Mniej znaczy więcej (nie mylić z mniej więcej)

Opowieść subiektywna / Poradnik nieobiektywny

Tekst: Agata Etmanowicz

Na początek

Pozwólcie, że na wstępie wyjaśnię, dlaczego śmiem pisać ten tekst i jednocześnie nie mam śmiałości. Całe zawodowe życie jestem związana z sektorem kultury i sektorem kreatywnym. Miałam (i wciąż mam) okazję przypatrywać się organizacjom pozarządowym, instytucjom kultury, kreatywnym przedsiębiorstwom – zarówno od środka, jak i od zewnątrz. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że większość z nas działających w tych sektorach robi ZA DUŻO. Wszystkiego za dużo. Że można mniej (nie tracąc przy tym na jakości). 
I żeby nie było: dotyczy to też mnie samej.

W związku z powyższym pozwoliłam sobie na opracowanie tego tekstu na podstawie własnych obserwacji i opinii. Tym samym z założenia artykuł ma charakter subiektywny. Nie było jednak moim celem ani wartościowanie, ani ocenianie. Starałam się raczej opisać zjawiska przepracowania, przemęczenia, „wszystkiego, wszędzie i naraz” w sektorze kultury i sektorze kreatywnym. Tekst podzielony jest na trzy części. Przechodzę w nim od „dlaczego za dużo”, przez „konsekwencje za dużo”, do propozycji konkretnych narzędzi i rozwiązań mających pomóc – nam wszystkim – w robieniu „mniej”.

Można tu odnaleźć sporo powierzchowności, uogólnień i skrótów myślowych (choć korciło mnie, żeby było głębiej, bardziej w detal, żeby było więęęęcej!). Ze względu na tematykę, z jaką przyszło mi się zmierzyć, można tu też napotkać elementy autoterapii… Za wszystkie bardzo przepraszam i do czytania niniejszym zapraszam.

 


Dlaczego robimy za dużo?

Na pewno więcej niż z jednego powodu. To zależy też od tego, co i w jakiej formie konkretnie robimy.

 


Wciąż za mało: codzienność kreatywnych

Wiele_u z nas kocha to, co robi. Jesteśmy ambitni_ne, ciekawi_we, chcemy się uczyć i rozwijać. Chcemy zmieniać świat. Robimy więcej i więcej, i więcej…

Musimy się też utrzymać. Ceny wciąż wzrastają, rachunki trzeba zapłacić (a w przypadku kreatywnych przedsiebiorców_czyń do uwzględnienia są jeszcze ZUS i podatki, faktury podwykonawców i wynagrodzenia pracownicze). Nie jest lekko. Chcemy czy nie chcemy, musimy pracować. Więcej i więcej.

Funkcjonujemy ponadto wśród ludzi podobnych do nas, tj. pełnych pomysłów i inicjatywy. Co chwila pojawia się ktoś z nowym genialnym pomysłem na wspólne działanie i zaprasza do współpracy. Entuzjazm i pasja są zaraźliwe. Czasem trudno nam powiedzieć NIE. Zaczynamy więc robić kolejną rzecz, przystępujemy do następnego projektu.

Wbrew powszechnemu twierdzeniu – praca w sektorze kultury i sektorze kreatywnym to nie tylko przyjemności. Niemal każde działanie twórcze pociąga za sobą całą masę działań koniecznych i niezbędnych (a nie zawsze miłych) – takiej czy innej papierologii, aktywności związanych z komunikacją. Wszystko zajmuje czas. Dużo czasu. Czasu zaczyna więc brakować…

 

„Baloniku nasz malutki, rośnij duży, okrąglutki”, 
czyli „za dużo” w instytucjach kultury

„Za dużo” nabiera innego znaczenia w kontekście instytucji kultury. Do wszystkich już wymienionych wcześniej czynników występujących na poziomie indywidualnym dochodzi jeszcze wiele innych – tych ”instytucjonalnych”: procedury, hierarchiczność oraz coś, co zwykłam nazwać „zarządzaniem ogródkami”. Mam tu na myśli sytuację, w której w instytucjach kultury konkretne osoby odpowiadają za konkretne obszary programowe albo projekty. Linie są jasno wyznaczone („mój ogródek”) – zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Ludzie przywiązują się do swoich projektów i trwają przy nich latami, czasem dekadami. Wiele z nich to oczywiście świetne, broniące się tak jakością, jak frekwencją działania. Są jednak i takie, które straciły na aktualności czy też na popularności wśród odbiorców.

