Ks. prof. dr hab. Ryszard Knapiński

Katedra Historii Sztuki Kościelnej

Katolicki Uniwersytet Lubelski

Jakie miejsce w historii sztuki zajmuje sztuka sakralna?

Postawione przez Panią pytanie jest dwuczłonowe. Czy chodzi o historię sztuki jako dyscyplinę wśród nauk humanistycznych, czy o samą sztukę, a nie o jej dzieje? Bowiem wśród publikacji z zakresu historii sztuki istnieje wiele ogólnych opracowań dziejów sztuki bez specjalnego wyodrębniania dziejów sztuki sakralnej. Ale obok nich są opracowania stricte dedykowane dziejom sztuki sakralnej. Pozycje te zajmują znaczące miejsce w dorobku piśmienniczym wielu badaczy, krytyków sztuki i popularyzatorów wiedzy. Pragnę zwrócić uwagę na ten rodzaj publikacji, ograniczając się do literatury polskiej, bez odwoływania się do przykładów zagranicznych, wśród których działają renomowane wydawnictwa zajmujące się profesjonalnie wydawaniem książek i czasopism z tego obszaru (np. Schnell & Steiner z Ratyzbony, Dietrich Reimer Verlag z Berlina, Jaca Book z Mediolanu, czy też publikacje Tymothy’ego Verdona z Florencji i inne).

Tak więc warto uświadomić sobie, że badania nad sztuką sakralną stanowią wyodrębniony obszar, którym zajmuje się wielu badaczy (w np. Polsce S. Kobielus, A. Witko, Z. Kliś, J. Niwiński, W. Bałus i inni). Niezależnie od tego w każdym podręczniku, czy w seriach wydawniczych poświęconych dziejom sztuki powszechnej, znajdują się wyodrębnione rozdziały opisujące architekturę sakralną, wystrój kościołów oraz rzeźbę i malarstwo wraz ze sztukami zdobniczymi, powstałymi na użytek liturgiczny Kościoła. Rzadziej artyści tworzą na własny użytek dzieła o tematyce sakralnej, które pozostają w ich prywatnej ikonosferze lub trafiają do galerii wystawienniczych albo muzeów. Podsumowując, trzeba stwierdzić, że sztuka sakralna ma utrwaloną pozycję w historii sztuki i truizmem jest stwierdzenie, iż nie można sobie wyobrazić historii sztuki powszechnej z pominięciem sztuki sakralnej.

Jak wygląda jej pozycja w kulturze współczesnej?

Tu znowu porusza Pani szeroki kontekst obecności sztuki sakralnej w kulturze, na którą składa się wiele elementów, od architektury zaczynając, poprzez sztuki plastyczne i aranżację wnętrz, aż po muzykę i słowo mówione, przepowiadane, pisane lub śpiewane. I wreszcie, nie na samym końcu w tym szeregu plasuje się obecność sztuki sakralnej w mediach. Sztuka sakralna stwarza przestrzeń dla kultury. Raz może to być nowa budowla, jak np. kościół klasztorny dominikanów na Służewie w Warszawie, a kiedy indziej będzie to uratowana od zagłady ruina, jak kościół św. Jana w Gdańsku, gdzie tamtejszy duszpasterz środowisk twórczych stworzył „areopag sztuk wszelkich”, uszlachetniając swymi działaniami nawet oporny na kulturę świat polityki.

Kościół zawsze wspierał i zatrudniał artystów, pełnił rolę mecenasa kultury. Jak wygląda to we współczesnych czasach?

Wygląda to rozmaicie. Ale chciałbym zacząć od zacytowania wpisu Henryka Sienkiewicza, którego dokonał 3 stycznia 1903 r. w księdze gości odwiedzających Muzeum Diecezjalne w Płocku. Ten Noblista w charakterystyczny dla ducha swojej epoki sposób, zdefiniował rolę Kościoła jako mecenasa kultury w takich oto słowach: „Kościół jest stróżem przeszłości, piastunem teraźniejszości i siewcą przyszłości”. Wypowiedź ta może się nam dziś wydawać anachroniczna w formie, jednak jej sens nie uległ erozji. Dzisiaj termin „mecenas kultury” zmonopolizowało państwo, instytucje międzynarodowe lub polityczne, a Kościołowi przypisano niezwiązane z jego tradycją określenie „inwestor”. W samej tej „nowomowie” zawiera się element materialistyczny, wszak inwestowanie sprowadza się do zamawiania i płacenia, a nie do inspiracji i natchnienia. Twórczy mecenat sprzyja rozwojowi kultury wysokiej. Ale żeby tak się stało, to sam mecenas musi być na tyle wykształcony i wrażliwy, „aby potrafił odróżnić ziarno od plew”.

