniemy utytułowani, co pozwoli nam chwalić się tym na arenie międzynarodowej. Według drugiego — również branego pod uwagę — tytuł ESK może zdobyć inne miasto. Niezależnie jednak od wyniku będziemy rozwijać to, co w międzyczasie wypracujemy, a to, czego się nauczymy, będzie procentowało. Dzięki temu będą mogły być realizowane wszystkie inicjatywy kulturalne. Tak czy inaczej, będzie to duża szansa dla miasta.

K.C.: Mówiąc krótko, jest to pewna strategia, pewna droga, która bez względu na wynik będzie realizowana.

A.E.: Tylko czy będzie realizowana z tą sama siłą? Zwykle jest tak, że zapału starcza nam do pewnego momentu. Entuzjazmowi w staraniu o tytuł ESK towarzyszy przeznaczanie większych środków na kulturę, a potem, kiedy entuzjazm znika, dzieje się to, co zawsze, czyli okazuje się, że w budżecie nie ma pieniędzy na wszystkie projekty, które wcześniej były planowane. Dobrze jest więc, określając budżet na kulturę, nie traktować go wyłącznie jako środków na „realizację projektu Europejska Stolica Kultury”, ale widzieć w nich środki na „budowanie i rozwój sektora kultury”. Ważne jest to, żeby finansowanie w momencie, kiedy dane miasto nie otrzyma tytułu, nagle nie zostało zmniejszone. Europejska Stolica Kultury powinna być środkiem, a nie celem.

D.O.-A.: Dążymy do tego, żeby one się zwiększały. Strategia, która jest opracowywana do 2018 roku, pokazuje, że myślimy przyszłościowo. Zakładamy te dwa scenariusze, ale będziemy realizować projekty, które już wcześniej zostały zatwierdzone. Będziemy przygotowywać program działań aż do rozstrzygnięcia konkursu na ESK i w większym lub mniejszym wymiarze będzie on musiał być zrealizowany. Myślę więc, że nie osiądziemy na laurach.

P.A.: Według mnie już odnosimy sukces — jest nim to, że tu siedzimy i że byliśmy pierwszym miastem, które zaprezentowało się w Brukseli na oficjalnej konferencji. Sukces to przychylność całego społeczeństwa, wszystkich organizacji, różnych opcji politycznych, to, że jesteśmy razem. Nie ma tu żadnych podziałów politycznych, każdy bierze na siebie pewien obowiązek, odpowiedzialność, czy to Pan Prezydent, czy Pan Marszałek, czy też wszystkie inne instytucje zaangażowane w ten projekt. Każdy ma świadomość, jak wielkie i odpowiedzialne jest to przedsięwzięcie.


Przemysław Andrzejak, Agata Etmanowicz

Czy można oczekiwać, że uczestnictwo w konkursie na ESK przyniesie zmianę oblicza miasta? Czy na przykład Urząd Marszałkowski ma już nową strategię związaną z dostrzeganiem w przemysłach kultury potencjału biznesowego?

P.A.: Bardzo ważne jest to, że tytuł ESK zostanie przyznany Łodzi jako miastu, ale należy pamiętać, że jest ono jednocześnie stolicą regionu. Łódź jest motorem napędowym wszystkich zjawisk — ekonomicznych, gospodarczych, edukacyjnych, sportowych czy kulturalnych. To, co się dzieje w tym mieście ma później odzwierciedlenie w regionie.

D.O.-A.: Ważne też dla tożsamości regionu jest to, żeby kultura była upowszechniana w całym jego obrębie. Festiwal „Kolory Polski”, na który zaprasza Filharmonia Łódzka czy Regionalna Scena Teatralna, którą za chwilę będzie proponować Teatr im. Stefana Jaracza, to działania na rzecz pozyskania publiczności dla Łodzi, ale także dla mniejszych miejscowości. Celem jest uwrażliwienie społeczeństwa i to, żeby ci łodzianie, Europejczycy skorzystali z tego, że zaplanujemy ileś tysięcy setek złotych w budżetach. Projekt bowiem może pozostać martwy, jeżeli nie dotrze do odbiorców.

K.C.: Silnym argumentem Urzędu Marszałkowskiego jest to, że jest on organem założycielskim trzech kluczowych instytucji kulturalnych w Łodzi — Filharmonii Łódzkiej, Muzeum Sztuki i Teatru Wielkiego. Są one silnymi partnerami w konkursie na ESK. Urząd obrał też dobry kierunek w swoich działaniach promocyjnych, których hasłem jest: „Awangarda jest naszą tradycją”. Jest to naczelne motto i bardzo odważne hasło — bardzo się cieszę, że w taki sposób będziemy w regionie promować nasze miasto.