Działania generują koszty oraz angażują inne zasoby instytucji. I wciąż się odbywają, dokładnie w tym samym kształcie pomimo upływu lat, zachodzących w koło zmian, nowych trendów. Dlaczego? „Bo zawsze tu były i takie były”, „bo to moje/jego/jej i nikt nie ma prawa się wtrącać”. Nawet jeśli inna osoba ma szansę wnieść nieco świeżego powietrza, dobre pomysły, pomoc i wsparcie w realizacji, to z jakiegoś powodu często łatwiej pracuje się i „zaprasza do swojego ogródka” zewnętrznych partnerów niż ludzi z wewnątrz instytucji. A potem pojawiają się nowe osoby i… „sieją pod płotem” lub zakładają nowe „ogródki”.

Każdego roku do programu instytucji dokładane są kolejne i kolejne projekty. Dzieje się tak dlatego, że są one ważnym narzędziem (do)finansowania działań, budowania oferty programowej danej jednostki (a rachunki za prąd są coraz wyższe!). Także dlatego, że ludzie pracujący w kulturze są ambitni i wciąż mają nowe pomysły, więc stwarza im się przestrzeń do ich rozwijania, daje się im możliwość realizowania siebie – a to wszystko w ramach budżetu i zasobów instytucji.

Ze względu na trudną sytuację finansową składa się tyle wniosków grantowych, ile się da, „a potem zobaczymy”. Zwykle tylko niektóre dostają dofinansowanie. Bywa, że niekoniecznie te, które zadomowiły się już w stałej ofercie programowej, a wtedy pojawia się dylemat: zrezygnować z czegoś, do czego publiczność już się przywiązała, czy może jakoś uda się zrobić mniej/za mniej?

Zdarzają się jednak lata „klęski urodzaju”, kiedy to wszystkie wnioski dostają granty. W wyniku tego w instytucji nie tylko pojawiają się nowe działania, ale pojawia się też konieczność zatrudnienia nowych ludzie, żeby je prowadzić. Pojawiają się nowe „ogródki”.

 

Konsekwencje robienia za dużo

Robienie „za dużo” niesie za sobą konkretne konsekwencje. I znowu: zarówno na poziomie kreatywnej jednostki, jak i przedsiębiorstwa kreatywnego czy organizacji/instytucji kultury.

 

Wypaleni kreatywni_ne

Każdego dnia spotykam ludzi pracujących w sektorze kultury i sektorze kreatywnym, którzy są wyczerpani, wypaleni, sfrustrowani, daleko poza dobrostanem.

Nie ważne, jak bardzo kochamy to, co robimy. Jeśli bowiem pracujemy bez przerwy i zacierają nam się granice między przestrzenią prywatną a służbową (zarówno fizyczne, czasowe, jak i „ludzkie”), to w pewnym momencie możemy obudzić się i… nie mieć ani żadnych nowych pomysłów, ani siły i ochoty na nawet najbardziej porywające projekty innych.

Do tego jest jeszcze przecież życie poza pracą – nieprzewidywalne i często nieoszczędzające. Jest też piętrzącą się kupka rachunków do zapłacenia.
Nie pomaga też brak wsparcia zewnętrznego, bo przecież „ty masz tak ekstra, to nie jest prawdziwa praca, to jak hobby, więc o co ci chodzi”.

Dziś świat jest nieco inny. Jest nieco więcej zrozumienia i przyzwolenia na to, żeby nie być OK, którego jeszcze parę lat temu nie było. Wiele osób pracujących w kulturze jest w kryzysie od dawna, ale nie umiało tego nazwać lub zwyczajnie bało się to zrobić. Teraz zaczynają, bo w końcu mówi się w Polsce o zjawisku wypalenia zawodowego ludzi w sektorze kreatywnym i sektorze kultury. Pojawiają się podpowiedzi wsparcia, przeciwdziałanie i wczesne reagowanie. Nie tylko można, ale trzeba z nich korzystać! I trzeba o tym rozmawiać.

