Jak zarządzać kulturą, to pytanie dziś bardzo modne. Na wielu uczelniach prowadzone są kursy zarządzania w instytucjach kulturalnych, bo oczywiste jest dziś dla wszystkich przenoszenie w sferę kultury doświadczeń ze sfery biznesu. Może jednak warto zastanowić się nad ogólną strategią, jaką przyjmują współczesne państwa europejskie w dziedzinie kultury. Trzeba bowiem powiedzieć, że dopiero od niedawna zaczęto myśleć o kulturze w kategoriach biznesowych. Wcześniej na kontynencie europejskim traktowano ją jako swego rodzaju misję, którą państwo powinno wspierać dla dobra ogółu obywateli. Potrzeby państwowej ingerencji w sprawy kultury nie widziały jedynie Wielka Brytania i USA.

Charakterystyczne przy tym jest to, że większość kontynentalnych państw Europy od dawna ma ministerstwa kultury, podczas gdy Brytyjczycy podobną instytucję (Departament for Culture, Media and Sport) powołali do życia dopiero niedawno (1997), a Amerykanie nadal jej nie potrzebują. Wynika to z liberalnej, wolnorynkowej polityki tych państw wobec kultury oraz tradycji kultury popularnej. Szczególnie w USA wytwory sztuki popularnej traktowano i nadal traktuje się jako produkt, który sprzedawany jest na wolnym rynku. Bardzo wcześnie stało to się w odniesieniu do muzyki, a potem także do innych dziedzin. Z kolei w Europie kontynentalnej przez wiele lat istniało, wywodzące się z francuskiej tradycji, przeświadczenie o szczególnym statusie artysty i dzieła sztuki, który wykracza poza zwykłą wartość rynkową. Z tego powodu wymagała ona wsparcia ze strony państwa.

Obydwa podejścia mają swoje wady i zalety, ale w ostatnich latach zaczyna przeważać podejście anglosaskie. Także w odniesieniu do dotacji, które kiedyś miały charakter związany z instytucjami bądź artystami, a dziś najczęściej mają charakter celowy. Przed laty ministerstwa kultury wspomagały całe zespoły teatralne, orkiestry symfoniczne czy muzea, natomiast obecnie pieniądze kierowane są na poszczególne projekty, a nie ogólnie -- na działalność instytucji kultury. Ten sposób zarządzania projektami kulturalnymi zmusza do  inicjatywy i dynamizowania działalności, a tego rodzaju podejście wynika ze wspomnianego wyżej anglosaskiego sposobu myślenia, że przemysły kultury powinny być traktowane podobnie jak inne działy gospodarki.

Rozumiejąc to, brytyjskie agendy rządowe wspierają nowatorskie pomysły w zakresie  rynkowego traktowania zadań kulturalnych. Rządzący zdają sobie sprawę, że wsparcie państwa powinno współgrać z zaangażowaniem osób pracujących w sektorze. Taki właśnie cel ma inicjatywa Arts Council nazwana „Own Art” („Posiadaj sztukę”). Jest to system wspierania prywatnych galerii poprzez nieoprocentowane pożyczki dla klientów. Każdy, kto zechce kupić dzieło w jednej z 250 galerii zrzeszonych w programie, może liczyć na nieoprocentowany kredyt ratalny. Środki dostarcza Arts Council po procesie weryfikacji, który trwa stosunkowo krótko, a po nim produkt artystyczny kosztujący do 2000 £ można zabrać do domu.

Pomysł jest rewelacyjny, ponieważ nie wspomaga bogatych kolekcjonerów i znanych galerii, ale mniej zamożne osoby. Widać więc, że pomysłodawcom zależy na jak najszerszym dostępie do dóbr kultury. Rozumieją oni, że rynek rozwija się dynamicznie nie dzięki wielkim transakcjom, ale przede wszystkim dzięki małym firmom. Innym efektem tego rodzaju działalności jest też rozpowszechniane przeświadczenie o łatwym dostępie do sztuki i w ten sposób kreowanie popytu na kulturę. Kupujmy więc sztukę i bądźmy jej posiadaczami.