Czas więc na pytania, czy została już wypracowana całkowicie jasna strategia działań na rzecz ESK, czy nastąpił wyraźny podział kompetencji i czy jest główny koordynator projektu, który za niego osobiście odpowiada.

D.O.-A.: Na razie jest strategia pokazująca ogólny kierunek i główne filary projektu. Zostało to upublicznione i było konsultowane w różnych gremiach, więc wydaje się, że trudno z nimi polemizować. Główne hasła to: „Łódź Awangardowa”, „Łódź Dynamiczna”, „Łódź Ludzi Młodych”, „Miasto Sztuk Wizualnych”, „Miasto Designu”. Dobiegają już końca prace związane z przekazaniem tej strategii poszczególnym instytucjom, Urzędowi Marszałkowskiemu i Urzędowi Miasta Łodzi. Sądzę, i jest to chyba ogólne odczucie, że warto w tej chwili zrobić ruch formalny, polegający na zaproszeniu (w ramach konkursu) twórców, menadżerów wydarzeń kulturalnych, którzy mają w tym zakresie doświadczenie, aby już te konkretne działania — rozpisane na lata — prowadzili. Sądzę, że rola inicjatora projektu Krzysztofa Candrowicza uzyska potwierdzenie albo przynajmniej będzie ważna. Trzeba jednak pozwolić wypowiedzieć się i zmierzyć się z tym wyzwaniem innym podmiotom.

Rozumiem więc, że już w niedługim czasie możemy spodziewać się wytypowania osoby bądź grupy, która będzie odpowiedzialna za projekt ESK?

D.O.-A.: Tak, a wtedy rola Urzędu Miasta i Urzędu Marszałkowskiego będzie polegać na ukierunkowaniu i kontrolowaniu tego procesu. Także na konsultowaniu i przekazywaniu zadań oraz zamierzeń grupy władzom i instytucjom, które im podlegają. Takie formalne ramy są bardzo potrzebne, żeby każdy wiedział, czym się zajmuje i za co odpowiada. Biuro, które będzie prowadzić starania o tytuł uczyni wszystko, żeby znaleźć wykonawców, żeby lobbować, jeździć w miejsca, w których trzeba przekonywać do tego, że Łódź jest najlepszym kandydatem.


Anna Jankowska

Czy w innych miastach powstały już takie biura koordynacyjne?

A.E.: Wydaje mi się, że jest jeszcze za wcześnie na ocenę. Jeszcze parę lat temu nie było takiego zamieszania wokół ESK. Jestem zwolennikiem nowej formuły wybierania ESK, wprowadzenia konkurencji, bo podnosi to poziom projektów poszczególnych miast, a także całej inicjatywy ESK. Zdecydowanie ESK są najbardziej widocznym działaniem UE w dziedzinie kultury. Wydaje mi się jednak, że powstało za duże zamieszanie wokół konkursu, wszystko zaczęło być trochę za bardzo „nadmuchane”. Na tym etapie warto więc nieco zwolnić i zamiast prowadzić kampanie promocyjne z hasłem „Jesteśmy ESK”, stanąć z boku, realnie ocenić sytuację, zakasać rękawy i zacząć prace nad projektem, bo to przecież projekt podlega ocenie ekspertów.

Wydaje się, że instytucje w Łodzi są tego świadome. Przykładem może być Filharmonia Łódzka, która swoje działania ściśle koordynuje z projektem ESK. Dyrektor Filharmonii — Andrzej Sułek wyraźnie podkreśla, że kilkuletnia perspektywa działań na rzecz ESK bardzo mu odpowiada.

A.E.: Podoba mi zaangażowanie sektora kultury w Łodzi, np. to, że kiedy wchodzę na strony internetowe łódzkich instytucji i organizacji kulturalnych, to widnieje na nich logo „Łódź ESK — najlepszy kandydat”. I te wszystkie inne małe rzeczy, jak to, że remontowany budynek przykryty jest artystyczną panoramą Łodzi, że w jednym z lokali można wypić kawę w kubku ŁESK. Wszystko to splata się w całość — poczucie zaangażowania i współpracy. Nie wolno jednak zapominać, że mimo tego, iż na obchody ESK składa się wiele pojedynczych projektów, to powinny być one spójne z ogólnie przyjętą strategią, tematem, założeniami jednego wielkiego projektu, jakim jest ESK.

