Wywiad z Darią Pawlewską i Oliwią Gede-Niewiadomską z KUKBUK

Rozmawiała 
Paulina Piotrowska, współpraca
Maja Ruszkowska-Mazerant

Zdjęcia 
archiwum KUKBUK

Strona www: LINK





Mamy przyjemność zaprosić do wyjątkowego stołu. I choć miast materialnych dań serwujemy słowo i obraz, zapewniamy, że będzie to nie lada uczta karmiąca wszystkie zmysły. Menu przygotował KUKBUK, smaczny pod każdym względem magazyn kulturalno-kulinarny ukazujący się od 2012 roku. Zatem smacznego! Koncepcja magazynu KUKBUK została stworzona przez trzy kobiety: Biankę Pawlewską, Darię Pawlewską i Oliwię Gede-Niewiadomską. Na co dzień w redakcji spotkacie te ostatnie. W Wydawnictwie obraz i słowo mają równorzędną wartość, jedno dopełnia drugie. Warstwa wizualna współpracuje z tekstami. Rozmawiają z nami Daria Pawlewska – Wydawczyni i Redaktorka Naczelna wydań specjalnych i Oliwia Gede-Niewiadomska – Dyrektorka Kreatywna i Artystyczna. 


KUKBUK zarówno w wersji papierowej, jak i elektronicznej wymyka się jednoznacznej klasyfikacji. Mnogością przepisów dorównuje miniksiążce kucharskiej, ale nie brakuje tu także rozmów, felietonów i wszelkiego rodzaju okołokulinarnych inspiracji. Tym, co spaja teksty, jest stół, przy którym spotykają się dania oraz ludzie, którzy je przygotowują i smakują. Czy ideą przyświecającą stworzeniu magazynu było zebranie wszystkich tych wątków w jednym miejscu?

Oliwia Gede-Niewiadomska: Ideą magazynu było opowiedzenie o kulinariach w jak najszerszym kontekście. Chciałyśmy opowiadać o sztuce kuchni i o jedzeniu w jego codziennym praktycznym wymiarze. Jedzenie jest tematem szalenie ciekawym. Pokazujemy jego wielowątkowość poprzez kreatorów, kulinarnych celebrytów, materie, trendy, nowości, przestrzeń, przepisy. Mówimy o nim podobnie jak o modzie. KUKBUK wymyka się jednoznacznej klasyfikacji, bo dziś samo jedzenie jej się wymyka. Przestało być tylko pożywieniem, które ma na celu utrzymywać nas przy życiu. Dziś jest czymś znacznie więcej. Może dlatego Li Edelkoort zadekretowała, że moda umarła. Teraz jest jedzenie!

Nazwa magazyn kulturalno-kulinarny sugeruje, że oprócz gotowania i smakowania równie ważna jest kultura jedzenia oraz ludzie, którzy je przygotowują. Skąd pomysł na stworzenie takiego pisma?

Daria Pawlewska: Pomysł na pismo podświadomie rodził się latami. Najpierw na pełnych celebry przyjęciach u dziadków, w domu rodzinnym, a potem na samodzielnie organizowanych imprezach i kolacjach z jedzeniem w roli głównej. Obok wątku towarzysko-biesiadnego niezwykle interesujące okazywały się wszelkie skojarzenia kulinarne związane ze sztuką, dizajnem, filmem, literaturą czy antropologią. Zaczytywałyśmy się w zagranicznych pismach i książkach pokazujących kulinaria od innej, szerszej, perspektywy. Karmiłyśmy się fotografią i tekstami z pogranicza różnych dziedzin i odczuwałyśmy głód albumowej mądrej publikacji w rodzimym języku. 
 

Od czego zaczynacie poszukiwania tematów: od przepisu czy od człowieka, który go wymyślił?

