Sformułowanie "ośrodki kultury" kojarzy się, szczególnie tym, którzy wychowani byli w poprzednim ustroju, z instytucjami państwowymi. Postrzegamy je jako miejsca niezbyt dynamiczne i w których stroni się od nadmiernych eksperymentów. W wyszukiwarce internetowej po wpisaniu formuły "ośrodki kultury" pojawiają się głównie strony placówek prowadzonych przez państwo i samorządy. Przy tak wielu zmianach w polskiej rzeczywistości realia polskich placówek kulturalnych nie zmieniły się znacząco.

Tym niemniej i w tym zakresie w ostatnich dwóch dekadach nastąpiły zmiany, które na świecie miały miejsce znacznie wcześniej. W państwach demokracji liberalnej, w których sztuka miała charakter komercyjny, już od lat 60. XX wieku powstawały alternatywy dla tradycyjnie rozumianych ośrodków kultury . Powstał wówczas szeroki sprzeciw wobec oficjalnych instytucji zajmującym się sztuką. Wielu artystów różnych dziedzin udostępniało swoje utwory poza oficjalnym obiegiem, przez co tworzył się niezależny obieg sztuki. Ta strategia była związana z alternatywnymi ruchami rozpowszechnianymi wówczas przez lewicującą inteligencję i młodzież. Wynikała ona z przeświadczenia o wyczerpaniu się sił kapitalizmu i konieczności jego zastąpienia przez socjalizm we wszystkich dziedzinach, także w kulturze,. Strategia ta miała także na celu pokazać, że działań ludzkich, takich jak wytwarzanie dzieł sztuki, nie da się przeliczyć na pieniądze.

Tego rodzaju podejście przeważało w Europie, tymczasem w Stanach Zjednoczonych nikomu nie przychodziło do głowy podważanie wagi pieniądza. Wręcz przeciwnie, artyści zauważyli ich siłę i postanowili ją wykorzystać na własny pożytek. Andy Warhol mówił: „Zarabiać pieniądze to sztuka, pracować to sztuka, ale robić dobre interesy — to sztuka największa”. Dlatego powstały tam ośrodki kultury o zupełnie innym charakterze niż w Europie. Właśnie o jednym z nich chciałbym tu napisać, ośrodku, którego specyfika do dziś wzbudza kontrowersje i jest przedmiotem sporów. Mam na myśli „The Factory” („Fabrykę”) Andy’ego Warhola. Tak nazywana była jego pracownia w Nowym Jorku, znajdująca się na piątym piętrze pod numerem 231. East 47th Street na Manhattanie. Była to jednak pracownia szczególna, która de facto stała się właśnie ośrodkiem kultury. Sama jej nazwa ma wieloznaczny charakter, jak wszystko co się w niej działo — z jednej strony wcześniej mieściła się tam fabryka kapeluszy, z drugiej nazwa miała nawiązywać do „produkcji” dzieł, która miała w niej miejsce. Jeszcze innym odniesieniem był wystrój wnętrza zrealizowany w początkach 1964 r. przez Billy’ego Linicha, zwanego też: Billy Name. John Cale wspominał: „Nazwa Fabryka nie brała się z niczego. To tam miała miejsce linia produkcyjna sitodruków. Kiedy jedna osoba robiła sitodruki, ktoś inny robił zdjęcia próbne. Codziennie coś nowego”.

Wydaje się, że o wizji tego miejsca jako ośrodka kultury decydowała koncepcja Andy’ego Warhola, który traktował sztukę jako część amerykańskiego sposobu życia. Mówił on: „Podoba mi się, że w Ameryce najbogatsi konsumenci w zasadzie kupują te same rzeczy, co biedni. Siedzisz przed telewizorem i pijesz Coca Colę, i wiesz, że prezydent pije cokę, Liz Taylor pije cokę, i myślisz sobie, że ty też możesz pić cokę”. Podobnie powinno być ze sztuką, powinien mieć do niej dostęp każdy amerykański konsument. Dlatego w „Fabryce” miała mieć miejsce produkcja dzieł nie tylko plastycznych, ale muzycznych i filmowych. Odbywały się tam „imprezy”, na których pojawiały się osoby o najdziwniejszej reputacji, często bogate, ale znudzone życiem, uzależnione od alkoholu i narkotyków. Warhol każdemu mógł zapewnić „15 minut sławy” i chociaż była to sława bardzo złudna, wiele osób było gotowych nawet na ciężką pracę. Jak twierdzą niektórzy, Warhol, chcąc osiągnąć produkcję sitodruków dorównującą produkcji taśmowej, wykorzystał gotowość pojawiających się w jego pracowni gwiazdek porno, drug queens, narkomanów, muzyków i wolnomyślicieli. Ci „pracownicy sztuki”, których nazywał ‘supergwiazdami Warhola’ pomagali mu tworzyć obrazy, występowali w filmach i tworzyli atmosferę skandalu, która stworzyła legendę „Fabryki”.

Graniczność tego przedsięwzięcia musiała doprowadzić do problemów, które rzeczywiście z czasem się pojawiły. Takie nagromadzenie ludzi mających najróżniejsze problemy z własną tożsamością, pełnych kompleksów, niestabilnych emocjonalnie co pewien czas doprowadzało do niebezpiecznych wydarzeń. Najgroźniejszym z nich była próba zabójstwa Andy’ego Warhola, która miała miejsce 3 czerwca 1968 r. Zamachu na życie swojego idola dokonała Valeria Solana, która potem miała powiedzieć, że zrobiła to, bo Warhol miał za dużą kontrolę nad jej życiem. Pokazało, że całkowita i niczym nieograniczona wolność robienia czegokolwiek prowadzi najczęściej do opłakanych skutków. Od tego czasu Warhol zaczął ostrożniej dobierać osoby pojawiające się w jego pracowni, a najbardziej spektakularny okres działalności „Fabryki” przeszedł do historii i stał się legendą.

Przytaczając tak skrajny przykład, jak „The Factory”, chciałem pokazać, jak szeroko i jak różnie można rozumieć sformułowanie ‘ośrodek sztuki’. Nie znaczy to, że warholowski wzorzec należy naśladować. Daje on jednak możliwość konfrontacji działań tradycyjnych ośrodków sztuki z artystycznymi eksperymentami legendy pop-artu i wyciąganie wniosków na własny rachunek. Przykład ten pokazuje także, że ośrodki kultury mogą mieć nie tylko państwowy, ale i komercyjny charakter. Wydaje się, że w Polsce ten drugi projekt ma marne szanse na powodzenie. Może to i dobrze?