 


Więcej może znaczyć mniej

Wbrew pozorom więcej projektów, produktów czy więcej środków grantowych niekoniecznie oznacza większy dochód czy większą liczbę odbiorców_czyń. Każde „więcej” ciągnie za sobą bowiem więcej nakładów – ludzkich, przestrzennych, czasowych i finansowych.

Gdy program instytucji/organizacji czy też oferta przedsiębiorstwa rośnie i rośnie, ludzie zaczynają się gubić. Ci wewnątrz w liczbie zadań i obowiązków. Ci na zewnętrz, tj. publiczność, w rozkodowaniu charakteru marki, zrozumieniu programu instytucji/oferty przedsiębiorstwa. Finalnie ani jedni, ani drudzy nie są w stanie powiedzieć jednym zdaniem, „kim jest” dany podmiot i czym się właściwie zajmuje.

Więcej zaczyna znaczyć mniej. Zagubiona publiczność, która traci połączenie z rozmywającą się tożsamością marki, odpływa, kasy jakoś nie przybywa, a i czasu na życie jest jak kot napłakał.

 

Jak to zrobić? Jak robić mniej?

Czas na narzędzia, które mogą pomóc w robieniu mniej. Trochę własnych, trochę podpatrzonych. Wszystkie sprawdzone.

 

Zacznij od: sprawdzam!

Postaraj się przedstawić siebie jednym zdaniem (i może niekoniecznie wielokrotnie złożonym. [uśmiech] To takie zdanie, które ma wyjaśnić, kim jesteś komuś, kto słyszy o tobie po raz pierwszy.

Oczywiście możesz/możecie przygotować kilka wersji, np. dla ludzi z branży, dla publiczności, dla grantodawcy. Jednak idealnie jest mieć jedną, krótką, jasną i zrozumiałą wersję – odpowiednią dla wszystkich. Może pomóc ci w tym „zadanie z gwiazdką” (zob. poniżej).

[Jeśli nie jesteś w stanie przedstawić się za pomocą jednego zdania albo jeśli w większym zespole/organizacji każda osoba ułożyła inne zdanie, może być to symptom tego, że robisz/robicie za dużo.]

 

Zadanie „z gwiazdką”

W Fundacji Impact dostępność i projektowanie włączające zawsze były dla nas ważne w kontekście pracy z publicznością. Z czasem okazało się, że narzędzia dostępności – oprócz pełnienia swojej podstawowej funkcji – są też doskonałym sposobem wspomagającym samo-diagnozowanie się instytucji. Mogą pomóc w (re)definiowaniu się, pozytywnie wpłynąć na decyzje programowe i redystrybucję zasobów. Mogą być podpowiedzią, jak robić mniej, ale dla większej liczby odbiorców_czyń, i tym samym – jak robiąc mniej, „znaczyć więcej”.

Jeśli udało ci przedstawić jednym zdaniem, to teraz sprawdź, czy jest ono dla wszystkich zrozumiałe. Mogą ci w tym pomóc konkretne narzędzia, np. Logios (https://logios.dev/) lub Jasnopis (https://www.jasnopis.pl/). Oba narzędzia sprawdzają stopień trudności tekstu i pomagają komunikować się, używając prostej polszczyzny (odpowiedniki w innych wersjach językowych też są dostępne).

Jaki jest twój wynik? Czy udało ci się skonstruować komunikat zrozumiały dla większości? Jeśli nie, to spróbuj raz jeszcze. Tym razem posługując się tzw. prostym językiem.

Prosty język (plain language) to standard pisania w sposób pozwalający każdej osobie na zapoznanie się z tekstem jak najszybciej, jak najłatwiej i jak najpełniej. Prosty język dotyczy zarówno treści, jak i formy tekstu. 
Z zasadami stosowania prostego języka możesz się zapoznać np. w oficjalnym serwisie Służby Cywilnej (dostęp online: https://www.gov.pl/web/sluzbacywilna/prosty-jezyk).

