Temat przewodni tego numeru "Purpose" to "Industrialna Europa". Czy ten przymiotnik dobrze oddaje charakter współczesnego europejskiego ducha? Czy nie jest tak, że zagadnienie "industrializacji" ustąpiło miejsca nowemu ujęciu zagadnień związanych z życiem nowoczesnych społeczeństw?

Nie żyjemy już w społeczeństwie industrialnym, fabryka (tak jak wcześniej kościół) przestała pełnić funkcję instancji centralnej, strukturującej przestrzeń społecznych relacji. Obraz nowoczesnych społeczeństw nie jest już w tak oczywisty sposób zapośredniczony w stosunkach produkcji. Pojęcia „klasy pracującej” oraz „klasy posiadającej” uległy osobliwej przemianie. To, czym charakteryzuje się współczesność, wyraża się raczej w pewnej płynności ról, które — mimo że w dalszym ciągu wyrażają status posiadania — nie są już definiowane w sposób jasny i wyraźny. Obecnie wszyscy, w większym lub mniejszym stopniu, staliśmy się „robotnikami” pozostającymi na usługach bezosobowego „kapitału”. Właśnie owa „bezosobowość” lub „wirtualność” jest tu najistotniejsza. „Robotnik” i „pracodawca” utracili swą — niegdyś jasno zdefiniowaną — tożsamość. Ponowoczesne społeczeństwa stały się pewnymi, stale przeobrażającymi się „sieciami”, strukturami, w których trudno uchwycić punkt stałe, tożsame. „Wirtualny kapitał” spowodował, że wszyscy staliśmy się po części i „pracodawcą” i „robotnikiem”. Role uległy zatarciu, rozszczepieniu. Znajdujemy się na przecięciu dwóch światów — modernistycznej, industrialnej przestrzeni porządkowanej przez stosunki pracodawca–pracownik (przyjmijmy, że symbolem takiego świata jest fabryka), oraz świata, w którym liczy się stały przepływ kapitału i informacji, gdzie role społeczne zostają zredukowane do poziomu obsługi komputerowego interfesju (doskonałym symbolem takiego świata jest Internet). Podobne tezy wysuwa wielu współczesnych badaczy (np. Manuel Castells). Chyba nie sposób się z nimi nie zgodzić.

Jeśli ponowoczesne społeczeństwa charakteryzują się pewną „płynnością”, „szybkością”, „wirtualnością”, to jak taki obraz wpływa na konstruowanie przestrzeni nowoczesnych miast? Co — mówiąc wprost — stało się z gmachami wielkich fabryk, które do niedawna pełniły wobec nas funkcję nadzorczą, porządkującą? Jeśli ekrany telewizyjne, kinowe oraz monitory komputerów stają się dla nas coraz istotniejszymi punktami odniesienia (nie sposób nie zauważyć pewnego paradoksu zawartego w tej konstatacji — na ekranie można zobrazować dosłownie wszystko, a więc WSZYSTKO może być dla nas punktem odniesienia, na tym właśnie polega hiperrealność ponowoczesnego świata), to co dzieje się z tymi wszystkimi „reliktami przeszłości”, które jeszcze nie tak dawno pomagały nam wbić się w określone społeczne role?


ilustracja: Tomasz Kaczkowski

Większość fabryk ulega „rewitalizacji”. Ta moda, niezwykle popularna w całej Europie, jakiś czas temu dotarła i do Polski. Długo by wymieniać wszystkie pofabryczne gmachy przekształcone w centra handlowo-kulturalno-rozrywkowe (w których — zgodnie z duchem czasu — można kupić WSZYSTKO). Powstaje ich coraz więcej. Istotne w tym wypadku jest to, że nikt nie stara się ich zwyczajnie odrestaurować (a więc dokładnie odwzorować ich oryginalnego wyglądu), o wiele ważniejsza jest „rewitalizacja” polegająca na dostosowaniu tych przestrzeni do nowoczesnego, konsumenckiego stylu życia. Stare pofabryczne budynki zamienia się w nowoczesne biurowce, sklepy, hotele, lofty. Nikt nie szuka w nich nostalgii, historii, nie mają one służyć budowaniu historycznej tożsamości. Współczesny człowiek nie potrzebuje zabytków, jego tożsamość nie jest budowana w oparciu o ich kontemplację. Podejście kumulatywne, niegdyś tak popularne, ustąpiło miejsca podejściu funkcjonalnemu, pragmatycznemu. Jeśli w epoce modernistycznej starano się konstruować tożsamość, wychodząc od teraźniejszości ku jak najodleglejszej przeszłości (starając się przy tym, aby ów gest objął jak najwięcej zjawisk uznawanych za istotne, porządkując je zgodnie z pewną uniwersalną hierarchią wartości), to ponowoczesność traktuje przeszłość wybiórczo, koncentrując się na pewnym „tu i teraz”.

Badacze kultury wymieniają dwie figury symboliczne, które dobrze ilustrują opisane powyżej przemiany. Jedna z tych figur to „miasto-labirynt”, a więc miasto, w którym wszystko zorganizowane jest wokół ulokowanej centralnie instancji tożsamościującej. Mówiąc wprost — w centrum labiryntu znajduje się „coś” (kościół, fabryka, urząd), co nadaje sens całej strukturze, czyniąc z niej twór tożsamy i stały. To „coś” jest gwarantem tożsamości wszelkich elementów, z których zbudowana jest struktura. Figura „labiryntu” zakłada również istnienie postaci „konstruktora”, który jest z kolei gwarantem istnienia pewnej racjonalnej perspektywy oglądu całości. „Konstruktor” pełni funkcję nadzorcy i władcy labiryntu.

Druga figura to „miasto-palimpsest”. W tym przypadku struktura nie jest jednorodna i tożsama — na obraz miasta składa się wiele cząstkowych, kulturowych dyskursów, wiele różnych języków, sprzecznych rozwiązań. Tu klasyczne pojęcie tożsamości zostaje „rozszczepione”, nie istnieje instancja centralna, zdolna całościować polifoniczną strukturę przestrzeni publicznej. Zanegowane zostaje również istnienie postaci „konstruktora” — „miasto-palimpsest” jest własnością wszystkich, a praca nad nim nigdy nie może zostać uznana za skończoną.

„Miasto-labirynt” to miasto modernistyczne, „miasto-palimpsest” to miasto ponowoczesne. Czy można w związku z tym mówić o „industrialnym” obliczu nowoczesnej Europy? O wiele bardziej pasuje tu przydomek „postindustrialna”, choć i on tak do końca nie wyjaśni nam charakteru przemian, jakie zaszły w europejskiej duchowości. Niezwykle symptomatyczne jest to, że wszelkie pofabryczne przestrzenie coraz częściej zmieniają się w obiekty „wielofunkcyjne”, których istnienie ma ułatwić przepływ towarów, usług, informacji. Społeczeństwa informatyczne cenią szybkość, „gładkość”, umiejętność płynnej zmiany społecznych ról, dlatego najlepiej czują się „nigdzie”. Europa, część globalnej wioski, staje się powoli takim „miejscem-nigdzie”, „miastem-palimpsestem”, w którym jedne ślady powstają w miejscu zacierania się innych. Sztuką jest docenić tę kulturową wielość i niejednoznaczność. „Miasto-palimpsest” jest wyzwaniem dla współczesnego człowieka, który — oddając się we władanie wirtualnej, hiperrealnej przestrzeni nowoczesnych mediów — może wkrótce przestać zostawiać jakiekolwiek ślady.