Myślę, że współcześnie obie te postaci mecenatu wysokiego i plebejskiego są obecne w życiu Kościoła. Jeden owocuje monumentalną architekturą sakralną, nasyconą wartościową sztuką, festiwalami muzyki, teatru i filmu. A drugi, ten plebejski, staje się karłowaty, amatorski i kiczowaty. Kicz też kosztuje. I niestety, trzeba z żalem stwierdzić, że Kościół w Polsce w dużym stopniu promuje kicz religijny. Proszę jechać do Kielc na targi „SacroExpo”. Znajdzie tam Pani, obok cennych konferencji i wystaw architektów i muzealników pracujących dla Kościoła, targowisko kiczowatych dewocjonaliów. Usprawiedliwieniem dla nich mają być wskaźniki marketingowe. A wszystko to dzieje się pod patronatem najwyższych autorytetów kościelnych. Wie Pani, tu jest tak, jak w tej regule kopernikańskiej o pieniądzu – pieniądz zły wypiera pieniądz dobry. Mutatis mutandis możemy powiedzieć, że sztuka zła wypiera sztukę dobrą.

Jak w porównaniu do dawnej sztuki sakralnej postrzegana jest przez Kościół sztuka współczesna?

Sztuka współczesna jest trudna w percepcji. Jej przeżywania i rozumienia trzeba się uczyć. To jest tak jak z nauką języków obcych. Języka sztuki, wszystko jedno, czy dawnej, czy współczesnej, trzeba się nauczyć. Jestem przekonany, że wielu nie rozumie sztuki dawnej, gdyż ta uległa dewaluacji w odbiorze dzisiejszych ludzi, ponieważ albo zerwane zostały więzy z tradycją, albo ich nie nawiązano. Podobnie jest ze zrozumieniem i przeżywaniem sztuki współczesnej. Wielu ludzi Kościoła jej nie rozumie, bo się jej „nie nauczyło”. To wcale nie musi gorszyć, gdy się weźmie pod uwagę ogólny poziom wychowania estetycznego. Ważnym czynnikiem jest kultura środowisk, z których wywodzą się kandydaci do kapłaństwa – „kapłan z ludu jest wzięty i dla ludu postanowiony” – mówi Pismo. Mam wrażenie, że lud lepiej odbiera sztukę dawną niż współczesną. Dlatego trzeba chyba się zgodzić ze stwierdzeniem, że „dobra sztuka”, obojętnie czy dawna, czy współczesna, jest przeznaczona dla elity. Tak było zawsze. Elity były kulturotwórcze zarówno w funkcji mecenatu, jak i odbiorcy sztuki. Dziś mecenat uległ pauperyzacji i lud (oraz księża z ludu) zadawalają się prowizorycznymi i amatorskimi rozwiązaniami. Styropianowa dekoracja i rozwieszone czy napięte na ramy flagi papieskie i państwowe nie służą przepowiadaniu Ewangelii. To nie jest sztuka, to jest propaganda i publicystyka. I niestety, ona się wciska do liturgii i zamiast ziarna dostajemy plewy.

Czy Kościół katolicki chętnie otwiera się na sztukę współczesną?

Pragnąłbym uściślić używane przez Panią Redaktor wyrażenie „Kościół katolicki”. Czy używając go ma Pani na uwadze stanowisko hierarchii, czyli tzw. urzędu nauczycielskiego Kościoła? Czy też chodzi raczej o wspólnotę wiernych? Bo tu granice pojęć są nieostre. Odpowiedź będzie zróżnicowana również pod względem tego, co nazywamy „sztuką współczesną”. Na ogół gdy mówimy o sztuce współczesnej, to myślimy o tej, która powstawała w XX w., a nie tej, która powstaje tu i teraz. Dzisiaj wiele z dzieł o rodowodzie XX-wiecznym należy już do klasyki kierunku. A zatem inna była „sztuka współczesna” w minionym wieku, a inna jest dzisiaj, w naszych czasach. Wolę na razie mówić o przełomie, jaki dokonał się za pontyfikatu papieża Pawła VI. Przełomowym było jego przemówienie podczas nabożeństwa w Kaplicy Sykstyńskiej w dniu 7 maja 1964 r. Tekst tego przemówienia jest dość dobrze znany, ale może warto przytoczyć chociaż krótkie fragmenty, które same stanowią odpowiedź na postawione przez Panią Redaktor pytanie. Papież mówił wówczas do artystów: „Kościół potrzebuje was […] Jeśli zabraknie nam waszej pomocy, nasza posługa stanie się jąkaniem i czymś niepewnym […] Obchodziliśmy się z wami bardzo źle, uciekliśmy się do surogatów, do »oleodruków «, do sztuki o małej wartości i nikłych zaletach […] Zapuściliśmy się i my w kręte zaułki, gdzie źle się służyło sztuce, pięknu oraz – co jest dla nas gorsze – kultowi Boga („Paweł VI do artystów”, Znak 1964, nr 126).

