Z Pauliną Totą rozmawia Agata Etmanowicz

Tak zwane „projektowanie dla wszystkich to nie jest wiedza tajemna. Nie jest nawet bardzo skomplikowana. Dodatkowo – w ostatnich latach (no, może bardziej miesiącach) to termin coraz bardziej popularny, używany chętnie, często, szeroko… Czym w takim razie jest? Jak to jest „pracować w dostępności” i robić piękno i dobro? Poczytajcie – zapraszamy.


Agata Etmanowicz: Paulino, jak się przedstawiasz ludziom? Jak wyjaśniasz, czym się zajmujesz zawodowo?

Paulina Tota: Mówię, że mam ogromne szczęście, bo zawodowo zajmuję się robieniem piękna i dobra. A tak poważnie – mówię, że jestem architektką od dostępności: audytuję, sprawdzam projekty, doradzam i konsultuję. Tłumaczę, jak robić, żeby było dostępnie i wygodnie dla wszystkich. Staram się nie mówić, że zajmuję się architekturą dla osób z niepełnosprawnością, bo nie chciałabym, żeby tak spłycać całą koncepcję projektowania uniwersalnego - chociaż faktycznie, czasem ciężko jest tego uniknąć. Zwłaszcza wtedy, kiedy rozmówca czy rozmówczyni nie wie zupełnie nic o dostępności...

To wąska specjalizacja? Czy dużo jest architektów_ek z taką specjalizacją jak twoja?

Bardzo mało! Właściwie wszyscy się znamy – jest nas może kilkanaście osób działających w „branży”. Ale, mimo wszystko, widać progres: kiedy zaczęłam się interesować dostępnością (w 2010 roku, jeszcze na studiach), było właściwie tylko trzech architektów_ek, którzy się tym zajmowali (co ciekawe – niektórzy w dużej mierze teoretycznie). Teraz to jakieś kilkanaście osób, które nierzadko kształcą kolejne i kolejne, więc wydaje się, że jest jakaś nadzieja na przyszłość!

Zawsze mi się wydawało, że większość młodych architektów_ek najbardziej marzy o byciu takim van der Rochem, Fosterem, Gehry czy Hadid. Ty zajęłaś się projektowaniem uniwersalnym i dostępnością. Co, a może kto cię zainspirował?
 

No tak, wiadomo – każda dziewczyna studiująca architekturę chce zostać drugą Zahą Hadid. A przynajmniej te 10 czy 15 lat temu tak było. Ja też chciałam. W 2009 roku pojechałam na półroczną wymianę w ramach programu Erasmus – trafiłam do Belgii, do Gandawy i tam spotkałam się z przedmiotem o nazwie universal design. Przeżyłam szok – po pierwsze nie wiedziałam, o co chodzi, po drugie – nijak nie rozumiałam, czego ode mnie oczekują prowadzący. Coś tam wiedziałam, że windy, że pochylnie i wózkowicze, ale już o niewidomych czy niesłyszących nie wiedziałam nic. A byłam na czwartym roku, właściwie bardziej kończyłam niż zaczynałam te studia.

Mam takie zdjęcie – często je nawet pokazuję na szkoleniach: Haloween party, wszyscy przebrani za najgorsze koszmary... i ja, przebrana za projektowanie uniwersalne. To było miesiąc od rozpoczęcia zajęć w Ghent.

Później już było lepiej: zajęcia były super mądre: robiliśmy audyty istniejących budynków, a w ramach warsztatów o nazwie Designing in the Dark przez 10 dni budowaliśmy model dotykowy: świecący, mówiący, fakturowy, kolorowy. I ogromny. Byłam zachwycona. Na tyle, że po powrocie do Polski razem z koleżanką, z którą byłam na wymianie (pozdrowienia dla Anny Zapart!) zorganizowałyśmy polski Designing in the Dark w Krakowie - jako jedną z edycji MiniOssy. Byłyśmy super dumne i super zmęczone, ale było warto. A potem już poszło – jakoś tak wyszło, że zostałam panią od dostępności. W międzyczasie zrobiłam doktorat na Politechnice Krakowskiej (o placach zabaw dla dzieci z niepełnosprawnościami) i zaczęłam współpracę najpierw z Fundacją Machina Zmian (wtedy jeszcze Machina Fotografika), a później Fundacją Polska Bez Barier.

Co to właściwie znaczy „projektowanie dla wszystkich”?

Projektowanie dla wszystkich to rodzaj filozofii projektowania – brzmi dumnie, chociaż warto pamiętać, że to jedna z tych filozofii, które nie odwołują się (przynajmniej bezpośrednio) do estetyki, rodzajów użytych materiałów itd. Wytyczne projektowania uniwersalnego (w dużym uproszczeniu) zostały stworzone po to, aby zapewnić dostęp do wszystkich produktów, usług, przestrzeni i budynków wszystkim użytkownikom, niezależnie od stopnia ich sprawności czy indywidualnych możliwości.

Trzeba było jechać do Belgii na Erasmusa, żeby wejść w temat? W Polsce nie uczą tego na studiach?

