Maciej Mazerant, wydawca PURPOSE

Obudziłem się rano ze ściśniętym żołądkiem. Przez ostatnich kilkanaście dni zeszłego roku tego nie czułem. Żołądek był raczej rozciągnięty przez dobre i spożywane przeze mnie w dużych ilościach potrawy świąteczno-noworoczne. Byłem odprężony i zadowolony. Drugi stycznia przyszedł zbyt szybko. Wstałem i poszedłem do pracy. Jakie to szczęście, że moje miejsce pracy to moja firma... Nie muszę udawać, że pracuję na najwyższych obrotach... Jakie to równocześnie straszne... Przecież to tylko ode mnie zależy, czy będę miał za co żyć, z czego płacić rachunki, za co opłacać dziecka przedszkole, angielski, wakacje. Żołądek ścisnął się mi jeszcze bardziej, poczułem dłoń „systemu” zaciskającą się na moim gardle...

Sytuacja taka powtarza się systematycznie każdego roku. Od czasu kiedy prowadzę własną firmę, jestem skazany na huśtawkę nastrojów od histerii po euforię. Wszelkie znaki na ziemi i niebie, a głównie w telewizji, radiu i prasie, wskazują na to, że ten rok będę histeryzował, dlatego podjąłem noworoczne postanowienie. Czas otworzyć się na współpracę z innymi. Postanowienie to systematycznie pojawia się na mojej liście od co najmniej kilku lat, ale zawsze było coś ważniejszego do zrobienia. Skoro w tym roku mam nie zarobić pieniędzy, gdyż tak zapowiedzieli już w telewizji, to może przynajmniej nawiąże fajne kontakty, znajomości, partnerstwa, które zaprocentują w przyszłości! Może właśnie to jest klucz do poradzenia sobie w kryzysie? Może zatem współpraca, którą w Wikipedii definiują jako „zdolność tworzenia więzi i współdziałania z innymi, umiejętność pracy w grupie na rzecz osiągania wspólnych celów, umiejętność zespołowego wykonywania zadań i wspólnego rozwiązywania problemów” jest kluczem do przetrwania trudnych chwil?

W tzw. między czasie swoich rozważań, oddałem się monotonnym codziennym obowiązkom służbowym, które w tym roku rozpocząłem od cięcia kosztów zgodnie z wytycznymi znakomitych ekonomistów, z którymi spotykam się każdego wieczora w wiadomościach, faktach i wydarzeniach. Cięcia za radą tych ekspertów rozpoczęli wszyscy członkowie systemu, niezależenie od tego czy mają do wydania pieniądze, czy ich nie mają. Nie wypada przecież, cięć nie robić albo przynajmniej głośno o nich nie mówić.



Ilustracja: Tomasz Kaczkowski

Jakież było moje zdziwienie, kiedy to zdałem sobie sprawę, że część moich zleceniodawców, głównie z sektora publicznego, wpadło na bardzo podobny do mojego pomysł – rozpocząć współpracę, nawiązywać kontakty, tworzyć więzi, osiągać wspólne cele... Słabym punktem naszego wspólnego pomysłu okazała się przyczyna, która była jego inspiracją, czyli kryzys. Kryzys obnażył zasadniczą różnicę w naszych relacjach, która polega na tym, że moi partnerzy z sektora publicznego każdego miesiąca dostają wynagrodzenie, na które zrzucam się obowiązkowo ja z kolegami przedsiębiorcami. O wynagrodzenie dla nas i naszych pracowników musimy walczyć, startując w przetargach, niezależnie od tego czy współpraca z sektorem publicznym nam się układa, czy osiągamy wspólne cele, czy stworzyliśmy więzi... Nie możemy liczyć na wspólne rozwiązanie tego jakże kluczowego dla wzajemnych stosunków problemu.

Jako że nadzieja umiera ostatnia, pomyślałem że szansą na przetrwanie tego trudnego okresu, może być nawiązanie współpracy z partnerami biznesowymi. Tyle się słyszy o klastrach, których celem jest wspólne działanie członków na rzecz rozwoju danej branży, sektora, czy wprowadzenie zmiany, które odbędzie się z korzyścią dla ogółu zarówno tworzących go podmiotów, jak i klientów. Szybko odkryłem jednak, że ze świecą można szukać klastra, którego głównym celem nie jest tworzenie miejsc pracy dla jego pomysłodawców oraz kreowanie zleceń dla zaprzyjaźnionych z pomysłodawcami firm. Uznałem więc, może i niesłusznie pod kątem biznesowym, ale zgodnie ze swoim sumieniem, że temat klastrowania powinienem omijać szerokim łukiem...

Rok dopiero się rozpoczął a ja nadal szukam okazji, aby zrealizować swoje noworoczne postanowienie. Mam jeszcze możliwość wstąpienia do jakiegoś stowarzyszenia, utworzenia spółki, konsorcjum... Tu też przecież będę musiał współpracować. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo nawiązać trwałych relacji w tych trudnych czasach. Prowadzę firmę już blisko osiem lat i jeszcze nigdy pomimo wielu prób nie nawiązałem współpracy spełniającej kryteria zapisane w przytoczonej wyżej definicji. Fakt, dużo w tym mojej winy, gdyż nigdy tak naprawdę mi na tym nie zależało. Teraz chciałbym to naprawić i znaleźć miejsce oraz partnerów, z którymi osiągnę wspólny cel, jaki by on nie był...

I tak oddając się marzeniom, planując, poczyniłem kolejne cięcia kosztów w firmie. Otrzymałem w tej kwestii kilka nieprzychylnych maili, telefonów, ktoś nawet zarzucił mi współpracę z „systemem” – czyli krwiożerczym kapitalizmem, tym samym który zaciska swoją dłoń na moim gardle...   Wtedy też zdałem sobie sprawę, że „działalność prowadzoną na czyjeś zlecenie, wiążącą się ze zdradą lub z działaniem na czyjąś niekorzyść” a tak przecież odebrane zostały wprowadzone przeze mnie oszczędności, również nazywa się współpracą. Położyłem się spać ze ściśniętym żołądkiem, ale i poczuciem spełnionego postanowienia noworocznego. Zasypiałem myśląc skąd wezmę na życie, z czego będę płacić rachunki, za co opłacę dziecka przedszkole, angielski, wakacje... ach wakacje.