W ślad za tym przemówieniem, w 1973 r., w Muzeach Watykańskich został otwarty Dział Sztuki Współczesnej. Innym świadectwem, bliższym naszych czasów, jest słynny „List do artystów” Jana Pawła II, wydany na Wielkanoc 1999 r. (Tygodnik Powszechny 1999, nr 22). Z inicjatywy przedwcześnie zmarłego arcybiskupa Józefa Życińskiego ukazała się w Lublinie, w Wydawnictwie Gaudentinum odpowiedź artystów na list papieża. Jest to grube tomisko, pełne świadectw twórców naszych czasów. Mimo tych wspaniałych i mądrych wypowiedzi papieskich wciąż brakuje listu biskupów polskich na podobne tematy, o co przed laty apelował Stanisław Rodziński. Czyżby biskupi nie zauważali problemu?

Jak ocenia ksiądz obecność religii w sztuce świeckiej? Czy religia przedstawiana jest w sposób właściwy z punktu widzenia Kościoła?

Nie bardzo rozumiem, o co chodzi w tym pytaniu? Czy o wyraźne wprowadzanie dzieł o charakterze religijnym do imprez świeckich? Tu jako przykład nasuwają się koncerty i festiwale muzyczne, w których repertuarze znajdują się oratoria, msze, śpiewy gregoriańskie itp. Wspaniałym tego przykładem są wielkie festiwale „Misteria Paschalia” odbywające się w Krakowie czy Festiwal Ludwiga van Beethovena w Warszawie. W Łodzi od lat ks. Waldemar Sondka i Teatr LOGOS organizują międzynarodowe Festiwale Kultury Chrześcijańskiej, w których uczestniczą artyści wszelakich profesji, a poziom wykonania jest najwyższych lotów. Obecność religii w sztuce świeckiej przybiera rozmaite, nieraz zakamuflowane formy. Niejednokrotnie jesteśmy świadkami zawłaszczania i sekularyzacji tradycyjnych tematów sztuki religijnej, kiedy nadaje się im świeckie treści. Przykładem z obszaru rzeźby jest wykorzystanie tematu Piety jako pomnika dla bohaterów jakiegoś powstania lub obrońców ojczyzny. Przykłady można by mnożyć. Zupełnie pomijam tu prowokacyjne akcje pseudoartystów, połączone z naigrawaniem się ze świętości (głośna wystawa „Irreligia” itp.). W takich przypadkach przekroczone zostają granice kultury i poszanowania przekonań religijnych chrześcijan. Nierzadko mamy wtedy do czynienia z antysztuką i antykulturą, tylko, że nie mamy odwagi tego tak nazwać, bo snobujemy się na komplementowanie pseudoartystów (przypomnijmy stare porzekadło, polegające na odkryciu, że „król jest nagi” ).

Artyści jakich dziedzin sztuki są najczęściej zatrudniani na potrzeby Kościoła?

Tu paleta twórców jest bogata. Na pierwszym miejscu postawiłbym architektów – budowniczych kościołów. Obok projektantów nowych obiektów ważną rolę odgrywają konserwatorzy wszelkich specjalności. Istnieje duża potrzeba współpracy z ludźmi, którzy znają się na aranżacji wnętrz kościelnych, potrafiący zaprojektować ołtarze i meble kościelne. A także cały asortyment utensyliów liturgicznych i dewocjonaliów. Niestety, te obszary zostały pozostawione na pastwę żywiołu twórczego rzemieślników amatorów i partaczy. Profesjonaliści u nas jeszcze nie odkryli w tym zakresie szansy dla siebie, aby swym talentem i umiejętnościami warsztatowymi służyć wspólnocie wiernych. Potrzebni są plastycy o różnych specjalnościach, a zwłaszcza malarze, freskanci i konserwatorzy malarstwa ściennego i sztalugowego. Z przykrością trzeba stwierdzić, że zauważa się małe zapotrzebowanie na profesjonalnych rzeźbiarzy, ale za to na ich miejsce pojawiają partacze amatorzy, tworzący karykaturalne pseudopomniki bł. Jana Pawła II lub świętych. Niedoceniane są zabytkowe tkaniny, których przechowywanie i konserwacja stawia specyficzne wymagania. W ogóle szaty liturgiczne są u nas albo produkowane przemysłowo, albo ich wykonaniem zajmują się amatorsko wyszkolone zakonnice lub krawcowe. Stąd wywodzą się tandetne wyroby. A złe wzorce idą z wielkich sanktuariów jak Jasna Góra, Licheń czy inne. W dekoracji ornatów miesza się elementy propagandy patriotycznej i wątki sakralne, zapominając o starej zasadzie, głoszącej – Ne sacra misceantur profanis – to znaczy, aby elementy sakralne nie mieszały się ze świeckimi. Na odrodzenie czeka wytwórczość naczyń liturgicznych – vasa sacra, obejmująca cały obszar złotnictwa i sztuk zdobniczych. Wyroby rzemiosła artystycznego wyrugowała nierzadko tandetna produkcja przemysłowa. W nowych budowlach kościelnych potrzebni są specjaliści od oświetlenia i nagłośnienia, a także elektroakustycy. Na co dzień korzystamy z pracy muzyków organistów i dyrygentów chórów, a wraz z nimi idą w parze kompozytorzy i poeci, aktorzy i śpiewacy.  Oni wszyscy we współpracy z duszpasterzami, współtworzą współczesną kulturę Kościoła. Jak widać tę listę można byłoby wydłużać.