Czy trzeba było jechać do Belgii? Pewnie nie. Ale trzeba było mieć trochę szczęścia, żeby ktoś opowiedział o tym, przynajmniej wtedy, kiedy studiowałam. Zajęcia z projektowania uniwersalnego były, ale jako fakultet, więc spośród 250 osób na roku uczyło się o nim może dwadzieścioro. Poza tym – oczywiście, trudno mi to porównywać, bo nie mam żadnej wiedzy na temat tego, jak bardzo „seksowny” był to temat w Polsce – w Belgii,po pierwszym szoku, pokazano mi go w taki sposób, że po 5 miesiącach byłam już totalnie zakochana i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym o tym nie opowiadać innym.

Czy czujesz wzrost popularności koncepcji projektowania uniwersalnego w związku z wejściem w życie ustawy z dnia 19 lipca 2019 r. o zapewnianiu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami? 

Czy to jest wzrost popularności – nie wiem. Na pewno wzrost strachu... Ustawa nałożyła pewne obowiązki na pewne grupy ludzi i w związku z tym pracy dla specjalistów zajmujących się dostępnością jest teraz bardzo dużo. Ale jednocześnie specjalistów nie jest więcej niż było, a zaczynają pojawiać się osoby, które coś tam wiedzą, może nawet były na jakichś warsztatach czy szkoleniu, i w związku z tym mają już odwagę audytować lub sprawdzać projekty... A czas goni, ustawa wymaga. I w tym wszystkim sama koncepcja projektowania uniwersalnego właściwie się rozmywa.

Równocześnie jednak wzrost popularności tej koncepcji jest właściwie ciągły: coraz więcej osób jest zainteresowanych dostępnością (bardzo szeroko rozumianą – nie tylko tą twardą, architektoniczną, ale też w zakresie informacji, komunikacji czy organizacji wydarzeń). Coraz więcej projektantów i projektantek wie, że to ważne: może nawet zaczyna być modne, czego bardzo bym sobie życzyła. Bo w sumie dostępność może być modna, może być ładna i może być sexy: to naprawdę nie są brzydkie pochylnie doklejone do ładnych budynków. A przynajmniej nie powinny być - bo że takie się zdarzają, to wiadomo.

Czy ta ustawa wpływa na pracę architektów i architektek? A jeśli tak, to jak? Co się zmieniło?

Ustawa na pewno wpłynie na pracę architektów i architektek - może już nawet delikatnie wpływa, ale nie jest to wpływ znaczący. Na pewno większa waga będzie przykładana do dostępności projektów, ale ten element był wymagany wcześniej, jeszcze zanim w życie weszła ustawa. Być może poszerzy się świadomość, być może nawet zaczną powstawać coraz lepsze (bardziej dostępne, a przy tym wciąż estetyczne) projekty. Ale na pewno nie będzie to zmiana na przestrzeni miesięcy – raczej lat. A w takiej perspektywie trudno zakładać, co jest ostatecznym bodźcem – może ustawa, a może po prostu ewolucja w myśleniu o architekturze.

Sama wciąż jeszcze jesteś młodą architektką, ale z dziesięcioma latami stażu, specjalizacji w dostępności i niezwykle imponującym dorobkiem - setki audytów, konsultacji, projektów. Jesteś autorką standardów dostępności dla największych polskich miast - Wrocławia i Warszawy. Nazywają cię nawet Carycą Dostępności. Co powiedziałabyś tym, którzy dopiero zaczynają? Co mówisz swoim studentom i studentkom? Można mieć wszystko, pójść o krok dalej, być jak Hadid i Caryca w jednym?

Ci, którzy zaczynają, wcale nie są tak daleko za mną. Wszyscy, którzy działamy w dostępności, zaczynaliśmy stosunkowo niedawno – możemy założyć, że dostępność zaczęła się w Polsce w latach 90-tych. Ci, którzy zaczynają teraz, mają na pewno większą możliwość uczenia się: dostępnych jest setki publikacji, filmów, materiałów – można nauczyć się wiele. Warto tylko chcieć. Poza tym mam nadzieję, że ci wszyscy, którzy są za mną, niedługo będą i obok, i może nawet przede mną: dla każdego starczy miejsca, a pracy jest wiele.

Moim studentkom i studentom mówię, że to nie jest głupie zajęcie: to nie jest tak, że moja praca polega na bieganiu z metrówką po toaletach (chociaż to też jest jej część). Że warto pamiętać, że na końcu z każdego projektu ma korzystać człowiek: i to nie jakiś statystyczny, tylko każdy. Jest takie przekonanie (doskonale widać je na wizualizacjach nowopowstających projektów – a już zwłaszcza na wizualizacjach projektów studenckich), że architektura wygląda lepiej bez ludzi. Może i wygląda, ale nie działa: na samym końcu architektura to sztuka bardzo użytkowa. I bardzo wpływająca na, choć teraz to często już nadużywane określenie, jakość życia. Trudno więc nie brać pod uwagę jej dostępności.

Czy można pójść o krok dalej – nie wiem. Pewnie zawsze można. Ludzkość podbija kosmos, zagląda za granicę czarnych dziur, więc jest to ewidentny dowód, że można wszystko. Na pewno warto lubić to, co się robi. A już najdoskonalej jest wtedy, kiedy nie dość, że to lubisz, to masz jeszcze poczucie, że zawodowo zajmujesz się robieniem piękna i dobra.