D.P. Najpierw wymyślamy wątek – często niezwiązany z jedzeniem. Łapiemy  myśli, które wydają nam się atrakcyjne i biorą pod uwagę wartości pisma oraz pory roku. Mieszamy elementy przeciwstawne i czerpiąc z różnych obszarów wiedzy, zapełniamy obrazami i tekstami dwieście stron magazynu. Przepis pojawia się w drugiej kolejności jako wypadkowa tematu numeru i pogody za oknem w czasie, kiedy magazyn pojawi się w salonach prasowych. 

O.G.N. Mamy nieustannie włączone radary. „Zawsze głodni” to nasza dewiza! Inspiracji szukamy wszędzie: w ludziach i ich pasjach, we własnych wspomnieniach, w pragnieniach czytelników, w naturze, w rzemiośle, w sztuce. Inspiracją są też nasza kultura oraz bogata i różnorodna tradycja kulinarna.
 
Każdy numer, mimo że wielowątkowy, porządkują kategorie śniadanie –obiad – kolacja. Czy rytm Pań dnia także wyznaczają te posiłki? I czym one są dla Pań?

D.P. Pochodzimy z rodzin, w których wspólne gotowanie i biesiadowanie było bardzo ważne. Pielęgnujemy tradycje kulinarne przodków i dodajemy własne doświadczenie. Mój dom rodzinny zawsze kręcił się wokół jedzenia i rozmów, które mu towarzyszyły. Moja mama zawsze bardzo dbała o jakość składników i gotowała na potęgę dla szerokiego grona znajomych. Nie pozwalała nam też z siostrą jadać obiadów w szkolnej stołówce. Latem godzinami stała w kuchni i radośnie przygotowywała setki przetworów na zimę. Jako dziecko nie rozumiałam tego, teraz myślę, że akt dzielenia się jedzeniem jest pięknym wyrazem miłości do drugiego człowieka. 

Czy ma Pani swojego kulinarnego mistrza? Jeśli tak, to kto nim jest?

D.P. Nie mam, ale ten brak wynika bardziej ze zbyt wielu opcji obecnych we współczesnym świecie niż z poczucia wszechwiedzy. Pochłaniam setki książek i czasopism, które są dużym źródłem inspiracji. Szukam w nich opowieści o człowieku i staram się odszyfrować kod związany z filozofią życia, zrozumienia, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy jako jednostka. W gotowaniu nie chodzi o perfekcjonizm, ale o człowieka. Nie interesują mnie programy telewizyjne, w których odbywają się współczesne igrzyska śmierci. Z premedytacją nie oglądam tego otępiającego show, aby nie zaśmiecać sobie głowy. To marketingowe wydmuszki, gdzie modę na gotowanie i ego wykorzystuje się jako instrument do zarabiania pieniędzy. 
 

Tym, co przykuwa uwagę w KUKBUK-u, jest ciekawy layout, opracowanie graficzne i fotografie – duże, śmiałe, nieoczywiste, całkowicie odbiegające od tych z przepisów znanych z magazynów dla kobiet. Odnosi się wrażenie, że nie są one jedynie dodatkiem, ale że stanowią istotną część przepisu czy artykułu. Dlaczego tak jest?


O.G.N. W magazynach kulinarnych fotografia rzeczywiście odgrywa znaczącą rolę. Kulinaria odnoszą się bowiem do wszystkich zmysłów. Fizycznie jemy najpierw oczyma i nosem, dlatego naturalnie zdjęcia wychodzą na pierwszy plan. Nierzadko chwytamy za przepis tylko dlatego, że podoba nam się aura potrawy z fotografii. Prasę kulinarną często kupujemy nie po to, aby gotować, ale by najeść się widokiem samego zdjęcia. 

Jak już ustaliliśmy, KUKBUK nie jest magazynem typowym. Wobec tego, w jaki sposób dobierają Panie ludzi do współpracy? 

