Magazyn „Purpose” obchodzi właśnie pierwszą rocznicę swojego powstania. Numer jubileuszowy poświecony jest Łodzi. Poproszono mnie, abym w związku z tym napisał coś optymistycznego, co pozytywnie będzie mówiło o mieście i jego przyszłości.
Wiem, że zaskoczę wydawców pisma, twierdząc, że tym przykładem są oni. Dwójka młodych ludzi, którzy starali się znaleźć dla siebie miejsce w trudnym polskim środowisku. Nie czekają na to, czy ktoś coś im da — swoimi działaniami starają się niejako zmusić to trudne środowisko do zauważenia, akceptacji i szacunku. Maćka Mazeranta i Maję Ruszkowską znam już od dłuższego czasu. Byłem kiedyś ich nauczycielem i przypatrywałem się ich dalszym krokom w dorosłym życiu. Kiedy mogłem, wspomagałem ich w działaniach i staram się to robić do dziś. Są to ludzie, jakich mało w Polsce. Są zdeterminowani, chcą osiągnąć sukces zawodowy, a jednocześnie finansowy. W naszym kraju jest to sprawa wstydliwa, tu się przede wszystkim protestuje przeciwko zabieraniu przywilejów socjalnych. Etos pracującego na swój sukces człowieka jest nadal obarczony nieufnością. Tymczasem tylko inicjatywa i ciężka praca może prowadzić nasz naród do rozwoju.

Maciek to człowiek pełen inicjatywy, ale przy tym niepokorny. Można z tego czynić zarzut, ja jednak chciałbym pokazać dobre strony tej cechy. Przysparza ona kłopotów, ale hartuje charakter i zmusza do działania. Odkąd pamiętam, Maciek zawsze chciał więcej niż inni, jego ambicje przekraczały polskie standardy. Chciał podbić nie tylko Polskę, ale i świat. Mam nadzieję, że nadal tego chce. Oczywiście mówić u nas takie słowa to rzecz bardzo niebezpieczna. Na szczęcie od 15 lat żyjemy w kraju, w którym nie wszystko zależy od państwa. Wyzwolenie ludzkiej inicjatywy jest elementem sprzyjającym działaniom takich osób, jak Maciek. Ważne jest przy tym, aby zrozumieć samego siebie i znaleźć dziedzinę, w której będzie się można w najlepszy sposób wyrazić.

Nie wszyscy muszą być wielkimi artystami, a tego uczą polskie uczelnie artystyczne, rozbudzając w studentach poczucie misji oraz przekonanie, że po akademii nimi będą. A po studiach przyszli artyści trafiają do agencji reklamowych i na tym najczęściej kończy się ich wielka kariera. Wydaje się, że na polskich uczelniach jest zbyt mało pragmatyki, pozwalającej przygotować absolwenta do warunków, w których przyjdzie mu potem funkcjonować. Nie występuję tu przeciwko idealizmowi w nauczaniu, studia są ostatnim czasem, w którym młody człowiek może sobie na to pozwolić. Nie może jednak być zbyt dużego rozziewu między ideałami a rzeczywistością. A rzeczywistość jest taka, że wielu, jeśli nie większość studentów musi pracować, aby studiować. Coraz więcej jest studiów zaocznych i wieczorowych, które pozwalają młodym ludziom na uzyskanie wyższego wykształcenia tylko dzięki ich determinacji i ciężkiej pracy. Chciałbym zresztą bronić studiujących tam. Często oskarża się ich o to, że przyczyniają się do obniżania poziomu nauczania, nie widzi się zaś, jak ciężko pracują, by osiągnąć swój cel. Klasycznym przykładem całkowitego braku zrozumienia tego problemu może być anegdota zaczerpnięta z życia ASP w Łodzi, na której wykładowca zapytał studenta studiów dla pracujących: „To Pan pracuje, czy się uczy?” Pozostawmy to bez komentarza.

Działalność Maćka i Mai jest próbą wypełnienia luki między idealizmem nauczających akademików a skrzeczącą rzeczywistością. Tych dwoje młodych ludzi powołało do życia firmę, która stara się ułatwić przejście absolwenta uczelni artystycznej do normalnego życia. Wierzą oni, że sztuki piękne i biznes to nie są całkowicie nieprzystające do siebie realności. Starają się pokazywać, że promowanie sztuki może być użyteczne dla obu stron, to znaczy dla promowanego artysty i wspierającego go przedsiębiorcy. Starają się stwarzać inicjatywy, w czasie których spotkanie sztuki i biznesu jest możliwe. W Polsce funkcjonuje bowiem przekonanie, że przedsiębiorcy to nie są ludzie, którzy mogą inwestować w sztukę. Można się oczywiście z tym zgodzić i nie robić nic. Można też po takiej konstatacji spróbować zmieniać sytuację. Nie chcę powiedzieć, że jest to łatwe i przyniesie natychmiastowe korzyści. Widzę jednak w tym głęboki sens. Wydaje się, że Maciek i Maja są jednymi z pierwszych, którzy ten trud mediacji podejmują.

Jednym z namacalnych dowodów ich działań jest powołany do życia przed rokiem internetowy magazyn o charakterze artystyczno-biznesowym. Jest to szczególne wydawnictwo, unikalne w skali kraju i jak się wydaje powoli dające owoce. Rok temu nikomu nieznane kolejne internetowe pismo dziś staje się rozpoznawalne w różnych środowiskach. Oczywiście ważny jest zasięg lokalny, dlatego podkreślamy nasz związek z Łodzią, ale ważna jest także perspektywa globalna i mam nadzieję, że „Purpose” będzie walczył w przyszłości o zaistnienie nie tylko w Polsce. Przed redaktorami wiele jeszcze trudu, by „Purpose” stało się naprawdę znakomitym pismem, ale proszę spojrzeć na obecny numer, w którym zamieszczone są wywiady z lokalnymi bohaterami sztuki i biznesu. Ta lokalność zarówno w przypadku Atlasu Sztuki, Opus Film, jak i Wojciecha Ledera jest przekroczona i staje się własnością  całego kraju, a nawet świata.

Na koniec chciałbym tylko dodać: Maćku i Maju, nie traćcie ducha i inicjatywy, dalej działajcie dynamicznie, poszerzajcie płaszczyznę, na gruncie której sztuka i biznes będą się spotykać. To dzięki ludziom takim, jak Wy jest nadzieja, że w Łodzi nadejdą dni dobre dla kultury i przedsiębiorców. Nie czekajmy tylko na to, co zrobią finansowane przez państwo i samorządy instytucje kulturalne. Przypomnijmy zapomniane hasło z początków transformacji — weźmy sprawy w swoje ręce.