 

Strategia na jednej stronie

Jednym z moich ulubionych narzędzi do jednoczesnego porządkowania tego, co robimy, i planowania przyszłości są jednostronicowe strategie. Niezależnie od formy w takiej strategii powinny się znaleźć odpowiedzi na kilka kluczowych pytań:

  • Jaki jest sens i cel naszego istnienia? Dlaczego robimy to, co robimy? (To wartości.)
  • Jak wygląda nasza wyobrażona przyszłość i sukces? (To nasza wizja.)
  • Co jest ważne i jednocześnie potrzebne, żeby dotrzeć do wyobrażonej przyszłości? (To kluczowe cele. Mogą być artystyczne, społeczne, organizacyjne, finansowe itp.)
  • Kim jesteśmy? Co robimy? (To nasza misja. To też to jedno zdanie, którym się przedstawiamy.)
  • Dla kogo jesteśmy? 
Perspektywa publiczności, czyli: Kto jest naszą publicznością/odbiorcami_czyniami? I dlaczego? Kto jeszcze nie jest naszą publicznością? I dlaczego?

I dopiero na końcu:

  • Jak to zrobimy? (To miejsce na projekty i inne czynności konieczne do osiągnięcia celów.)

Nie będę oszukiwać – solidne opracowanie jednostronicowej strategii wymaga głębokiej refleksji, czasu i pracy. Może to być zadanie równie skomplikowane i czasochłonne niezależnie od tego, czy tworzysz ją dla siebie – jednoosobowego przedsiębiorstwa kreatywnego, czy też wspólnie z dużym zespołem.

Taką strategię robi się jednak raz na dłuższy czas, a solidnie przepracowana powinna przynieść konkretne korzyści.

Zanim zdecydujemy się na realizację kolejnego projektu czy zaangażowanie się w jeszcze jedną inicjatywę, możemy w pierwszej kolejności zadać sobie kilka pytań kontrolnych:

  • Czy ten projekt przybliża mnie do osiągnięcia moich celów (i wizji)?
  • Czy zarówno działanie, jak i zespół, z którym w ramach tego projektu będę współpracować, zbudowane są na tych wartościach, które są dla mnie kluczowe?
  • Czy to działanie jest spójne z tym, kim jestem i jak się przedstawiam?
  • Czy ten projekt pomoże mi w realizacji moich celów związanych z publicznością/odbriocami_czyniami?
  • Czy dysponuję zasobami niezbędnymi do rozpoczęcia tego działania (czas, ludzie, pieniądze, sprzęt, przestrzeń)? Itd.

 


Umiejętność mówienia NIE

Praca z jednostronicową (czy jakąkolwiek inną) strategią, żeby być skuteczna, musi być nierozerwalnie połączona z umiejętnością odmawiania – zarówno innym, jak i sobie. Powinna być traktowana jako lista sprawdzająca.

Nie wiem jak dla was, ale dla mnie mówienie NIE to chyba wciąż największe wyzwanie. 
Sobie umiem powiedzieć już NIE. Z innymi nie jest łatwo. Wiem też, jakie jest źródło problemu. Jest to kwestia określenia równowagi między kluczową wartością a celami. Moją kluczową wartością jest coś, co zwykłam nazywać „społeczną pożytecznością”. Jeśli więc ktoś prosi mnie o wsparcie, to mam trudność w odmówieniu. Nie jestem jednak w stanie pomóc wszystkim, zaangażować się we wszystkie projekty, w które chciałabym się włączyć. Brakuje mi doby i mocy. W związku z tym staram się patrzeć na „większy obrazek”. Zadaję sobie wszystkie powyższe pytania i jeszcze jedno dodatkowe o „potencjał pożyteczności”, żeby ustawić priorytety. Zawsze też zastanawiam się nad tym, czy podołam_y: kompetencyjnie, fizycznie, czasowo i finansowo. Powiedzmy, że wciąż jestem w procesie…

 


Zdrowe skandynawskie podejście

Każda współpraca z kolegami_żankami ze Skandynawii jest dla mnie doskonałą lekcją. 
W związku z tym, że „pracę zostawiają w pracy”, dbają o jej planowanie. Ich działania są precyzyjnie i racjonalnie rozpisane w czasie (porównując z polskimi standardami, można by nawet rzec: czasem dość nieśpiesznie). Każde zadanie rozłożone jest na godziny i rozplanowane na przestrzeni tygodni, miesięcy czy lat. Każdej godzinie przypisana jest konkretna wartość finansowa.

I często w trakcie trwania projektu przypominają o tym, że „na to zadanie mamy zaplanowane w sumie 16 godzin”. Czasem dodają, ustawiając tym samym odpowiednio priorytety: „Czy to jest ważne? Postanówmy, co robimy, bo mam jeszcze 10 godzin na ten projekt”.

