Ostatnimi czasy coraz silniej daje o sobie znać designerski gust Polaków. Nie jest to tendencja wiodąca, jednak w porównaniu z przaśnym sztafażem epoki wolnościowego przełomu, kiedy zachłysnęliśmy się wszystkim, co oferowała nam "nowa, wolna telewizja" (m.in. nowobogackie wystroje wnętrz wzorowane na "Dynastii"), można mówić o znacznym postępie. Powoli wyrabia nam się gust. Idzie to dość opornie, ale jednak idzie.

Staliśmy się bardziej „globalni”. Zaczęliśmy podpatrywać innych, wybierać, komponować, korzystać z rad doświadczonych projektantów. Oczywiście to „globalne zorientowanie” wiąże się również z korzystaniem z usług „globalnych firm”, które proponują nam tanie, kompleksowe rozwiązania (IKEA). Są jednak tacy, którzy nie pozwalają prowadzić się za rękę, pragną podejść do zagadnień związanych z estetyką przedmiotów codziennego użytku w sposób przemyślany, indywidualny, autorski. Takie poszukiwania nie są prowadzone po omacku — rynek czasopism wzbogacił się o kilka istotnych tytułów, które mają pomóc domorosłym projektantom w zdefiniowaniu własnego stylu.


ilustracja: Tomasz Kaczkowski

Czy to dobrze, że zwracamy uwagę na design? Z jednej strony nie sposób nie zauważyć, że nowoczesne społeczeństwa niezwykle mocno stawiają na „emblematyzację” życia. Sfera symboliczna, konstytuująca nasz społeczny status, jest współcześnie czymś szczególnie istotnym. Idea „społecznej równości” zyskuje obecnie dość pokraczną formę. „Równi” to wszyscy ci, których stać na poświęcenie się osobliwej grze pozorów, polegającej na nabywaniu określonych towarów, które tworzą wrażenie pewnej ekskluzywności. Jest to jednak ekskluzywność na pokaz, niezwiązana z rzeczywistą wartością towarów. O co dokładnie chodzi? O te wszystkie ekskluzywnopodobne towary, które zapełniają nasz rynek — pseudoantyki: panele mające imitować drewno, ubrania udające dzieła drogich projektantów, odtwarzacze mp3 imitujące „ekskluzywnego” iPoda. Wszystko to świadczy o mocy, jaka tkwi w wyglądzie przedmiotów codziennego użytku — mocy, jaką nieświadomie im nadajemy. Pod tym względem jesteśmy niewolnikami osobliwie pojętego „dizajnu” — nie liczy się rzeczywista użytkowa wartość przedmiotu, tylko jego emblematyzujące oblicze, które ma nadać naszemu życiu jakąś bardziej wyszukaną formę, wyższy społeczny status. Ta ślepa pogoń za tym, co emblematyzujące (choć niekoniecznie wartościowe pod względem użytkowym) powoduje, że powstaje coraz więcej firm, które tworzą całe linie produkcyjne podróbek, rzeczy mających stworzyć wrażenie ekskluzywności (IKEA jako Crate and Barrel dla mas).

Jest jednak druga, ciekawsza strona zafascynowania designem. Strona bardziej twórcza. Na aukcjach internetowych coraz częściej można spotkać designerskie przedmioty sprzed dwudziestu, trzydziestu lat. To prawdziwa gratka dla wszystkich tych, którzy potrafią dostrzec w przedmiotach codziennego użytku prawdziwe dzieła sztuki. Przy okazji taki retrospektywny przegląd przebrzmiałych designerskich mód jest doskonałą okazją do podróży w czasie. Przedmioty codziennego użytku, oprócz swych estetycznych walorów, zyskują wymiar konceptualny — stają się wehikułami czasu, które pozwalają uchwycić ducha minionych dziesięcioleci. Coraz więcej osób kupuje przedmioty z lat 60., 70. i 80., tym bardziej, że u nieobeznanych z historią designu sprzedawców nie osiągają one zbyt wygórowanych cen.

Ciekawy jest również design „przetwórczy”, recyklingowy. Polega na tworzeniu przedmiotów (lamp, mebli, ubrań) z popkulturowych odpadów, śmieci, rzeczy uznanych za niemodne lub niefunkcjonalne. Na całym świecie odbywa się coraz więcej akcji artystycznych propagujących ten sposób uprawiania „przemysłowego wzornictwa” — sposób wyjątkowy, bo stawiający na dzieła unikalne. Owa „unikalność” staje się powoli cechą szczególnie pożądaną (czytaj: deficytową). W zalewie gotowców, propozycji kompleksowo meblujących zarówno nasze mieszkania, jak i głowy, unikaty stają się szczególnie cenne. Popkultura (a w jej ramach lokuje się nowoczesny design) proponuje nam wiele masowych rozwiązań. Jeśli ktoś chce podkreślić własną wyjątkowość, to musi albo uciekać tam, gdzie popkultura jeszcze nie dotarła (niestety takich miejsc prawie już nie ma), albo podchodzić do zagadnień związanych z designem w sposób świadomy, przemyślany. No tak, ale jak zadbać o chłodną refleksję, kiedy sklepy uwodzą takim bogactwem pięknych przedmiotów?! Oto jest pytanie. Enjoy your design!