Wynalazek fotografii (dokonany, przypomnijmy, w 1839 roku przez Loisa Jacquesa Daguerre'a i Josepha Niecephore Niepce) na trwałe zmienił nasz obraz myśli - zarówno w dziedzinie sztuki, jak i każdej innej sferze pojmowania (i kształtowania) nowoczesnej rzeczywistości. Znakomity teoretyk kultury z początku ubiegłego stulecia, Walter Benjamin, twierdził, że nie sposób myśleć o fotografii, "nie zapytawszy uprzednio, czy samo wynalezienie fotografii  nie odwróciło całkowicie podstawowego znaczenia sztuki".

Wynalazek fotografii (dokonany, przypomnijmy, w 1839 roku przez Loisa Jacquesa Daguerre’a i Josepha Niecephore Niepce) na trwałe zmienił nasz obraz myśli – zarówno w dziedzinie sztuki, jak i każdej innej sferze pojmowania (i kształtowania) nowoczesnej rzeczywistości. Znakomity teoretyk kultury z początku ubiegłego stulecia, Walter Benjamin, twierdził, że nie sposób myśleć o fotografii, „nie zapytawszy uprzednio, czy samo wynalezienie fotografii  nie odwróciło całkowicie podstawowego znaczenia sztuki”. Ale przecież nie tylko o sztukę tu chodzi. Fotografia to wynalazek epoki maszyn, automatów, technologicznych prób zapanowania nad rzeczywistością. Nie sposób opisać tego zjawiska bez ukazania jego funkcji poznawczej. Fotografia, ta specyficzna „maszyna do odwzorowywania świata” niesie ze sobą pewien nieludzki pierwiastek. Czym jest? Co odwzorowuje? Jak?... Rozwojowi fotografii od początku towarzyszył glęboki namysł filozoficzny – wystarczy wspomnieć rozważania Bergsona, który autentycznej komunikacji szukał właśnie w kontemplacji i wymianie obrazów. Jeśli świat jest obrazem, to fotografia zdaje się być idealnym medium filozoficznego poznania.

Namysł nad „ikonicznością” zdominował współczesną teorię kultury. Nie sposób pominąć w tym miejscu Baudrillarda (filozofa, socjologa, ale również fotografa), który w fotografii widział magiczne „zwycięstwo przedmiotu” – jeśli bowiem fotografia ma uchwycić pełnię nagiego przedmiotu, to akt ten musi się nierozerwalnie wiązać z zanegowaniem kontemplującego podmiotu. Wobec przemocy przedmiotu podmiot musi zamilknąć, zniknąć. Moment zwolnienia migawki aparatu fotograficznego jest równoznaczny ze spuszczeniem gilotyny na głowę fotografa – podmiot znika, oddaje się we władanie zagadkowej zewnętrzności przedmiotu, która objawia się w chwilowej, hieroglificznej reprezentacji. Tak pojęta fotografia to pewien rodzaj „pisma automatycznego” rzeczywistości, niezrozumiały (bo niepodatny na żadną ostateczną, wyczerpującą interpretację) język tego, co wobec nas zewnętrzne. Zastanawiające jest również zjawisko mechanicznego powtórzenia, które czyni z fotografii medium na wskroś tajemnicze. Tak pisze o tym Barthes: „To, co fotografia powiela w nieskończoność, miało miejsce tylko jeden raz; powtarza więc mechanicznie to, co już nigdy nie będzie się mogło egzystencjalnie powtórzyć”.


foto: Tomasz Kaczkowski

 

Refleksja nad fotografią (lub filmem) to niesłychanie inspirująca gałąź nowoczesnej myśli filozoficznej. Jednak tej głębokiej pracy teoretyków towarzyszy zjawisko o wiele bardziej przyziemne. Mam na myśli współczesną obsesję do fotografowania, uwieczniania się, stylizowania własnej egzystencji. Uwielbiamy się fotografować, stylizować, poprawiać, retuszować. Wykorzystujemy fotografię do utrwalania/tworzenia tożsamości własnej i tożsamości świata w którym żyjemy. Chcemy być ekstatycznie widzialni, doświetleni, wystylizowani adekwatnie do wyobrażeń o sobie. Jesteśmy swoimi własnymi paparazzi. Rewie mody dostarczają nam coraz to nowszych kostiumów, w których będziemy się mogli uwiecznić, utrwalić swoją pieczołowicie konstruowaną, karykaturalną tożsamość.

We dzisiejszym świecie obraz fotograficzny prostytuuje się na użytek rozmaitych ideologii, reklamowych stylizacji, telewizyjnych newsów. Fotografia zawsze pojawia się w pewnym ideologiczym lub reklamowym planie. Oczywiście nadal istnieją twórcy, którzy pragną uczynić aparat fotograficzny narzędziem pozwalającym skonfrontować nasze myślenie z zagadką świata (np. Hiroshi Sugimoto), jednak jest to margines oficjalnych działań. Nieustannie wiąże się fotografię z narracyjnością, zapominając o istocie aktu fotograficznego (który – jak to widać np. u wspomnianego Baudrillarda – obcy jest jakiejkolwiek narracyjności lub ideologii). Zapominamy o pewnej niewytłumaczalnej pustce tkwiącej w samym sercu fotograficznego obrazu – pustce, która wyraża wieczną „obcość”, „inność” tego, co wobec nas zewnętrzne. Filozof-fotograf mówi: „Właśnie tę nicość wygnano na wszystkie możliwe sposoby, nasycając fotografię odniesieniami i znaczeniami wszelkiego rodzaju. Na festiwalach fotoreportaży i w galeriach zdjęcia ociekają świadectwem, estetyczną czy demagogiczną czułostkowością, stereotypami podobieństwa”. Nie zapominajmy o tej pustce, bo tylko dzięki niej nie jesteśmy jeszcze fotograficznymi karykaturami samych siebie.