Wprowadzenie „skandynawskiego podejścia” w życie jest dla mnie poważnym wyzwaniem. I znowu rozbijam się tu o wartości… Jak już wspominałam: wciąż jestem w procesie. Człowiek uczy się w końcu całe życie.

 


Wielość aktywności a publiczności

W podjęciu decyzji o robieniu mniej może nam pomóc także publiczność/odbiorcy_czynie. Ale tylko wtedy, jeśli rozwój organizacji/własny i pracę z publicznością planujemy strategicznie. I pod warunkiem, że mamy w sobie zarówno gotowość wsłuchania się w opinie, potrzeby publiczności, jak i umiejętność reagowania na nie.

Test jednozdaniowego przedstawiania się możemy przeprowadzić nie tylko samodzielnie, ale także wspólnie z publicznością, prosząc, żeby to ona nas opisała. Następnie należy sprawdzić, czy nasze zdanie i zdanie publiczności są podobne. Na co my kładziemy akcenty, a no co zwraca uwagę publiczność? Czy odbiorcy widzą nas tak, jak chcemy być postrzegani_ne, czy też inaczej? Co z tego wynika? Co zrobimy z tą wiedzą?

A jeśli zajdzie taka potrzeba, to czy będziemy w stanie rozstać się z niektórymi projektami/działaniami? Czy będziemy potrafili_ły powiedzieć NIE samym sobie i innym?…

 

Drugie (i ostatnie) zadanie „z gwiazdką”

Przyjrzyjmy się wszystkim naszym aktywnościom i sprawdźmy, ile z nich jest dostępnych dla publiczności z różnymi niepełnosprawnościami. Instytucje kultury formalnie, zgodnie z ustawą, powinny być „wszystkie dla wszystkich”. Rzeczywistość jest jednak inna. Dostępność to proces, umiejętności i – nie oszukujmy się – także pieniądze. Często niemałe.

Pamiętajmy, że mamy wybór. Wymaga to jednak trudnej decyzji „o mniej”. Za to dla większej liczby osób. Każde narzędzie dostępności pracuje przecież z więcej niż jedną grupą odbiorców_czyń (i nie „ogranicza” swojej funkcjonalności do osób z niepełnosprawnościami!).

 

Na koniec

Każde z wymienionych przeze mnie prostych (albo przynajmniej pozornie prostych) narzędzi ma pomóc w świadomym podejmowaniu codziennych decyzji – tych większych i mniejszych. 
W tym, żeby przestać rozdrabniać się na wiele. Inwestować „więcej” w „mniej”. Skoncentrować się na kilku działaniach, projektach, produktach. Dbać o ich jakość przy jednoczesnym dbaniu o relacje z naszymi odbiorcami_czyniami i… o nas samych_e. O nasz własny, prywatny dobrostan. 
Co i ja staram się czynić…

 

Tekst Agata Etmanowicz

Dowiedz się więcej: www.impactaudience.org


Agata Etmanowicz – bezwstydnie lubi ludzi, jej specjalizacją jest „łączenie kropek”. Zadaje dużo pytań i zachęca innych do zadawania pytań, nie ocenia. Projektuje i prowadzi nie tylko warsztaty, ale także procesy i programy dla profesjonalistów_ek w sektorze kultury – branżowo, ponadbranżowo i dla konkretnych organizacji. Stworzyła koncepcję programów z audience development u podstawy dla Europejskich Stolic Kultury (dla Wrocławia 2016, Kowna 2022), w obszarze dostępności dla Trenczyna 2026, a także współpracowała z innymi Stolicami m.in. Koszycami 2013 i Rijeką 2020.

W przeszłości zajmowała się polityką kulturalną – zarówno lokalnie, jak i na poziomie europejskim (od programów UE, przez wsparcie sektora kreatywnego po Europejskie Stolice Kultury i Partnerstwo Wschodnie). Od ponad dekady jest też związana z Fabryką Sztuki w Łodzi i jej ART_INKUBATORem.

W życiu i w pracy kieruje się społeczną pożytecznością. Pomaga tam gdzie może i jak umie.

Uważa, że nie można myśleć o budowaniu publiczności bez dostępności (patrz A²!). Nie tylko pomaga innym, ale sama także koordynuje realizację wydarzeń włączających.

Wierzy, że tylko „spokój może nas uratować” i „nie ma rzeczy niemożliwych”.