Na jakiej zasadzie zwykle zatrudniani są artyści na potrzeby Kościoła?

Z reguły na umowę zlecenie, również na umowę o dzieło, ale na ile znam problem, to na zasadzie „fuchy” lub usługi okazjonalnej czy grzecznościowej. W niejednym przypadku czynnikiem hamującym jest lęk przed kosztami i stąd wybór tańszych ofert za cenę przypadkowej jakości estetycznej otrzymanego produktu. W środowisku klerykalnym działa też mechanizm naśladowania wzorów podpatrzonych u innych. Kolega tak zrobił, kolega mi polecił „artystę”, no i jest jak jest. W tej sytuacji świadomość wyboru jest ograniczona, a decydującym czynnikiem jest oportunizm. Problemom tym starają się zaradzić działające przy kuriach diecezjalnych komisje do spraw sztuki i budownictwa sakralnego. Jednak i tu zadania niejednokrotnie przerastają kompetencje „urzędników” kurialnych.

Jak wyglądałby Kościół bez udziału świeckich artystów w przeszłości, a jak współcześnie?

Na takie gdybanie nie odpowiadam, gdyż jest to stawianie problemu na głowie. Próbuje mnie Pani Redaktor wprowadzić w świat utopii.

Poprzez jaką dziedzinę sztuki religia najlepiej dociera do ludzi wierzących? Czy media mają tu duże znaczenie?

Wiadomym jest, że podstawowym medium przekazu ewangelicznego orędzia jest słowo – mówione i pisane. Ten przekaz werbalny zyskał ostatnimi laty nowe instrumentarium, jakim jest Internet. I Kościół chętnie i twórczo korzysta z tego wynalazku. Z przekazem słownym łączy się śpiew, muzyka i teatr. Ta ostatnia muza przeżywa wzloty i niże. Przypomnijmy, że średniowieczne misteria, a nawet taniec, należały do starej tradycji Kościoła. Gatunek ten pięknie rozwinął się w okresie baroku. Potem nastąpiła stagnacja. Na zasadzie wyjątku w liturgii lub w inscenizacjach paraliturgicznych pojawia się balet, ale w polskich warunkach wydaje się to nazbyt egzotyczne. Brakuje zapotrzebowania na taką sztukę i nie ma zainteresowania tańcem sakralnym wśród choreografów i tancerzy.

Bez wątpienia z powodzeniem Kościół sięgnął po nowoczesne media, jak radio, film i telewizja. I tu jest domena dla ludzi świeckich, o profesjonalnym przygotowaniu. Niestety, często duchowni nie są do prowadzenia tych mediów przygotowani, dlatego ich posługa razi amatorszczyzną i nie jest wolna od tego, co nazywa się parafiańszczyzną. Ale nie brakuje i takich przykładów, gdzie zamiast profesjonalizmu i mądrej gorliwości w służbie ewangelizacji manierą staje się fundamentalizm religijny. Kto wie, czy takie nadużycie nie ociera się o granicę grzechu? Dewocyjna postawa nie zrównoważy uchybień w profesjonalnym posługiwaniu się nowymi mediami. Kiedyś opowiadano anegdotę o malarzu, który malował Chrystusa na klęczkach i Pan miał mu powiedzieć, ty mnie nie maluj na klęczkach, ty mnie maluj dobrze! Pozostało to aktualne do dzisiaj.



Z księdzem Ryszardem Knapińskim, profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, rozmawiała Agnieszka Furmańczyk