O.G.N. Ludzie są w jakiś sposób darem opatrzności (śmiech). Po spotkaniu rekrutacyjnym trudno przewidzieć, jak potoczy się dalsza współpraca. Według mnie proces rekrutacji to korporacyjny rytuał odpowiadający dworskiej etykiecie zaręczyn. W pewnym sensie ludzie sami się dobierają, bo znajdują w sobie podobne pasje, ciekawość, odwagę czy chęć ekspresji. Współpraca to sieć relacji, w które ktoś musi chcieć wejść. Dla jej rozwoju potrzebna jest  też przestrzeń, czas i zaufanie. To staramy się w KUKBUK-u zaoferować.

D.P. Szukamy osób autentycznych i szczerych z równie idealistycznym podejściem do życia, jak my. Dajemy dużo wolności, bo wierzymy, że umysły swobodne mają więcej ciekawych pomysłów. Intuicja połączona z nieszablonowym myśleniem przynosi nieoczekiwane idee. Zwracamy też uwagę na emocje potencjalnego pracownika związane z jedzeniem. Ta dość niestandardowa strategia działa. Mamy świetny zespół, który lubi ze sobą spędzać czas, dzieli się szczodrze umiejętnościami i… jedzeniem. 
 
W magazynie umieszczona jest rozbudowana legenda, gdzie obok „standardowych” kryteriów znalazły się bardziej nietypowe, jak danie szybkie (którego przygotowanie trwa nie dłużej niż pół godziny) czy danie bezglutenowe. Czy są to ulubione kategorie czytelników?

D.P. Czytamy wnikliwie sugestie od czytelników i analizujemy potrzeby własne, znajomych czy bliskich. W ten sposób staramy się dawać praktyczne i wygodne rozwiązania. 

Zostając przy odbiorcach, dopasowujecie zawartość magazynu do zapotrzebowania ludzi (jeśli tak, to w jaki sposób je badacie) czy sami kreujecie trendy, a ludzie to akceptują, kupując magazyn?

O.G.N. Proces projektowania magazynu to dialog pomiędzy czytelnikami i twórcami. Z jednej strony chcemy odpowiedzieć na pragnienia i potrzeby czytelnika, z drugiej zaskakiwać. 

D.P.  Staramy się być uważni i wsłuchiwać się w głosy czytelników. Cały czas uczymy się i w miarę możliwości wybiegamy do przodu. Lubimy opowiadać historie i rozmawiać na każdy temat. Tę wielką pasję do życia w wymiarze uniwersalnym pokazujemy w magazynie i jego wydaniach specjalnych. 

Jakie jest ulubione danie każdej z Pań i czy zechcą podzielić się Panie z czytelnikami przepisami?

D.P. Ulubione dania wynikają z pory roku. Gorące lato prowokuje do prostej sałaty. Kluczem do jej smaku są jak najlepszej jakości składniki. Cztery mięsiste pomidory malinowe od zaprzyjaźnionego dostawcy i trzy soczyste rozgrzane słońcem brzoskwinie kroimy w dużą kostkę. Dodajemy liście bazylii (idealnie z własnego ogródka) i domowy sos winegret. Na wierzch kładziemy grillowane plastry oscypka lub sera halloumi. 

O.G.N. Od dwóch dni jem sałatę zaserwowaną podczas burzy mózgów przez Tomka Hartmana. Kolorystycznie szokująca, w realizacji – banalna, w smaku – sztos. Obieramy średniej wielkości melona o pomarańczowym wnętrzu, usuwamy pestki i kroimy w dużą kostkę. Pęczek amarantowych rzodkiewek kroimy w ósemki (zostawiamy zawadiackie rzodkiewkowe wąsy). Ścieramy skórkę z połowy cytryny i kroimy w drobną kostkę pół ostrej czerwonej papryczki. Dorzucamy garść zielonych listków oregano. Całość mieszamy w pięknej misie.
 
Więcej o KUKBUK: http://kukbuk.com.pl