Przypomniałem sobie ostatnio opowiadanie J.G. Ballarda pt. "Miasto koncentracyjne". Ballard opisuje w nim wymyślone, totalitarne Miasto, które rozciąga się na całą rzeczywistość. W Mieście wszystko jest skrupulatnie ponumerowane, każda rzecz ma swój sens i swoje miejsce. Nie ma pustych przestrzeni, nie ma nieba — Miasto rozciąga się zarówno w poziomie, jak i w pionie. Porządku pilnuje specjalna policja (największym zagrożeniem są piromani, którzy próbują wysadzać poszczególne części Miasta).

Główny bohater, dwudziestoletni student Franz M. (adres zamieszkania:  Zachodnia 783-cia  m. 3599719. Poziom 549-7705-45 KNI) śni o lataniu. W mieście bez nieba takie marzenia są czymś niecodziennym, wręcz chorym. Policyjny lekarz wypytuje Franza o szczegóły jego snów. A Franz opowiada:
„— Unosiłem się w powietrzu nad płaskim obszarem otwartej przestrzeni, jakby nad podłogą ogromnej areny. Ręce miałem rozpostarte i patrzyłem w dół, płynąłem...
— Stop! — przerwał mu lekarz. — Czy jest pan pewien, że nie płynął pan w wodzie?
— Nie — odparł M. — Jestem pewien, że nie. Wszędzie wokół mnie była wolna przestrzeń. To było najważniejsze. Nie było żadnych ścian. Nic tylko pustka. To wszystko, co pamiętam.”

Bohater decyduje się w końcu dotrzeć do granic Miasta, aby odnaleźć wyśnioną „pustą przestrzeń”. Wsiada do pociągu i jedzie najdalej jak się da. Któregoś ranka, po dziesięciodniowej podróży, budzi się i widzi, że pociąg niespodziewanie zmienił kierunek jazdy. Wniosek: nie da się wyjechać poza Miasto. Nie ma żadnego „poza”. Każda próba ucieczki musi skończyć się powrotem do miejsca rozpoczęcia podróży. Jak powiada policyjny lekarz: „Miasto rozciąga się we wszystkich kierunkach bez ograniczeń...”


Ilustracja: Tomasz Kaczkowski

Ballard — zgodnie z uwagą poczynioną we wstępie do opowiadania — pragnął przedstawić kosmos ludzkiego mózgu. Przypomniałem sobie o tej historii, bo moim zdaniem doskonale obrazuje ona sposób funkcjonowania nowoczesnych sieci informatycznych. Absolutnie nasycona, samozwrotna Sieć — czy nie taka idea przyświeca apologetom cybernetycznych przestrzeni? Jaki jest kierunek rozwoju Internetu? Czy nie jest tak, że już w nieodległej przyszłości będziemy świadkami absolutnego zaanektowania rzeczywistości przez informatyczną matrycę? Nie da się nie zauważyć tego ciągłego, obsesyjnie kontynuowanego rozrostu informatycznych struktur — pragnienia, by nasycić wszechświat czytelną treścią. Wizja miasta, w którym wszystko ma swoje miejsce, swój sens, numer, powoli zaczyna się urzeczywistniać. Czy takie absolutne „nasycenie sensem” jest możliwe? Współcześni filozofowie twierdzą, że nie. Zawsze pozostanie jakiś margines. Jakieś „nic”, które nie pozwoli się zaanektować i będzie się „mścić”, dekonstruując spełniony porządek Sieci (tak, jak piromani w „Mieście koncentracyjnym” Ballarda).

Potencjalnych zagrożeń związanych z ekspansją Internetu nie należy bagatelizować. Zwróćmy uwagę, jak bardzo wirtualny świat zaczął wykraczać poza własne ramy. Ekranowa rzeczywistość (pełna czytelnych, uporządkowanych linków–odniesień–hiperłączy) coraz intensywniej modyfikuje nasze życie. W dyskusji o przyszłości Sieci coraz częściej pojawiają się hasła takie, jak ’ubicomp’ lub ’everyware’, które odnoszą się do idei absolutnego wypełnienia rzeczywistości informatyczną tkanką. Czytałem ostatnio o czymś, co nazywa się „Tokyo Ubiquitous Technology Project”. O co chodzi? Otóż Ginzę, jedną z najbardziej popularnych dzielnic handlowych Tokio, dosłownie naszpikowano elektroniką — wypożyczając miniaturowy teminal (Ubiquitous Communicator), możemy prześledzić wszystko, co aktualnie dzieje się w okolicy (natężenie ruchu ulicznego, położenie i zaopatrzenie sklepów, informacje o zabytkach, niezwykle drobiazgowa mapa). Proszę wyobrazić sobie, jak taka technologia będzie wyglądała za lat dziesięć... Amerykański pisarz science fiction Bruce Sterling stworzył kiedyś słowo ’spime’, opisujące wymyślne miniaturowe urządzonka, które — sprzęgnięte z globalnym systemem informatycznym — będą nas informowały o wszystkim, począwszy od pogody, a skończywszy na informacji o tym, gdzie zostawiliśmy okulary. Spimes będzie można podłączyć do wszystkiego — rzeczywistość stanie się czytelna, uporządkowana, przejrzysta... Internet ostatecznie wyleje się z ekranów komputerów i pochłonie cały świat.

Niniejszy numer „Purpose” traktuje o sztuce w Internecie. Jaka jest rola artysty w zdigitalizowanym świecie? Pisałem o tym w jednym z poprzednich felietonów, lecz powtórzę jeszcze raz — artyści winni stać się „piromanami” lub „Franzami M.” internetowych struktur. Powinni podejmować działania ukazujące niemożliwe do osiągnięcia „zewnętrze” internetowego świata — uzmysławiać nam autorytarność tej przestrzeni oraz jej absolutną niewystarczalność. Wiara we wszechpotężną moc Hiperrealnego pozbawia nas marzeń o pustce, ballardiańskiej „pustej przestrzeni”, która jest żywiołem ludzkiego ducha. Artyści winni przypominać nam o tym, jak najczęściej, podejmując działania polegające na permanentnej dekonstrukcji hiperrealnego porządku. Powinni — mówiąc językiem bohatera opowiadania Ballarda — wykorzystywać nowoczesną technologię do realizacji tych wszystkich snów o lataniu, których próbuje nas pozbawić uporządkowany świat TEGO, CO JEST.