K.C.: To jest praca u podstaw, to nie jest wyłącznie kampania promocyjna. Działalność PR i promocyjna nie są istotą tego projektu, tylko narzędziem do pozyskania poparcia mieszkańców miasta i przychylności liderów opinii czy ekspertów. To wszystko, o czym mówimy, świadczy o tym, że świadomość wśród decydentów tego miasta dotycząca projektu ESK jest duża i nadszedł czas, kiedy musimy już pracować nad samym projektem. Mamy jeszcze rok do chwili, kiedy Ministerstwo Kultury ogłosi zaproszenie do projektu. To jest moment, w którym musimy już, jak mówiła Pani Ostrowska, sformalizować i zinstytucjonalizować nasze działania. To jest koniec okresu przygotowawczego, teraz zaczynają się pot, łzy i ciężka praca. Być może jest to mniej efektowne i spektakularne na zewnątrz, bo nie będzie to czysta działalność promocyjna, ale w końcu o to chodzi.

P.A.: Jak już jesteśmy przy samych projektach i zaangażowaniu miasta czy władz regionu, to myślę, że wyznacznikiem tego i potwierdzeniem jest projekt EC-1, o którym tak odważnie się już rozmawia. Zapadły pierwsze decyzje co do wyłonienia architekta. Uważam, że EC-1 będzie jednym z priorytetowych projektów w ramach ESK 2016, a może być też i wyrocznią. Żadne z miast kandydujących, w Polsce czy w Europie, nie zakłada tak wielkiej inwestycji.

Rozpatrując więc kandydaturę Łodzi już bardzo konkretnie, spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, co szczególnego ma to miasto do zaproponowania Europie.

A.E.: Łódź zawsze była miastem kojarzącym się z kulturą. Potencjałem jest tu nie tylko wspomniana tradycja połączona ze świeżością i progresywnym podejściem, ale przede wszystkim ludzie. Projekty kulturalne to przede wszystkim stojący za nimi ludzie. Ci, których tu poznałam są profesjonalni, kreatywni, pełni zapału i entuzjazmu. Może właśnie dlatego w Łodzi ma miejsce tzw. oddolne podejście do przygotowań do konkursu na ESK — z inicjatywą wyszli ludzie pracujących w sektorze kultury i to właśnie przez nich opracowywany jest projekt, we współpracy oraz przy wsparciu władz miasta i regionu.

P.A.: Myślę, że wielką wartością we wszystkich tych projektach są ludzie. Mieszkańcy tego regionu i tego miasta mają wielkie ambicje, co może nas cechować i wyróżniać spośród innych kandydatów do ESK. Łódź przeżyła kryzys, kiedy upadła większość fabryk, ale obecnie biznes się tu odradza, a wraz z nim odradza się także kultura. Ze wzrostem ekonomicznym pojawiają się także większe ambicje kulturalne.


Od prawej: Artur Zaguła, prowadzący dyskusję i Przemysław Andrzejak

Powróćmy zatem do tego, co odmiennego niż inne polskie miasta mamy do zaproponowania. Lublin jest interesujący jako ośrodek na uboczu, nieco prowincjonalny, Toruń ma tradycje historyczne i znakomitą Starówkę, a Warszawa — wyraźną przewagę jako stolica. Co wyróżnia Łódź i jej kandydaturę, na czym można budować całą koncepcję ESK? Może na szczególnym połączeniu nowoczesności i tradycji? To miasto z jednej strony zbudowane jest na fortunach fabrykantów i ich tradycyjnym smaku, ich rezydencjach, willach i kamienicach. Z drugiej zaś kształtowała ją także awangarda artystyczna — związek Strzemińskiego i Kobro z Łodzią jest dziś dla wszystkich oczywisty. Czy ta tożsamość miasta fabryk i biznesu, a jednocześnie nowoczesnej sztuki, jest tym, na czym powinniśmy budować nasz wizerunek?

K.C.: Tak, właściwie we wstępnych szkicach tego projektu my to robimy. Stworzyliśmy cztery filary, które są tylko i wyłącznie kierunkami, na których bazie powstaną szczegółowe koncepcje. Pierwszy to awangardowość, kultura progresywna i ruch oddolny, widoczny w całej historii tego miasta. Jako druga pojawia się fuzja sztuk wizualnych. Jesteśmy miastem, w którym działania wizualne — tj. film, sztuka współczesna, fotografia, design, moda, komiks — wiodą prym. To są dziedziny sztuki, w których Łódź jest wyjątkowo widoczna. Kolejny wyznaczony kierunek, w którym jest bardzo dużo do zrobienia, to przemysły kultury, przemysły kreatywne oraz wszystko na styku sztuki i biznesu. To może budować pomosty między kulturą a gospodarką. Ostatnim wyróżnikiem jest spuścizna postindustrialna, czyli tkanka architektoniczna, która jest wyjątkowa i której w takiej skali ani w takim charakterze nie ma nigdzie w Polsce.

P.A.: Ogólnie, naszym duchem są trzy marki: „awangarda jest naszą tradycją”, „ziemia obiecana” i „naszą tradycją są nowe technologie”.

A czy uda się we wszystkie inicjatywy związane z ESK włączyć instytucje kulturalne i edukacyjne, które mają to do siebie, że są raczej mało prężne w działaniu?

A.J.: Oczywiście czas pokaże, czy uda się zaangażować wszystkich. Chciałabym jednak powiedzieć o tym potencjale w wymiarze społecznym, o życiu akademickim, młodych ludziach, którzy bardzo się garną i chcą działać na rzecz projektu. Właśnie jestem po udanym przedsięwzięciu EUroads 2008, czyli wspaniałej akcji studentów ze wszystkich łódzkich uczelni. Podróżowali oni po Europie i zwiedzali stolice, które albo już były Europejską Stolicą Kultury, albo ubiegają się o ten tytuł — organizowali tam happeningi promujące nasze miasto. Był to bardzo nowatorski i głośny projekt. Osobiście stawiam na zaangażowanie młodych ludzi, bo oni tak naprawdę są potencjałem ludzkim, który należy angażować. Jeżeli oni sami wychodzą z takimi inicjatywami, to zarówno Urząd Miasta, jak i wszystkie inne instytucje, które pracują na rzecz projektu, pomagają w ich realizacji. Mogę o tym zapewnić, ponieważ byłam bardzo zaangażowana w prace na rzecz EUroads 2008.

Na zakończenie naszej rozmowy chciałbym zapytać, czy jest już konspekt tego, co będziemy mogli zaoferować Europejczykom, jeśli otrzymamy tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.

K.C.: Szczegółowo na to pytanie nie odpowiemy, bo to jest etap pracy nad projektem. Aby go zrealizować będziemy współpracować z wieloma międzynarodowymi ekspertami, którzy spojrzą na Łódź z zupełnie innej strony i zadadzą sobie pytanie, co może ona wnieść do projektu ESK. Już rok temu na pierwszym spotkaniu z przedstawicielami Komisji Europejskiej uświadomiliśmy sobie, że musimy sami siebie zapytać, dlaczego Niemiec, Szwed czy Słowak ma przyjechać do Łodzi w 2016 roku. Co mamy wnieść i czym mamy się od innych różnić? Aby dobrze odpowiedzieć na te pytania na pewno potrzebujemy ekspertyz z zewnątrz. Powiedzieliśmy już czym się odróżniamy, ale aby przygotować projekty, które będą przemawiały do Europejczyków, potrzeba jeszcze dużo pracy.

P.A.: Musimy stworzyć multipakiet na poziomie europejskim, światowym, by każdy gość, każdy turysta mógł coś dla siebie znaleźć. Mentalność, kultura każdego narodu jest inna, dziś uczymy się od naszych europejskich partnerów, co powinniśmy zaoferować danemu krajowi, danemu klientowi, my ten multipakiet na dziś budujemy.

D.O.-A.: Chciałabym jeszcze dodać, że to, co czyni Łódź i jej mieszkańców unikatowymi, jest tak naprawdę archetypem rozwoju Europy. Bo jeżeli mówimy ‘fabryka’, to myślimy także ‘maszyna parowa’, a przecież to jest bliskie Anglikom. Spotkałam się w Europie z takim przekonaniem, że Łódź — jej wielokulturowość, odgłosy maszyn, ruch szarej masy robotników, mozolnie wypracowywany dobrobyt i bogactwo, przekładające się także na mecenat artystyczny — to jest wielka wartość. To jest tak naprawdę esencja mentalności zachodniej, ale jest tu też element wschodni. Sądzę więc, że Europa i jej poszczególni obywatele mogą odnaleźć wiele swoich cech, wiele ze swojej mentalności i część własnej historii. Celem tej rozmowy powinno być również to, by „Purpose” jako magazyn adresowany nie tylko do czytelnika polskiego, ale i europejskiego, stworzył nam okazję do promocji. I tu gorący apel — myślę, że nas wszystkich tu obecnych — o to, by zachęcić czytelników do dyskusji, do podpowiadania nam inicjatyw, bycia naszymi ambasadorami. Mamy już wielu przyjaciół w Europie, ale grono Państwa czytelników jest na tyle wartościowe, że może nas uczynić jeszcze silniejszymi.

P.A.: Mamy 2,6 miliona ambasadorów tego projektu w naszym regionie. Myślę, że żadne z miast nie może się tym pochwalić.

W takim razie nie możemy przegrać. Dziękuję Państwu za rozmowę.

Zdjęcia: Adam Słowikowski